Korres, Wild Rose Instant Brightening Mask - to delikatna maseczka o lekkiej konsystencji i przepięknym zapachu. W składzie zawiera olejek z dzikiej róży, który jest naturalnym źródłem witaminy C, oraz aktywne ekstrakty roślinne. Jest to najsłabsza maseczka z całej mojej gromadki. W znikomym stopniu oczyszcza i rozjaśnia. Producent obiecuje wyrównanie kolorytu skóry i rozjaśnienie przebarwień jednak nie zauważyłam spektakularnych efektów.
Clarins, Beauty Flash Balm - rewelacyjna maseczka o wielu zastosowaniach, przeznaczona do każdego rodzaju skóry. Świetnie spisuje się zastosowana przed wielkim wyjściem lub gdy chcemy usunąć oznaki zmęczenia. Po kilku minutach cera jest ożywiona, rozświetlona, wygładzona i nawilżona. Idealnie sprawdza się także jako baza pod makijaż. Od razu po aplikacji daje "efekt liftingu" i rozświetla oraz sprawia, że nasz make-up wygląda nienagannie od rana do wieczora. Pełną recenzję maseczki możecie przeczytać tutaj
Origins, Clear Improvement Active Charcoal Mask - jest to maseczka zawierająca aktywny węgiel, białą glinkę oraz lecytynę. Przeznaczona jest do każdego rodzaju cery i pomimo, że podczas nakładania potrafi delikatnie szczypać to nie podrażnia. Po zastosowaniu tego "błotka" skóra jest świetnie oczyszczona, gładka, matowa, a pory delikatnie zmniejszone. Zauważyłam również, że maseczka przyspiesza gojenie wyprysków. Możemy ją stosować raz w tygodniu bądź tak często jak potrzebujemy. O maseczce pisałam także tutaj >klik<.
Origins, Drink Up Intensive Overnight Mask - zdecydowanie moja ulubiona maseczka, wspominałam o niej już tu >klik< i tu >klik<. Co prawda przeznaczona jest do skóry suchej, a moja jest mieszana, ale nie zapchała mnie ani w żaden sposób nie zaszkodziła. Rewelacyjnie nawilża, odżywia, wygładza oraz łagodzi podrażnienia. Przy regularnym stosowaniu zauważyłam, że skóra jest bardzo jędrna, nawilżenie utrzymuje się, a ja nie mam już problemu z suchymi skórkami, które były moją zmorą. Lubię ją stosować także na szyję oraz pod oczy.
REN, Glycolactic Radiance Renewal - to maseczka z zawartością kwasów owocowych oraz papainy, która działa na zasadzie peelingu enzymatycznego. Po zastosowaniu tej maseczki, którą zmywam chusteczką muślinową, martwy naskórek jest złuszczony, skóra jest jaśniejsza i niesamowicie gładka. Producent obiecuje zredukowanie zaskórników, w takie cuda nie wierzę, jednak stosuję ją od niedawna i zobaczymy co będzie przy dłuższym stosowaniu.
Znacie którąś z moich maseczek? A może któraś Was szczególnie zainteresowała? Lubicie nakładać maseczki? Jakie są Wasze ulubione? :)