Bohater dzisiejszego posta to mój drugi samoopalacz do twarzy marki Clarins. Najpierw skusiłam się na Liquid Bronze Self Tanning, o którym pisałam na początku lipca >klik<, nadal go mam i dobrze, a nawet bardzo dobrze mi służy, ale nowość Clarins tak mnie kusiła, że długo się nie opierałam i pod koniec lipca Radiance Plus Golden Glow Booster znalazł się u mnie. Jesteście ciekawe czy się polubiliśmy? Zapraszam dalej :)
Radiance-Plus Golden Glow Booster to samoopalacz do twarzy w kropelkach, który znajduje się w malutkiej buteleczce o pojemności 15 ml. Mało, prawda? Niech ta pojmność Was nie zwiedzie ponieważ według producenta wystarcza na 3 miesiące aplikacji :) Niestety nie jestem w stanie tego sprawdzić, ale mam nadzieję, że tak jest. Dla uzyskania efektu promiennej i opalonej skóry wystarczą tylko 2-3 krople koncentratu, które należy wymieszać ze swoim ulubionym kremem, a następnie tą mieszankę zaaplikować równomiernie na twarz. Dokładność jest tutaj bardzo ważna, ale to nic trudnego, wystarczy tylko chwila skupienia :) Nie można zapomnieć również o dokładnym umyciu dłoni bo inaczej przez kilka dni będą, hmm, łaciate ;)
Delikatna opalenizna widoczna jest już po pierwszej aplikacji, jej intensywność możemy stopniować używając kosmetyku kilka dni pod rząd. Kolor opalenizny jaki uzyskujemy jest piękny, równomierny, naturalny i złocisty, a skóra wygląda promiennie. Kolejnym plusem Radiance Plus Golden Glow Booster jest brak charakterystycznego dla samoopalacza zapachu, a raczej smrodku. Nie wyczujemy go ani podczas aplikacji ani nawet kilka godzin po. Jak dla mnie super. Kosmetyk nie zapycha, nie wysusza oraz nie powoduje szybszego przetłuszczania się skóry. Samoopalacz po otwarciu ważny jest przez 18 miesięcy, a jego koszt to 109 zł w perfumerii Sephora. Serdecznie polecam :)
Znacie Radiance Plus Golden Glow Booster? Stosujecie samoopalacze? Jakie polecacie? :)
Lekcja z wzorów
4 dni temu
Z samoopalaczami jestem na bakier, bardzo boję się plam przez nieumiejętne rozprowadzenie. A że nie próbuję to nie mam praktyki, nie mam praktyki więc nie mam umiejętności... takie błędne koło ;)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też obawiałam się plam, ale zaryzykowałam i jest dobrze :)
UsuńPodoba mi się taka forma. Może kiedyś przekonam się do samoopalaczy, wtedy na pewno sięgnę po Clarins, skoro już drugi zyskał Twoje uznanie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam oba samoopalacze, ale na pierwszy raz bezpieczniejszy chyba będzie Liquid Bronze Self Tanning :)
UsuńMam coś podobnego z Collistar i bardzo bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś ochotę na samoopalacz Collistar, ale w Norwegii nie mogłam go znaleźć. Fajnie, że jesteś z niego zadowolona :)
UsuńTo nie dla mnie, ja wolę wyjść trochę na słoneczko ;)
OdpowiedzUsuńU mnie na północy Norwegii niestety jest mało słońca, no i też czasu na opalanie brak bo codziennie pracuję :/
UsuńNie miałam, od samoopalaczy wolę balsamy brązujące, ale myślę że ten samoopalacz byłby dla mnie ok :)
OdpowiedzUsuńDo twarzy również używasz balsamów brązujących?
Usuńnie znam tego cudaka, ja mam z Clarins samoopalcz do twarzy i szyi , jestem zadowolona choć używam tylko okazjonalnie :)
OdpowiedzUsuńJa też mam ten samoopalacz, o którym piszesz i też go lubię :)
UsuńMiałam na niego przez chwilę ochotę, ale jakoś nie wyobrażam sobie mieszać go z kremem. Chyb za dużo zabawy jak dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńTrochę zabawy z tym jest, to fakt ;)
UsuńWolę tego mleczkowego clarinsa, bo obawiam sie, ze zle zmieszam olejek z kremem ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno dobrze byś zmieszała :)
UsuńNie znam go, ale głównie dlatego, że nie używam samoopalaczy praktycznie wcale. Czasami mam chęć w coś takiego zainwestować, ale ostatecznie nie kupuję niczego :P
OdpowiedzUsuńJeśli miałabyś ochotę jednak jakiś kupić to pamiętaj o Clarins :)
UsuńOd kilku miesięcy w moich szeregach jest samoopalacz Vita Luberata i narazie przy nim pozostanę ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam dużo dobrego o samoopalaczach tej marki, kiedyś będę musiała wypróbować na sobie :)
UsuńNie używam samoopalaczy do twarzy, także nie mam doświadczenia w tej materii.
OdpowiedzUsuń