Wrzesień dobiega końca, a więc tradycyjnie, jak co miesiąc, zapraszam na przegląd moich kosmetycznych ulubieńców :)
Pat&Rub, Home SPA, Bogaty Balsam do Stóp, 100 ml - kocham Balsamy do Dłoni Pat&Rub i kupuję je regularnie, natomiast ten do stóp gości u mnie po raz pierwszy i żałuję, że tak późno się poznaliśmy. Jest genialny! Już dawno nie miałam tak nawilżonej, miękkiej i jedwabiście gładkiej skóry u stóp. Efekt ten wyczuwalny jest już po pierwszej aplikacji i jest trwały. Balsam ma jeszcze jeden plus, a jest nim zapach, piękny, ziołowy z leśną nutą. Uwielbiam.
Dior, Addict It Lash Mascara, 9 ml - moje rzęsy są ostatnio w kiepskim stanie, są m.in. przerzedzone i krótkie, w swojej kosmetyczce mam kilka tuszy, ale tylko ten "Diorek" potrafi zmienić je w firanki. Jest naprawdę świetny! Pięknie rozdziela, rewelacyjnie wydłuża, pogrubia i delikatnie podkręca. Na pochwałę zasługuje również trwałość, tusz trzyma się na rzęsach w stanie nienaruszonym od rana aż do demakijażu, nie blednie, nie kruszy się ani nie osypuje.
Origins, Gin Zing, Refreshing Eye Cream, 15 ml - jestem okropnym śpiochem i zawsze, nawet po przespaniu dziesięciu godzin, po przebudzeniu czuję się niewyspana i tak też wyglądam. I tutaj z pomocą przychodzi krem Origins, który jest małym cudotwórcą! Pięknie rozświetla skórę pod oczami, delikatnie maskuje sińce i usuwa obrzęki, w rezultacie spojrzenie nabiera blasku, a po zmęczeniu nie ma śladu. Muszę tez dodać, że świetnie nawilża i to na długie godziny, co równie ważne nie podrażnia i idealnie sprawdza się pod makijaż. Czyżby ideał?
GlamGlow, Youthmud, Tinglexfoliate Treatment, 50 g - na blogu zachwycałam się już, i to nawet kilka razy, biała maską GlamGlow (pełna recenzja
>klik<) i oczywiście nadal uważam, że jest świetna, ale czarna wersja zdecydowanie ją przebiła i to nie tylko działaniem, ale zapachem też. Jest to w sumie takie 2 w 1 czyli maseczka z peelingiem. Genialnie oczyszcza i delikatnie złuszcza martwy naskórek, pozostawiając skórę dogłębnie oczyszczoną, matową, niesamowicie wygładzoną, miękką i rozjaśnioną. U mnie ten efekt utrzymuje się do trzech dni. Rewelacja!
Estee Lauder, Double Wera Light, 30 ml - moja cera w ostatnim czasie strasznie wariuje, nie dość, że pojawiają się na niej co rusz nowi nieprzyjaciele, to jeszcze okropnie zaczęła przetłuszczać się w strefie T. Na szczęście istnieje DW, który zapewnia mi mat i to na dobrych kilka godzin, dzięki niemu nie muszę co kilka minut spoglądać w lusterko w celu skontrolowania makijażu czy przypudrowania nosa. Poza tym podkład jest lekki, bardzo trwały i wygląda naturalnie. Niestety może troszkę przesuszać dlatego nie polecam go osobom z suchą cerą.
Zoeva, 102/Silk Finish i 128/Cream Cheek - pędzle Zoeva są ze mną od lipca, skusiłam się wtedy na cały zestaw w którego skład wchodzi 6 sztuk i tak naprawdę wszystkie są fajne, ale we wrześniu to właśnie po tą dwójkę sięgałam najczęściej. Oba pędzle są naprawdę porządnie wykonane, mają miękkie i miłe włosie, które nie odkształca się ani wypada, a makijaż z ich pomocą to czysta przyjemność. Pędzla z numerkiem 102 używam do nakładnia podkładu, a czasem także pudru, w obu przypadkach sprawdza się rewelacyjnie, natomiast 128 służy mi do aplikacji róży w kremie. Jest mały, nabiera odpowiednią ilość kosmetyku i wszystko pięknie rozciera dzięki czemu rumieniec wygląda bardzo naturalnie.
RITUALS..., Fortune Oil, 200 ml - jak prysznic po ciężkim dniu to tylko z tym olejkiem! Uwielbiam go głównie za zapach, a mowa tu o połączeniu słodkiej pomarańczy z drzewem cedrowym. Coś pięknego. Otula, relaksuje i odpręża. Właściwości olejku też są świetne, delikatnie, ale skutecznie oczyszcza skórę, pozostawiając ją czystą, gładką, elastyczną i nawilżoną. Niestety jest mało wydajny i używam go tylko okazyjnie, jak się skończy będzie płacz ;)
Znacie moich ulubieńców? Jakie kosmetyki Was zachwyciły w tym miesiącu? Koniecznie dajcie znać :)