31.7.14

Nowości - lipiec 2014/część druga

Tak, wiem, zanudzam Was tymi postami z nowościami, ale bardzo chciałam pochwalić się ;) nowymi nabytkami, a przy okazji pokazać o czym w bliższym lub późniejszym czasie będziecie mogły przeczytać :)


Zacznijmy od zakupów z Kicks.no. W ogóle muszę przyznać, że jestem uzależniona od tego sklepu i najchętniej robiłabym w nim zakupy codziennie. Tym razem skusiłam się na nowe MACzki i mamy tutaj PREP + PRIME Transparent Finishing Powder oraz Pro Longwear Waterproof Brow Set w kolorze Bold Brunette. Puder po pierwszych testach zapowiada się całkiem nieźle, ale denerwuje mnie jego opakowanie, jeśli chodzi o żel to już mogę napisać, że jestem nim zachwycona i od dnia zakupu sięgam po niego praktycznie codziennie. Na krem Origins - GinZing miałam ochotę już od dawna, ale zawsze finalnie kupowałam jakiś inny jednak nie tym razem. Pierwsze odczucia po kilku użyciach są pozytywne, krem dobrze nawilża, ładnie rozświetla okolicę oczu i podejrzewam, że będzie baaardzo wydajny. Tusz Dior - Addict IT-LASH oraz kropelki samooplające Clarins - Radiance Plus Golden Glow Booster to taka moja zachcianka ponieważ ani jeden, ani drugi kosmetyk nie jest mi obecnie potrzebny. Tuszu na razie nie dotykam choć nie powiem, kusi mnie bardzo, natomiast do kropelek dobrałam się wczoraj i coś czuję, że będzie z tego miłość ;)


W nowościach nie mogło zabraknąć kosmetyków marki RITUALS... od których w ostatnim czasie jestem uzależniona. Chciałam kupić kolejną piankę pod prysznic lub jakiś balsam, ale mam za duże zapasy, a więc skusiłam się tylko na mydło do rąk Infinity i odżywkę do włosów It's a wrap, przy okazji kupiłam jeszcze szampon Cool Kami dla mojego M. Na koniec małe zamówienie z Blush.no gdzie kupiłam olejek do włosów Hairdresser's Invisible Oil marki Bumble&Bumble (od której w sumie też jestem już chyba uzależniona). Na stronie producenta widziałam, że jest to bestseller i zbiera pozytywne recenzje, a więc mam nadzieję, że będę z niego zadowolona bo kosztował nie mało :/ W tym samym sklepie kupiłam jeszcze herbatki Pukka. Akurat była promocja 3 w cenie 2, a więc nie mogłam nie skorzystać. Wybrałam Refresh, którą już kiedyś miałam i bardzo lubię, oraz dwie nowości: Three Tulsi, którą polecała Kasia z bloga Kolczyki Izoldy >klik< i Three Grean Tea bo zieloną herbatę uwielbiam i mogę pić litrami ;)


To już wszystko :) Znacie któryś z kosmetyków? A może coś Was szczególnie zainteresowało? Dajcie znać :)
PS. Przypominam o rozdaniu, które trwa do dzisiaj, do północy >klik< ;)

29.7.14

Ulubieńcy - lipiec 2014

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami czas więc na prezentację ulubieńców lipca. Zapraszam :)



Oriflame/Sun Ozon, Self-Tanning Mist Body - nie lubię się opalać, poza tym ostatnio nie mam też na to czasu, dlatego żeby nie straszyć bladym ciałem sięgam po samoopalacze. Ten prezentowany dzisiaj podarowała mi mama, przeleżał trochę czasu w szafce, w końcu postanowaiłam go przetestować i ... zakochałam się już po pierwszym użyciu. Jedynym minusem tego kosmetyku jest delikatny smrodek, który po jakimś czasie na szczęście przestaje być wyczuwalny. Poza tym mamy tutaj same plusy, zaczynając od aplikacji, która jest bardzo wygodna, a kończąc na przepięknym, złocistym kolorze opalenizny bez plam i smug, która utrzymuje się do 4 dni.

Real Techniques, Blush Brush - na początku nie polubiłam się z tym pędzlem, a teraz gdy aplikuję róż w kamieniu nie mam ochoty sięgać po żaden inny bo ten okazał się ideałem. Ma miękkie i milusie włosie, nabiera odpowiednią ilość kosmetyku, pięknie wszystko rozciera, nawet przy mocno napigmentowanych różach nie ma opcji żeby zrobić sobie krzywdę. Blush Brush ogólnie jest dość duży, ale jest bardzo precyzyjny. Myślę, że świetnie sprawdzi się też do aplikowania bronzera czy po prostu pudru.


Bumble&Bumble/Bb.Thickening, Hairspray - ze względu na cienkie i wiecznie oklapnięte włosy cały czas poszukuję kosmetyków, które zapewnią im objętość. Na ten spray miałam ochotę już od dawna, ale do zakupu zniechęcała mnie troszkę cena. Postanowiłam jednak w końcu go kupić i dobrze zrobiłam. Hairspray zastosowany na mokre włosy, sprawia, że po wysuszeniu suszarką nabierają objętości, są zdecydowanie pogrubione, odbite od nasady, a przy tym lekkie oraz niesamowicie podatne na układanie. Efekt ten utrzymje się aż do mycia. Lubię to :)

Essie, Style Hunter - uwielbiam czerwień na paznokciach, Style Hunter to niby taka malinowa czerwień choć dla mnie to bardziej malina. Nieważne. Zakochałam się w tym kolorze i to on najczęściej gościł na moich paznokciach, szczególnie u stóp, w lipcu. Posiadam wersję mini, która ma malusi pędzelek, ale aplikacja przebiega bardzo sprawnie, lakier ma nie za rzadką ani nie za gęstą konsystencję, nie smuży, nie bąbluje i pięknie kryje już po jednej warstwie. Cudo :)


Shiseido, UV Protective Compact Foundation SPF30 - jeśli śledzicie na bieżąco moje wpisy to na pewno pamiętacie, że pisałam o tym podkładzie w poprzednim poście >klik<. Dla mnie to podkład prawie idealny. Rewelacyjnie kryje, a przy tym jest niewidoczny oraz niewyczuwalny, nie przesusza skóry, nie zapycha i trzyma się na twarzy od rana do wieczora. Mógłby tylko matowić na dłużej, ale nie narzekam. Dla mnie must have, szczególnie na lato!

Znacie moich ulubieńców? Jakie kosmetyki Was zachwyciły w tym miesiącu? Koniecznie dajcie znać :)

26.7.14

MUST HAVE - Shiseido - UV Protective Compact Foundation SPF30

Dzisiaj kolejny, a dokładnie drugi, post z serii "Must Have". Poprzednim razem pisałam o rewelacyjnym błyszczyku Clarins -Instant Light Natural Lip Perfector >klik<, a tym razem zapraszam na recenzję podkładu w kamieniu. UV Protective Compact Foundation SPF30 ma za zadanie chronić skórę przed uszkodzeniami wywołanymi negatywnym działaniem czynników zewnętrznych, takich jak promienie UV oraz przesuszenie. Wyjątkowo trwała formuła, odporna na wodę, pot oraz sebum zapewnia długotrwałe wykończenie makijażu, a jednocześnie troszczy się o zdrowie i piękny wygląd skóry w przyszłości. Jedwabiście gładka konsystencja podkładu doskonale rozprowadza się na skórze i zapewnia naturalny, matowy efekt wykończenia. Tak swój produkt opisuje producent, a poniżej możecie przeczytać kilka słów ode mnie :)


Zacznijmy od opakowania. Jak widzicie na zdjęciach jest ono niebieskie z żółtymi elementami. Jak dla mnie jest niezbyt ładne, ale kojarzy mi się z wakacjami. Ogólnie jest bardzo solidne i praktyczne. W środku poza samym podkładem znajduje się także lusterko oraz gąbeczka, która jest miękka i całkiem fajna. Kolor, który posiadam to Medium Beige z numerkiem SP60. W opakowaniu troszkę przeraża ponieważ jest bardzo ciemny. Ja mam jasną karnację, podkład zamówiłam przez internet i wyobraźcie sobie moje zdziwienie, a raczej przerażenie kiedy otworzyłam puderniczkę i zobaczyłam ten brąz. Postanowiłam jednak zaryzykować, nałożyłam podkład gąbeczką i co? I kolor okazał się idealny. Oczywiście na zimę będzie za ciemny, ale teraz gdy od czasu do czasu używam samoopalacza jest super.


Aplikacja podkładu jest bajeczna. Możemy nakładać go na mokro lub na sucho. Ja zawsze wybieram tą drugą opcję. Niezależnie czy aplikujemy kosmetyk gąbką czy pędzlem efekt jest rewelacyjny. Podkład pięknie stapia się ze skórą, świetnie kryje i wyrównuje koloryt, a do tego jest niewidoczny oraz niewyczuwalny. Na pochwałę zasługuje również trwałość. Podkład trwa na skórze od rana do wieczora, nie ściera się oraz nie spływa nawet podczas upałów. Dla mnie bomba. Jeśli chodzi o mat to tutaj troszkę się zawiodłam ponieważ moja cera zaczyna świecić się już po godzinie czy dwóch, nie jakoś bardzo mocno, ale jednak. Na szczęście bibułki matujące czy delikatna poprawka załatwiają sprawę i cera nadal wygląda nieskazitelnie. Podkład nie przesusza skóry, nie zapycha, nie podrażnia, nie podkreśla porów ani suchych skórek. Myślę, że idealnie sprawdzi się na każdej cerze. Warto zwrócić też uwagę, że kosmetyk zawiera filtr SPF 30 co zapewnia nam średnią, ale zawsze to jakąś ochronę przed promieniowaniem UV. Ja jestem oczarowana tym produktem i ostatnio inne podkłady poszły w odstawkę. W opakowaniu znajduje się 12g, które wystarczą na długo. Cena UV Protective Compact Foundation SPF 30 np. w perfumerii Douglas wynosi 145 zł. Polecam :)



Na koniec mały bonus. Tak prezentuje się UV Protective Compact Foundation SPF30 na mojej twarzy nałożony pędzlem ;)


Znacie ten podkład? Lubicie? Stosujecie podkłady w kamieniu czy stawiacie na te płynne? Dajcie znać w komentarzach :)

22.7.14

Obecna Pielęgnacja Twarzy

Moja pielęgnacja twarzy nie jest skomplikowana, stawiam głównie na dokładny demakijaż i oczyszczenie skóry oraz nawilżenie. Dzisiaj pokaże Wam jakich kosmetyków obecnie używam, ale zacznijmy napierw od rodzaju mojej cery. Otóż mam skórę wrażliwą, mieszaną w kierunku suchej, można by pomyśleć, że skoro w kierunku suchej to się nie przetłuszcza, niestety jest odwrotnie, przetłuszcza się w strefie T, i to bardzo. Dodatkowo na nosie i brodzie mam sporą ilość zakórników oraz rozszerzone pory w okolicy nosa. Ogólnie moja cera jest też skłonna do zapychania i wyprysków, dlatego kosmetyki, które kupuję staram się dobierać rozważnie. Nie czytam raczej składów, głównie kieruje się opiniami (milionem opinii;)) w internecie bądź przed zakupem stosuję próbki.


Demakijaż i oczyszcanie:
Garnier, Micellar Cleansing Water, 400 ml - płyn micelarny to mój pierwszy punkt podczas demakijażu. Zmywam nim makijaż twarzy oraz oczu. Jest to całkiem fajny kosmetyk, ale nie idealny. Płyn jest bezzapachowy, delikatny, nie podrażnia skóry ani oczu, dobrze radzi sobie z makijażem choć czasem nie domywa mi tuszu i rano budzę się z pandą. Jednak jest tani, ma dużą pojemność i ogromną wydajność, a więc się nie czepiam.
Shiseido IBUKI, Gentle Cleanser, 125 ml - tą piankę stosuję głównie rano do oczyszczenia twarzy z resztek kremu czy też maseczki nawilżającej, a także sebum które nagromadziło się w ciągu nocy. Pianka jest bardzo delikatna, ale uwaga bo gdy dostanie się do oczu to szczypie, nie podrażnia skóry oraz nie wysusza. Twarz po jej użyciu jest czysta, gładka, matowa i deliaktnie napięta. Tutaj pełna recenzja >klik<.
Shiseido Pureness, Deep Cleansing Foam, 100 ml - i kolejna pianka, tą natomiast stosuję po wieczornym demakijażu wraz ze szczoteczką Clarisonic bądź czasem bez. Perfekcyjnie oczyszcza skórę z sebum, kurzu oraz pozostałości po makijażu, których nie domył płyn micelarny, daje tez przyjemne uczucie chłodu. Ze względu na silne właściwości oczyszczające może wyszuszać dlatego polecam ją tylko dla cer mieszanych i tłustych. Muszę też dodać, że kosmetyk zawiera drobinki, ale jest ich niewiele i podczas mycia ich nie wyczuwam.
Clarisonic, Mia 2 - używam jej raz dziennie, tylko wieczorem, ok. 4 dni w tygodniu wraz z wyżej wymienioną pianką. Mam tą szczoteczkę już prawie 4 miesiące i mam wrażenie, że odkąd jej używam mój stan skóry zdecydowanie się poprawił. Po użyciu tego cuda twarz jest idealnie oczyszczona, wygładzona, ma zdrowszy koloryt, a pory są zmniejszone. Zauważyłam też, że na mojej twarzy znacznie rzadziej niż kiedyś pojawiają się nieprzyjaciele. Używam końcówki Sensitive i do mojej wrażliwej cery sprawdza się idealnie.


Tonizowanie:
Clinique, Clarifying Lotion Clarifiante 2, 200 ml - tonik ten stosuję czasem rano, a czasem wieczorem w zależności od potrzeb mojej skóry. Wybrałam wersję z nr 2, która przeznaczona jest do skóry mieszanej w kierunku suchej czyli takiej jak moja. Tonik nie podrażnia, nie wysusza, pozostawia skórę czystą i gotową na przyjęcie kolejnych kosmetyków, przy regularnym stosowaniu delikatnie złuszcza, poprawia koloryt skóry i zmniejsza widoczność porów.
Clarins, Extra-Comfort Toning Lotion, 200 ml - i tutaj tak samo jak w przypadku toniku Clinique, stosuję go rano lub wieczorem. Tonik ten jest bardzo, bardzo delikatny, ma troszkę żelową konsystencję, po aplikacji szybko się wchłania pozostawiając skórę otuloną cienką warstwą ochronną, delikatnie napiętą i matową. W przypadku podrażnień łagodzi i koi. Nie zapycha skóry oraz nie przyspiesza przetłuszczania.
Pat&Rub, Mgiełka Różana, 100ml - tej mgiełki używam głównie do zwilżania maseczek na bazie glinki bądź w celu odświeżenia skóry, nie tylko twarzy, w ciągu dnia. Świetnie sprawdza się w obu przypadkach. Stosowana na czystą skórę łagodzi, odświeża, nawilża i tonizuje.
Caudalie, Grape Water, 75 ml - woda winogronowa to mój zamennik wody termalnej Uriage. Stosuję ją głównie po użyciu maseczek oczyszczających. Przynosi ukojenie podrażnionej skórze, nawilża oraz przyjemnie odświeża.


Nawilżanie:
Shiseido IBUKI, Refining Moisturizer, 75 ml - emulsję Ibuki stosuję głównie wieczorem już po demakijażu, oczyszczeniu i stonizowaniu skóry. Kosmetyk ma lekką, lejąca konsystencję, szybko się wchłania jednak na mojej skórze pozostawia wyczuwalną i delikatnie błyszczącą warstwę ochronną. Ogólnie emulsja rewelacyjnie nawilża oraz sprawia, że skóra jest gładka, miękka i jędrna.
Shiseido IBUKI, Eye Correcting Cream, 15 ml - krem pod oczy to u mnie podstawa. Ten stosuję 2 razy dziennie. Rano nakładam cienką warstwę natomiast na noc lubię nałożyć go troszkę więcej. Konsystencja jest tutaj lekka, szybko sie wchłania delikatnie napinając skórę pod oczami. Z nawilżenia na początku byłam bardzo zadowolona, a teraz uważam, że mogłoby by troszkę lepsze choć i tak jest całkiem niezłe. Utrzymuje się przez cały dzień, a zmarszczki mimiczne są delikatnie wygładzone.
Dermedic, Hydrain 3 Hialuro, Serum Nawadniające, 30 ml - serum stosuję głównie rano pod krem z filtrem. Kosmetyk ma wodnistą konsystencję, przyjemnie, orzeźwiająco pachnie, szybko się wchłania pozostawiając na skórze cienką warstwę ochronną, jednak nie jest ona lepka ani tłusta. Nawilżenie jakie daje jest całkiem ok choć czasem pod koniec dnia mam uczucie, że skóra jest troszkę przesuszona.


Kosmetyki do zadań specjalnych:
Vichy Capital Soleil, Mattifying Face Fluid SPF30, 50 ml - jak się zapewne domyślacie ten krem stosuję tylko na dzień ;) i najczęściej właśnie na serum Dermedic, o którym pisałam wyżej, a czasem na emulsję Ibuki. Stosowany samodzielnie potrafi niestety wysuszać. Ogólnie ma lekką konsystencję, szybko się wchłania, nie bieli, pozostawia skórę matową i to na wiele godzin, a przede wszystkim skutecznie chroni przed słońcem i idealnie sprawdza się pod makijaż. Pełna recenzja >klik<.
La Roche Posay, Effaclar Duo+, 40 ml - pokazałam tutaj ten krem, ale odkąd go mam był w użyciu zaledwie kilka razy ponieważ moja cera jest ostatnio w naprawdę dobrym stanie i rzadko pojawiają się na niej jakiekolwiek niespodzianki. Niestety po tych kilku użyciach nie jestem w stanie nic o nim napisać.
Clarins, Liquid Bronze Sef Tanning, 125 ml - samoopalacz stosuję gdy mam ochotę nadać swojej skórze złocistego koloru. Czasem aplikuję go wieczorem, czasem rano, a czasem nawet 2 razy dziennie. Kosmetyk ma lekką konsystencję, po aplikacji natychmiast się wchłania pozostawiając skórę delikatnie nawilżoną i matową, świetnie sprawdza się pod makijaż. Opalenizna widoczna jest kilka godzin po aplikacji, a charakterystyczny smrodek jest tutaj prawie niewyczuwalny. Pełna recenzja >klik<.
Clarins, Beauty Flash Balm, 50 ml - ten kosmetyk to przede wszystkim maseczka, ale ja stosuję go głównie jako bazę pod makijaż, szczególnie po ciężkiej nocy lub gdy wiem, że czeka mnie dłuuugi dzień. Flash Balm zaraz po aplikacji pięknie rozświetla, delikatnie napina skórę, ściąga opuchliznę i ogólnie sprawia, że twarz wygląda na wypoczęta, a także znacznie przedłuża trwałość makijażu. Dla mnie must have. Pełna recenzja >klik<.


Maseczki i peelingi:
GlamGlow, Super-Mud Clearing Treatment, 30 ml - maseczkę tą stosuję 1 lub 2 razy w tygodniu, czasem przed jej nałożeniem lubię też wykonać peeling, ale raczej to pomijam. Maseczka nie podrażnia, niestety szybko zasycha co uniemożliwia jakąkolwiek mimikę, po zmyciu skóra jest idealnie oczyszczona, delikatnie złuszczona, gładka, miękka, rozjaśniona, przyjemnie napięta i ogólnie piękna ;) Pełna recenzja >klik<.
Clinique, Moisture Surge Overnight Mask, 100 ml - po silniejszym oczyszczaniu ta maseczka to dla mnie wybawienie. Jest bezzapachowa, ma przyjemną, kremową konsystencję, po aplikacji przyjemnie łagodzi ewentualne podrażnienia, natomiast pozostawiona na noc sprawia, że rano cera jest optymalnie nawilżona, miękka, gładka oraz sprężysta.
Yoskine, Mikrodermabrazja/Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy, 75 ml - zaraz po zakupie stosowałam ten peeling 2 razy w tygodniu, teraz użuwm go tylko raz i to wystarcza. Jest to naprawdę mocny zdzierak i ja jestem nim zachwycona. Rewelacyjnie złuszcza martwy naskórek, wygładza skórę, rozjaśnia, a także świetnie oczyszcza pory i delikatnie je obkurcza.
Origins, Clear Improvement, 100 ml - odkąd stosuję maseczkę GlamGlow po tą sięgam bardzo rzadko, ale od czasu do czasu również jej używam. Jest to fajny kosmetyk na bazie glinki, który delikatnie rozgrzewa skórę i wyciąga z niej wszystkie zanieczyszczenia. Po zastosowaniu maseczki skóra jest matowa, gładka oraz świetnie oczyszczona, a przede wszystkim pory są rewelacyjnie oczyszczone i zmniejszone.


Wiem, wiem, wyszedł z tego mega tasiemiec, ale i tak starałam się wszystko opisać najkrócej jak się da ;) Tak właśnie prezentuje się moja obecna pielęgnacja i na dzień dzisiejszy jestem z niej bardzo zadowolona.
Jeśli zainteresował Was szczególnie jakiś kosmetyk i chciałybyście przeczytać jego pełną recenzję dajcie znać :)

19.7.14

Organique/Energizing - Body Butter

Nie lubię się balsamować, to znaczy nawet lubię, ale bardzo często po prostu nie chce mi się wykonywać tej czynności. Jednak ze względu na swoją suchą skórę, szczególnie na nogach, robię to codziennie. Dzisiaj napiszę Wam o maśle do ciała, które towarzyszy mi już od jakiegoś czasu i umila cały ten proces balsamowania ;)



Masło to, a dokładnie według etykiety Body Butter , firmy Organique pochodzi z serii Energizing, która polecana jest w szczególności dla osób ceniących aktywność, świeżość oraz dbających o zgrabną sylwetkę. Ja szczerze mówiąc z aktywnością mało mam wspólnego, od czasu do czasu zrobię jakieś ćwiczenia z MEL B na przykład, ale ostatnio zdarza mi się to bardzo rzadko :/ No, ale miało być o maśle, a nie o mnie. A więc wracając do tematu, masło w swoim składzie zawiera guaranę, która bogata jest w kofeinę, usprawnia mikrokrążenie, ujędrnia skórę i stymuluje spalanie tkanki tłuszczowej. Brzmi super, prawda? :) Oprócz wymienionej guarany w składzie znajdziemy również: algi Laminaria, znane ze swoich właściwości detoksykujących i wygładzających oraz ekstrakt z bluszczu, który przyspiesza metabolizm komórkowy, wspomagając procesy spalania tkanki tłuszczowej. Według producenta masło wspomaga walkę z cellulitem i rozstępami oraz doskonale nawilża i dotlenia skórę, dodając jej witalności. Rozstępów nie mam więc się nie wypowiem, natomiast sprawa cellulitu mnie dotyczy jednak jak wiadomo sam kosmetyk bez diety i ćwiczeń nic nie wskóra i nawet nie liczyłam na zlikwidowanie pomarańczowej skórki. Liczyłam przede wszystkim na dobre nawilżenie i się nie zawiodłam. Ale zacznijmy od początku.



Masło ma lekką i puszystą konsystencję, która dobrze rozprowadza się na skórze i bardzo szybko wchłania, pozostawiając delikatną warstwę ochronną bez uczucia lepkości czy tłustości. Od razu po aplikacji skóra staje się gładka, miękka i elastyczna, a ewentualne podrażnienia są ukojone i złagodzone. Jednak największym plusem jest tutaj nawilżenie, które jest naprawdę rewelacyjne i utrzymuje się przez cały dzień, a nawet jeszcze dłużej. Przy regularnym stosowaniu zauważyłam też przyjemne napięcie i ujędrnienie skóry szczególnie na nogach. To lubię :) Na pewno ciekawe jesteście zapachu? Otóż masło ma piękny, świeży zapach guarany, który w opakowaniu jest intensywny, natomiast na skórze łagodnieje i jest wyczuwalny jeszcze przez długi czas. Minusem może wydawać się mała pojemność ponieważ w opakowaniu znajduje się zaledwie 150 ml kosmetyku, jednak wydajność jest w tym przypadku przeogromna. Ceny niestety nie pamiętam, ale jeśli macie w swoim mieście salon Organique, a jeszcze w nim nie byłyście to polecam jak najszybciej nadrobić zaległości i do niego zajrzeć. Gwarantuje Wam, że zakochacie się w tym sklepie i tych kosmetykach, które są wolne od parabenów, pegów, formaldehydu, sles, sls oraz als, wazeliny, silikonów, etanoloaminy i oleju parafinowego. Z serii Energizing posiadam również żel pod prysznic, o którym kilka słów możecie przeczytać tutaj >klik<. Razem z masłem tworzy świetny duet i rewelacyjnie dba o skórę. Polecam :)



Znacie to masło? Lubicie? Miałyście już styczność z Organique? Jakie kosmetyki tej firmy polecacie? Dajcie znać w komentarzach :))

16.7.14

MUST HAVE: Clarins - Instant Light Natural Lip Perfector

Dzisiaj pierwszy post "Must Have" czyli nowa seria postów na blogu. Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? Już Wam tłumaczę. Ostatnio wpadłam na pomysł aby wprowadzić cykl postów, w których pokazywała będę kosmetyki, które uważam za niezbędne (bądź godne wypróbowania) oraz odpowiednie dla każdego. Na pierwszy ogień idzie tytułowy bohater czyli Błyszczyk do Ust firmy Clarins, który zawiera pigmenty rozświetlające 3D, a tym samym zapewnia efekt pełnych, gładkich ust. Producent obiecuje, że kosmetyk odżywia, naprawia i chroni usta podczas stosowania.


Jak się pewnie domyślacie polubiłam się z tym produktem, i to nawet bardzo. Już po pierwszej aplikacji wiedziałam, że to miłość ;) Natural Lip Perfector znajduje się w elastycznej tubce, z której bez problemu wycisnąć możemy odpowiednią ilość kosmetyku. Aplikacja jest niezwykle przyjemna, a wszystko to dzięki aplikatorowi w formie gąbeczki, który gładko sunie po ustach równomiernie rozprowadzając błyszczyk. Nie ma tu więc prześwitów, a do aplikacji nie potrzebujemy lusterka. Konsystencja Natural Lip Perfector jest lekka, błyszczyk nie klei się ani nie powoduje dyskomfortu. Dodatkowym plusem jest przepiękny karmelowy zapach, smaku nie wyczuwam żadnego.


Kolor, który posiadam to Candy Shimmer z numerkiem 05. Po wyciśnięciu mocno różowy jednak po aplikacji na usta staje się subtelny i delikatny. Ładnie podkreśla naturalny kolor ust, sprawia, że stają się pełniejsze oraz pięknie lśnią, a twarz jest rozjaśniona. Na pochwałę zasługuje trwałość, kosmetyk bez jedzenia wytrzymuje 2-3 godziny, podczas picia delikatnie się ściera, ale nadal jest wyczuwalny na ustach. No i na koniec kilka słów o właściwościach pielęgnacyjnych, które w tym przypadku są... rewelacyjne! Błyszczyk, tak jak obiecuje producent, naprawdę świetnie nawilża, regeneruje oraz koi, a wszystko to dzięki zawartości masła Shea, mango oraz witamin A i E, które także chronią przed wolnymi rodnikami.


Mały bonus czyli prezentacja na ustach ;):

Tubka o pojemności 12 ml kosztuje 69 zł, a do wyboru jest jeszcze 5 innych odcieni. Polecam :)
A może znacie już Natural Lip Perfector? Lubicie? Dajcie znać w komentarzach :)

14.7.14

Nowości (nie tylko kosmetyczne) - lipiec 2014

Miałam poczekać z tym postem do końca miesiąca, ale postanowiłam, że już teraz pokażę Wam co zawitało do mnie w ostatnich dniach. Zaczynamy :)
Ogólnie stawiam raczej na klasykę i minimalizm, nie tylko jeśli chodzi o ubrania czy makijaż, ale też kolor paznokci, głównie sięgam po czerwone lakiery, ewentualnie szare, ale tym razem postanowiłam zaszaleć i kupiłam kostkę czterech mini lakierów firmy Essie o pojemności 5ml każdy. Mamy tutaj takie kolory jak: Style Hunter, Romper Room, Fashion Playgroung oraz Hide&Go Chic. Jak na razie użyłam tylko Style Hunter, który jest boski i pięknie prezentuje się zarówno na dłoniach jak i stopach. Pozostałe kolory przeszły tylko wstępne testy, ale też bardzo mi się podobają. Do zakupów dorzuciłam jeszcze odżywkę Essie Millionails. Niestety używam jej za krótko żeby cokowlwiek powiedziec na jej temat. Robiąc zakupy dla mamy na Douglas.pl przy okazji kupiłam też coś dla siebie, a mianowicie róż do policzków Clinique - Cheek Pop. Na początku zastanawiałam się nad kolorami Berry Pop i Plum Pop, ale w końcu kupiłam Ginger Pop i był to dobry wybór. Róż pięknie podkreśla kości policzkowe i wygląda bardzo naturalnie. Do koszyka dorzuciłam jeszcze kremowy cień - Paint Pot firmy MAC, na który miałam ochotę już od dawna. Wybór padł na kolor Groundwork. Jest to średni odcień naturalnego brązowoszarego, który idealnie sprawdza się do codziennego makijażu. Cień okazał się bardzo trwały i na moich tłustych powiekach trzyma się bez zarzutu prawie cały dzień bez żadnej bazy. W lipcu powiększyła się też moja kolekcja pędzli. Skusiłam się na zestaw marki Zoeva w skład którego wchodzą pędzle: 02 - Silk Finish, 104 - Buffer, 106 - Powder, 110 - Face Shape, 128 - Cream Cheek, 142 - Concealer Buffer. Pierwsze miziane dopiero przede mną, ale coś czuję, że będzie moc. A kosmetyczka dołączona do zestawu jest świetna i na pewno się przyda :)


Kosmetyki marki Piz Buin są popularne w Norwegii i widywałam je w sklepach, ale jakoś nigdy się nimi nie interesowałam. Wszystko zmieniło się gdy przeczytałam o nich na blogu Heavenrain >klik<, zachciałam je mieć i mam ;) Na początek wybrałam olejek przyspieszający opalanie Tan&Protect SPF15, który pachnie przebosko, i mleczko po opalaniu After Sun Tan Intensifying Moisturising Lotion. Nie miałam jeszcze okazji używać tych kosmetyków i nie wiem jak działają, ale warto było je kupić chociażby dla samego pięknego zapachu ;) Następne nowości to kosmetyki Bumble&Bumble z serii Bb. Thickening. Hairspray (do stosowania na mokre włosy) gości u mnie pierwszy raz, ale już wiem, że nie ostatni, natomiast Dryspun Finish (do stosowania na sucho) kupiłam po raz drugi i raczej również nie ostatni. Duet ten sprawia, że moja cienkie i przyklapnięte włosy, są odbite od nasady, pogrubione, podatne na układanie i jest ich optycznie więcej. Na malinowy żel pod prysznic - Early Harvest Raspberry z The Body Shop miałam ochotę już od dawna, tak samo jak na lotion o tym zapachu. Powiedziałam o tym mojemu M., a ten wybrał się do sklepu i przyniósł mi tylko żel... Oczywiście balsam też chciał mi kupić, ale pozostałe kosmetyki z tej serii były wykupione. Cóż mogę napisać, uwielbiam maliny, uwielbiam ich zapach, a ten żel pachnie cudnie, do tego świetnie się pieni, a także nie wysusza skóry. Nic mi więcej nie potrzeba ;)


Jeszcze do niedawna nie miałam pojęcia o francuskiej firmie Kusmi Tea. Dowiedzałam sie o niej od dziewczyn z Instagrama, które poleciły mi herbatę BB Detox, a że uwielbiam herbaty to od razu zamówiłam to cudo. Jest to mieszanka Yerba mate, zielonej herbaty i rooibos, przyprawiona subtelną nutą grejpfruta. Herbata jest delikatna w smaku i bardzo smaczna, idealna do spożywania na ciepło i na zimno, bardzo ją polubiłam, ale piję oszczędnie ponieważ ma troszkę zawrotną cenę. A jeśli już mowa o cenach to kosmetyki REN niestety też nie są tanie :(, ale zestaw, który widzicie udało mi się kupić za bodajże 80 lub 90 koron norweskich czyli 40 lub 45 zł, na pewno nie więcej. Takie promocje lubię :) Do zakupu nie przekonała mnie tylko dobra cena. Byłam bardzo zadowolona z identycznego zestawu tyle, że w wersji różanej, o którym pisałam tutaj >klik<, i mam nadzieję, że ten o zapachu Neroli będzie równie dobry.


Na koniec zakupy już niekosmetyczne. Bardzo lubię minimalistyczne koszulki o kroju oversize, a jeśli jeszcze mają fajny napis to po prostu je kocham. Tak jest właśnie w przypadku koszulki marki Stay Simple, którą widzicie na zdjęciu. Dla mnie jest idealna i mogłabym nosić ją codziennie, tym bardziej, że pasuje praktycznie do wszystkiego i uszyta jest z przemiłego materiału. Ostatnia nowość to torebka, bo torebek nigdy za wiele ;), którą kupiłam w sklepie Zara. Torebka jest mała, czarno-biała (czego niestety nie widać na zdjęciu), ma 3 kieszonki oraz regulowany pasek. Bez problemu włożymy do niej telefon, mały portfel, pomadkę lub błyszczyk i puder do poprawek w ciągu dnia ;) Bardzo ją polubiłam.


Na dzisiaj to tyle. Dobrnęłyście do końca? Miało być krótko, a ja się rozpisałam. Sorry:*
Wpadło Wam coś w oko? A może miałyście/macie któryś z kosmetyków? Co Wy kupiłyście w tym miesiącu? Koniecznie się pochwalcie :)

12.7.14

Phenome - Wake Up Quick Moisturizer

Na swoim blogu pisałam Wam już o kilku kosmetykach firmy Phenome, m.in o kremie pod oczy >klik<, różanej piance do mycia ciała >klik<, oczyszczającej masce do włosów >klik< oraz pumeksie do stóp >klik<. Nie pisałam natomiast jeszcze nic o kremie do rąk tejże marki, a jest to produkt, który gości u mnie już od dawna i w sumie sięgam po niego bardzo często bo czasem nawet kilka razy dziennie.



Wake Up Quick Moisturizer to energizujący krem do rąk z werbeną i limonką o przyjemnym składzie, który oparty jest na bazie ekologicznych wód roślinnych: cytrynowej, aloesowej, migdałowej i z zielonej herbaty oraz organicznych substancji czynnych takich jak: ekstrakt z liści werbeny, sok aloesowy, masło shea, oleje: kokosowy oraz z oliwek i olej buriti. Według producenta składniki te zapewniają skórze optymalne nawilżenie, aksamitne wygładzenie i dotlenienie, a naturalna kompozycja zapachowa łącząca w harmonijny sposób nuty werbeny, limonki i paczuli, wspaniale orzeźwia, pobudzając siły witalne.



Zacznijmy od zapachu, który szczerze mówiąc troszkę mnie rozczarował. Nie jest brzydki, można powiedzieć, że jest ładny, ale niewiele ma wspólnego z orzeźwieniem. Ot, taki po prostu delikatny, roślinny zapach, w którym wyczuwalna jest cytrusowa nuta i tyle. Jeśli chodzi o działanie jest ono naprawdę świetne, choć na początku może wydawać się inaczej ponieważ krem ma lekką konsystencję. Po aplikacji błyskawicznie się wchłania i od razu wyczuć możemy jego dobroczynne działanie. Dłonie są miękkie, gładkie i delikatne w dotyku, a także pokryte niewyczuwalnym filmem ochronnym, który zabezpiecza skórę przed negatywnym wpływem czynników zewnętrznych. Nie mogę narzekać również na nawilżenie, które jest świetne i długo się utrzymuje. Za 50 ml Wake Up Quick Moisturizer zapłacić musimy 45 zł. Dostępna jest również butelka z pompką o pojemności 250 ml w cenie 119 zł.



Znacie ten krem? Lubicie? Jaie kremy do rąk polecacie? Dajcie znać w komentarzach :) Ja tymczasem idę zajrzeć do Was bo mam spore zaległości ;)

9.7.14

Rozdanie: RITUALS...

Dzisiaj nie będzie recenzji ponieważ przygotowałam dla Was coś fajniejszego :) Tak, tak. Przygotowałam dla Was małe rozdanie. Zasady są proste, a nagrodą są pięknie pachnące kosmetyki firmy RITUALS...:
- Shower Foam - Yogi Flow
- Body Scrub - Himalaya Scrub


Aby wziąć udział w rozdaniu trzeba być publicznym obserwatorem mojego bloga (blackraspberryblog). To wszystko. Jeśli chcecie zwiększyć swoje szanse na wygraną - możecie wypełnić także dodatkowe pola (nieoznaczone gwiazdką). Każde takie pole to +1 los. Żeby było szybko i przyjemnie oraz bezpiecznie przygotowałam formularz. Wystarczy go tylko wypełnić i kliknąć "Prześlij". Rozdanie trwa do 31 lipca. Wyniki zostaną ogłoszone do tygodnia po tym terminie. Zapraszam do zabawy :)


7.7.14

Clarins - Liquid Bronze Self Tanning/Samoopalacz do Twarzy i Dekoltu

Jeszcze niedawno omijałam z daleka produkty samoopalające, a teraz sięgam po nie bardzo chętnie, a szczególnie latem. W końcu delikatnie opalona skóra wygląda dużo zdrowiej i promienniej. O jednym z moich ulubionych samoopalaczy do ciała pisałam Wam już kiedyś tutaj >klik<, a dzisiaj napiszę Wam o moim ulubionym samoopalaczu do twarzy.


Liquid Bronze Self Tanning to Emulsja Samoopalająca do Twarzy i Dekoltu o bardzo lekkiej, troszkę żelowej konsystencji którą aplikujemy za pomocą wacika. Taka aplikacja jest bardzo przyjemna i pozwala uzyskać jednolitą opaleniznę bez smug czy plam. Wystarczy tylko chwila skupienia ;) Kosmetyk możemy nakładać rano lub wieczorem, a jeśli chcemy to nawet dwa razy dziennie. Emulsja wchłania się bardzo szybko, pozostawiając skórę gładką, miękka, matową i delikatnie nawilżoną. Kosmetyk nie powoduje ściągnięcia czy napięcia skóry, nie wysusza ani nie podrażnia oraz nie zapycha. Przed zastosowaniem Liquid Bronze Self Tanning lub po możemy nałożyć krem, który obecnie stosujemy. Ja tak robię, ale nie zawsze ponieważ produkt ten zapewnia mojej mieszanej cerze odpowiedni stopień nawilżenia. Jeśli chodzi o efekt jest on widoczny po kilku godzinach od aplikacji. Kolor jaki uzyskujemy po zastosowaniu emulsji jest zdumiewająco naturalny, złocisty i bardzo delikatny, nawet osoby z jasną karnacja nie zrobią sobie krzywdy.


Intensywność opalenizny możemy stopniować używając samoopalacza kilka dni pod rząd, wszystko zależy od naszych upodobań i oczekiwanego efektu. Zapach kosmetyku jest kwiatowy, delikatny i całkiem ładny. Charakterystyczny smrodek w tym przypadku jest praktycznie niewyczuwalny. Coś mi tam czasem zaleci ;), ale zdarza się to bardzo rzadko. Gdy zrezygnujemy z samoopalacza również nie ma się czego obawiać. Opalenizna schodzi równomiernie. Kosmetyk ten jest także fajnym rozwiązaniem w przypadku gdy chcemy podtrzymać lub wzmocnić wakacyjną opaleniznę.
Ja jestem niesamowicie zadowolona z tego samooplacza i pomimo dwóch lewych rąk do tego typu produktów nie zrobiłam sobie nim krzywdy. Sięgam po niego bardzo często i myślałam, że szybko się skończy, a spotkało mnie wielkie zaskoczenie ponieważ okazał się bardzo wydajny. Liquid Bronze Self Tanning po otwarciu ważny jest przez 18 miesięcy. Koszt buteleczki o pojemności 125 ml to 115 zł, np. w perfumerii Douglas bądź Sephora.


Znacie ten samoopalacz? Co o nim sądzicie? Lubicie tak jak ja czy nie przypadł Wam do gustu? A może znacie jakiś inny samoopalacz godny polecenia? Dajcie znać w komentarzach ;)

4.7.14

Ulubieńcy - czerwiec 2014

W czerwcu zachwycałam się ;) wieloma kosmetykami, ale te prezentowane dzisiaj zachwyciły mnie najbardziej. Zapraszam na krótką prezentację ;)


Yoskine, Mikrodermabrazja / Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy - to nie tylko ulubieniec, ale też moje małe odkrycie. Ten peeling jest wręcz idealny. Spełnia wszystkie obietnice producenta czyli oczyszcza i zmniejsza rozszerzone pory, a także widocznie wygładza strukturę naskórka. Twarz po jego zastosowaniu jest niesamowicie gładka i zyskuje zdrowy koloryt. Więcej pisałam o nim tutaj http://blackraspberryblog.blogspot.no/2014/06/yoskine-mikrodermabrazjaszafirowy.html. Polecam :)

Rituals, Foaming Shower Gel Sensation, Yogi Flow - kolejny ulubieniec i kolejne odkrycie. Można by pomyśleć żel jak żel, nic nadzwyczajnego, ale ten żel jest rewelacyjny. Zaaplikowany na skórę zmienia się w gęstą, jedwabistą pianę, która nie tylko dobrze oczyszcza, ale też pielęgnuje skórę pozostawiając ją delikatnie nawilżoną, gładką i miękką. Dodatkowym plusem jest przepiękny zapach, bardzo kobiecy i relaksujący. Jak dla mnie bomba ;)

Phenome, Purifying Hair Mask - w czerwcu pokazywałam tą maskę na blogu już 2 razy i na pewno macie jej dosyć ;), no ale musiałam pokazać ją po raz kolejny ponieważ moje włosy i skóra głowy ją pokochały i w ostatnim czasie sięgałam, a w sumie nadal sięgam po nią bardzo często. Maska przede wszystkim rewelacyjnie oczyszcza, uwalniając włosy z nadmiaru sebum oraz środków do stylizacji i pozostawiając je lekkie, odbite od nasady i lśniące. Więcej możecie przeczytać tutaj >klik< ;)


The Balm, Down Boy - w swojej kolekcji mam kilka róży, ale w czerwcu najczęściej sięgałam właśnie po Down Boy. Uwielbiam ten róż za wszystko, m.in. za piękny kolor, który pozwala uzyskać naturalny rumieniec oraz pięknie ożywia twarz, za dobrą pigmentację, za trwałość (trzyma się na mojej skórze cały dzień), za wydajność (końca nie widać) oraz za całkiem ładne opakowanie, które mimo iż jest kartonowe cały czas trzyma fason :)

MAC, Patentpolish Lip Pencil, Spontaneous - bardzo lubię pomadki w formie kredki, a ta już od pierwszego użycia podbiła moje serce. Ma lekką konsystencję, która nie jest lepka, gładko sunie po ustach pozostawiając na nich przepiękny, lśniący kolor bez prześwitów oraz świetnie nawilża i pielęgnuje. Na plus mogę zaliczyć także brak jakiegokolwiek smaku czy zapachu. Pełna recenzja tutaj >klik<.

Znacie któryś z pokazanych przeze mnie kosmetyków? Lubicie? Koniecznie pochwalcie się swoimi ulubieńcami :)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl