Hej, hej, wracam do Was po dłuższej przerwie. Na początek zapraszam na mocno spóźniony post z ulubieńcami, ale wiem, że lubicie takie wpisy, zresztą osobiście również uwielbiam takie podglądać u innych. Są lekkie, a przy okazji można wypatrzyć same perełki. W moich ulubieńcach tym razem oprócz pielęgnacji pojawiło się też trochę kolorówki, same zobaczcie.
Kiehl's, Amino Acid Shampoo - kupiłam go całkiem niedawno, ale od razu zdobył moje uznanie. Jest fenomenalny! Niezwykle delikatny, świetnie się pieni, dokładnie oczyszcza, a także rewelacyjnie pielęgnuje zarówno skórę głowy jak i włosy. Moje ostatnio były mocno przesuszone, słona woda oraz słońce nie wpłynęły na nie korzystnie, ale odkąd go stosuję ich kondycja znacznie się poprawiła. Stały się gładkie, bardziej mięsiste oraz błyszczące. Kosmetyk ich nie obciąża, a wręcz odbija od nasady i pozostawia puszyste. Zapach jest tu bardzo delikatny i przyjemny, kokosowy, wydajność również na plus. Jeśli szukacie dobrego, łagodnego szamponu, a przy tym skutecznego koniecznie zwróćcie na niego uwagę.
Kiehl's, Midnight Recovery Eye - kolejny fantastyczny produkt marki Kiehl's czyli mocno skoncentrowany krem zawierający olejki oraz ekstrakty roślinne, który stosujemy na noc, a rano nasze spojrzenie ma wyglądać świeżo i młodziej. I faktycznie, stosowany regularnie sprawia, że nawet po kiepskiej nocy spojrzenie jest promienne, skóra w okolicach oczu jest rozjaśniona, a po opuchnięciach nie ma śladu. Nie można odmówić mu też działania nawilżającego bo nawilża naprawdę świetnie, a przy tym wygładza i napina skórę w tych okolicach. Jest też bardzo delikatny, nie podrażnia ani nie powoduje alergii po prostu cud, miód. Warto wypróbować, szczególnie jeśli zarywacie noce bądź Waszą zmorą jest opuchlizna.
NYX, Butter Gloss, Maple Blondie - uwielbiam za wszystko. Za konsystencję, odżywienie, komfort noszenia, wygląd na ustach oraz za kolor, bardzo neutralny, idealny na co dzień. Fajnie odświeża, rozpromienia i myślę, że będzie pasował niemalże każdemu. Trwałość nie jest tu może powalająca, ale to tylko błyszczyk. U mnie utrzymuje się 2-3 godziny po czym się ściera jednak nawilżenie odczuwalne jest zdecydowanie dłużej. Jest to naprawdę mega-fajny produkt w niskiej cenie, taki tańszy odpowiednik Clarins - Instant Light Natural Lip Perfector. Wypróbujcie, a nie zawiedziecie się ;)
Evree, Magic Rose, Krem do twarzy - przy mojej kapryśnej, mieszanej, szybko zanieczyszczającej się, a do tego wrażliwej cerze naprawdę ciężko jest znaleźć dobry krem, który będzie odpowiadał mi w 100% jednak ten od Evree naprawdę daje radę. Gęsta, treściwa konsystencja zaskakująco szybko się wchłania. Krem pozostawia na skórze jedynie cienką, otulającą warstwę ochronną, która stanowi świetną bazę pod makijaż. Nic się nie roluje ani nie spływa, kosmetyk nie powoduje szybszego przetłuszczania się skóry, a każdy aplikowany podkład wygląda na nim fantastycznie. A jak z działaniem? Też jest super. Skóra jest odżywiona, gładka, elastyczna, a nawilżenie odczuwalne jest przez cały dzień. Krem nie podrażnia oraz nie zapycha. No i ten zapach! Fantastyczny! Różany, ale nie mdły tylko świeży. Można się uzależnić. Ja stosuję go głównie na dzień, ale może być stosowany również na noc. Polecam i to nie tylko fankom różanych aromatów ;)
Essie, Licorice - czarnych lakierów na rynku kosmetycznym jest mnóstwo, ale to właśnie ta czerń od Essie jest najpiękniejsza. Naprawdę czarna, głęboka i błyszcząca. Na moich paznokciach gościła prawie, że przez cały październik i noszę ją nadal. Pasuje niemalże wszędzie, na każdą okazję i do wszystkiego. Sama konsystencja lakieru też na plus, nie za rzadka, nie a gęsta, nie bąbluje, nie smuży, do pełnego krycia wystarczy jedna warstwa, ale ja nakładam dwie. Trwałość świetna, na moich paznokciach, pokrytych top coat'em, trzyma się do 5-7 dni po czy delikatnie zaczyna się ścierać. Uwielbiam.
Maybelline, Lash Sensational - swego czasu głośno było o nim w blogosferze i wcale się nie dziwię, jak dla mnie jest genialny. Rozczesuje, wydłuża, pogrubia, podkręca oraz jest niesamowicie trwały. Szczoteczka jest świetnie wyprofilowana, konsystencja jest idealna od samego początku, tusz w trakcie używania nie wysycha, a zmyć można go bez większych problemów samą wodą, w ciągu dnia natomiast nie kruszy się i śmiało mogą używać go osoby noszące szkła kontaktowe. Cena też na plus. No wszystko super. Jeśli nie znacie to może czas to zmienić? :)
Seche Vite, Top Coat - gdyby nie jego okropny zapach po którym czasem kręci mi się w głowie byłby idealny. W dosłownie kilka chwil wysusza lakier, utwardza go, zdecydowanie przedłuża jego trwałość oraz pozostawia piękną, lśniąca powłokę. Dla mnie fenomenalny i zdecydowanie przebił mojego wcześniejszego ulubieńca czyli Insta Dri od Sally Hansen.
I to już wszystko. Zainteresowało Was coś? Dajcie znać :)