Dziś zapraszam Was na kolejny post z ulubieńcami roku. Tym razem na tapetę poszła pielęgnacja. Nie wiem czy jest tego dużo czy mało,ale są to kosmetyki, które mnie totalnie zachwyciły, po które sięgam z przyjemnością, i które z ręką na sumieniu mogę polecić praktycznie każdemu. Na zdjęciu brakuje trzech produktów, nie mam ich obecnie w domu, ale nie mogę o nich nie wspomnieć także czytajcie uważnie ;) No to co, zaczynamy.
Sylveco, Lipowy Płyn Micelarny - naturalny, łagodny i skuteczny, cóż chcieć więcej? W składzie zawiera ekstrakt z kwiatów lipy szerokolistnej, który wykazuje działanie nawilżające i osłaniające dzięki temu płyn nie tylko dokładnie oczyszcza skórę, ale pozostawia ją też elastyczną, odżywioną i gładką, natomiast na skórę oczu wpływa kojąco i łagodząco. Ponadto nie pieni się i nie pozostawia na skórze żadnej nieprzyjemnej warstwy, bo tego chyba nikt nie lubi, prawda? Sięgam po niego z przyjemnością i na inne płyny już nawet nie patrzę.
Fridge by Yde, Ostra Szczotka - bez problemu mogłaby zastąpić balsam oraz peeling do ciała bo regularne używanie tej szczotki lepiej wpływa na skórę niż stosowanie wyżej wymienionych kosmetyków. Lecz to nie wszystko bo oprócz gładkiej, jędrnej skóry bez cellulitu zyskujemy też ładniejszy koloryt, poprawiamy krążenie i oczyszczamy organizm z toksyn. A tak naprawdę ostra szczotka nie jest taka ostra, jest idealna. Wykonana z naturalnego, końskiego włosia, które nie drapie tylko masuje skórę, świetnie leży w dłoni, a masaż nią to czysta przyjemność bez podrażnień. Najlepsza bez dwóch zdań.
Kiehl's, Face Cream - no i chyba udało mi się znaleźć nawilżający krem idealny. Ultralekki, szybko się wchłania, otula skórę delikatną warstwą ochronną, nie obciąża, nie przyspiesza przetłuszczania, nie zapycha, świetnie sprawdza się na noc, a także na dzień pod makijaż, który to trzyma się na nim rewelacyjnie. Do tego jest bardzo łagodny, nie podrażnia, nie powoduje alergii, a nawilżenie jest tu na najwyższym poziomie. Skóra przez cały dzień jest miękka, elastyczna i odpowiednio nawilżona. Zapach, opakowanie i wydajność również na plus. Cena zresztą też. Producent kieruje go do wszystkich i myślę, że sprawdzi się u każdego.
Clarins, Radiance-Plus Glow Booster - czyli słońce w kropelkach. Fajne rozwiązanie szczególnie dla tych, którzy marzą o pięknej opaleniźnie przez cały rok, ale nie lubią samoopalaczy bądź boją się plam. Tutaj aplikacja jest szybka, dziecinnie prosta (wystarczy zmieszać krople z kremem i nałożyć na skórę), a efekty fantastyczne. Już po kilku godzinach od aplikacji możemy cieszyć się delikatną, naturalną i złocista opalenizną bez zacieków itp. Efekt opalenizny oczywiście można stopniować w zależności od naszych oczekiwań. Kosmetyk ściera się równomiernie i... nie wydziela charakterystycznego zapachu. Mowa tu o wersji do twarzy, ale ostatnio kupiłam też tę do ciała i również jest moc.
Dr. Bronner's, Pure Castille Soap - niby to tylko mydło w płynie, ale uwierzcie mi jest naprawdę genialne i wszechstronne. Można się nim umyć od stóp do głów, a także wykorzystać na kilkanaście różnych sposobów. Ja stosuję je do mycia pędzli, do sprzątania, a także pod prysznicem do mycia ciała. W ducie z myjką fantastycznie się pieni, skutecznie oczyszcza i jest niezwykle łagodne, nie powoduje alergii oraz nie narusza warstwy hydrolipidowej. Dostępne jest w różnych pojemnościach, a także kilku wersjach zapachowych. Ja uwielbiam lawendową, a także tę ze zdjęcia czyli migdałową, która pachnie marcepanem <3 Jeśli jeszcze nie znacie Pure Castille Soap radzę szybko to nadrobić! ;) To jedno z moich największych odkryć tego roku, którego nie może już u mnie zabraknąć.
Insight, Loss Control Shampoo - ze względu na wrażliwą skórę głowy ostrożnie dobieram szampony, muszę przy tym pamiętać też o kapryśnych, cienkich i szybko przetłuszczających się włosach, które raczej nie tolerują naturalnych kosmetyków. Natomiast o szamponach Insight czytałam tyle dobrego, że musiałam choć jeden wypróbować i uwierzcie, to był strzał w dziesiątkę. Łagodny, skuteczny, świetnie oczyszcza, dobrze się pieni i jeszcze odżywia włosy. O podrażnienaich nie ma tu mowy, tak samo jak o obciążaniu. Skalp jest nawilżony, włosy sypkie, błyszczące i puszyste. Warto tu w spomnieć o składzie, w pełni naturalny, bez zbędnych substancji natomiast z organicznymi składnikami aktywnymi jak ekstrakty z kasztanowca, guarany i Echinacei. Mieszanka ta wzmacnia i stymuluje cebulki, i faktycznie, odkąd stosuję Loos Control włosy zdecydowanie mniej wypadają i niesamowicie mnie to cieszy. Genialny produkt, w niskiej cenie i w fajnej butli <3
The Body Shop, Hemp Hand Protector - ulubieniec od dawien dawna i mimo, że kremów do rąk przewinęło się u mnie dużo żaden nie przebił tego śmierdziucha od TBS. No tak, zapach ma nieprzyjemny, ale działanie wymiata. W kilka chwil potrafi zregenerować spierzchnięta i przesuszoną skórę dłoni pozostawiając ją nawilżoną, gładką i elastyczną. Zawsze mnie ratuje, a szczególnie teraz zimą gdy minusowe temperatury nie służą naszej skórze. Sama nie wiem, które to już opakowanie, ale będą kolejne.
Phenome, Relaxing Massage Oil - olejek naszej rodzimej marki, który pokochałam. Bogaty w wyselekcjonowane, organiczne oleje doskonale pielęgnuje, odżywia, nawilża i regeneruje skórę, a jego wspaniały zapach, niby różany, ale bardziej zielony niż mdły, relaksuje i koi zmysły. Uwielbiam się nim otaczać, a wręcz jestem od niego uzależniona. Sam olejek szybko się wchłania nie pozostawiając tłustej, nieprzyjemnej warstwy i jest bardzo wydajny. Idealny i do masażu i do szybkiego nawilżenia skóry <3
Alpha H, Balancing Cleanser with Aloe Vera - najbardziej łagodny preparat do demakijażu i oczyszczania skóry z jakim miałam do czynienia. Jednak mimo swej łagodności jest naprawdę skuteczny. Fantastycznie i bez najmniejszych problemów usuwa ze skóry resztki makijażu, sebum oraz inne zanieczyszczenia pozostawiając ją oczyszczoną, dotlenioną, a przy tym niezwykle miękką, elastyczną i nawilżoną. Kosmetyk nie powoduje podrażnień, nie narusza warstwy hydrolipidowej, nie powoduje dyskomfortu w postaci ściągnięcia skóry, a jego konsystencja w postaci mleczka sprawia, że demakijaż jest jeszcze przyjemniejszy. Dla mnie zdecydowanie najlepszy! Bardzo mocno polecam.
Phenome, Facial Exfoliating Paste - mimo iż peelingów mechanicznych na rynku jest wiele trudno znaleźć taki, który będzie w 100% idealny. Ja w roku 2015 przetestowałam sporo kosmetyków tego typu, ale tylko Facial Exfoliating Paste spełnił wszystkie moje oczekiwania. Dosyć mocny, skuteczny, idealnie złuszcza martwy naskórek, wygładza, a przy tym nie powoduje podrażnień i nie wysusza skóry. Co więcej, można stosować go jako produkt 2w1 bo pozostawiony na twarzy trochę dłużej śmiało zastępuję też maskę oczyszczającą. W efekcie skóra jest oczyszczona, gładka, promienna, jędrna i elastyczna. Zachwyca też naturalnym składem, wydajnością oraz wspaniałym, roślinnym zapachem.
Ministerstwo Dobrego Mydła, Masło Shea - odkąd poznałam to masło, jakieś kilka miesięcy temu, cały czas gości na mojej łazienkowej półce. Gęste, odżywcze, niezwykle łagodne oraz wszechstronne. Bez problemu zastąpi balsam, kremy do stóp i dłoni, a także pomadkę do ust. Zapachem może nie zachwyca, jest delikatny, lekko orzechowy, ale działaniem już zdecydowanie tak. Wspaniale odżywia, zapobiega utracie wody z naskórka i łagodzi podrażnienia, wykazuje też działanie antybakteryjne i przeciwzapalne i co najważniejsze, jest tak łagodne, że może być stosowane także u dzieci czy alergików. Co tu dużo mówić, naprawdę warto je mieć.
Marvis, pasta do zębów - czy można uzależnić się od pasty do zębów? Zdecydowanie tak! Te marki Marvis wyróżniają się nie tylko uroczymi opakowaniami w stylu retro, które zdecydowanie przyciągają wzrok, ale też fajnymi, niecodziennymi smakami, które są naprawdę świetnie wyważone i sprawiają, że mycie zębów to nie tylko obowiązek, ale też przyjemność. Ponadto dobrze oczyszczają, odświeżają oddech, a także są mega gęste, a przy tym mega wydajne, no i świetnie się pienią. Na zdjęciu wersja wybielająca o delikatnym miętowym smaku, ale najbardziej chyba lubię tę o smaku lukrecji, mimo iż za smakiem lukrecji nie przepadam.
Dermalogica, Gentle Cream Exfoliant - kolejny peeling w tym zestawieniu, tym razem enzymatyczny. Podbił moje serce niemalże od razu. Wystarczy zaledwie kilkanaście minut aby pokazał swą moc, a przy regularnym stosowaniu potrafi zdziałać cuda. Nie tylko złuszcza martwy naskórek, ale też świetnie oczyszcza, obkurcza pory, wygładza, rozjaśnia koloryt, pomaga pozbyć się przebarwień, a także niweluje niechciane wypryski. Gdy dodamy do tego dobrą wydajność mamy prawie, że ideał. Niestety, peeling mimo delikatny w nazwie wcale taki nie jest i wrażliwe skóry może podrażnić. Ja polecam go głównie osobom z cerą mieszaną i tłustą.
Origins, Drink Up Intensive - prawdziwa bomba odżywcza dla skóry. Treściwa, bogata konsystencja i fantastyczny skład w którym znajdziemy m.in. olejki z awokado i pestek moreli, wodorosty z morza japońskiego, roślinną glicerynę i kwas hialuronowy w najlepszy możliwy sposób dbają o wrażliwą, przesuszoną skórę przywracając jej odpowiedni poziom nawilżenia. Wystarczy nałożyć maskę na noc, a rano można cieszyć się jędrną, odżywioną i ukojoną skórą, która jest napięta i promienieje. Niezastąpiona nie tylko zimą, ale przez cały rok. Bardzo wydajna, pachnąca owocami i tak łagodna, że można nakładać ją też pod oczy, aaa i teraz dostępna także w Sephorze.
Sylveco, Pomadka z peelingiem - idealna propozycja dla tych, którzy walczą z suchymi i spierzchniętymi ustami. Pomadka ta nie tylko wspaniale pielęgnuje, regeneruje i koi, ale też, dzięki zawartości drobinek cukru trzcinowego, wygładza powierzchnię ust i pozawala szybko i skutecznie pozbyć się suchych skórek. Na plus przemawia tutaj także fantastyczny, naturalny skład, niska cena i dobra wydajność.
Alpha H, Liquid Gold - czyli tonik złuszczający z zawartością kwasu glikolowego przeznaczony do każdego rodzaju skóry. Za zadanie ma redukować zmarszczki, przebarwienia, uszkodzenia posłoneczne oraz rozszerzone pory i drobne wypryski. Ja tak naprawdę doceniłam go dopiero gdy mi się skończył (tak, na zdjęciu widzicie pustą butelkę) i już planuję zamówić kolejne opakowanie. Przy regularnym stosowaniu w niewidoczny, delikatny sposób złuszcza naskórek, wyrównując tym samym powierzchnię skóry, zwęża pory, oczyszcza je, reguluje wydzielanie sebum, no i zdecydowanie pomaga zapobiegać powstawaniu wyprysków, a jeśli już takowe się pojawią bardzo szybko się z nimi rozprawia. Przy tym jest niezwykle łagodny, nie powoduje szczypania, a skóra podczas stosowania jest cały czas świetnie nawilżona. Można stosować go wspólnie z kremem lub też bez, wtedy daje lepsze, mocniejsze efekty. No naprawdę fajny produkt, który warto wypróbować. Myślę, że najbardziej docenią go osoby z przebarwieniami czy też pierwszymi zmarszczkami choć ja polecam go każdemu :)
Clochee, Peeling do ciała - zdecydowanie najfajniejszy peeling do ciała z jakim miałam w 2015 roku do czynienia i nie wiem czy wiecie, ale jest to polski produkt! Nieważne czy zastosujemy go na mokro czy na też na sucho w obu przypadkach fantastycznie i naprawdę porządnie złuszcza martwy naskórek, a jednocześnie pielęgnuję i nawilża skórę. A wszystko to zasługa genialnego, organicznego składu w którym oprócz drobinek ścierających czyli cukru i pestek malin znajdziemy m.in. odżywcze masło Shea, które nie tylko działa na skórę regenerująco, ale też łagodzi podrażnienia, uelastycznia i natłuszcza. Po jego zastosowaniu użycie balsamu jest zupełnie zbędne, a mimo, że skóra jest porządnie nawilżona nie ma tu uczucia oblepienia czy tłustości. Koniecznie wypróbujcie!
Aesop, Rejuvenate Intensive Body Balm - śmiało mogę napisać, że to zdecydowanie najlepszy balsam do ciała ever! Mimo lekkiej, szybko wchłaniającej się konsystencji pielęgnuje, odżywia i nawilża tak jak bogate, treściwe masło. Już chwilę po aplikacji możemy odczuć jego dobroczynne działanie i cieszyć się miękką, jedwabistą, elastyczną skórą, a do tego pięknie pachnącą bo zapach jest tu naprawdę boski. Waniliowo - drzewny, ciepły i otulający. Idealny na zimowe wieczory choć i latem świetnie się sprawdzi. Jeśli Wasza skóra często jest szorstka, swędząca i brakuje jej jędrności ten balsam sprawi, że już nigdy taka nie będzie.
Kiehl's, Creamy Eye Treatment with Avocado - krem pod oczy, który faktycznie działa! Do tego jest mega łagodny i komfortowy. Mimo gęstej, trochę topornej konsystencji wchłania się więcej niż fantastycznie przez co fajnie sprawdza się pod makijaż i zapewnia idealne nawilżenie przez cały dzień. Nic się na nim nie roluje, a zaaplikowany pod oczy korektor nie wchodzi w załamania. Przy regularnym stosowaniu skóra pod oczami jest rozjaśniona, elastyczna, zmarszczki są delikatnie wygładzone, a przesuszone miejsca są odżywione. Świetny kosmetyk, który sprawdza się zarówno na dzień, jak i na noc, a jeden mały słoiczek starcza na bardzo długi czas. Obecnie najlepszy i ulubiony.
Znacie moich ulubieńców? Podzielacie moje zdanie? Co Was zaciekawiło z tej gromadki?
Jestem też bardzo ciekawa jakie produkty Was zachwyciły w 2015 roku? Koniecznie podzielcie się swoimi typami w komentarzach :)