30.5.14

Denko + Wyrzutki - maj 2014

Niedawno był post z nowościami >klik< dlatego też dzisiaj, tak dla równowagi żeby nie było, że tylko kupuję;), pokaże Wam co udało mi się zużyć w maju. Nie jest tego bardzo dużo, ale zawsze to do przodu. Do kosza oprócz pustych opakowań lecą także dwa buble, poniżej dowiecie się co, jak i dlaczego. Zaczynamy :)


L'oreal, Ideal Soft, Oczyszczający Płyn Micelarny - bardzo fajny micel. Dobrze wywiązuje się ze swojego zadania czyli usuwa makijaż, zarówno z twarzy jak i z oczu. Nie wysusza, nie podrażnia, nie pieni się oraz nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze. Tyle mi wystarczy. Prawdopodobnie jeszcze kupię, obecnie zachwycam się micelem firmy Garnier.

Seboradin Niger, Szampon i Balsam do włosów przetłuszczających się i skłonnych do wypadania - o tym duecie pisałam w poście z kwietnowymi ulubieńcami >klik< i zdanie podtrzymuję. Oba kosmetyki są rewelacyjne i świetnie się uzupełniają. Włosy po ich zastosowaniu są odbite od nasady, lekkie, miękkie, błyszczące i nawilżone. Przy regularnym stosowaniu mniej się przetłuszczają, a wypadanie jest ograniczone. Kupię na 100%.


Phenome Rejuvenating Rose, Inspiring Shower Foam - rewelacyjna pianka, którą można stosować nie tylko do mycia ciała, ale także do twarzy. Delikatnie, ale skutecznie myje, nie wysusza i przepięknie pachnie. Uwielbiam. Pisałam o niej już tutaj >kilk< i tutaj >klik<. Kupię ponownie.

Sun Ozon, Samoopalacz w Sprayu do normalnej i ciemnej karnacji - świetny samoopalacz za grosze. Przede wszystkim jest bardzo łatwy w zastosowaniu. Wystarczy tylko spryskać skórę i poczekać aż wyschnie, a trwa to tylko chwilkę. Daje piękną złocistą opaleniznę, którą możemy stopniować, ściera się równomiernie i nie brudzi ubrań. Jakiś czas po aplikacji wyczuwalny jest charakterystyczny smrodek jednak jest on delikatny. Bez problemu mogą go stosować także osoby z jasną karnacją. Kupię ponownie.

Clarins, One Step Gentle Exfoliating Cleanser
- bardzo fajny peeling do codziennego stosowania, który pokochał także mój M. Jest gęsty i zawiera mnóstwo małych, okrągłych drobinek. Delikatnie, ale skutecznie złuszcza martwy naskórek, nie wysusza oraz nie podrażnia. Odpowiedni jest do każdego typu skóry. Poza tym pięknie pachnie i jest niesamowicie wydajny. Mi przy stosowaniu ok. 4-5 razy w tygodniu wystarczył na 5 miesięcy. Pełna recenzja tutaj >klik<. Prawdopodobnie jeszcze kupię.


Yves Rocher, Foot Repair Balm - całkiem fajny balsam do stóp, ale do stosowania codziennego a nie tak jak zaleca producent 1-2 razy w tygodniu. Ma gęstą konsystencję, która potrzebuje kilku minut na wchłonięcie. Pozostawia skórę stóp nawilżoną, zmiękczoną, odżywioną i zregenerowaną, a do tego pięknie pachnącą lawendą. Pełna recenzja tutaj >klik<. Może jeszcze kiedyś kupię.

Tołpa Dermo Face 30+, Krem Przeciw Pierwszym Zmarszczkom na dzień (lekki) i na noc - świetne kremy, ale myślę, że bardziej dla osób przed 30 rokiem życia niż po. Krem na dzień ładnie rozświetla, ale nie przetłuszcza, ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania i dobrze współpracuje z makijażem także mineralnym. Krem na noc bardzo dobrze nawilża oraz sprawia, że skóra jest miękka, gładka, jędrna i wypoczęta. Oba są niesamowicie wydajne, wystarczają na 3-4 miesiące regularnego stosowania, a także ładnie, ale intensywnie pachną. Pełna recenzja tutaj >klik<. Może jeszcze kupię.

Madara, Herbal Deodorant - przed zakupem tego ziołowego antyperspirantu czytałam o nim wiele pozytywnych opinii, niestety u mnie się nie sprawdził. Nie zapewniał odpowiedniej ochrony oraz nie zapobiegał przykremu zapachowi. Sam w sobie ma bardzo delikatny, ziołowy zapach, który na skórze jest niewyczuwalny. Dla mnie jedyne plusy to brak zawartości alkoholu oraz soli aluminium oraz łagodność jednak to za mało. Nie kupię ponownie.


Denivit, Intense White - świetna pasta przeznaczona do szczoteczek elektrycznych. Ma gęstą konsystencję dzięki czemu nie spływa z szczoteczki, świetnie się pieni i przyjemnie odświeża, a także miałam wrażenie, że delikatnie wybiela. Kupię ponownie.

The Body Shop, Płyn do Demakijażu Oczu - totalny bubel, o którym mogłyście przeczytać już tutaj >klik<. Ma nieciekawy skład, w którym znajdziemy SLS, okropnie podrażnia, śmierdzi, a co najgorsze jest nieskuteczny i nie radzi sobie z demakijażem oczu. Praktycznie cała butla leci do kosza. Nie kupię i nie polecam.

Nuxe, Contour des Yeux Prodrigieux - bardzo słabiutki krem pod oczy, który u mnie nie robił zupełnie nic. Nie nawilżał, nie wygładzał, nie rozjaśniał. Jest to bestseller marki, ale nie wiem jakim cudem. Ponad połowa leci do kosza. Nie kupię ponownie.


Znacie któryś z kosmetyków? Jak tam Wasze zużycia w maju? Do przodu czy jednak kiepsko? Dajcie znać ;)

28.5.14

Ulubieńcy - Maj 2014

Maj dobiega końca, a więc tradycyjnie, tak jak co miesiąc, zapraszam Was na przegląd moich ulubieńców :)


Pat&Rub, Drenujący Olej do ciała, 125 ml - nie przepadam za olejkami do ciała, ale ten jest rewelacyjny. Lubię go stosować szczególnie jeszcze podczas kąpieli. Pozostawia skórę miękką, gładką i nawilżoną bez efektu lepkości czy tłustości. Poza tym pięknie pachnie cytryną i ziołami, a zapach ten jeszcze długo utrzymuje się na skórze. Uwielbiam. Pełną recenzję olejku możecie przeczytać tutaj >klik<.

Shiseido IBUKI, Eye Correcting Cream, 15 ml - po ostatnich niezbyt udanych przygodach z kremami pod oczy byłam do niego sceptycznie nastawiona, ale działanie tego kremu sprawiło, że teraz go kocham. Ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania oraz świetnie współgra z korektorem. Przy regularnym stosowaniu skóra jest nawilżona, miękka, a drobne zmarszczki wygładzone. Tyle mi w zupełności wystarcza.


Organique Naturals:Energizing, Energetyzująca Galaretka pod Prysznic, 250 ml - cudowny żel pod prysznic, który pokochałam już po pierwszym użyciu. Pięknie i intensywnie pachnie, świetnie się pieni, nie wysusza, a wręcz pozostawia skórę nawilżoną, gładką i miękka. W składzie zawiera Guaranę, która przyspiesza proces usuwania toksyn z organizmu oraz wspomaga wyszczuplanie i walkę z cellulitem. Dla mnie rewelacja.

Shiseido Pureness, Deep Cleansing Foam, 100 ml - kosmetyk o konsystencji gęstego kremu, który w kontakcie z wodą zmienią się w piankę. Skutecznie usuwa zanieczyszczenia i pozostałości po makijażu, pozostawiając skórę czystą i delikatnie napiętą. Poza tym daje uczucie chłodu, pięknie pachnie, jest niesamowicie wydajna i dobrze współpracuje ze szczoteczką Clarisonic. Nie polecam jej jednak cerom suchym ponieważ może wysuszać. Dla mojej mieszanej cery jest natomiast idealna.

Clarins, Emulsja Samoopalająca do twarzy i dekoltu, 125 ml - rewelacyjny samoopalacz. Przede wszystkim daje piękną złocistą opaleniznę, którą możemy stopniować. Ma lekką konsystencję, szybko się wchłania, nie pozostawia charakterystycznego smrodku oraz nie zapycha, a moja skóra ma do tego duże skłonności. Możemy go aplikować na dwa sposoby czyli wacikiem bądź tradycyjnie palcami. Aplikując go wacikiem nie można zrobić sobie nim krzywdy. Zdecydowanie lubię :)

Znacie któryś z kosmetyków? Lubicie? Koniecznie pochwalcie się swoimi ulubieńcami :)

26.5.14

Mokobelle

Nie jestem wielką fanką biżuterii, ale jak każda kobieta lubię czasem założyć jakiś naszyjnik lub bransoletkę/i. Kupując biżuterię mam kilka kryteriów, którymi często się kieruje (oczywiście nie zawsze;)). Musi być ona przede wszystkim uniwersalna tak aby pasowała zarówno do casualowych/sportowych, jak i eleganckich ubrań. Dobrze też gdy mogę wybrać rozmiar/obwód ponieważ mam chude nadgarstki i większość bransoletek jest na mnie po prostu za duża. Lubię mieć także wybór jeśli chodzi o kolory. Najczęściej i tak stawiam na te klasyczne czyli czerń, biel i szarości, ale fajnie jeśli w razie zachcianki (w końcu jestem tylko kobietą) mogę dokupić bransoletkę w innym kolorze, dopasowanym np. do panujących trendów lub pory roku. Wszystkie te wymagania spełnia firma Mokobelle, na którą natknęłam się dopiero niedawno choć marka została założona ponad 3,5 roku temu.


Mokobelle to firma stworzona przez dwie przedsiębiorcze kobiety, które porzuciły korporacje i zaprojektowały swoje życie od nowa. Pierwszy butik firmy powstał na ulicy Mokotowskiej i od niej też wzięła się nazwa firmy. Moko to oczywiście początek od Mokotowskiej, a belle od słowa „piękna”.
Mokobelle wychodzi z założenia, że biżuteria to nie tylko dodatek. To sposób na wyrażenie siebie i swojego stylu. Marka zaprasza swoich klientów do magicznego świata projektowania biżuterii, dając im możliwość dopasowania jej tak, aby jak najbardziej odpowiadała ich gustom. Biżuteria Mokobelle to nie tylko bransoletki z kamieni półszlachetnych, to także naszyjniki, kolczyki i bransoletki z nitek. W salonach Mokobelle znaleźć można również kolekcje luksusowych, zagranicznych marek takich jak Philippe Audibert i Deepa Gurnani.



Firma prowadzi butiki stacjonarne oraz sklep on-line, w którym kupić możemy gotowe bransoletki, a także całe zestawy, które tworzone są według obecnych trendów. Jeśli mamy ochotę możemy stworzyć swoją własną biżuterię w konfiguratorze (uwaga wciąga). Wybór jest duży i każdy znajdzie coś dla siebie.
Jak widzicie moja kolekcja jest skromna i składa się głównie z czerni i szarości, jedyny jaśniejszy akcent to bransoletka wykonana z różowego, gładkiego kwarcu. Kolejne kamienie, z których wykonane są moje bransoletki, idąc w górę od różowej, to ciemny, gładki labradoryt, ciemny błyszczący, gładki hematyt, czarny matowy, gładki onyks oraz czarny błyszczący, gładki onyks. Na oku mam już kolejne bransoletki i nie tylko wykonane z kulek. Mam nadzieję, że już niedługo dołączą do mojej kolekcji.



Znacie firmę Mokobelle? Lubicie nosić bransoletki? Gdzie najczęściej kupujecie biżuterię? Macie swoje ulubione firmy? Dajcie znać w komentarzach :)

24.5.14

Nowości - maj 2014

Tego posta nie powinno być. Pewnie jesteście ciekawe dlaczego? Już Wam piszę. Jeszcze pod koniec kwietnia postanowiłam, że w maju nie zrobię żadnych zakupów kosmetycznych i ogólnie, że zacznę oszczędzać i takie tam. Jak widzicie nie udało mi się wytrwać w tym postanowieniu. Po pierwsze trafiłam na kilka kuszących ofert i promocji obok których nie mogłam przejść obojętnie,a po drugie mój tato był w Polsce i zaproponował, że może przywieźć mi kilka rzeczy jeśli chcę. No i jak widać chciałam ;)


Polskie zakupy to m.in. kosmetyki Phenome. Kolejny raz postanowiłam zamówić produkty, których jeszcze nie miałam i tak trafiły do mnie dwie maski do włosów: Purifying Hair Mask oraz Regenerating Hair Mask. Obie są wychwalane na blogach, więc tym bardziej byłam ich ciekawa. Następnie skusiłam się na nawilżającą mgiełkę do włosów - Nourishing Hair Mist, szampon o pojemności 50 ml - Anti Aging Hair Wash przeznaczony do włosów farbowanych oraz przepięknie pachnący olejek do ciała, który kryje się pod nazwą Relaxing Massage Oil.


Perfumy Dior - Miss Dior Blooming Bouquet to prezent od rodziców. Zresztą bardzo udany. Perfumy pachną tak pięknie, że uzależniłam się od nich i na chwilę obecną sięgam tylko po nie. Zamówienie z Annabelle Minerals to już u mnie stały punkt polskich zakupów. Zawsze kupowałam tylko Podkład Matujący, jednak tym razem skusiłam się na zestaw, w którego skład wchodzi wspomniany podkład o pojemności 10 g, róż i korektor (kolory wszystkich produktów możemy wybrać sami) oraz pędzel, który dostajemy w prezencie i również możemy wybrać taki jaki nam odpowiada. Ja wybrałam podkład w kolorze Golden Fair, róż - Rose, korektor- Medium oraz pędzel Mini Kabuki.


Kolejne zakupy to Bogaty Balsam do Stóp oraz Bogaty Balsam do Rąk - Pat&Rub z serii Home SPA, którą ostatnio bardzo polubiłam. W prezencie do zamówienia otrzymałam tarkę do stóp, jednak oddałam ją mamie ponieważ mam już swoją z Peggy Sage i nie potrzebowałam drugiej. Kosmetyki MAC z kolekcji Alluring Aquatic są u mnie dzięki Dominice z bloga Wyznania Kosmetykoholiczki >klik<, która pomogła mi w ich zakupie. W taki oto sposób stałam się posiadaczką różu w kolorze Sea Me, Hear Me oraz pomadki - Mystical. Są to moje pierwsze kosmetyki MAC, ale już wiem, że na pewno nie ostatnie. Szafirowy Peeling -Yoskine to wynik zakupów internetowych w aptece Gemini. Po dwóch użyciach jestem nim zachwycona. Świetnie ściera martwy naskórek, nie podrażnia i pięknie pachnie.


Kolejne apteczne zakupy to słynny Effaclar Duo od La Roche Posay. Mój egzemplarz jest już w nowej wersji i ciekawa jestem jak się u mnie spisze. Emulsja matująca Capital Soleil SPF30 z Vichy to mój ulubieniec z poprzedniego roku. Nie bieli, bardzo dobrze matuje, świetnie współgra z makijażem, także mineralnym, no i co najważniejsze skutecznie chroni skórę przed promieniami UVB oraz UVA. Następnie dwa zachwalane produkty na blogach czyli Antyperspirant w Kulce - Vichy oraz Szampon Wzmacniający do Włosów Osłabionych - Pharmaceris H, Keratineum, z którym chyba się polubimy. Do wirtualnego koszyka wrzuciłam także Serum Nawadniające, Hydrain 3 Hialuro firmy Dermedic, o którym czytałam u Iwetto >klik< i przy okazji dorzuciłam jeszcze pastę przeznaczoną do szczoteczek elektrycznych Active Clean od Denivit.


Na koniec zakupy zrobione już w Norwegii. Nad emulsją antycellulitową - Body Lift Cellulite Control od Clarins rozmyślałam już od dawna, ostatecznie do zakupu przekonała mnie recenzja Czarnej Ines >klik< oraz dobra oferta na stronie NordicFeel.no. W tym samym sklepie kupiłam także tusz Giorgio Armani - Eyes to Kill i to też przez Czarną Ines ;) Poza tym czytałam o nim dużo pozytywnych opinii, zapragnęłam go i jest :) Maseczki Glam Glow również chodziły za mną od dłuższego czasu, szczególnie ta biała, jednak w najbliższym czasie nie planowałam ich zakupu. A więc jak to się stało, że kupiłam aż dwie? Wszystko przez promocje dwie w cenie jednej, o której wspomniała mi By Izis >klik< podczas wymiany zdań na Instagramie i jeszcze podała kod promocyjny (dzięki:*). Nie mogłam przepuścić takiej promocji i stałam się posiadaczką Mud Mask oraz Super-Mud Clearing Treatment.


Jak widzicie trochę się tego uzbierało, a ja już planuje kolejne zakupy. To chyba powinno się leczyć, no ale raz się żyje. Prawda? :)

Znacie te kosmetyki? A może coś Was szczególnie zainteresowało? Dajcie znać w komentarzach ;)

22.5.14

Bumble and Bumble/Thickening - Dryspun Finish czyli spray dodający objętości

Długo wstrzymywałam się z recenzją tego produktu ponieważ miałam z nim zmienne relacje. Najpierw mnie zachwycił (to chyba jego zapach tak mnie omotał), a później z każdym użyciem byłam nim coraz bardziej rozczarowana i zawiedziona. Jednak niedawno znalazłam na niego sposób i znów się polubiliśmy ;) No, ale zacznijmy od początku.


Dryspun Finish firmy Bumble&Bumble to produkt przeznaczony do wszystkich rodzajów włosów, a przede wszystkim cienkich. Gwarantuje uzyskanie trwałej objętości, powodując, iż włosy wyglądają na lekkie i utrzymujące się w ułożonej formie bez wysiłku i zachowują ten stan przez długi czas. Formuła preparatu jest przeznaczona do użycia na suche włosy. Naturalny puder jedwabny zawarty w Thickening Dryspun Finish tworzy objętość, a w połączeniu z żywicami gwarantuje trwałość fryzury od lekkiej po średnią. Samodzielnie zastosowany Thickening Dryspun Finish nadaje włosom niezwykłą objętość, ale jest na tyle wszechstronny, aby stworzyć piękne kreacje stylistyczne w połączeniu z innymi produktami z kolekcji Bb.Thickening.


Jeszcze do niedawna nie zgodziłabym się z opisem producenta, ale na dzień dzisiejszy jestem skłonna na wszystko przytaknąć. Jak już wspomniałam znalazłam na ten spray sposób. Teraz nie aplikuję go tylko u nasady włosów, tak jak na początku, ale rozprowadzam go od nasady aż do połowy długości. Następnie pochylam głowę w dół, "roztrzepuję" przez chwilę włosy palcami i efekt jest rewelacyjny. Moje na co dzień cienkie i przyklapnięte włosy są odbite od nasady, nabierają objętości i jest ich optycznie więcej. Oczywiście nie jest to mega objętość, ale porównując włosy przed i po (robiłam zdjęcia;)) efekt jest bardzo widoczny. Dryspun Finish delikatnie je także usztywnia, dzięki czemu utrzymują się w ułożonej formie, a przy tym, tak jak obiecuje producent, wygląda to lekko i naturalnie.


Spray jest bezbarwny i nie pozostawia jakiegokolwiek osadu, a także, co najważniejsze, nie skleja włosów. Gdy zaaplikujemy go naprawdę dużo uzyskamy po prostu większą objętość i trwalszy efekt, a on nadal pozostanie niewidoczny. Poza tym Dryspun Finish jest łatwy w obsłudze, a aplikator działa bardzo sprawnie i dobrze rozpyla kosmetyk. No i zapach, ahh, zapach tego produktu jest boski i utrzymuje się na włosach, aż do czasu mycia. Jednak bez obaw, nie gryzie się z perfumami. Niestety albo "stety"(zależy kto co lubi;)) spray matowi włosy i przyznam szczerze, że mi to czasem przeszkadza. No, ale coś za coś ;) W moim przypadku produkt ten nie przyspiesza przetłuszczania, ale czytałam, że tak może się dziać. Na koniec minusy, a mianowicie mała pojemność bo tylko 150 ml i wysoka cena, która wynosi 129 zł w perfumerii Sephora.
Muszę jeszcze wspomnieć, że mój egzemplarz ma etykietę po polsku, w której jest błąd. Napisane jest aby stosować ten spray na mokre włosy, a jest to produkt do stosowania tylko i wyłącznie na suche włosy ;)


Znacie Dryspun Finish? Co o nim sądzicie? Lubicie kosmetyki Bumble&Bumble czy nie miałyście jeszcze do czynienia z tą firmą?

20.5.14

Pielęgnacja Ust. Moje TOP 5

Pielęgnacja ust to u mnie podstawa. Nie wyobrażam sobie dnia bez użycia nawilżającego masełka, błyszczyka czy pomadki, a od jakiegoś czasu także bez pilingu. W mojej kosmetyczce znaleźć można wiele produktów tego typu, ale dzisiaj chciałabym przedstawić Wam swoich faworytów. Zaczynamy :)


Pat&Rub, Piling do Ust Pomarańczowy, 25 ml - jest to w 100 procentach naturalny piling, który w swoim składzie zawiera: ksylitol, olej sojowy, masło pomarańczowe, olej annatto oraz olejek pomarańczowy. Kosmetyk pięknie pachnie pomarańczami, delikatnie, ale skutecznie złuszcza skórę ust, a także nawilża i wygładza. Po takim zabiegu usta są gładkie, odżywione, a także wydają się pełniejsze. Dodatkowo po całym zabiegu piling możemy po prostu zlizać z ust i zjeść, pycha ;) Kosmetyk po otwarciu ważny jest przez 12 miesięcy i jest niesamowicie wydajny.

Clarins, Instant Light Natural Lip Perfector, 05 Candy Shimmer, 12 ml - może zdziwi Was obecność tego błyszczyka tutaj, ale ten produkt pomimo tego, że upiększa usta, czyli rozświetla je, nadaje im naturalny kolor oraz optycznie je troszkę powiększa, ma jeszcze świetne właściwości nawilżające. Zaraz po nałożeniu sprawia, że suche usta odzyskują nawilżenie, stają się miękkie i gładkie. Dodatkowym plusem jest trwałość produktu, który zaaplikowany na usta trzyma się na nich przez bardzo długi czas, tworząc dodatkowo warstwę ochronną. Do plusów zaliczyć muszę także łatwość aplikacji oraz piękny karmelowy zapach.

Pat&Rub, Nawilżający Błyszczyk Różany, 15 ml - długo dumałam nad zakupem tego produktu, ale teraz cieszę się, że go kupiłam. Jest kolejny świetny i w stu procentach naturalny kosmetyk do ust od Pat&Rub. Błyszczyk świetnie nawilża, odżywia, koi oraz wygładza usta. Zaraz po nałożeniu pięknie je rozświetla, ale nie daje żadnego koloru, jest po prostu bezbarwny. Różany aromat wyczuwalny jest tylko w opakowaniu. Kosmetyk, jak dla mnie, nie ma żadnego smaku oraz co najważniejsze nie skleja ust. Jest bardzo wygodny w aplikacji, już niewielka ilość wystarczy do pokrycia całych ust przez co też jest bardzo wydajny. Po otwarciu ważny jest przez 12 miesięcy.


Nuxe, Lip Balm, Reve de Miel, 15 g - i kolejny zachwyt. Balsam Nuxe to skoncentrowany preparat, który w składzie zawiera głównie: miód, olejki roślinne, masło shea, oraz esencję z grejpfruta. Konsystencja kosmetyku jest bardzo treściwa, ale miękka i bez problemu nabiera się na palec. Kosmetyk, który w opakowaniu jest żółty i ma dość mocny miodowo-cytrynowy aromat, na ustach staje się bezbarwny a zapach szybko się ulatnia. Nie skleja ust oraz nie ma żadnego smaku. Ze względu na świetne właściwości regeneracyjne nakładam go codziennie na noc grubszą warstwą. Rano usta są świetnie nawilżone, odżywione oraz gładkie i miękkie :) Muszę też dodać, że balsam jest bardzo, bardzo wydajny, a jego przydatność po otwarciu wynosi 12 miesięcy.

Korres, Lip Butter, Wild Rose, 6 g - rewelacyjne masełko do ust, o którym pisałam już tutaj >klik<. Jedynym minusem tego produktu jest forma aplikacji, no bo nie oszukujmy się, wybieranie go ze słoiczka jest mało higieniczne. Poza tym nie mogę się do niczego przyczepić. Kosmetyk świetnie nawilża, regeneruje, koi, wygładza. Bardzo długo utrzymuje się na ustach tworząc warstwę ochronną, a w dodatku nadaje ustom piękny kolor, który możemy stopniować w zależności od nałożonej ilości warstw. Na plus masełka przemawia także jego wydajność. Po otwarciu ważne jest przez 24 miesiące.

Znacie te kosmetyki? Lubicie? Macie swoich faworytów wśród produktów do pielęgnacji ust? :)

18.5.14

Lancome - Hypnose Star

Hypnose Star od Lancome to maskara stworzona aby odtworzyć hollywoodzkie filmowe spojrzenie. Według producenta tusz ten zapewnia uwodzicielskie pogrubienie oraz podkręcenie, a innowacyjna modułowa szczoteczka i płynna formuła o efekcie diamentowej czerni « Noir Diamant » umożliwiają zmysłowe modelowanie rzęs.


Szczoteczka tuszu jest faktycznie innowacyjna, ale też na pierwszy rzut oka wydaje się dziwna ponieważ jest spłaszczona. Troszkę się jej obawiałam, ale niepotrzebnie. Jest ona mała, nabiera tyle tuszu ile potrzeba, dobrze się nią "operuje", a co najważniejsze dociera do każdego nawet najmniejszego włoska. Bez problemu pomalujemy nią także dolne rzęsy. Konsystencja tuszu nie jest zbyt mokra, nie potrzebuje czasu aby dojrzeć, a więc możemy stosować kosmetyk od razu po zakupie.


Pierwsza warstwa tuszu przyciemnia i minimalnie pogrubia rzęsy dając bardzo delikatny look. Przy kolejnych warstwach pogrubienie jest bardziej widoczne, ale nie uzyskamy tutaj spektakularnego efektu. Tym bardziej, że dokładając kolejne warstwy tusz lubi sklejać i tworzyć tzw. owadzie nóżki. Producent obiecuje także podkręcenie, jednak Hypnośe Star nie robi w tym kierunku nic, natomiast troszkę wydłuża, ale tutaj również efekt jest delikatny. Moim zdaniem jest to tusz do dziennego, delikatnego makijażu. Jeżeli lubicie mocniej pogrubione i podkreślone rzęsy to możecie być zawiedzione.


Tusz Po aplikacji szybko zasycha, nie odbija się na górnej powiece, a także nie obciąża rzęs, pozostają one elastyczne i lekkie. Hypnose Star niestety lubi się osypywać i pod koniec dnia pod oczami mam pełno czarnych kropeczek. Plusem jest, że podczas demakijażu nie stawia oporu i bez problemu się zmywa. Wystarczy przyłożyć wacik nasączony płynem micelarnym na kilka sekund i gotowe. Tusz nie podrażnia i jest odpowiedni dla osób noszących soczewki kontaktowe. Po otwarciu ważny jest przez 6 miesięcy. Podczas użytkowania nie zasycha w opakowaniu, ja mam swój egzemplarz już czwarty lub piąty miesiąc i konsystencja jest taka sama jak przy pierwszym użyciu. W opakowaniu znajduje się 6,5 ml kosmetyku, za który w regularnej cenie zapłacić musimy 145 zł.


Reasumując nie jest to zły tusz, ale moim zdaniem nie jest wart swojej ceny. Po pierwsze nie do końca spełnia obietnice producenta, po drugie osypuje się co jest niewybaczalne ;), a po trzecie efekt jaki daje możemy uzyskać dużo tańszym tuszem.

Poniżej możecie zobaczyć jak Hypnose Star wygląda na moich rzęsach ;)


Znacie ten tusz? Co o nim sądzicie? Lubicie maskary Lancome? :)

14.5.14

Phenome/Rejuvenating Rose - Inspiring Shower Foam

Jeśli na bieżąco śledzicie moje wpisy na pewno pamiętacie, że dziś opisywana Różana Pianka do mycia ciała od Phenome pojawiła się już na blogu w poście z ulubieńcami kwietnia, gdzie mogliście przeczytać moje zachwyty nad tym produktem. Właśnie zawartość opakowania dobija dna, a ja nadal jestem zachwycona tą pianką i chciałabym napisać Wam o niej nieco więcej.


Zacznijmy od tego, że pianka ma cudowny skład, zresztą jak wszystkie produkty Phenome, w którym znaleźć możemy: wody roślinne: różaną, aloesową, z zielonej herbaty i migdałową, dostarczają one skórze niezbędnych witamin i minerałów, następnie wyciąg z liści winogron - który działa przeciwutleniajaco i przeciwstarzeniowo, ekstrakt z róży francuskiej - działa nawilżająco, przeciwutleniająco i przeciwstarzeniowo, olejek z róży damasceńskiej - nawilża, zmiękcza, regeneruje, poprawia napięcie skóry, wyciag z zielonej herbaty - napina i poprawia elastyczność skóry, wyciąg z granatu - zwalcza wolne rodniki oraz roślinny kompleks anti-aging - działa przeciwstarzeniowo, regeneruje, odbudowuje i nawilża. Pianka przeznaczona jest w szczególności dla skóry suchej i ma działanie przeciwstarzeniowe.


Konsystencja jest tutaj lekka, delikatna i puszysta. Według producenta kosmetyk doskonale usuwa zanieczyszczenia, nie naruszając bariery hydrolipidowej naskórka, a także nawilża i wygładza oraz odpręża ciało i umysł. Ze wszystkim jak najbardziej się zgadzam. Po użyciu Różanej Pianki skóra jest czysta, pachnąca, a w dodatku miękka, gładka i bez uczucia nieprzyjemnego napięcia, które często u mnie występuje po zastosowaniu żelu pod prysznic. Mimo, iż zawsze po kąpieli wsmarowywuje w ciało olejek/masło/balsam to po zastosowaniu tego produktu nie czuję takiej potrzeby. Dodatkowo zapach kosmetyku, który zbudowany jest wokół różanej nuty (szkoda, że go nie czujecie bo jest boski;)), odstresowuje i pomaga zapomnieć o trudach dnia codziennego. Pomimo niewielkiej pojemności, buteleczka mieści tylko 150 ml (nie pogniewałabym się gdyby było 250), kosmetyk jest bardzo wydajny i wystarcza na ponad miesiąc codziennego stosowania na całe ciało.


Muszę też wspomnieć, że pianka ma jeszcze jedno zastosowanie, a mianowicie możemy stosować ją także do mycia twarzy. Na ten genialny pomysł wpadła Kasia z bloga Obsession >klik<, postanowiłam to sprawdzić i co? I pianka w tej roli spisuje się również świetnie. Bardzo delikatnie myje, pozostawiając skórę twarzy czystą, miękką, nawilżoną i bez podrażnien. Zdecydowanie lubię to :)
Minusy produktu? Ja widzę tylko jeden, a mam na myśli cenę, która jest wysoka i wynosi 76 zł, ale jak ja to mówię: warto polować na promocje i wtedy robić zakupy ;)
Ja jestem oczarowana tą pianką, a szczególnie jej zapachem tak bardzo, że kilka dni temu zamówiłam sobie z tej serii zapachowej olejek do ciała. Teraz tylko czekam, aż przyjedzie do mnie do Norwegii i mam nadzieję, że będzie pachniał tak samo jak pianka ;)


Znacie Inspiring Shower Foam? Lubicie kosmetyki w piance? :)



12.5.14

REN - Maseczka Złuszczająca z Kwasami AHA

Glycolactic Radiance Reneval Mask firmy REN to maska peelingująca oparta na bioaktywnych składnikach. Zawiera kompleks kwasów owocowych, tj. mlekowy, glikolowy, jabłkowy i cytrynowy oraz papainę, która złuszcza zewnętrzną warstwę naskórka, pobudzając tym samym komórki do odnowy. Maseczka ma za zadanie usunąć zrogowaciały naskórek, odświeżyć i rozświetlić cerę aby wygląda zdrowiej i promienniej, a także zmniejszyć widoczność drobnych zmarszczek oraz zwalczyć zaskórniki i wypryski. Obietnice są świetnie, a jak jest w rzeczywistości?


Zacznę najpierw od ogólnego opisu maseczki, a na koniec przejdziemy do działania ;) Kosmetyk ma gęstą i lepką konsystencję, która przy pierwszej aplikacji skojarzyła mi się z dżemem morelowym. Pomimo lepkości dobrze rozprowadza się na skórze, niestety klei się do włosów. Jedna pompka wystarcza do pokrycia całej twarzy przez co maseczka jest bardzo wydajna. Kosmetyk ma owocowy zapach, który w moim odczuciu jest przyjemny. Opakowanie jest także na plus. Pompka działa bardzo sprawnie, nic się nie zacina i możemy bez problemu dozować taką ilość produktu jaką chcemy. Producent pomyślał także o zatyczce na korku, dzięki czemu maseczka nie zasycha i nie zapycha aplikatora.


Kosmetyk należy stosować raz w tygodniu przez 10 minut nakładając maseczkę obficie na szyję oraz twarz, pamiętając o omijaniu okolic oczu. Ja nie do końca stosuję się do tych zaleceń ponieważ nakładam Glycolactic Radiance Reneval Mask czasem nawet 2 - 3 razy w tygodniu i często też trzymam ją dłużej. Maseczka jest na tyle delikatna, że nic złego się nie dzieje. Cera nie jest w żadnym wypadku podrażniona, a jedynie delikatnie zarumieniona. Producent ostrzega, że stosując maseczkę może wystąpić delikatne mrowienie. Trochę się tego obawiałam, tym bardziej, że mam wrażliwą cerę, jednak nic takiego się nie dzieje ani podczas aplikacji, ani póżniej gdy mam już maseczkę te kilka minut dłużej na twarzy. Po zmyciu kosmetyku martwy naskórek jest delikatnie złuszczony, cera jest jaśniejsza, zmatowiona i niesamowicie gładka jak pupcia niemowlaka, że tak napiszę ;) Efekt ten wyczuwalny jest nie tylko po zmyciu maski, ale dużo dłużej. Przy regularnym stosowaniu kosmetyku zauważyłam, że przebarwienia potrądzikowe, które miałam w kilku miejsach rozjaśniły się, a moja cera jest w dobrej kondycji. Rzadziej też pojawiają się wypryski, ale nie jestem na 100% pewna czy to akurat zasługa tego produktu.


W Polsce maseczka dostępna jest tylko w neoperfumerii Galilu w mało przyjemnej cenie ponieważ kosztuje aż 190 zł, ale można ją także kupić na stronie Strawberrynet gdzie często są promocje. W opakowaniu znajduje się 50 ml, jak już wspomniałam, wydajnego produktu, który ważny jest po otwarciu przez 9 miesięcy. Kosmetyk jest wolny od parabenów, sulfatów, olei mineralnych, syntetycznych zapachów oraz barwników, a także silikonów.
Ogólnie jest to fajna, delikatnie złuszczająca maseczka, która rewelacyjnie wygładza i nie powoduje przesuszenia skóry. Jednak ostrzegam, nie spodziewajmy się tutaj cudów bo żadna maseczka nie sprawi, że po jej zastosowaniu nasza mieszana czy tłusta skóra z wypryskami i zaskórnikami zmieni się w idealną, gładką cerę. Takie maseczki niestety nie istnieją. A szkoda ;)


Znacie tą maseczkę? Co o niej sądzicie? Stosujecie produkty z kwasami AHA? :)

10.5.14

Pat&Rub, Home SPA - Drenujący Olej do ciała

Może już wiecie, a może nie, ale kosmetyki naszej polskiej firmy Pat&Rub są jednymi z moich ulubionych. Uwielbiam je przede wszystkim za świetne składy oraz rewelacyjne działanie. Wszystkie produkty, które do tej pory stosowałam, a było ich już trochę, spisały się u mnie bardzo dobrze i tak też właśnie jest w przypadku olejku, o którym dzisiaj słów kilka Wam napiszę.


Drenujący Olej z serii Home SPA (która powstała z myślą o chwilach relaksu i dogłębnej pielęgnacji w domowej łazience) to naturalny olejek do masażu ciała o właściwościach antycellulitowych, napinających i wygładzających skórę. W swoim składzie zawiera surowce z certyfikatem ekologicznym, m.in.: olej konopny - ma silne działanie odżywcze, regeneracyjne i przeciwstarzeniowe oraz wpływa na zwiększoną przepuszczalność naskórka i wykazuje zdolność głębokiej penetracji tkanek, squalane - doskonale odbudowuje warstwę lipidową, oliwa z oliwek - wzmacnia naturalny płaszcz wodno-lipidowy skóry, olej winogronowy - działa przeciwzapalnie i kojąco, naturalna witamina E - ma działanie przeciwrodnikowe, olejek geraniowy - ma właściwości drenujące i zwalczające cellulit, olejek z trawy cytrynowej - wygładza i oczyszcza, olejek rozmarynowy - pobudza, tonizuje, stymuluje oraz olejek miętowy - koi i chroni.


Produkt ten możemy stosować na dwa sposoby: do masażu podczas kąpieli pod prysznicem bądź po kąpieli wmasowując go energicznie w lekko wilgotne ciało. Na początku stosowałam olejek według drugiej propozycji czyli przez chwilę wcierałam go w jeszcze wilgotną skórę, jednak co się namachałam żeby go rozprowadzić i wetrzeć, a on i tak do końca się nie wchłaniał pozostawiając tłustą warstwę, której nie lubię. Postanowiłam więc przetestować tenże olej pod prysznicem i bingo. Olejek bez problemu sunie po mokrej skórze i możemy dodatkowo wykonać delikatny masaż. Ja nakładam go zawsze okrężnymi ruchami, kierując się od stóp ku górze, na koniec odkręcam wodę aby olejek rozprowadził się dokładnie po całym ciele, następnie wycieram się delikatnie ręcznikiem i gotowe. Skóra po takim zabiegu jest niesamowicie gładka, miękka i rewelacyjnie nawilżona. Nie ma tutaj już mowy o nieprzyjemnej tłustej i lepkiej warstwie. Bez problemu możemy wskoczyć w ciuchy lub piżamę. Całemu zabiegowi towarzyszy niezwykle przyjemny cytrusowo - ziołowy zapach, który ma działanie aromaterapeutyczne. Jest on dość trwały i jakiś czas unosi się w łazience oraz jest wyczuwalny na skórze co mi jak najbardziej odpowiada :) Przy regularnym stosowaniu olejku skóra jest w świetnej formie. Jest wygładzona, jędrna, a nawilżenie utrzymuje się. Olejek nie zrobił jednak nic w kwestii cellulitu, ale na to nawet nie liczyłam.


Jedyne minusy tego kosmetyku to przede wszystkim wysoka cena - 89 zł i mała pojemność bo tylko 125 ml, no i jeszcze mogę dopisać szklaną butelkę, z którą trzeba uważać. Jednak nie miałam jeszcze sytuacji żeby wyśliznęła mi się z rąk, uff ;) Poza tym jest to rewelacyjny olejek, który kupię ponownie, ale tylko w cenie promocyjnej ;)

Znacie ten olejek? Lubicie? Jakie są Wasze ulubione olejki do ciała? :)


8.5.14

Płyn do Demakijażu Oczu - The Body Shop

Bohater dzisiejszego posta to Camomile Gentle Eye Make-Up Remover czyli delikatny, rumiankowy płyn do demakijażu oczu.


Płyn znajduje się w białej plastikowej butelce o pojemności 250 ml. Według producenta produkt ten rozpuszcza makijaż w kilka sekund, a przy tym odżywia skórę wokół oczu. Przeznaczony jest do każdego typu skóry, także dla skóry wrażliwej oraz osób noszących soczewki kontaktowe. W opisie znaleźć możemy również informację, że jest wolny od barwników oraz zapachu. No i faktycznie płyn jest bezbarwny, ale posiada zapach, który jest okropny i wcale nie umila procesu demakijażu. Następnie kosmetyk miał być delikatny i nie podrażniać. No cóż, moje oczy jakoś bardzo wrażliwe nie są, ale stosując ten produkt pieką mnie niemiłosiernie i są zaczerwienione. Kolejnym minusem jest to, że płyn lubi się pienić czego nie znoszę i pewnie większość z Was również.


A jak z działaniem? Niestety kiepsko. Płyn bardzo opornie radzi sobie ze zmyciem samego tuszu, a gdy mam mocniejszy makijaż jest jeszcze gorzej. Nawet po kilkukrotnym przyłożeniu wacika nasączonego Gentle Eye Make-Up Remover oczy są niedomyte i rozmazane. Często więc kończąc demakijaż przemywam oczy płynem micelarnym żeby domyć resztki tuszu czy eyelinera. Jedyny plus tego produktu jest taki, że nie pozostawia tłustej warstwy na skórze, ale to za mało w porównaniu do minusów.
Poniżej możecie zobaczyć jak płyn radzi sobie ze zmyciem eyelinera Lancome, kredki Lancome, eyelinera Rimmel oraz cienia w kredce Clinique.

1. Eyeliner, kredka, eyeliner, cień 2. Pierwsze przetarcie 3. Trzecie 4. Piąte


Jak widzicie płyn nie poradził sobie z eyelinerem Lancome. Dodatkowo podrażnił mi skórę na ręce, a więc wyobraźcie sobie co dzieje się z oczami.
Dopiero dzisiaj popatrzyłam na skład i odkryłam, że jest kiepski, a w dodatku zawiera SLS co jest kolejnym minusem. Dla mnie ten płyn to totalny bubel i nie pozostaje mi nic innego jak wyrzucić go do kosza.


Znacie ten płyn? Co o nim sądzicie? Jakie płyny polecacie do demakijażu oczu? :)

6.5.14

Korres - Lip Butter / Wild Rose

Moje usta są często suche i spierzchnięte, z tego też względu przez moje ręce przewinęło się wiele pielęgnacyjnych mazideł. Większość z nich okazała się kiepska, ale trafiłam też na takie, które okazały się świetne i godne polecenia. Dzisiaj napiszę Wam o kosmetyku, który należy do tej drugiej grupy, i z którym bardzo się polubiłam. A mowa tutaj o Lip Butter firmy Korres w wersji Wild Rose. Jest to masełko, które intensywnie pielęgnuje usta, a także delikatnie je barwi.



Masełko ma treściwą maślaną konsystencję, którą bez problemu nabrać możemy na palec (tak wiem, mało to higieniczne, ale od czego mamy żele antybakteryjne;)). Już niewielka ilość produktu wystarcza do pokrycia całych ust przez co jest też bardzo wydajne. Kosmetyk po nałożeniu nie lepi się, nie ma też żadnego smaku, a jego zapach, w tym przypadku różany, wyczuwalny jest tylko w opakowaniu. Kolor masełka może wydawać się ciemny jednak po aplikacji na usta staje się subtelniejszy. Intensywność koloru możemy stopniować dodając kolejne warstwy, tym sposobem uzyskać możemy bardzo delikatny i naturalny kolor ust bądź też nadać im troszkę mocniejszego koloru.


Masełko zaaplikowane na usta tworzy warstwę ochronną i utrzymuje się naprawdę długo nawet gdy pijemy, jedzenia niestety nie przetrwa. Świetnie odżywia, zmiękcza i nawilża. Efekt wyczuwalny jest jeszcze długo po zniknięciu produktu. Gdy usta są spierzchnięte i popękane rewelacyjnie koi i regeneruje. W składzie kosmetyku nie znajdziemy zbędnych substancji takich jak: olej mineralny, silikony, glikol propylenowy i etanoloamina. Znaleźć natomiast możemy masło Shea, które nawilża i chroni usta oraz wosk ryżowy. Masełko po otwarciu ważne jest przez 24 miesiące czyli całkiem długo. W słoiczku znajduje się 6g produktu, za które musimy zapłacić 55 zł, ale biorąc pod uwagę świetną wydajność i działanie, myślę, że to niedużo.


Na koniec bonus, na którym zobaczyć możecie jak masełko prezentuje się na ustach nałożone grubszą warstwą ;)


Znacie ten produkt? Lubicie? Jakie są wasze ulubione produkty pielęgnacyjne do ust? :)


 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl