29.2.16

Instagram Mix - luty 2016

1. Prosto i wygodnie 2. A w środku ulubieńcy 3. Cisza, spokój i słońce 4. Poranek
5. Posprzątane, można odpoczywać 6. Niezbędniki 7. Cześć! 8. Gotowa żeby iść
9. Coś nowego, coś fajnego 10. Home, sweet home 11. Ryba i pieczone frytki zawsze spoko 12. Po prostu relaks
13. Nowe cuda 14. Deszczowo, ale nie smutno 15.  Selfie w lustrze? Czemu nie! 16. A Ty pokaż swoje nogi
17. Walentynkowo 18. Najlepsze w lutym >klik< 19. Bio IQ czyli naturalne cuda! <3 20. Trochę wiosny 
21. Była pyszna 22. No to idę 23. Welcome... 24. Sunday

25. Miśki :)  26. W łóżku najlepiej 27. Tyle słońca w całym mieście i w sypialni też 28. Tak zwyczajnie

29. No uwielbiam ten sweter 30. Tea time 31. Niezbędniki po raz drugi 32. I znowu ja ;)

28.2.16

Ulubieńcy - luty 2016

Luty mimo okropnej, ponurej pogody minął mi niezwykle przyjemnie, głównie na spotkaniach ze znajomymi, a wszystko to wśród głośnych śmiechów i  przy dobrym jedzeniu. Żyć, nie umierać ;) Spotkało mnie też kilka miłych niespodzianek więc, aż szkoda, że miesiąc ten już się kończy. Ale kto wie, może marzec okaże się jeszcze fajniejszy? :) Wracając do ulubieńców muszę przyznać, że miałam nie lada problem aby ich wybrać, ale po dłuższych namysłach wyłoniłam tych naj naj naj. A jakie kosmetyki się wśród nich znalazły? Same zobaczcie ;)



Clinique, Chubby Stick- mam ją już od dawna, ale dopiero w tym miesiącu się "zaprzyjaźniłyśmy" i sięgałam po nią prawie, że codziennie. Niezwykle łatwa w aplikacji, już przy pierwszym pociągnięciu pokrywa usta półprzezroczystym kolorem i zapewnia wargom delikatne nawilżenie. Usta stają się gładkie, delikatnie pobłyskują, są nawilżone, a kolor, który stosuję - Two Ton Tomato czyli soczysta, jaskrawa czerwień sprawia, że twarz wygląda promienniej, młodziej i jakoś tak ładniej :) 

Bio IQ, Body&Hair - nie przepadam za produktami 2w1, ale ten jest zupełnie inny. Całkowicie naturalny, z cudownym składem, do tego łagodny i bezpieczny także dla kobiet w ciąży. W delikatny sposób oczyszcza skórę nie naruszając jej warstwy hydrolipidowej, odświeża i wygładza, ale to dopiero jako szampon spisuję się naprawdę genialnie. Jak na produkt naturalny świetnie się pieni, doskonale oczyszcza, a co najważniejsze nie obciąża włosów, a wręcz sprawia, że po jego użycia staja się puszyste, miękkie, odżywione i gładkie, przedłuża też ich świeżość, a także fantastycznie wpływa na skalp. Nawilża go, koi i łagodzi podrażnienia. Uwierzcie mi, wiem co mówię bo mój był ostatnio mocno podrażniony farbą do włosów, żel Bio IQ  już po pierwszym użyciu złagodził wszystkie objawy, a ja odetchnęłam z ulgą.

Aesop, Resolute Hydrating Body Balm - uwielbiam balsamy marki Aesop, ten z kolendrą mam po raz pierwszy, ale swym fantastycznym działaniem udowodnił, że nie jest wcale gorszy od pozostałych nawilżaczy marki. Lekka konsystencja wchłania się niemalże natychmiast, otulając skórę jedynie delikatna warstwą ochronną oraz wspaniałym, roślinno-korzennym zapachem. Natomiast mieszanka takich składników jak witamina E, olejki z kiełków pszenicy i słodkich migdałów oraz masło Shea sprawia, że balsam nie tylko nawilża, odżywia i zmiękcza, ale tez wygładza, ujędrnia i koi wszelkie podrażnienia. Przy regularnym stosowaniu nawilżenie utrzymuje się prze całą dobę, a a skóra z dnia na dzień jest coraz bardziej napięta i elastyczna i to na serio! Uwielbiam. 




Organique, Creamy Whip, Milk - czyli pianka pod prysznic o jedwabistej konsystencji. Niezwykle delikatna, z zawartością gliceryny roślinnej, przyjemnie sunie po skórze łagodnie ją oczyszczając. Nie podrażnia, nie wysusza pozostawiając skórę niesamowicie gładką i miękką. Zapach, który posiadam pachnie delikatnością i czystością.  Ja jestem od niego uzależniona, zresztą od tej pianki też. Koniecznie wypróbujcie! 

Trilogy, Certified Organic Rosehip Oil - ten czysty, naturalny, różany olejek przeznaczony jest do każdego rodzaju cery i jest małym cudotwórcą. Bogaty w witaminę C oraz kwasy omega 3,6 i 9 działa silnie antyoksydacyjnie spowalniając procesy starzenia, chroni skórę przed wolnymi rodnikami, ponadto mocno nawilża, zmniejsza zmarszczki, wygładza i rozjaśnia. Na mojej mieszanej w kierunku suchej cerze sprawdza się więcej niż świetnie. Reguluje wydzielanie sebum, doskonale odżywia, zmiękcza i uelastycznia. Co więcej, szybko się wchłania,  nie podrażnia, nie obciąża ani nie zapycha skóry. Ja stosuję go też na szyję i tutaj również odnotowałam wzrost nawilżenia oraz delikatne spłycenie zmarszczek. Na koniec dodam tylko, że olejek ten stosują takie osoby jak: Kate Middleton, Gwyneth Paltrow, Vicotria Beckham i Miranda Kerr. Czy trzeba dodawać coś więcej? :)

Frank Body, Creamy Face Scrub  - fantastyczny! Niby delikatny, ale jednak mocny. W składzie zawiera świeżo paloną i mieloną kawę, białą glinkę, olejek z dzikiej róży oraz oleje z kokosa, migdała oraz pestek winogron. Nie tylko doskonale złuszcza martwy naskórek, wygładzając i rozjaśniając skórę, ale działa też oczyszczająca, antybakteryjnie, odżywczo, stymuluje krążenie, usuwa toksyny, pomaga w gojeniu ran i długo by jeszcze wymieniać. Myślę, że świetnie sprawdzi się u każdego od suchej po trądzikową cerę. Efekty jego działania są rewelacyjne, a kawowy zapach bardzo uprzyjemnia stosowanie. Polecam!


Zaciekawiło Was coś? A może znacie moich ulubieńców? Jakie kosmetyki Was zachwyciły w lutym? Dajcie znać :)

27.2.16

Wyniki urodzinowego rozdania


Urodzinowe rozdanie dobiegło końca. Dziękuję wszystkim za udział w zabawie, frekwencja dopisała, niestety nagroda jest tylko jedna, a szczęśliwą osobą, która ją otrzyma jest:

ZŁOTA ORCHIDEA.

Serdecznie gratuluję!

15.2.16

Zużycia w mini recenzjach

Siedząc i pisząc ten post myślę tylko o tym aby wskoczyć pod kołdrę i przespać resztę zimy. Nie lubię, bardzo mocno nie lubię tych ponurych, szarych, i zimnych dni. Mam ochotę usnąć i obudzić się dopiero wtedy gdy za oknem będzie ciepło i słonecznie, ale cóż, tak się nie da. Przechodząc jednak do tematu posta, jak już widzicie po tytule dzisiaj zapraszam Was na recenzje zużytych kosmetyków. Jest tego całkiem sporo więc zapraszam do czytania ;)



Dove,  Naturaln Touch Dead Sea Minerals - nie trafiłam na naturalny antyperspirant, który sprawdzał by się u mnie w 100% więc ratuje się tymi drogeryjnymi. Ten od Dove jest delikatny, nie powoduje podrażnień, a nawet je łagodzi, a co najważniejsze jest skuteczny. Chroni przed przykrym zapachem, zapewnia uczucie świeżości, a jego delikatny zapach nie gryzie się z perfumami. Jedyny minus to taki, że pozostawia białe ślady na ubraniach.

Kiehl's, Midnight Recovery Concentrate - czyli serum w postaci bardzo lekkiego olejku. Wchłania się niemalże natychmiast, odżywia, nawilża, regeneruje oraz dodaje blasku, pomaga też pozbyć się przykrych niespodzianek, a jego zapach relaksuje i koi zmysły. Skład jest tu w 99,8% procentach naturalny, a sam kosmetyk niezwykle wydajny! Wystarcza na kilka długich miesięcy. Polecam

Marvis, pasty do zębów - już kilkukrotnie pisałam o nich na blogu. Uwielbiam i wracam regularnie. Gęstę, dobrze się pienią, mają ciekawe, niebanalne smaki, pomagają usunąć płytkę nazębną, delikatnie wybielają i odświeżają oddech. No i te opakowania! Jak dla mnie mega urocze.

Nuxe, Reve de Miel, Ultrabogaty Żel  - gęsty, odżywczy żel na bazie miodu i słonecznika przeznaczony zarówno do mycia ciała, jak i twarzy. Ultradelikatnie oczyszcza, pielęgnuje, zmiękcza i otula ciepłym, intensywnym zapachem. Ideał, szczególnie na zimę choć nie tylko ;)

Insight, Colored Hair Mask - naturalna maska z mnóstwem dobroczynnych ekstraktów w składzie. Fantastycznie dba o zniszczone, farbowane włosy. Odżywia je, wygładza, dodaje blasku, a przy tym nie obciąża. Włosy po jej użyciu są lekkie, zadbane i podatne na układanie. Świetnie sprawdza się też jako odżywka. Cena, wydajność i zapach też na plus.

Fitomed, Żel do higieny intymnej - łagodny, naturalny żel, który idealnie wywiązuje się ze swojego zadania. Delikatnie oczyszcza, odświeża, przywraca naturalne pH, łagodzi podrażnienia i regeneruje uszkodzony naskórek. Bardzo fajny i chętnie do niego wrócę.

Pat&Rub, Otulający Balsam do ciała - lekki, szybko wchłaniający się balsam o naturalnym składzie. Zapewnia skórze naprawdę porządną dawkę nawilżenia, przywraca jędrność, uelastycznia, regeneruje, koi i wygładza. Natomiast przepiękny, cytrusowo-waniliwoy zapach, jak już sama nazwa wskazuje, otula i sprawia, że zimowe wieczory wydają się trochę przyjemniejsze.

Sylveco, Odżywcza Pomadka z Peelingiem - pomadka z zawartością drobinek cukru trzcinowego. Za jednym pociągnięciem złuszcza suche skórki i wygładza usta, a jednocześnie pielęgnuje, odżywia i regeneruje. Na plus przemawia tutaj też świetny, w pełni naturalny skład i niska cena. Koniecznie wypróbujcie, bardzo fajny gadżet!


Pat&Rub, Otulający Peeling - ma chyba tylu zwolenników co przeciwników. Gęsty, wypakowany po brzegi substancjami odżywczymi oraz cukrem trzcinowym, nie tylko fantastycznie złuszcza martwy naskórek i wygładza skórę, ale też wspaniale ją pielęgnuje dzięki zawartości naturalnych maseł i olei. Fakt, zostawia tłustą, nieco lepka warstwę, ale szybko przestaje być ona wyczuwalna, a skóra jeszcze przez długi czas pozostaje jedwabiście gładka i odżywiona. Ja stosowałam go na sucho bo inaczej się nie da. Ogólnie polubiliśmy się. No i ten zapach! Cudo!

The Body Shop, Brazil Nut Shower Cream - bardzo lubię te kremowe żele TBS. Są gęste, dobrze się pienią, delikatnie oczyszczają i nie wysuszają skóry pozostawiając ją miękką i gładką. Wersja orzechowa ma delikatny, nieco słodki zapach, który zdecydowanie uzależnia i uprzyjemnia kąpiel.

Origins, Drink Up Intensive - zdecydowanie najlepsza maska nawilżająca, do której wracam regularnie. Jej bogata formuła już w jedną noc potrafi przywrócić nawilżenie, a stosowana regularnie zapobiega odwadnianiu, uelastycznia, ujędrnia i sprawia, że skóra wygląda młodziej. Ja lubię ją też za piękny owocowy zapach, a także delikatność. Maska nie podrażnia nawet delikatniej skóry pod oczami. Uwielbiam.

Yope, Figowe Mydło do rąk - naturalne i bardzo łagodne. Dobrze oczyszcza, delikatnie się pieni, a co najważniejsze nie wysusza skóry dłoni. Skład ma więcej niż bajeczny, zachwyca też zabawnym opakowaniem i ładnym, delikatnym zapachem. Warto wypróbować!

Evree, Upiekszjący Krem do twarzy, Magic Rose - bardzo mnie zaskoczył, oczywiście pozytywnie. Gęsta, odżywcza formuła kremu bardzo szybko się wchłania. Krem nie pozostawia na skórze tłustej warstwy, idealnie sprawdza się pod makijaż, a nawilżenie, które zapewnia utrzymuje się przez cały dzień. Skóra czuje się komfortowo, jest elastyczna i miękka. Co więcej, kosmetyk jest bardzo wydajny i fantastycznie pachnie różami!

Kiehl's, Rare Earth Pore Refining Tonic - pokładałam w nim duże nadzieje, a okazał się beznadziejny. Za zadanie ma m.in. oczyszczać i obkurczać pory oraz przedłużać mat. Niestety nie zauważyłam żadnych efektów jego stosowania, no chyba, że te negatywne. Tonik przesuszał skórę i powodował dyskomfort. Nie zużyłam go do końca i nie polecam.

Maybelline, Lash Sensational - ta maskara zbiera mieszane opinie, ale ja ją polubiłam. Nieduża, silikonowa szczoteczka świetnie rozdziela rzęsy, dokładnie pokrywając je tuszem. W efekcie są one podkręcone, wydłużone oraz zagęszczone, a przy tym elastyczne. Nawet z krótkich, rzadkich rzęs potrafi wyczarować firanki, ale trzeba dać jej czas! Ponadto jest bardzo trwała, nie osypuje się oraz nie wysycha przed upływem daty ważności.

Garnier, Płyn Micelarny - świetnie spełnia swoje zadanie, nie pieni się, nie pozostawia na skórze żadnej nieprzyjemnej warstwy, a do tego jest bardzo delikatny oraz wydajny, no i ma przyjemną cenę. Jeśli jeszcze go nie miałyście warto to nadrobić.


Sylveco, Lipowy Płyn Micelarny (brak na zdjęciu) - mój ogromny ulubieniec. Uwielbiam za naturalny skład, łagodność oraz skuteczność. W kilka chwil pozwala pozbyć się makijażu, także tego z oczu, pozostawiając skórę czystą i odświeżoną. Nie powoduje podrażnień, nie pieni się ani nie pozostawia lepkiej warstwy. Tylko zapach ma średni, ale można się przyzwyczaić.

Phenome, Exfoliating Facial Paste - fantastyczny produkt, który nie tylko wygładza i złuszcza martwy naskórek, ale też obkurcza pory i doskonale oczyszcza. Przy tym jest bardzo łagodny, nie powoduje podrażnień oraz nie przesusza skóry. Po jego użyciu jest ona dotleniona, gładka i promienna, wygląda zdrowo i pięknie. Na plus jest tu też naturalny, bajeczny skład, przyjemny zapach oraz ogromna wydajność.

L'oreal, Korektor Lumi Magique - prawdziwy czarodziej. Nie znajdziecie tutaj dobrego krycia, ale rozświetlenie jakie daje natychmiast usuwa z twarzy zmęczenie, odmładza spojrzenie i sprawia, że skóra wygląda promiennie i zdrowo. Minusem jest to, że może przesuszać, ale dobry krem nawilżający załatwia tą sprawę. Chętnie kupię ponownie.

Dermologica, Gentle Cream Exfoliant - peeling enzymatyczny, który jest naprawdę niesamowity. Wystarczy kilka minut, aby pokazał swą prawdziwą moc. Świetnie złuszcza martwy naskórek, wygładza, rozjaśnia i napina skórę. Pomaga też pozbyć się niechcianych wyprysków, minimalizuje pory i rozjaśnia przebarwienia. Jednak uwaga, może podrażniać dlatego jeśli macie bardzo wrażliwa skórę lepiej omijajcie go z daleka.

Insight, Loos Control - rewelacyjny, naturalny szampon, który otrzymał ode mnie miano ulubieńca roku 2015. Gęsty, świetnie się pieni, dobrze oczyszcza nie podrażniając przy tym skóry głowy, a stosowany regularnie zapobiega wypadaniu włosów. Z dnia na dzień stają się one mocniejsze, zdrowsze i błyszczące. Szampon nie obciąża, a wręcz sprawia, że włosy dłużej zachowują świeżość. Ponadto jest bardzo wydajny i ładnie, orzeźwiająco pachnie.



Kerastase,  K Ultime Oleo - moim zdaniem najlepszy olejek do włosów. Wszechstronny,  wzbogacony o kompleks czterech luksusowych olejków: kukurydzianego, arganowego, kameliowego oraz pracaxi. Wygładza, zabezpiecza końcówki, zapobiega puszeniu, odżywia, dodaje blasku oraz miękkości nie obciążając przy tym włosów. Natomiast piękny, perfumowany zapach i przeogromna wydajność to tylko dodatkowe zalety.

Aesop, Purifying Facial Exfoliant Paste - gęsty peeling w postaci pasty, który dzięki drobinkom kwarcu doskonale wygładza i usuwa obumarłe komórki naskórka. Zawartość kwasu mlekowego sprawia, że kosmetyk wykazuje też świetnie właściwości oczyszczające, a wszystko to bez podrażnień i przesuszania skóry. Minusem może być cena, ale duża wydajność i świetne działanie zdecydowanie to wynagradzają.

Kiehl's, Amino Acid Shampoo - bardzo łagodny szampon, który nie tylko oczyszcza, ale też pozostawia włosy odżywione, gładkie, błyszczące i niebywale lekkie oraz puszyste. Ponadto, świetnie się pieni, pięknie, kokosowo pachnie i jest bardzo wydajny.

The Body Shop, Cocoa Butter Cream Body Scrub - sama nie wiem co o nim sądzić. Działanie złuszczające jest tu naprawdę dobre. Peeling pomaga pozbyć się martwego naskórka, świetnie wygładza i napina skórę, a z drugiej strony brak mi tutaj właściwości pielęgnacyjnych. Zapach też jest dziwny, w opakowaniu ładny, marcepanowy, na skórze niestety tego nie czuć. Jestem na nie.

Alpha H, Liquid Gold - czyli tonik z zawartością kwasu glikolowego. Bardzo łagodny, a przy tym skuteczny. Stosowany regularnie wyrównuje strukturę skóry, a także koloryt, pomaga pozbyć się przebarwień, oczyszcza pory i w znacznym stopniu zapobiega powstawaniu wyprysków. Co fajne, zwiększa też nawilżenie skóry oraz jej napięcie. Uwielbiam i na pewno będę wracała do niego regularnie.

Alpha H, Balancing Cleanser with Aloe Vera - kolejny fantastyczny produkt Alpha H czyli gęste, kremowe mleczko do oczyszczania skóry. Łagodnie, a przy tym naprawdę skutecznie usuwa ze skóry wszelkie zanieczyszczenia jak pozostałości makijażu czy sebum, nie narusza przy tym warstwy hydrolipidowej, pozostawiając skórę miękką, elastyczna i gładką. O uczucia ściągnięcia czy pieczenia nie ma tu w ogóle mowy.  Dla mnie najlepszy produkt oczyszczający. Koniecznie musicie wypróbować bo tego nie da się opisać.






A jak Wam idzie zużywanie? Zainteresował Was któryś z kosmetyków? Dajcie znać :)

12.2.16

Urodzinowe rozdanie - przypomnienie

Dziewczyny, jeszcze przez kilka dni na blogu trwa urodzinowe rozdanie, w którym wygrać możecie fantastyczny duet do pielęgnacji ciała o wartości ok. 300 zł. Zapraszam do zabawy! Wszystkie informacje znajdziecie tutaj >klik< ;)


8.2.16

Ulubieńcy - styczeń 2016

Nie wiem jak Wy, ale ja mam wrażenie, że z dnia na dzień czas biegnie coraz szybciej. Mimo, iż obecnie jestem na dłuższym urlopie i nie robię nic konkretnego to brakuje mi po prostu godzin w dobie. Do tego pogoda nie nastraja pozytywnie, deszcz za oknem sprawia, że mam ochotę nie wynurzać się spod kołdry, ale ale, mam postanowienie i jeszcze w tym tygodniu wracam do praktykowania jogi, a jak zdecyduję się w końcu na jakieś adidasy (za duży wybór:/) wracam do biegania. Koniec z leniuchowaniem! Tymczasem zapraszam Was na spóźniony post z ulubieńcami, do którego siadam od kilku dni, ale w końcu udało mi się coś naskrobać ;)


Clarins, Radiance-Plus Golden Glow Booster - samoopalające kropelki do twarzy polubiłam niemalże natychmiast, i z tymi było tak samo. Na ich rzecz nie trzeba rezygnować z użycia pielęgnacji, a wręcz trzeba stosować je w połączeniu z ulubionym balsamem lub masłem. Ponadto są dziecinne proste w aplikacji, nie da się nimi zrobić sobie krzywdy, a efekt jaki dają jest naprawdę powalający. Skóra w kilka godzin po aplikacji zyskuje delikatny i co najważniejsze naturalny odcień opalenizny, który bez problemu można stopniować. Nie ma tu mowy o plamach, zaciekach czy smugach, a nieprzyjemny smrodek wyczuwalny jest tylko przez krótki czas. Dla mnie to wspaniały wynalazek, szczególnie, że mam bardzo jasną karnację, a dzięki tym kroplom mogę przez cały rok cieszyć się skórą lekko muśniętą słońcem. 

L'oreal, False Lash Superstar - wypatrzyłam ją w plebiscycie InStyle - Best Beauty Buys, liczyłam na spektakularne efekty i niestety przy pierwszych podejściach totalnie się zawiodłam. Dałam jej jednak jeszcze jedną szansę i boom, za drugim razem efekty mnie oczarowały. Przyznam, że trzeba poświęcić chwilę na dokładadne pomalowanie nią rzęs, ale warto. Serum czyli pierwsza warstwa świetnie pogrubia, wydłuża i podkręca rzęsy, natomiast sama maskara potęguje efekt objętości i przyciemnia włoski dodając spojrzeniu wyrazistości. W rezultacie rzęsy są rozdzielone, świetnie pogrubione, naprawdę długie i czarne, a oko jest otwarte i tym samym większe. Maskara jest bardzo trwała, nie kruszy się ani nie rozmazuje, nie wysycha też przed upływem daty ważności, i co ważne, nie podrażnia oczu. Naprawdę warto wypróbować.

L'occitane, Żel po prysznic, Vanille&Narcisse - już podczas kąpieli lubię sięgać po delikatne, naturalne, ładnie pachnące kosmetyki, a jeśli są w fajnej butelce to już w ogóle jestem kupiona. Żel L'occitane jest niezwykle gęsty, świetnie się pieni, a jego naturalny skład sprawia, że bardzo delikatnie oczyszcza, nie naruszając warstwy hydrolipidowej. Po kąpieli z jego użyciem skóra jest miękka, elastyczna i otulona ciepłym, intensywnym zapachem, będącym połączeniem wanilii i narcyza. Jak dla mnie cudo i ideał do stosowania w zimowe wieczory <3



Organique, Anti-Age Hair Mask - wróciłam do niej po ponad rocznej przerwie i co tu dużo mówić, jest doskonała! Przeznaczona głównie do włosów farbowanych i zniszczonych zabiegami fryzjerskimi choć myślę, że sprawdzi się u każdego. Skład jest tu naturalny i bardzo bogaty, oparty na regenerujących olejach: winogronowym i arganowym oraz naturalnym jedwabiu i wyciągu z perły. Doskonale regeneruje, odbudowuje łodygę włosa i wzmacnia cebulki sprawiając, że włosy są zdrowe, gładkie, pełne witalności i blasku. Maska nie obciąża ani nie przyspiesza przetłuszczania włosów, nawet gdy zastosujemy ją na skalp. Co więcej, pachnie przepięknie winogronami, a zapach ten jeszcze bardzo długi czas utrzymuje się na włosach. Polecam :)

Marc Jabobs,  Lust for Lacquer, 312 Lust for Life - uwielbiam czerwone, mocne usta, jednak na co dzień sięgam głównie po błyszczyki dla delikatniejszego efektu. Ten od Marc Jacobs oczarował mnie głównie kolorem, ale pod innymi względami nie mam mu nic do zarzucenia. Gęsta, żelowa konsystencja bez problemów sunie po ustach pokrywając je pięknym, lśniącym kolorem. Z miejsca stają się one bardziej wyraziste, pełniejsze i całuśne. Aplikator jest mały i precyzyjny co pozwala aplikować błyszczyk nawet bez użycia lusterka, a sama konsystencja nie jest lepka i nie wylewa się poza kontur ust. Dodatkowo efekt chłodzenia zapewnia przyjemne doznania, natomiast trwałość jak to w błyszczykach, nie jest powalająca, 1,5-2 godziny to raczej maks. Mimo to lubię bardzo. I jeszcze to opakowanie <3

Phenome, Anti-Aging Hand Therapy- ulubieniec od dawien dawna, w styczniu po raz kolejny udowodnił, że jest genialny. Naturalny, lekki, szybko się wchłania i świetnie odżywia. Cóż chcieć więcej? No może ładnego zapachu, ale on też go ma! Delikatny, cukrowy, sprawia, że mam ochotę używać go bez ustanku. Najczęściej noszę go w torebce i stosuję w ciągu dnia. Jak już wspomniałam, wchłania się błyskawicznie, otula dłonie delikatną warstwą ochronną i działa niemalże natychmiast. Zmiękcza, wygładza, regeneruje i koi spierzchniętą skórę przynosząc jej ulgę. Ideał, mówię Wam ;)



NCLA, Lakier do paznokci - to mój pierwszy lakier tej marki, ale od razu podbił moje serce i w styczniu gościł na moich paznokciach niemalże przez cały czas. Idealna konsystencja  i szeroki pędzelek zdecydowanie ułatwiają malowanie, lakier nie smuży, świetnie kryje już po pierwszej warstwie, szybko schnie i pięknie lśni. Żeby tego było mało został stworzony i wyprodukowany w słonecznym LA, jest wolny od toksyn, a także nietestowany na zwierzętach. Odcień, który posiadam to Rush Hour czyli piękna, klasyczna czerwień. Bogata i ognista. Idealnie prezentuje się na paznokciach i pasuje do wszystkiego. Trwałość też na plus, lakier trzyma się 3-4 dni po czym zaczyna delikatnie odpryskiwać. Mam ochotę na więcej.

No to teraz dajcie znać czy coś Was zainteresowało? A może znacie te kosmetyki? 
Do następnego, cześć ;)


3.2.16

Essentials

Dzisiaj post na szybko czyli moje niezbędniki w mini recenzjach. A już niedługo na blogu pojawi się post z ulubieńcami. Tymczasem zapraszam do czytania ;)







Sylveco, Lipowy Płyn Micelarny - naturalny, bardzo łagodny i skuteczny. Dokładnie usuwa makijaż i inne zanieczyszczenia z powierzchni skóry pozostawiając ją czystą, gładką i bez podrażnień. Minusem może być niezbyt ładny zapach, ale można się przyzwyczaić. Na plus przemawia natomiast niska cena, dobry skład i ładne opakowanie.

Aesop, Fabulous Cleansing Gel - gęsty żel na bazie oliwy z oliwek przeznaczony do skóry wrażliwej. Łagodnie i jednocześnie skutecznie oczyszcza skórę pozostawiając ją idealnie czystą, niemalże piszczącą, napiętą i gładką. Niestety może delikatnie przesuszać, ale kosmetyki nawilżające szybko załatwiają sprawę.

Clarisonic, Mia 2 - po kilku miesiącach nieużywania wyciągnęłam ją ponownie na światło dzienne i kolejny raz przekonałam się, że jest naprawdę genialna. Nie tylko świetnie i dogłębnie pomaga oczyścić skórę, ale też wygładza ją i napina. Nakładka sensitive, której używam jest naprawdę delikatna i nie podrażnia wrażliwej skóry. Polecam!

Aesop, Purifying Facial Paste - bardzo niepozorny, a zarazem skuteczny peeling do twarzy o kremowej konsystencji. Zawarty w nim kwas mlekowy rozpuszcza zanieczyszczenia na powierzchni skóry, a drobinki kwarcu dokładnie i skutecznie usuwają martwy, zrogowaciały naskórek w efekcie skóra jest dotleniona, dogłębnie oczyszczona, promienna i nieskazitelnie gładka, a o przesuszeniu czy podrażnieniach nie ma tu mowy.  

Aesop, Parsley Seed Cleansing Masque - czyli maseczka na bazie glinki, która nie tylko oczyszcza, ale też odnawia skórę. Ma fajną konsystencję, przyjemny, lawendowy zapach i fantastyczne działanie. Wystarczy 15 minut aby skóra była dobrze oczyszczona, gładka, napięta i rozświetlona. Maseczka nie przesusza i genialnie rozprawia się z niespodziankami. Lubię.

Fitomed, Tonik Nawilżający - bardzo przyjemny tonik w niskiej cenie. Ma dobry skład, pięknie pachnie i działa tak jak obiecuje producent. Tonizuje, nawilża i łagodzi podrażnienia. Jeśli poszukujecie dobrego, łagodnego toniku w niskiej cenie koniecznie sięgnijcie po ten od Fitomed.

Kiehl's, Ultra Facial Cream - śmiało mogę napisać, że to krem idealny! Mega szybko się wchłania,  nie zapycha skóry, nie powoduje przetłuszczania, a uczucie nawilżenia jakie zapewnia utrzymuje się przez cały dzień. Skóra w tym czasie jest elastyczna, gładka i odżywiona bez uczucia napięcia czy swędzenia. Krem stanowi idealną  bazę pod makijaż, a każdy podkład rozprowadza i trzyma się na nim idealnie. Dla mnie póki co najlepszy.

Pat&Rub, Krem pod Oczy - w 100% naturalny, łagodny i lekki, a przy tym bardzo odżywczy. Zaaplikowany na skórę wchłania się błyskawicznie, nie powoduje podrażnień i stanowi świetną bazę pod makijaż. Działanie odżywcze jest tu na 5, krem świetnie nawilża delikatną skórę pod oczami, uelastycznia ją i napina. 

Fridge by yde, Ostra Szczotka - niby ostra, a jednak idealna. Wykonana z naturalnego, końskiego włosia bardzo przyjemnie masuje skórę, nie powodując podrażnień i, kolejny raz to powtórzę, działa jak dobry peeling i balsam jednocześnie! Regularne jej używanie poprawia wygląd skóry o 100%.  Z dnia na dzień staje się ona coraz bardziej napięta, jędrna i gładka. Jej koloryt znacznie się poprawia, a cellulit staje się mniej widoczny. Niby taka mała, zwykła rzecz, a czyni cuda. Należy tylko sięgać po nią regularnie.

Kiehl's, Amino Acid Shampoo - czyli łagodny, odżywczy szampon, który sprawdzi się chyba u każdego. Świetnie się pieni, dobrze oczyszcza, a włosy po jego użyciu są niezwykle lekkie, puszyste i błyszczące. Większość szamponów podrażnia mój wrażliwy skalp, ten na szczęście tego nie robi. Plusem jest też jego zapach, delikatny, kokosowy, bardzo przyjemny.

Organique, Anti-Age Hair Mask - zdecydowanie moja ulubiona maska do włosów. Wystarczy zaledwie kilka minut i już. Włosy stają się odżywione, gładkie i błyszczące, a przy tym nie są obciążone. Maska nie przyspiesza też przetłuszczania, a jej winogronowy zapach zdecydowanie umila stosowanie i jeszcze długi czas utrzymuje się na włosach. Ja często stosuję ją w roli odżywki i bardzo mocno polecam <3 Nie zawiedziecie się.

Alba, Galeniczny Płyn do ciała i higieny intymnej - gęsty, super-delikatny żel o działaniu niemalże leczniczym. Ma fantastyczny skład, bardzo delikatnie, ale skutecznie oczyszcza skórę, a zawartość olejków eterycznych sprawia, że pozostawia przyjemne i długotrwałe uczucie odświeżenia. Ja stosuję go według przeznaczenia i w obu przypadkach sprawdza się świetnie. 

Pat&Rub, Otulający Balsam do Ciała -  już nie raz wspominałam, że uwielbiam balsamy tej marki i nadal to zdanie podtrzymuje. Lekka konsystencja kosmetyku szybko się wchłania, a naturalne substancje fantastycznie pielęgnują skórę. Nawilżają ją, uelastyczniają oraz wygładzają. Przy regularnym stosowaniu efekt ten jest długotrwały, natomiast delikatnie słodki, otulający zapach sprawia, że mam ochotę sięgać po niego co chwilę.

Marvis, Pasta do zębów - najlepsza! Zachwyca nie tylko ciekawym opakowaniem, ale też unikalnymi walorami smakowymi ponadto jest gęsta, kremowa, dobrze się pieni, świetnie usuwa płytkę nazębną, a tym samym wybiela zęby. Przyjemnie też odświeża. U mnie zagościła na stałe i nie chcę innej.

Clarins, Radiance Plus Golden Glow Booster do twarzy i ciała - dwa niepozorne produkty, które mają moc. Wystarczy dodać kilka kropel do ulubionego balsamu lub kremu, zaaplikować mieszankę na skórę, odczekać kilka godzin i gotowe. Skóra wygląda jak po wczasach pod palmami, a efekt ten jest bardzo naturalny i utrzymuje się prze kilka dobrych dni. Nie będę oszukiwać, że nie ma tu nieprzyjemnego zapachu bo jest, ale czuć go tylko przez chwilę po czym się ulatnia. Bardzo lubię tę dwójkę i polecam. Nie zrobicie sobie krzywdy, obiecuję ;)

Tak wygląda zestaw kosmetyków po który sięgam ostatnio regularnie. Znacie któryś z produktów, a może któryś szczególnie Was zainteresował? Dajcie znać :)

 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl