30.4.16

Instagram Mix - kwiecień 2016



1. Tulipany - zawsze 2. Przerwa w pakowaniu 3. Takie prezenty poproszę codziennie 4. No to lecę


5. "Good Night" 6. Prosto i wygodnie 7. Lubię 8. WELCOME 

9. Ulubione w marcu >klik< 10. Spring mood 11.  OOTD 12. Słonecznie i fajnie


13. A w kwietniu zachwycałam się... >klik< 14. Prawie rajska plaża 15. Ta woda <3 16. Już po krzyku



17. OOTD vol. 2 18. Widok na kuchnię 19. Jadą do nowego domu 20. Paczka od Lemon Ducky - perfekcja!

21. Koczek 22. Cudne nowości od Bikor 23. Tyyyle dobrego >klik< 24. PHENOMEnalny duet


25. Pięknie jest 26. Essentials 27. No hej 28. Casual Friday

29. BIO IQ czyli marka, którą trzeba znać >klik< 30. Widzę Was ;) 31. Zapasy zrobione 32. Wieczorne bieganie z  widokiem


33. Hello Norway 34. Zwyklak 35. Relax i gofry 36. Zimno!

Więcej standardowo na moim profilu @blackraspberryblog >klik< ;)

27.4.16

Ulubieńcy - kwiecień 2016

Mimo, iż za oknem wciąż zimno i wietrznie to słoneczna pogoda pozytywnie nastraja mnie do życia, dodaje energii i sprawia, że nowe pomysły same kiełkują w głowie. Uwielbiam wiosnę, uwielbiam obserwować budzącą się do życia przyrodę i mimo, iż w Norwegii, gdzie obecnie jestem, prawdziwa wiosna przyjdzie za jakiś miesiąc to ja i tak wypatruję nowych pąków na drzewach i  obserwuje czy może trawa nie zaczyna się już zielenić. W międzyczasie podpatruję też zdjęcia na Instagramie gdzie wiosna jest już od dawna i wywołuje uśmiech na ustach. Wracając jednak do tematu posta dzisiaj mam przyjemność przedstawić Wam prawdziwe skarby bez których w kwietniu nie mogłam się obyć i sądzę, że w maju będę sięgała po nie równie chętnie. No dobra, nie ma co zwlekać, zapraszam do czytania <3


Aesop, Resurrection Aromatique Hand Balm - uwielbiam kremy do rąk, zawsze mam ich kilka i stosuję po kilka razy dziennie. Ten od Aesop gości u mnie już od kilku miesięcy i mimo, że nie jest to najlepszy krem jaki znam i na początku totalnie mnie nie zachwycił to w kwietniu sięgałam po niego aż nazbyt często. Idealny do użytku w ciągu dnia, szybko się wchłania, otula dłonie nietłustym filmem ochronnym, wspaniale wygładza, zmiękcza, dobrze też nawilża, łagodzi podrażnienia i pozostawia wspaniały lawendowo-roślinny zapach, który dość długo utrzymuje się na skórze. Wkurzająca jest tylko nakrętka, która nie wiedzieć czemu nie chce się zakręcić, ale sam design opakowania jak i wydajność na plus! Ha, skład zresztą też.

Alpha H: Triple Action Cleanser, Balancing Moisturizer and Gentle Exfoliant, Micro Cleanse, Liquid Gold Soothing and Perfecting Mask, Balancing and Pore Refining Mask - wspaniała piątka, która pomaga mi w walce z tak bardzo niechcianymi niespodziankami. Żel w bardzo łagodny i skuteczny sposób oczyszcza skórę z resztek makijażu, kurzu i sebum nie naruszając przy tym warstwy hydrolipidowej. Krem jednocześnie nawilża, wygładza i w bardzo delikatny i niewidoczny sposób złuszcza naskórek. Idealnie sprawdza się pod makijaż, nie przyspiesza przetłuszczania skóry, a także w widoczny sposób przyspiesza gojenie wyprysków. Peeling doskonale złuszcza oraz oczyszcza pozostawiając skórę dogłębnie oczyszczoną, gładką i promienną, a wszystko to bez podrażnień czy przesuszenia. Maska z kwasem glikolowym działa bardzo podobnie, wspaniale wygładza, napina, i rozjaśnia sprawiając, że skóra wygląda zdrowo i pięknie. Tutaj też nie ma mowy o podrażnieniach jednak nałożenie maski nawilżającej jest już mile widziane. I kolejna maska, ta natomiast dogłębnie oczyszcza zarówno skórę jak i pory, a także działa antybakteryjnie. Już po jednym zastosowaniu widać różnicę w wyglądzie skóry, jest oczyszczona i gładka, a wszelkie niespodzianki są wyciszone i zdecydowanie szybciej się goją. Niech nie zmylą Was małe opakowania, cała piątka jest bardzo wydajna, a składy krótkie i naprawdę niezłe. Co ważne, wszystko działa tak jak obiecuje producent i to się chwali <3 Tak sobie myślę, że chyba zrobię osobny wpis o tej piątce bo jest o czym pisać ;)



Fridge by Yde,  4.1 Coffee Eye - pewnie same wiecie jak trudno o dobry krem pod oczy. Niewiele jest takich na rynku, a ten od Fridge zdecydowanie do nich należy. Gęsty, treściwy, niesamowicie odżywczy, a do tego w 100% naturalny. Nie zawiera konserwantów, alkoholu i związków syntetycznych dlatego też należy przechowywać go w lodówce i zużyć w ciągu 2,5 miesięcy od daty produkcji, a wydajny jest bardzo! Jednak wróćmy do działania bo tu należą się brawa. Krem doskonale odżywia, nawilża, wygładza, ujędrnia oraz uelastycznia skórę, pomaga też rozjaśnić cienie i usuwa obrzęki. Wszystko to zasługa fenomenalnego składu z zwartością oleju migdałowego, masła kokosowego oraz wyciągu z kawy arabika. Mieszanka ta sprawia, że kosmetyk doskonale pielęgnuje i zapewnia komfort tworząc na skórze delikatny film ochronny. Co więcej, dobrze się wchłania, sprawdza się pod makijaż, nie podrażnia tej delikatnej okolicy i nie zapycha skóry. Natomiast naturalny, kawowy zapach zdecydowanie dodaje energii i pobudza, o!

Frank Body, Body Scrub Original - kawowe peelingi opanowały kosmetyczny świat. Sama byłam ich ciekawa, nabyłam ten oto od Frank Body i boom, jest naprawdę ekstra. W składzie oprócz mieszanki palonej i mielonej kawy, znajdziemy m.in. zimno tłoczony olej z migdałów, brązowy cukier i sól morską. Mix ten sprwia, że peeling nie tylko doskonale złuszcza martwy naskórek, pobudza krążenie i wygładza, ale też wpływa na skórę niezwykle odżywczo, fantastycznie napina i pomaga w walce z cellulitem. Dorzucić do tego trzeba mega naturalny zapach, który stawia na nogi i uprzyjemnia chwile pod prysznicem i mamy kosmetyk prawie idealny. A prawie dlatego, że aplikacja nie jest tu najprzyjemniejsza. Opakowania też mogłoby być nieco inne, ale nie ma co narzekać. Jest moc!



Organique, Shea Butter Body Balm Milk - w poście z ulubieńcami lutego pisałam o piance pod prysznic w tymże zapachu, tak mnie zuroczył, że postanowilam sięgnąć po masło o tym samym aromacie i też przepadłam. Ale nie tylko z jego powodu, który swoją drogą jest naprawdę piękny, delikatny, nieco pudrowy i taki ach <3, a głównie przez fantastyczne działanie. Kosmetyk ze względu na zawartość masła Shea jest zbity, gęsty i treściwy co trochę utrudnia aplikację, ale gdy tylko nałożymy go na skórę wszystko staje się jasne. Szybko się wchłania, natychmiast wygładza, zmiękcza, regeneruje, doskonale też nawilża, odżywia i łagodzi podrażnienia. Przy regularnym stosowaniu efekt nawilżenia jest trwały i utrzymuje się cały dzień. Do tego dorzucić trzeba ogromną wydajność, super skład i ładne opakowanie. Cóż chcieć więcej? Aaa, do wyboru jest jeszcze kilka innych zapachów! Nic tylko kupować :)

Clarins, Natural Lip Perfector, 05 Candy Shimmer - pojawia sie w ulubieńcach już kolejny raz, ale co zrobić, uwielbiam ten błyszczyk. Niezwykle przyjemny w aplikacji, nie wymaga użycia lusterka, a mała, miękka gąbeczka bez problemów sunie po ustach i pokrywa je delikatnym, naturalnym i subtelnym kolorem. Jednak kosmetyk nie tylko dodaje koloru, rozpromienia też cerę, optycznie powiększa usta, a także pielęgnuje je, odżywia, regeneruje i wygładza sprawiając, że niepotrzebne stają się pomadki odżywcze czy masełka. Trwałość jak to w błyszczykach, nie  jest najlepsza, 1,5-2 godziny max, ale ponowna aplikacja jest tylko przyjemnością, tym bardziej, że zapach jest tu słodki, budyniowy i sprawia, że ma sie ochotę oblizać wargi.


Bikor, Ziemia Egipska - czyli kultowy produkt marki, który w większości zbiera same pozytywne noty. Od dawna byłam ciekawa skąd te zachwyty i już wiem! W opakowaniu może przerażać, bo kolor jest naprawdę ciemny, a moja cera blada, jednak nic bardziej mylnego. Ziemia idealnie dopasowuje się do odcienia skóry i upiększa. Dodaje koloru, odżywia i stapia się pozostając niewidoczną. Ja w kwietniu używałam jej do delikatnego konturowania lub w roli różu i muszę przyznać, że w obu przypadkach sprawdza się świetnie. W kilka sekund sprawia, że szara po zimie cera przestaje być szara, jest rozpromieniona i delikatnie muśnięta słońcem. Co więcej,  kosmetyk jest trwały, trzyma się na skórze od rana do wieczora, nie zapycha i jest niezwykle wydajny. Używam go od początku miesiąca niemalże codziennie, a ubytku nie widać. Dla mnie ekstra!

Ilia, Tusz do rzęs Nightfall - w kwietniu stawiałam na make up no make up dlatego też mocno podkreślające maskary zastąpiłam tą organiczną marki Ilia, która daje widoczny acz subtelny efekt. Nieduża, silikonowa szczoteczka idealnie pokrywa rzęsy od nasady aż po same końce. Ładnie rozczesuje, wydłuża, delikatnie podkręca, przyciemnia i pogrubia nadając spojrzeniu wyrazistości. U mnie daje bardzo naturalny, nieprzerysowany efekt i to mi się podoba. Ponadto jest trwała, nie osypuje się, trwa na rzęsach cały dzień i bezproblemowo się zmywa. Na plus należy zaliczyć też skład, w którym znajdziemy dużo cudowności jak wyciągi z liści aloesu, jojoby i palmy sabałowej, wosk karnauba, masło z awokado i naturalną wit. E. Coś dla fanek organicznych kosmetyków i delikatnego makijażu.





I to już wszyscy moi kwietniowi ulubieńcy. Czy znacie któryś z tych produktów? Co Wam wpadło w oko? Koniecznie dajcie znać :)

23.4.16

Zużycia w mini recenzjach

W ostatnim czasie udało mi się zużyć trochę kosmetyków, a tym samym zrobić nieco miejsca w łazience. Co prawda pustych opakowań uzbierało mi się więcej niż widzicie, ale tak to jest jak coś się położy w kilku miejscach to później się o tym zapomina... No nic, mimo wszystko zrobiło mi się lżej, a na półkach przejrzyściej choć muszę przyznać, że z niektórymi produktami rozstałam się ze smutkiem, a kilka z nich kupiłam już ponownie. W tej gromadce są też takie do których więcej nie wrócę, ale o tym poniżej. Herbata/woda/kawa/kakao/wino :) w dłoń i zapraszam do czytania.




Tołpa, SPA Eco, Aksamitny Krem-Mus pod prysznic i do kąpieli - ultra delikatny produkt o pięknym orzeźwiającym zapachu. W konsystencji przypomina trochę krem, doskonale oczyszcza i odświeża nie naruszając przy tym bariery ochronnej. Pozwala się zrelaksować, ponadto jest wydajny i godny wypróbowania.

Alba, Galeniczny Płyn do ciała i higieny intymnej - czyli  gęsty produkt o roślinno-ziołowym aromacie. Łagodny i wielofunkcyjny. Ja najczęściej stosowałam go do higieny intymnej i w tej roli sprawdza się fantastycznie. Nie podrażnia, doskonale oczyszcza, odświeża i łagodzi podrażnienia. W roli żelu pod prysznic również nie mam mu nic do zarzucenia. Chętnie kupię ponownie!

Loccitane, Żel pod prysznic Vanille&Narcisse - na początku kupił mnie mocnym, nieco słodkim zapachem, który po pewnym czasie zaczął mnie drażnić. Sam żel jest natomiast w porządku. Doskonale oczyszcza, nie przesusza skóry pozostawiając ją gładką, elastyczna i pachnącą. Wydajność na plus, niestety opakowanie jest denerwujące, a szczególnie aplikator. 

Rituals, Pianka pod prysznic Happy Buddha - zdecydowanie mój jeden z ulubionych produktów marki, a zapach przebija wszystko! Jedwabista konsystencja delikatnie, ale skutecznie oczyszcza skórę, a pomarańczowo-cedrowy zapach pieści zmysły. W efekcie umysł jest zrelaksowany, a skóra odświeżona, ale nie przesuszona. No bajka. Plus za ogromną wydajność i możliwość uzycia kosmetyku jako pianki do golenia <3

Yope, Mydło w płynie Vanilia Cynamon - uwielbiam te mydła i zużywam z namiętnością! Wydajne, łagodne, doskonale oczyszczają skórę dłoni nie wysuszając jej przy tym, za co ogromny plus! Do tego dorzucić trzeba świetny skład, piękny zapach i ładne opakowanie. No lubię i już.

Fitomed, Tonik nawilżający - niedrogi i naprawdę fajny tonik, które zachwycił mnie nie tylko całkiem niezłym składem, przyjemnym zapachem, ale też działaniem. Świetnie odświeża, tonizuje, łagodzi podrażnienia, a także nawilża pozostawiając skórę miękką, ukojoną i elastyczną bez uczucia napięcia czy oblepienia. Polecam.

Phenome, Krem do rąk Anti - Aging - mój ogromy ulubieniec. Charakteryzuje się lekką konsystencją i pięknym, cukrowym zapachem. Mimo swej lekkości naprawdę fantastycznie pielęgnuje, odżywia, zmiękcza, wygładza i nawilża wchłaniając się przy tym w mgnieniu oka. Co więcej, ma też bajeczny skład i jest nieziemsko wydajny! 

Bumble&Bumble, Thickening Conditioner - zużyłam i tyle. Nie zachwyciła mnie niczym bo mam wrażenie, że nie robi nic. Na pewno nie obciąża, ale też nie nawilża, może dodawała trochę objętości, ale efekt był naprawdę znikomy. Zapach ma przyjemny, a wydajność ogromną jednak ja jestem na nie. Nie za tę cenę...

Pat&Rub, Peeling Wyszczuplanie i Ujędrnianie - lubię od czasu do czasu do niego wracać, a raczej lubiłam. Za zadanie ma usuwać warstwę rogową naskórka i pobudzać krążenie i robi to, jednak niezbyt spektakularnie. Konsystencja jest tu rzadka, a ilość drobin niewielka. To raczej taki zdzierak to codziennego, delikatnego złuszczania, ale ja od tego mam szczotkę, która robi to znacznie lepiej no i nie muszę już za nią płacić :) Same rozumiecie.
PS. Tutaj post o szczotkach >klik<, a tu >klik< o samym szczotkowaniu.


Antipodes, Aura Manuka Honey Mask - bardzo przyjemna odżywczo-oczyszczająca maska po którą chętnie sięgałam szczególnie zimą. W łagodny sposób oczyszcza, ale nie tylko! Dzięki zawartości miodu manuka działa przeciwbakteryjnie, a także nawilżająco. W efekcie, po jej zastosowaniu, skóra odzyskuje prawidłowy poziom nawilżenia, jest jędrna, rozjaśniona i promienna, a wszystkie wypryski są wyciszone i szybciej się goją. Co więcej, naturalny, mandarynkowo-waniliowy zapach relaksuje i wycisza, a sama maska ma świetny skład i jest bardzo wydajna. 

Kiehl's, Midnight Recovery Eye - fajny, ale bez fajerwerków. Liczyłam, że usunie moje cienie pod oczami (ale czy cokolwiek jest w stanie je usunać?) i na początku coś tam rozjaśniał lecz później nie widziałam tego efektu wow. Ogólnie bardzo łagodny, lekki, szybko się wchłania i naprawdę nieźle nawilża, sprawiając, że skóra jest elastyczna, wygładzona, a zmarszczki mimiczne mniej widoczne. Wydajność i zapach na plus!

Pat&Rub, Krem pod oczy - bardzo lekki, a zarazem odżywczy krem. Naprawdę nieźle nawilża, uelastycznia, zapewnia uczucie komfortu, a do tego jest bardzo łagodny, nie powoduje podrażnień, szybko się wchłania i jest świetną bazą pod korektor czy ogólnie makijaż. Co więcej, ma świetny, naturalny skład i jest mega wydajny. Bć może jeszcze do niego wrócę choć nie jest moim nr. 1.

Sylveco, Ziołowy Płyn do płukania jamy ustnej - uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Przede wszystkim za świetny, naturalny skład bogaty w ziołowe ekstrakty, a także genialne działanie. Szybko i skutecznie oczyszcza z resztek pokarmowych, odświeża oddech, a przy tym nie podrażnia błony śluzowej i pozwala utrzymać prawidłowe pH. Do tego jest wydajny i niedrogi oraz zdecydowanie lepszy od płynów drogeryjnych.

L'oreal, Falshe Lash Superstar - całkiem niezła maskara z dodatkowym serum, które dodaje objętości, podkręca i niesamowicie wydłuża. Sam tusz natomiast dokładnie pokrywa rzęsy, przyciemniając je i nadając spojrzeniu wyrazistości. Nic się nie rozmazuje, nie osypuje itd., tusz trwa na rzęsach cały dzień i bez problemu daje się usunąć przy pomocy płynu micelarnego. Szczoteczka natomiast jest silikonowa, wygodna i precyzyjna. Warto zwrócić na niego uwagę.

Organique, Pianka pod Prysznic Milk - moja miłość! Ta pianka jest delikatna jak puch, a jej zapach tak niesamowity, że nie da się go opisać. W ultra delikatny sposób oczyszcza skórę, odświeża ją, a zawartość gliceryny, oczywiście organicznej, sprawia, że  po umyciu jest ona nawilżona, ukojona, miękka, a uczucie ściągnięcia czy pieczenia przechodzi w niepamięć. Dorzucić do tego trzeba sporą wydajność i niezwykłe umilenie kąpieli i mamy kosmetyk idealny. W użyciu jest już kolejne opakowanie. Cudo!

John Masters Organics,  Szampon i Mgiełka z serii Scalp - bardzo fajny duet. Szampon w łagodny acz skuteczny sposób oczyszcza, nie podrażniając przy tym skóry głowy. Doskonale odświeża, dodaje włosom blasku i objętości, świetnie też reguluje wydzielanie sebum przedłużając tym samym czystość naszej czupryny. Zapach jest tu ładny, ziołowo-roślinny, a sam szampon dobrze się pieni i jest bardzo wydajny. Sprej za zadanie ma wzmacniać cebulki i pobudzać wzrost włosów, po tym małym opakowaniu trudno mi powiedzieć czy aby na pewno to robi. Wiem natomiast, że nie obciąża, odbija włosy od nasady, łagodzi podrażnienia, a wygodny aplikator ułatwia aplikację. Składy oczywiście są tu nienaganne, a ładne,stylizowane na apteczne opakowania cieszą oko! Cóż więcej mogę napisać, mam ochotę na pełnowymiarowe opakowania <3

Bio IQ, Woda micelarna - łagodna, z cudownym składem i naprawdę dobra. Delikatnie, ale skutecznie oczyszcza skórę oraz oczy z makijażu i innych zanieczyszczeń  nie pozostawiając uczucia lepkości czy tłustości. Skóra jest gładka, czysta i gotowa na dalsze zabiegi. Świetnie sprawdza się też w roli toniku, odświeża i delikatnie napina. Więcej o tu >klik<.

MAC, Waterproof Brow Set - kolejny ogromny ulubieniec czyli wodoodporny tusz do brwi. I faktycznie, jest bardzo trwały, nie ściera się, w szybki sposób pomaga podkreślić i zdefiniować brwi, optycznie je zagęszczając i przyciemniając. Plusem jest tu też wygodny, mały i precyzyjny aplikator oraz kilka kolorów do wyboru. To już moje nie wiem które opakowanie i na pewno będą kolejne.

The Body Shop, Hemp Hand Protector - pojawiał się juz w denku kilkukrotnie i myślę, że pojawi się jeszcze nie raz. No co zrobić, dla mnie najlepszy, choć w ulubieńcach marca pisałam o czymś równie dobrym >klik<. Wracając jednak do niego... Gęsty, treściwy, odżywczy. Potrafi doprowadzić suche, spierzchnięte dłonie do porządku już po pierwszym użyciu. Nie wchłania się tak odrazu, szczególnie jeśli nałożymy go trochę więcej, ale to nic bo działanie to wynagradza. Skóra odzyskuje miękkość, staje się elastyczna, gładka i nawilżona, a podrażnienia zostają złagodzone. Minusem jest zapach jednak można się przyzwyczaić. 

Decleor,  Shine Control Oxygenating Fluid - lekki krem przeznaczony do pielęgnacji cery tłustej oraz mieszanej. Przyjemnie pachnie, szybko się wchłania, stanowi idealną bazę pod makijaż i naprawdę nieźle pielęgnuje. Dobrze nawilża, zmiękcza i uelastycznia, do tego jest łagodny, nie powoduje podrażnień i nadmiernego przetłuszczania cery, nie obciąża ani nie zapycha. U mnie sprawdził się bardzo fajnie i pewnie kiedyś skuszę się na całą tubkę.

Skin&Tonic, Steam Clean - czyli oczyszczający balsam pielęgnacyjny. Co tu dużo pisać, genialny! Gęsty, o nieco oleistej konsystencji, szybko i skutecznie rozpuszcza resztki makijażu i inne zanieczyszczenia z powierzchni skóry pozostawiając ją doskonale oczyszczoną , a jednocześnie elastyczną, nawilżoną i gładką. Dodatek olejków z eukaliptusa i mięty dodatkowo potęguje uczucie dogłębnego odświeżenia, relaksuje i zapewnia przyjemne doznania. Miałam tylko mały słoiczek, ale kosmetyk jest niesamowicie wydajny i wystarczył na kilka o ile nie kilkanaście użyć. Na poważnie rozważam zakup pełnowymiarowego opakowania.

Clinique, Chybby Stick w kolorze Two Ton Tomato - lubię za wszystko. Zaczynając od łatwej, bezproblemowej aplikacji niewymagającej użycia lusterka  poprzez delikatny, niewymuszony efekt na ustach, a kończąc na soczystym odcieniu czerwieni, który wpada nieco w koral. Wystarczy jedno pociągniecie aby usta były pokryte kolorem, a twarz zyskała wyrazu. Dorzucając do tego dużą wydajność i delikatne nawilżenie mamy produkt prawie idealny! Prawie bo trwałość nie jest tu najlepsza, ale mi to nie przeszkadza. Kolejna sztuka jest już w użyciu.

No to teraz dajcie znać czy któryś produkt Was zainteresował i macie ochotę na jego zakup? :)

19.4.16

Marka, którą trzeba znać: BIO IQ

Po dłuższej ciszy spowodowanej wyjazdem do Norwegii wracam do Was z nowym postem. Dzisiaj kilka słów o fajnych,  naturalnych no i przede wszystkim polskich produktach. Nie często zdarza się, że kosmetyki zachwycają mnie już po pierwszym użyciu, a w tym przypadku tak właśnie było! Nie chciała jednak spieszyć się z recenzją, przetestowałam wszystko na spokojnie i w końcu śmiało mogę przedstawić Wam swoją opinię. Najpierw jednak wspomnę jeszcze tylko krótko o samej marce: Bio IQ to, jak już wiecie, polska marka, jej założycielką jest Diana Sadłowska, miłośniczka zdrowego stylu życia, aktywnego spędzania czasu oraz obcowania z naturą. Pasję tę przelała na swoje produkty, które to  komponowane są w 90 - 99,9% ze składników naturalnych, zawierają roślinne ekstrakty pozyskiwane w oparciu o rygory organizacji certyfikujących, nie są testowane na zwierzętach, a także śmiało mogą być stosowane przez wegetarian czy wegan. Co więcej, każdy z produktów BIO IQ posiada certyfikat Ecocert i Cosmebio, dzięki czemu możemy mieć pewność, że kosmetyki produkowane przez markę są w pełni naturalne i bezpieczne zarówno dla nas jak i naszej skóry. Polecam Wam zajrzeć tu oraz tu i poczytać więcej zarówno o marce jak i założycielce (niezwykle inspirująca osoba!). A teraz czas na recenzje ;)



Woda Micelarna - niezwykle łagodna, skuteczna i odświeżająca. Oparta została na wodzie kwiatowej z róży damasceńskiej, ekstrakcie z oczaru wirginijskiego, owoców dzikiej róży i żurawiny. Szybko i skutecznie pozwala usunąć ze skóry oraz oczu makijaż (nie testowałam na wodoodpornym) oraz wszelkie zanieczyszczenia dając uczucie odświeżenia i ukojenia. Nie ma tu mowy o podrażnionych oczach czy zaczerwienionej skórze. Produkt nie pieni się, nie pozostawia uczucia lepkości i ma delikatny, neutralny zapach. Świetnie też sprawdza się jako tonik, łagodzi podrażnienia, nawilża i delikatnie napina skórę.

Odżywczy krem na dzień - rzeczywiście odżywczy, a przy tym niesamowicie lekki! Błyskawicznie  się wchłania pozostawiając na skórze jedynie delikatny, przyjemnie otulający film, którzy zapewnia komfort, a przy tym jest idealną bazą pod podkład. Nic się na nim nie roluje, krem nie przyspiesza przetłuszczania skóry i mam wrażenie, że sprawdzi się u każdego. W jego składzie znajdziemy m.in kwas hialuronowy, oczar wirginijski, koper morski, bobrek trójlistny, olej sezamowy oraz ekstrakt z liści aloesu, ta mieszanka sprawia, że krem nie tylko fantastycznie nawilża, zmiękcza i zapobiega utracie wody, ale też poprawia elastyczność, koi podrażnienia, ujednolica koloryt i spłyca drobne linie. Na mojej mieszanej w kierunku suchej cerze sprawdza się więcej niż fantastycznie, a jego delikatny, kwiatowy zapach uzależnia i relaksuje. Ponadto krem ten jest niesamowicie wydajny! I mimo iż przeznaczony jest na dzień mi zdarza się aplikować go również na noc. Chyba nie muszę wspominać, że rano skóra jest elastyczna, świeża i promienna? Tak właśnie jest ;)



Krem do rąk - prawdziwa bomba witaminowa dla skóry dłoni. Masło Shea - utrzymuje wodę w komórkach skóry i opóźnia procesy starzenia, ekstrakt z liści aloesu - działa ochronnie, nawilżająco i osłaniająco, olej z nasion słonecznika - zmiękcza i regeneruje, a skwalen - obudowuje naturalny płaszcz lipidowy, odżywia, koi i zmiękcza. W efekcie, po zastosowaniu kremu, nawet najbardziej przesuszone dłonie szybko odzyskują miękkość, są nawilżone i zregenerowane. Skóra staje się gładka, jaśniejsza, jest odżywiona, a podrażnienia zostają złagodzone. Co więcej, przy regularnym stosowaniu już gołym okiem można zauważyć wzmocnienie paznokci i ich ogólną poprawę. Ja od zawsze walczę z przesuszonymi dłońmi, a już szczególnie gdy jestem w Norwegii, gdzie niskie temperatury i zimny wiatr są na porządku dziennym, krem ten pomaga mi je odżywić, wygładzić i zregenerować, a przy tym dobrze się wchłania i pozwala natychmiast wrócić do codziennych czynności bez pozostawiania tłustych śladów. No genialny. A zapach? Oczywiście bardzo delikatny i naturalny.


Serum pod oczy - naturalne cudo zamknięte w małej buteleczce! Nawilża, odżywia, wygładza, regeneruje, uelastycznia, spłyca drobne zmarszczki, koi, działa ochronnie i niweluje obrzęki, a to jeszcze nie wszystko. Dzięki zawartości wyciągów z czarnego bzu, bławatka i aloesu działa antyoksydacyjnie, wspomaga naturalne procesy regeneracji skóry i aktywizuje mechanizmy odpornościowe. Moim zdaniem fantastycznie sprawdzi się u każdego. W przypadku mało wymagającej skóry może być stosowane solo, u osób starszych wspaniale wzmocni działanie kremu pod oczy. Ja jestem nim zachwycona, stosuję je regularnie i nie chcę żeby się skończyło, a wydajne jest bardzo! Konsystencja, jak to w serum, jest lekka, niesamowicie szybko się wchłania i już po chwili pozwala na aplikację kolejnych produktów. Uwielbiam <3

2w1 Szampon do włosów i ciała - czyli gęsty, przezroczysty żel o neutralnym zapachu. Zazwyczaj unikam produktów dwa w jednym, ale ten jest fantastyczny i naprawdę się z nim polubiłam. Niezwykle wszechstronny, świetny zarówno do oczyszczania ciała, skóry twarzy, włosów czy też  do higieny intymnej. Wypróbowałam go na wszystkie sposoby i mnie nie zawiódł. Niesamowicie delikatny i skuteczny, jak na produkt naturalny naprawdę dobrze się pieni, doskonale oczyszcza, pozostawia uczucie odświeżenia, a jednocześnie nie narusza warstwy hydrolipidowej pozostawiając skórę miękka, elastyczną i nawilżoną. Doskonale spisuje się też jeżeli chodzi o włosy i skalp. Łagodzi podrażnienia, pomaga zredukować przetłuszczanie, dodaje blasku i objętości, a także odżywia i wygładza, a to tylko kilka z efektów jego działania. Koniecznie wypróbujcie, a nie pożałujecie! Obiecuje :)


Reasumując, wszystkie przetestowane przeze mnie produkty są fantastyczne, mają fantastyczne składy, przyjemne, naturalne zapachy i jeszcze lepsze działanie. Wydajność oraz przystępne ceny również zaliczam na plus. Obojętnie nie mogę przejść też obok faktu, że wszystkie posiadają certyfikaty oraz są polskie. Naprawde nie mam  do czego się przyczepić i serdecznie polecam Wam tę piątkę choć wierzę, że wszystkie proukty BIO IQ są świetne.

Kto zna tę markę, a  kto z Was ma ochotę poznać? Który produkt szczególnie Was zainteresował? Dajcie znać! :)

7.4.16

Wiosenne nowości


Nowości, nowości, duzo nowości! Tak na serio nie wiedziałam, że aż tyle tego jest dopóki nie zebrałam wszystkiego do kupy. Z ciekawości sprawdziłam też kiedy ostatni raz wstawiłam taki post i okazuje się, że całkiem dawno bo w połowie stycznia, a wydawało mi się, że było to miesiąc temu. To tylko potwierdza jak ten czas szybko leci. Wracając do nowych nabytków, część z nich to produkty, które kupiłam sama, część to przemiłe prezenty od firm. Nie wszystko jest jeszcze w użytku, ale ostatnio dużo produktów mi się skończyło, kilka jest na wykończeniu więc powoli wymieniam opakowania i stare zużyte zastępuję nowymi, pełnymi ;) Jeśli jesteście ciekawe co, skąd itd. to zapraszam do czytania.


Moja cera przechodziła ostatnio kryzys i tak jak kiedyś wypryski pojawiały się u mnie raczej sporadycznie tak w marcu moja skóra szczególnie na czole cała pokryta była zaskórnikami oraz większymi czy mniejszymi bolącymi wykwitami, brody oraz policzków to też niestety nie ominęło, żaden z posiadanych przeze mnie kosmetyków nie dawał rady, postanowiłam więc poszukać czegoś innego i tak po dłuższych namysłach skusiłam się na zestaw Alpha H kryjący się pod nazwą Renew and Resurface Kit w skład, którego wchodzą: żel oczyszczający Triple Action, peeling Micro Cleanse, krem Balancing Moisturizer oraz maseczki Liquid Gold Smoothing and Perfecting Mask i Balancing and Refining Mask. Dziewczyny, ten zakup to był strzał w dziesiątkę. Już dawno nie miałam kosmetyków, które tak natychmiastowo pokazałyby swoje działanie. Nie tylko pomogły mi uporać się z kłopotliwym problemem, którym były wypryski, ale też ładnie wygładziły i rozjaśniły skórę i to zaledwie w kilka dni! Nie będę się póki co więcej rozpisywała, ale powtórzę, jest moc! W zestawie był jeszcze krem Daily Essential Moisturiser SPF30, niestety okazało się, że jest przeterminowany. Firma jednak szybko naprawiła ten błąd, zresztą sama poinformowała mnie o upływie daty ważności i w ramach zadość uczynienia otrzymałam krem Daily Essential Moisturizer SPF50 oraz mój ulubiony tonik Liquid Gold. Bardzo miło, prawda? 


Olejek Collistar - Firming Shower Oil to spontaniczny zakup, użyłam go raz, ale to za mało żeby się wypowiadać, muszę tylko wspomnieć, że rozczarował mnie jego zupełnie nijaki zapach. Natomiast mydło do rąk od Orla Kiely - Bergamot Hand Wash zapachem po prostu wymiata, roślinny, nieco trawiasty, taki inny i cudowny, samo mydło zresztą też jest w porządu, dobrze oczyszcza i nie wysusza skóry. Upolowałam je oczywiście w TK Maxx, tak samo jak kremy pod oczy Institut Karite - Shea Butter Essential Eye Care, którego jeszcze nie stosowałam, ale znam inne produkty marki,  bardzo lubię i myślę, że w tym przypadku też się nie zawiodę. Peeling do stóp marki Green Pharmacy to zakup z Rossmanna i cóż mogę powiedzieć, opakowanie ma przyjemne, a sama zawartość niestety jest kiepska, rzadka i ze zbyt mała ilością drobin złuszczających. Kolejne prezenty otrzymałam od naszej rodzimej marki produkującej świeże kosmetyki bez konserwantów, a mowa tu o Fridge by Yde. Paczka zawierała mnóstwo próbek, peeling do twarzy z bergamotką, jeszcze go nie stosowałam, oraz nowość marki czyli krem pod oczy 4.1 Coffe Eye, niezwykle treściwy, szybko się wchłania i doskonale utrzymuje nawilżenie, ot co moge na tę chwilę napisać ;) Płyn micealrny Mixa do skóry mieszanej oraz tonik Nuxe to wynik zakupów w aptece internetowej, w której miałam kupić tylko witaminki. Zamówiłam też Effaclar Duo - La Roche Posay, po pierwsze całkowicie zapomniałam umieścić go na zdjęciu, a po drugie trochę pospieszyłam się z jego zakupem, ale nie wiedziałam że kosmetyki Alpha H spiszą się tak genialnie.

Ze stwierdzeniem, ze promocje to zło zgodzi się pewnie większość z Was. No właśnie, ja ostatnio przez takie promocje trochę zaszalałam i tak: najpierw skusiłam się na zamówienie z Purite. Wcześniej miałam tylko mydła w kostce tej marki, sprawdziły się super więc byłam ciekawa  pozostałych kosmetyków, po dłuższych namysłach zdecydowałam się na solny peeling o zapachu  mandarynkowo-grejpfrutowym, ocet do włosów oraz tonik. Te dwa ostatnie produkty są już w użyciu jednak póki co zupełnie mnie nie zachwyciły... Nadzieje pokładam w peelingu, no zobaczymy. Kolejne promocyjne zakupy poczyniłam w sklepie Organique, tutaj sięgnęłam po ulubione i sprawdzone kosmetyki, a mianowicie mleczną piankę pod prysznic, balsam do ciała z masłem Shea w tym samym zapachu oraz czarne mydło Savon Noir, które świetnie sprawdza się zarówno jako produkt do oczyszczania twarzy a także jako peeling do całego ciała. 

Nie mogłam też przepuścić okazji -30% w Phenome. Bez zastanowienia wrzuciłam do wirtualnego koszyka ulubiony szampon Purifying Anti-Dandruff Shampoo oraz wcześniej nieznane mi antycellulitowe serum do ciała Smoothing Body Serum, choć dzisiaj stwierdziłam, że cellulit w magiczny sposób u mnie zniknął, ale i tak się przyda ;) I jeszcze jeden promocyjny łup, no dobra były dwa, ale drugi zapomniałam pokazać ;), to żel do oczyszczania skóry mieszanej Seaweed Deep Cleansing Facial WashThe Body Shop. Obecnie w sklepach marki trwa wyprzedaż i można upolować wiele kosmetyków za połowę ceny i tak za wymieniony żel zapłaciłam 19.90. Ekspedientka obiecywała, że jest fajny, oby! Od dawna przymierzałam się do zakupu ekologicznych kosmetyków wypuszczonych przez sieciówke H&M. Długo chodził za mnę duet zawierający mydło oraz krem do rąk, ale że kremów mam obecnie aż za dużo to finalnie zdecydowałam się na wielofunkcyjny olejek do ciała i włosów oraz łagodny antyperspirant bez soli aluminium. Olejek pachnie bosko, natomiast dezodorant czeka na swą kolej ;)

No i na koniec cuda, które przyjechały do mnie dziś wczoraj. To prezent od marki Bikor, sama mogłam wybrać produkty, które chcę przetestować, a zdecydowałam się na słynną już Ziemie Egipską, nie mogło być inaczej!, paletkę cieni Marocco Precious 4 Shadows w neutralnych kolorach, idealne na co dzień jak i na wieczór, puder matująco - rozświetlający kryjący się pod nazwą Oslo Compakt Powder oraz przeznaczony do niego pędzel typu kabuki Oslo Black. Za jakiś czas na pewno dam znać jak cała czwórka się spisuje :)



Wybaczcie mi kolejny tasiemiec! ;) 
Miałyście któryś z tych produktów? Co Wam wpadło w oko? Pochwalcie się też co Wy kupiłyście w ostatnim czasie? :)

3.4.16

Ulubieńcy - marzec 2016

Niedawno wróciłam z długiego spaceru, objadam się ptysiem, piszę ten post i tak sobie myślę, że sporo tych ulubieńców, ale nie mogło być inaczej. Po wszystkie te kosmetyki sięgałam w marcu z ogromną przyjemnością i z ręką na sercu mogę polecić je dalej. Jeśli jesteście ciekawe co w nich takiego super zapraszam do czytania! ;)


Phenome, Non-drying Cleansing Foam - o tej piance pisałam już tu >klik< i tu >klik< więc nie będę sie rozpisywała. Napiszę tyle - jest fantastyczna! Delikatna, skuteczna, nie podrażnia, łagodnie, ale skutecznie oczyszcza pozostawiając skórę odświeżoną, czystą, przyjemnie napiętą i promienną. Idealna szczególnie do porannego oczyszczania, ale i wieczorem się sprawdzi. Skład, jak to u Phenome bajeczny!, a wydajność przeogromna. Stosowanie jej to czysta przyjemność, i to na serio <3

Bio IQ, Serum pod Oczy - stosuję je już kilka dobrych tygodni, a w marcu sięgałam po nie codziennie i muszę Wam napisać, że czyni cuda! Fantastycznie odżywia i nawilża skórę pod oczami, wygładza drobne linie, napina, przywraca elastyczność i regeneruje, a tym samym jest mega łagodne i nie powoduje podrażnień, a wręcz je łagodzi. Wszystko to zasługa fantastycznego, naturalnego i genialnie skomponowanego składu, w którym znajdziemy m.in.: czarny bez, oleje z nasion jojoby i słonecznika, kwiat chabra bławatka i ekstrakt z liści aloesu. Mieszanka ta sprawia, że serum nie tylko doskonale odżywia, ale działa też przeciwzmarszczkowo i antyoksydacyjnie. Co więcej, jest lekkie, szybko się wchłania i nawilża tek dobrze, że czasem pomijam już stosowanie kremu pod oczy.  Gorąco polecam! I przypominam, że Bio IQ to polska marka ;)



Kiko, Ultra Tech Mascara- to mój pierwszy kosmetyk marki, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczył (Daria jeszcze raz dzięki za prezent!). Moje rzęsy są ostatnio w kiepskim stanie, inne tusze nie dawały mi spektakularnego efektu, ha nie dawały mi żadnego efektu, a tu sprawa ma się zupełnie inaczej. Tusz fantastycznie i wydłuża, i podkręca, i zagęszcza, dodaje też spojrzeniu wyrazistości, jest trwały, nie osypuje się i nie usztywnia rzęs, są one przez cały czas sprężyste. W zależności od ilości nałożonych warstw możemy uzyskać zarówno delikatny jak i mocniejszy look. Szczoteczka jest silikonowa, nieduża i bardzo precyzyjna, ładnie rozczesuje rzęsy i otula je sprawiając że każdy, nawet najmniejszy włosek pokryty jest maskarą. Jak już wspomniałam wyżej, tusz jest bardzo trwały, a z drugiej strony bez problemu daje się usunąć płynem do demakijażu. Naprawdę fajny produkt.

Fnug, Lakier Like Lolita - kupiłam go w ciemno i gdy tylko otworzyłam paczkę przeraziłam się "taki jaskrawy?", a teraz jest to najczęściej stosowany przeze mnie lakier, a w tym odcieniu ciepłej, wpadającej w koral czerwieni jestem wręcz zakochana! Jest niezwykle energetyzująca, pobudza i idealnie pasuje do wiosennych stylizacji, natomiast w ponure dni przywołuje na myśl słońce i przypomina, że trzeba cieszyć się życiem. Duży plus należy się też za idealną konsystencję oraz precyzyjny pędzelek, którym szybko i sprawnie pokryjemy płytkę. Ponadto lakier jest trwały, a jego formuła zawiera odżywcze proteiny, krzemionkę, delikatny kawior oraz witaminy A, D, E i B, które to wzmacniają paznokcie sprawiając, że  z dnia na dzień stają się mocniejsze. Nie wiem jak Wy, ale ja mam chęć na inne kolory ;)



Collistar, Anti-Water Tallaso Scrub - peeling idealny! Doskonale złuszcza martwy naskórek, pobudza krążenie, ujędrnia, nawilża oraz relaksuje zapachem. Mieszanka soli i cukru nie rozpuszcza się od razu pod wpływem wody co pozwala wykonać masaż złuszczający, drobinki doskonale wygładzają skórę natomiast olejki zawarte w peelingu doskonale odżywiają i regenerują pozostawiając ją miękka, elastyczną i pięknie pachnącą. Nawilżenie jest tak dobre, że nie ma już potrzeby użycia balsamu, a efekt gładkiej, jędrnej skóry utrzymuje się kilka dni. Natomiast sam kosmetyk jest mega wydajny i mam wrażenie, że nie ma dna. Więcej przeczytacie o tu >klik<.

John Masters Organics Scalp, Szampon Mięta&Wiązówka Błotna - bardzo pozytywnie mnie zaskoczył już od pierwszego zastosowania i choć mam tylko małe opakowanie to sam szampon jest tak wydajny, że mimo kilku użyć (myje głowę zawsze dwa razy) wciąż mam jeszcze ponad 1/3 buteleczki. Jak na produkt organiczny bardzo dobrze się pieni, szczególnie przy drugim myciu, jest gęsty, pięknie, roślinnie pachnie i co najważniejsze dobrze oczyszcza i działa tak jak obiecuje producent. Łagodzi podrażnienia skóry głowy, redukuje swędzenie, odświeża, ogranicza wydzielanie sebum tym samym przedłuża świeżość włosów, a także sprawia, że są one sypkie, błyszczące, pogrubione i pełne objętości. Ja jestem zachwycona i mam chęć na duże opakowanie. Jeśli macie problemy ze skalpem oraz przetłuszczającymi się i wypadającymi włosami  koniecznie go wypróbujcie!


Clinique, Pop Lip Colour, Poppy Pop - kremowa konsystencja, niewiarygodna trwałość, fantastyczny odcień i piękne, minimalistyczne opakowanie to tylko kilka zalet tej pomadki. Jest idealna! Już za jednym pociągnięciem dokładnie pokrywa usta kolorem, delikatnie je nawilża, a kolor Poppy Pop czyli koralowa czerwień dodaje ustom, i nie tylko ;), wyrazistości, fantastycznie odświeża cerę, dodaje blasku i sprawia, że nie sposób przejść niezauważoną. Ja na co dzień najczęściej delikatnie ją wklepuję dla uzyskania naturalnego efektu, natomiast wieczorem idę na całość i dokładnie pokrywam nią wargi. W obu wersjach prezentuje się fenomenalnie i tak samo dobrze się trzyma <3 Aaa, no i tworzy świetny duet z wyżej opisanym lakierem Fnug!

Institut Karite, Shea Hand Cream - moje dłonie są wiecznie przesuszone, dobry krem do rąk to dla mnie podstawa, do tej pory moim ulubieńcem był produkt The body Shop, a mowa tu Hemp Hand Protection. Byłam zachwycona jego właściwościami odżywczymi i regenerującymi, niestety zapach pozostawiał wiele do życzenia, tutaj natomiast dostajemy i genialne działanie i przepiękny zapach! Krem opracowany jest na bazie masła Shea, jego konsystencja jest gęsta i treściwa, mimo to dobrze się wchłania otulając skórę dłoni nietłustym filmem ochronnym. Wystarczy chwila aby odczuć jego dobroczynne działanie. Skóra natychmiast staje się miękka, jest wygładzona, krem przynosi ukojenie, regeneruje i długotrwale nawilża. Ja stosuję go głównie na noc, ale i w ciągu dnia często po niego sięgam. A ten zapach, cudo! Liliowy, naturalny i odurzający. Tu pisałam o wersji różanej >klik<, równie genialna. Szukajcie tego cuda w TK Maxx.



John Masters Organics, Odżywka Cytrus&Gorzka Pomarańcza - kolejny produkt JMO w tym zestawieniu, który mnie oczarował. Tym razem mowa o gęstej odżywce przeznaczonej do każdego typu włosów, nawet cienkich, a moje takie właśnie są.  Kosmetyk ma idealną konsystencję, nie spływa z włosów, a zastosowany po myciu głowy na 2-3 minuty działa jak dobra maska! Naturalne olejki roślinne wypełniają włókno włosa, proteiny i witaminy przywracają im sprężystość, natomiast AcetamidMEA pozawala zachować stały poziom nawilżenia, nie tylko włosów, ale też skóry głowy. W efekcie włosy są dociążone, ale nie obciążone, gładkie, puszyste, miękkie i niesamowicie błyszczące. Zapach natomiast jest tu bardzo łagodny, cytrusowy i delikatnie wyczuwalny na włosach. Już wiem skąd te wszystkie zachwyty pod jej adresem. Doskonała!

Nuxe, Balsam do Ust Reve de Miel - ulubiony od dawien dawna, w marcu wrócił do łask i po raz kolejny udowodnił, że jest najlepszy! Opracowany na bazie miodu i dobroczynnych olejków, gęsty, odżywczy, nałożony na usta otula je, koi, przynosi ulgę, natychmiastowo regeneruje i doskonale nawilża. Ja zazwyczaj nakładam go na noc, a rano ciesze się nawilżonymi, gładkimi wargami gotowymi na nałożenie kolorowych preparatów. Świetnie też sprawdza się jako baza pod wysuszające pomadki, ale pod warunkiem, że nałożymy bardzo cienką warstwę. Co tu dużo mówić, trzeba go wypróbować żeby się przekonać o jego fenomenalnym działaniu, o!



Wyszedł taseimiec, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;) No to teraz dajcie znać czy coś Was zainteresowało z tej gromadki? :)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl