30.9.14

Instagram Mix - 09/2014

We wrześniu mało było mnie na Instagramie >klik< stąd też mało zdjęć, ale w przyszłym miesiącu obiecuję poprawę ;) Tymczasem zapraszam na krótki przegląd :)


1. Zorza <3 2. W łóżku 3. Make up day 4. Popołudniowy relaks

5. Jesień 6. Pizza się robi 7. Domowe drożdżówki 8. Czytam


9. Ulubione na jesień 10. Trio na medal 11. Najlepsza! 12. Ja ;)

29.9.14

Ulubieńcy - wrzesień 2014

Wrzesień dobiega końca, a więc tradycyjnie, jak co miesiąc, zapraszam na przegląd moich kosmetycznych ulubieńców :)


Pat&Rub, Home SPA, Bogaty Balsam do Stóp, 100 ml - kocham Balsamy do Dłoni Pat&Rub i kupuję je regularnie, natomiast ten do stóp gości u mnie po raz pierwszy i żałuję, że tak późno się poznaliśmy. Jest genialny! Już dawno nie miałam tak nawilżonej, miękkiej i jedwabiście gładkiej skóry u stóp. Efekt ten wyczuwalny jest już po pierwszej aplikacji i jest trwały. Balsam ma jeszcze jeden plus, a jest nim zapach, piękny, ziołowy z leśną nutą. Uwielbiam.

Dior, Addict It Lash Mascara, 9 ml - moje rzęsy są ostatnio w kiepskim stanie, są m.in. przerzedzone i krótkie, w swojej kosmetyczce mam kilka tuszy, ale tylko ten "Diorek" potrafi zmienić je w firanki. Jest naprawdę świetny! Pięknie rozdziela, rewelacyjnie wydłuża, pogrubia i delikatnie podkręca. Na pochwałę zasługuje również trwałość, tusz trzyma się na rzęsach w stanie nienaruszonym od rana aż do demakijażu, nie blednie, nie kruszy się ani nie osypuje.



Origins, Gin Zing, Refreshing Eye Cream, 15 ml - jestem okropnym śpiochem i zawsze, nawet po przespaniu dziesięciu godzin, po przebudzeniu czuję się niewyspana i tak też wyglądam. I tutaj z pomocą przychodzi krem Origins, który jest małym cudotwórcą! Pięknie rozświetla skórę pod oczami, delikatnie maskuje sińce i usuwa obrzęki, w rezultacie spojrzenie nabiera blasku, a po zmęczeniu nie ma śladu. Muszę tez dodać, że świetnie nawilża i to na długie godziny, co równie ważne nie podrażnia i idealnie sprawdza się pod makijaż. Czyżby ideał?

GlamGlow, Youthmud, Tinglexfoliate Treatment, 50 g - na blogu zachwycałam się już, i to nawet kilka razy, biała maską GlamGlow (pełna recenzja >klik<) i oczywiście nadal uważam, że jest świetna, ale czarna wersja zdecydowanie ją przebiła i to nie tylko działaniem, ale zapachem też. Jest to w sumie takie 2 w 1 czyli maseczka z peelingiem. Genialnie oczyszcza i delikatnie złuszcza martwy naskórek, pozostawiając skórę dogłębnie oczyszczoną, matową, niesamowicie wygładzoną, miękką i rozjaśnioną. U mnie ten efekt utrzymuje się do trzech dni. Rewelacja!

Estee Lauder, Double Wera Light, 30 ml - moja cera w ostatnim czasie strasznie wariuje, nie dość, że pojawiają się na niej co rusz nowi nieprzyjaciele, to jeszcze okropnie zaczęła przetłuszczać się w strefie T. Na szczęście istnieje DW, który zapewnia mi mat i to na dobrych kilka godzin, dzięki niemu nie muszę co kilka minut spoglądać w lusterko w celu skontrolowania makijażu czy przypudrowania nosa. Poza tym podkład jest lekki, bardzo trwały i wygląda naturalnie. Niestety może troszkę przesuszać dlatego nie polecam go osobom z suchą cerą.


Zoeva, 102/Silk Finish i 128/Cream Cheek - pędzle Zoeva są ze mną od lipca, skusiłam się wtedy na cały zestaw w którego skład wchodzi 6 sztuk i tak naprawdę wszystkie są fajne, ale we wrześniu to właśnie po tą dwójkę sięgałam najczęściej. Oba pędzle są naprawdę porządnie wykonane, mają miękkie i miłe włosie, które nie odkształca się ani wypada, a makijaż z ich pomocą to czysta przyjemność. Pędzla z numerkiem 102 używam do nakładnia podkładu, a czasem także pudru, w obu przypadkach sprawdza się rewelacyjnie, natomiast 128 służy mi do aplikacji róży w kremie. Jest mały, nabiera odpowiednią ilość kosmetyku i wszystko pięknie rozciera dzięki czemu rumieniec wygląda bardzo naturalnie.

RITUALS..., Fortune Oil, 200 ml - jak prysznic po ciężkim dniu to tylko z tym olejkiem! Uwielbiam go głównie za zapach, a mowa tu o połączeniu słodkiej pomarańczy z drzewem cedrowym. Coś pięknego. Otula, relaksuje i odpręża. Właściwości olejku też są świetne, delikatnie, ale skutecznie oczyszcza skórę, pozostawiając ją czystą, gładką, elastyczną i nawilżoną. Niestety jest mało wydajny i używam go tylko okazyjnie, jak się skończy będzie płacz ;)



Znacie moich ulubieńców? Jakie kosmetyki Was zachwyciły w tym miesiącu? Koniecznie dajcie znać :)

26.9.14

Dermedic/HYDRAIN 3 - Serum Nawadniające

Nie mam dużego doświadczenia z kosmetykami Dermedic. Miałam kiedyś płyn micelarny tej marki, który, no cóż, nie sprawdził się u mnie, jednak nie zniechęciło mnie to do firmy i po pozytywnej recenzji Iwetto >klik< skusiłam się na HYDRAIN 3 HIALURO, Serum Nawadniające Twarz, Szyję i Dekolt.


Kilka słów od producenta: "Serum stanowi wzmocniony, skoncentrowany system nawadniający. Zalecany do pielęgnacji skóry suchej i bardzo suchej w stanach mocnego przesuszenia lub zamiennie z kremem z serii Hydrain3 jako wzmocnienie pielęgnacji podstawowej. Natychmiast wygładza skórę, wzmacnia lipidową barierę ochronną skóry oraz zabezpiecza skórę przed utratą wilgoci. Ujędrnia i chroni przed przedwczesnym starzeniem."


Konsystencja serum jest lekka i płynna, wygląda troszkę jak rozwodniony krem ponieważ jest koloru białego. Zapach jest tutaj delikatny, nienachalny i orzeźwiający z wyczuwalną ogórkową nutą. Serum znajduje się w buteleczce z pipetą, która działa bardzo sprawnie i pozwala dozować odpowiednią ilość kosmetyku, a tego do posmarowania twarzy oraz szyi potrzeba niewiele. Niestety w tym przypadku nie oznacza to, że serum jest wydajne ponieważ wydajność jest tutaj średnia. Kosmetyk stosowany regularnie szybko ubywa z buteleczki.


Serum przeznaczone jest do stosowania na dzień oraz na noc. Ja stosuję je jedynie w dzień przed nałożeniem kremu z filtrem Vichy. Po aplikacji bardzo szybko się wchłania pozostawiając delikatną i troszkę błyszczącą warstwę ochronną, ale nie jest ona tłusta czy też lepka. Moja mieszana skóra w kierunku suchej po zastosowaniu serum staje się miękka, gładka, elastyczna, ukojona i nawilżona. Niestety nawilżenie nie jest spektakularne, osoby z mieszaną czy też tłustą cerą powinny być zadowolone, ale sucharki będą potrzebować dodatkowej dawki nawilżenia w postaci kremu.


Kosmetyk świetnie sprawdza się pod makijaż, nie wpływa na jego trwałość oraz nie powoduje nadmiernej produkcji sebum. Co dla mnie równie ważne nie zapycha porów. Za co chwała mu ;) W składzie serum znajdziemy m.in.: wodę termalną, kwas hialuronowy 15%, olej migdałowy, witaminę E, glicerynę, Velvesil 125, Phytosqualan - Skwalan.

Znacie to serum? Co o nim sądzicie? Stosujecie sera do twarzy czy uważacie, że to zbędny kosmetyk?

25.9.14

Nowości - wrzesień 2014

Nie wiem jaka pogoda panuje u Was, ale u mnie, na północy Norwegii, jest ponuro, wietrznie i straaaasznie ziiiimno, brrr. W takie dni jak ten nie chce mi się po prostu nic, dlatego wolne chwile spędzam pod kocem z książką i kubkiem, dużym kubkiem, gorącej herbaty. No, ale żeby tego lenistwa nie było za wiele przygotowałam krótki post z nowościami :)
Jak same widzicie nie jest tego dużo, ale muszę zdradzić Wam, że nie ma tutaj wszystkiego. Skuszona promocjami na Feelunique.com złożyłam dwa zamówienia, ale zawartość paczek pokażę dopiero pod koniec października ponieważ wszystko czeka na mnie w Polsce. Tymczasem zapraszam na krótką prezentację tego co kupiłam w Norwegii :)


Moje włosy bardzo szybko się przetłuszczają dlatego też skusiłam się na szampon, który ma z tym problemem walczyć czyli Oil Detox marki Redken. Jest to moje pierwsze spotkanie z ta firmą, ale myślę, że nie ostatnie. Na razie nie zauważyłam żeby szampon jakoś specjalnie przedłużał świeżość włosów, ale być może za krótko go stosuję. Następne nowości to dwa produkty marki Sachajuan. Z tą marką również spotykam się po raz pierwszy. Na początek skusiłam się na szampon Scalp Shampoo oraz Dark Volume Powder, który jest kosmetykiem 2 w 1. Możemy go stosować jako spray dodający objętości lub też jako suchy szampon. Pierwszy testy za mną, ale to jeszcze za mało żeby cokolwiek powiedzieć ;)


W ostatnim czasie bardzo polubiłam się kosmetykami marki REN, zarówno z tymi do ciała jak i do twarzy. W poprzednim miesiącu kupiłam glinkową emulsję do mycia twarzy tejże marki, a teraz skusiłam się na krem ClearCalm 3 Replenishing Gel Cream, obecnie stosuję go sporadycznie ponieważ muszę zużyć inne kosmetyki, ale zapowiada się naprawdę dobrze. No i na koniec nowości z Kiehl's (ta marka gości u mnie również po raz pierwszy;)). Z dużej i ciekawej oferty wybrałam tonik Rare Earth Pore Refining Tonic oraz bestseller marki czyli Midnight Recovery Concentrate (ahh jak ten olejek pięknie pachnie!). Oba kosmetyki są od wczoraj w użyciu, pierwsze wrażenia są pozytywne, ale zobaczymy co przyniesie dłuższa znajomość. Na pewno dam Wam znać ;)


Wpadło Wam coś w oko? Co Wy kupiłyśćie we wrześniu? Pochwalcie się koniecznie :)

22.9.14

Chanel - Rouge Coco Shine/ 96 Aura

Niedawno do mojej małej kolekcji pomadek dołączyła Rouge Coco Shine od Chanel w kolorze Aura z numerkiem 96. Kolor ten pochodzi z nowej, jesiennej kolekcji marki, ale z tego co widziałam na stronie producenta nie jest to limitka, a więc wygląda na to, że wejdzie do oferty na stałe. Aura to piękny, śliwkowy odcień, niestety nie będzie pasował każdemu. Ja jeszcze nie odważyłam się w nim wyjść, ale czuję, że w ponure, zimowe dni będę sięgała po ten kolor bardzo często. Oczami wyobraźni widzę się w swoim szarym płaszczu, ciepłym szaliku i tej pomadce na ustach ;)




Formuła Rouge Coco Shine jest rewelacyjna, delikatna i masełkowa. W kontakcie z ustami topi się pokrywając je błyszczącym kolorem, który po jednej warstwie jest bardzo delikatny i transparentny, ale możemy go podkręcić w prosty sposób, wystarczy zaaplikować kolejne warstwy. Pomadka kryje równomiernie, niestety lubi podkreślać suche skórki, a więc jeśli takowe macie proponuję najpierw wykonać delikatny peeling ust. Trwałość nie jest tutaj najlepsza, ale nie jest zła. Rouge Coco Shine trzyma się na ustach (bez jedzenia i picia) do trzech godzin, ale tak po około godzinie zaczyna blednąć i delikatnie się ścierać. Na szczęście schodzi równomiernie, a więc makijaż ust wygląda cały czas estetycznie.



Na uwagę zasługuje nawilżenie, które jest naprawdę niezłe i utrzymuje się długo. Nawet gdy pomadka zetrze się całkowicie usta są nadal miękkie i elastyczne. To lubię :) Nie muszę chyba pisać o opakowaniu, prawda? Klasa sama w sobie!
Rouge Coco Shine to pomadka szczególnie dla fanek pomadek o wykończeniu błyszczyka. Sprawia, że usta wyglądają zmysłowo, pięknie lśnią, są delikatnie powiększone i nawilżone. To moja druga pomadka Chanel i na pewno nie ostania.


I na koniec mała prezentacja ;)
(niestety blogger zjadł jakość zdjęć i aparat też za dobrze nie uchwycił koloru :( warto obejrzeć tą pomadkę na żywo i spojrzeć też na inne odcienie bo naprawdę warto :))


Znacie Rouge Coco Shine? Lubicie? Wolicie pomadki czy błyszczyki? Dajcie koniecznie znać :)

19.9.14

Shiseido - Ibuki Eye Correcting Cream/krem pod oczy

Dopiero od niedawna używam kremów pod oczy, wcześniej nie przywiązywałam zbytniej uwagi do tej części twarzy. No, ale że lat przybywa, a nie ubywa, skóra staje się mniej jędrna, cienka, a pierwsze zmarszczki widoczne dlatego też od hmm, może roku namiętnie wklepuje w te okolice jakieś mazidła. Nie wiem jak jest u Was, ale ja nie trafiłam jeszcze na krem idealny i wciąż jestem w trakcie poszukiwań. Na początku mojego blogowania pisałam o kremie pod oczy Phenome >klik<, który niestety okazał się strasznym bublem, a dziś zapraszam na recenzje kremu marki Shiseido - Ibuki Eye Correcting Cream.


Shiseido - Ibuki Eye Correcting Cream - to "krem korygujący pod oczy. Nawilża i rozświetla sprawiając, że cienie i opuchnięcia pod oczami są wyraźnie zmniejszone, a drobne linie i zmarszczki wyrównane. Ibuki Eye Correcting Cream chroni delikatną skórę wokół oczu przed szkodliwym wpływem środowiska zewnętrznego zapobiegając przedwczesnym procesom starzenia się skóry. Linia produktów Ibuki została stworzona z myślą o osobach w przedziale wiekowym 25-30 lat."


Krem znajduje się w małej, elastycznej tubce o pojemności 15 ml. Konsystencja jest tutaj lekka, ale nie lejąca. Podczas aplikacji wyczuwalny jest delikatny, perfumowany zapach, który szybko się ulatnia. Krem bardzo dobrze rozprowadza się na skórze oraz w miarę szybko wchłania, wszystko zależy od tego jaką ilość nałożymy, ale na wchłonięcie potrzebuje tak ok. jednej minuty. Kosmetyk przeznaczony jest do stosowania na dzień oraz na noc. Świetnie sprawdza się pod makijaż, nic się nie roluje ani nie waży. Po aplikacji Ibuki Eye Correcting Cream skóra jest wygładzona, miękka, ukojona, a także nawilżona i to na długie godziny.


Na początku krem stosowałam rano i wieczorem, teraz stosuję go tylko na noc nakładając zawsze grubszą warstwę. Przy regularnym stosowaniu moja skóra pod oczami jest w naprawdę dobrej kondycji. Jest przede wszystkim gładka, napięta, a także odpowiednio nawilżona dzięki czemu drobne zmarszczki są spłycone. Niestety nie zauważyłam zmniejszenia cieni, ale też na to nie liczyłam. Nie wiem jak krem sprawdza się przy opuchnięciach i głębszych zmarszczkach, ale myślę, że mógłby nie dać rady. Dla mnie jest teraz odpowiedni, ale to jeszcze nie ideał, a może za dużo wymagam? Krem nie podrażnia oraz nie powoduje zapychania skóry. Za 15 ml zapłacić musimy 179 zł, cena jest wysoka, ale duża wydajność to rekompensuje.


Znacie ten krem? Co o nim sądzicie? Stosujecie kremy pod oczy? Jakie polecacie? Dajcie koniecznie znać :)

17.9.14

MAC - Pro Longwear Waterproof Brow Set/tusz do brwi

Bohater dzisiejszego posta miał już swoją premierę na blogu i to nawet dwa razy, pierwszy raz pokazałam go Wam w nowościach >klik<, później pojawił się w poście z sierpniowymi ulubieńcami >klik<, a teraz przyszła kolej na pełną recenzje.



Pro Longwear Waterproof Brow Set firmy MAC to wodoodporny tusz do brwi o lekkiej, nietłustej formule. Produkt dostępny jest w sześciu odcieniach, pasującyh do różnych kolorów włosów - od głębokiego hebanu po połyskujący, złoty brąz. Ja posiadam kolor Bold Brunette, który na stronie producenta opisany jest jako czarny brąz. Niestety nie mam dostępu do salonów MAC i kolor wybrałam bazując na zdjęciach w internecie, na szczęście okazał się dla mnie idealny.



Tusz znajduje się w małym, minimalistycznym opakowaniu o pojemności 5g. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się szczoteczka typowa dla klasycznych tuszy do rzęs, ale jest zdecydowanie mniejsza. Nabiera odpowiednią ilość kosmetyku, a jej niewielki rozmiar umożliwia precyzyjne i czyte nakładanie. Pro Longwear Waterproof Brow Set pozwala na stworzenie naturalnego lub spektakularnego efektu. Możemy pokryć nim tylko włoski w celu przyciemnienia i zdefiniowania kształtu bądź też nałożyć go troszkę więcej tak żeby zabarwił skórę, uzyskamy wtedy mocniejszy look i optycznie zagęścimy brwi.



Ja nie potrzebuję nadania kształtu ani zagęszczenia ponieważ mam makijaż permanentny wykonany metodą włoskową, zależy mi głównie na przyciemnieniu i ujarzmieniu włosków. Jeśli chodzi o przyciemnienie tusz sprawdza się świetnie, idealnie pokrywa włoski i nadaje im zdrowego, subtelnego połysku. Jest troszkę gorzej jeśli chodzi o ujarzmienie, lekka formuła kosmetyku nie radzi sobie sobie z moimi włoskami rosnącymi w dół, ale z nimi nie radzi sobie praktycznie nic, a więc mu to wybaczam. Brwi po zastosowaniu Pro Longwear Waterproof Brow Set wyglądają bardzo naturalnie, są delikatnie usztywnione, ale nie są posklejane ani obciążone. Dużym plusem jest również trwałość. Tusz trzyma się od rana do wieczora, nie straszny mu deszcz ani pot, nic się nie rozmauje ani nie spływa. Z czystym sumieniem polecam :)



Tusz dostępny jest w salonach MAC oraz w sklepie on-line, a także w perfumerii Douglas. Standardowa cena wynosi 70 zł.

Znacie ten tusz do brwi? Lubicie? Stosujecie tego typu kosmetyki? Macie swojego faworyta? Dajcie znać :)

15.9.14

Clarins - Radiance Plus Golden Glow Booster/samoopalacz w kropelkach

Bohater dzisiejszego posta to mój drugi samoopalacz do twarzy marki Clarins. Najpierw skusiłam się na Liquid Bronze Self Tanning, o którym pisałam na początku lipca >klik<, nadal go mam i dobrze, a nawet bardzo dobrze mi służy, ale nowość Clarins tak mnie kusiła, że długo się nie opierałam i pod koniec lipca Radiance Plus Golden Glow Booster znalazł się u mnie. Jesteście ciekawe czy się polubiliśmy? Zapraszam dalej :)


Radiance-Plus Golden Glow Booster to samoopalacz do twarzy w kropelkach, który znajduje się w malutkiej buteleczce o pojemności 15 ml. Mało, prawda? Niech ta pojmność Was nie zwiedzie ponieważ według producenta wystarcza na 3 miesiące aplikacji :) Niestety nie jestem w stanie tego sprawdzić, ale mam nadzieję, że tak jest. Dla uzyskania efektu promiennej i opalonej skóry wystarczą tylko 2-3 krople koncentratu, które należy wymieszać ze swoim ulubionym kremem, a następnie tą mieszankę zaaplikować równomiernie na twarz. Dokładność jest tutaj bardzo ważna, ale to nic trudnego, wystarczy tylko chwila skupienia :) Nie można zapomnieć również o dokładnym umyciu dłoni bo inaczej przez kilka dni będą, hmm, łaciate ;)


Delikatna opalenizna widoczna jest już po pierwszej aplikacji, jej intensywność możemy stopniować używając kosmetyku kilka dni pod rząd. Kolor opalenizny jaki uzyskujemy jest piękny, równomierny, naturalny i złocisty, a skóra wygląda promiennie. Kolejnym plusem Radiance Plus Golden Glow Booster jest brak charakterystycznego dla samoopalacza zapachu, a raczej smrodku. Nie wyczujemy go ani podczas aplikacji ani nawet kilka godzin po. Jak dla mnie super. Kosmetyk nie zapycha, nie wysusza oraz nie powoduje szybszego przetłuszczania się skóry. Samoopalacz po otwarciu ważny jest przez 18 miesięcy, a jego koszt to 109 zł w perfumerii Sephora. Serdecznie polecam :)


Znacie Radiance Plus Golden Glow Booster? Stosujecie samoopalacze? Jakie polecacie? :)

12.9.14

Phenome/Rejuvenating Rose - Ralaxing Massage Oil

Nie przepadam za olejkami do ciała, ale po przygodzie, oczywiście bardzo udanej, z pianką do mycia ciała Phenome >klik< z linii Rejuvenating Rose miałam ochotę na kolejny kosmetyk z tej serii i zdecydowałam się na bohatera dzisiejszego posta czyli Relaxing Massage Oil.


Jak sama nazwa wskazuje olejek przeznaczony jest do masażu ciała, ale nie tylko, można stosować go również po kąpieli w celu nawilżenia. Olejek ma aksamitną konsystencję i przepiękny, urzekający zapach zbudowany wokół różanej nuty (nie jest to typowo różany zapach), który odpręża ciało i zmysły. Przyznam się szczerze, że olejek kupiłam głównie dla tego zapachu, jestem od niego wręcz uzależniona, coś pięknego, musicie mi uwierzyć ;)


Szklana buteleczka zawiera 125 ml kosmetyku, który jest bardzo wydajny, szczególnie jeśli stosujemy go od razu po kąpieli na wilgotne ciało. Ja na początku stosowałam olejek na suchą skórę, ale pozostawiał wtedy tłustą warstewkę, której nie lubię. Obecnie aplikuję go na mokre ciało, wykonuję przy tym krótki masaż, zawsze kierując się od stóp w górę, a następnie delikatnie osuszam się ręcznikiem i efekty są rewelacyjne. Skóra jest gładka, sprężysta, miękka, pokryta delikatnym filmem ochronnym, ale nie tłustym tylko takim otulającym oraz nawilżona i to przez długie godziny. Uwielbiam.


Świetnie działanie kosmetyku to zasługa rewelacyjnych składników, które się w nim znajdują, a mamy tutaj: olejek z róży damasceńskiej - odświeża, nawilża, zmiękcza, regeneruje, poprawia napięcie skóry, ekstrakt z róży francuskiej - działa nawilżająco, przeciwutleniająco i przeciwstarzeniowo, olej winogronowy - aktywny antyoksydant, zapobiegający starzeniu się skóry, olej jojoba - odżywia i chroni, tworząc na skórze cienki, lipidowy film, olej ze słodkich migdałów - nawilża, zmiękcza, wygładza naskórek, olej z oliwek - natłuszcza i wygładza, olej makadamia - posiada doskonałe właściwości odżywcze, nawilżające, zmiękczające i przeciwstarzeniowe, olej arganowy - wykazuje działanie nawilżające, regenerujące, odbudowujące.


Minusem jest cena, która wynosi 108 zł, ale warto polować na promocje. Polecam :)

Lubicie olejki do ciała? Znacie Relaxing Massage Oil? Co o nim sądzicie? Dajcie znać w komentarzach :)

11.9.14

Clinique - Clarifying Lotion 2/Dry Combination

W przedostatnim poście >klik< mogłyście przeczytać o toniku Clarins, a dzisiaj zapraszam na recenzję toniku Clarifying Lotion 2 marki Clinique.
Kilka słów od producenta: "Oczyszcza z zanieczyszczeń i łuszczącego się naskórka pozostawiając efekt delikatnej i pełnej blasku skóry. Zmniejsza widoczność porów. Skóra łatwiej przyjmuje produkty nawilżające i staje się bardziej odporna na zanieczyszczenia. Pozostaje zdrowsza i młodsza. Produkt przeformułowany przez dermatologów, aby był bardziej komfortowy i nie wysuszał skóry". Brzmi świetnie, prawda? A jak jest w rzeczywistości? Wszystkiego dowiecie się poniżej ;)


Tonik znajduje się w plastikowej butelce, moja jest o pojemności 200 ml, ale dostępna jest też wersja, która zawiera aż 400 ml kosmetyku. Konsystencja jest tutaj, jak to w tonikach, wodnista. Problemem może być aplikacja ponieważ butelka ma duży otwór przez który łatwo wylać za dużo kosmetyku, ale ja mam na to swój patent: przykładam do otworu płatek kosmetyczny (tak żeby się stykał z otworem), a następnie przechylam butelkę i powtarzam tak kilka razy aż płatek jest odpowiednio nasączony. Taki sposób jest moim zdaniem najlepszy, a przede wszystkim nic się nie rozlewa. Muszę też wspomnieć, że na jedną aplikację potrzeba niewiele toniku dzięki czemu jest on bardzo wydajny.


A jak jest z działaniem? Zacznijmy od tego, że posiadam wersję z numerem 02, która przeznaczona jest do skóry mieszanej w stronę suchej czyli dokładnie takiej jak moja. Tonik stosuję raz dziennie, czasem rano, a czasem wieczorem i jestem z niego niesamowicie zadowolona. Rewelacyjnie oczyszcza pozostawiając skórę odświeżoną, gładką, miękką i matową. Mimo zawartości alkoholu, i to już na drugim miejscu, nie podrażnia oraz nie wysusza skóry, po jego zastosowaniu nie czuję potrzeby natychmiastowej aplikacji kremu. Tonik delikatnie złuszcza martwy naskórek i przy regularny stosowaniu widać znaczną poprawę w wyglądzie skóry. Jest ona wygładzona, jaśniejsza, ma wyrównany koloryt, przebarwienia znikają, a pory są oczyszczone i zmniejszone. Nie ma co się niestety łudzić, że tonik usunie zaskórniki, ale są one mniej widoczne.


Jeśli poszukujecie złuszczającego toniku ten mogę Wam serdecznie polecić. Należy tylko pamiętać żeby spośród czterech dostępnych wersji wybrać odpowiednią dla swojego typu skóry :)

A może znacie już Clarifying Lotion? Co o nim sądzicie? Stosujecie złuszczające toniki? Jakie polecacie? Dajcie znać w komentarzach :)

8.9.14

Clinique - Chubby Stick Cheek Colour Balm/Roly Poly Rosy

Wychodząc naprzeciw kolejnym oczekiwaniom aktywnych kobiet, Clinique wzbogaca kolekcję Chubby Stick o nową pozycję, balsam koloryzujący Chubby Stick Cheek Colour Balm – odpowiedni dla wszystkich typów karnacji róż o kremowej konsystencji.


Wygodny w użyciu aplikator o zaokąglonym kształcie gładko i bez wysiłku rozprowadza Chubby Stick Cheek Colour Balm wzdłuż kości policzkowych, zapewniając długotrwały efekt. Nakładając kolejne warstwy uzyskasz pożądane nasycenie koloru oraz stopień krycia. Marzysz o naturalnym rumieńcu? A może o intensywniejszym kolorze? Chubby Stick Cheek Colour Balm spełni wszystkie Twoje oczekiwania. Połączenie lecytyny, skwalanu, Phytosteryl Isostearate oraz odpowiedniej dozy witaminy E wzmacnia naturalną barierę ochronną skóry i wzbogaca wodoodporną i potoodporną formułę balsamu o właściwości zapobiegające wysychaniu.



Uwielbiam Chubby Sticki, a więc gdy tylko dowiedziałam się, że w takiej formie pojawić się ma również róż do policzków od razu wiedziałam, że będzie mój. No i jest :) Spośród czterech kolorów wybrałam ten z numerkiem 03 o nazwie Roly Poly Rosy. Jest to piękny różowy kolor. Na pierwszy rzut oka intensywny, ale po roztarciu wygląda bardzo naturalnie. Myślę, że będzie idealny dla każdego. W opakowaniu znajduje się 6 g kosmetyku, który jest niesamowicie wydajny. Od dnia zakupu używam go praktycznie codziennie, a nie widać w ogóle ubytku. Aby nałożyć róż wystarczy przekręcić sztyft, który działa bardzo sprawnie, przeciągnąć aplikatorem po policzkach, a następnie rozprowadzić go dokładniej pędzlem do podkładu, gąbką lub opuszkami palców.



Najbardziej naturalny efekt uzyskamy rozprowadzając kosmetyk po prostu palcami. Ja czasem tak robię, ale najczęściej nabieram róż na pędzel marki Zoeva z numerkiem 128, a następnie aplikuję go na kości policzkowe. Taka metoda sprawdza się idealnie. Kosmetyk rozprowadza się, a także rozciera bez najmniejszego problemu, nie ma mowy o żadnych plamach czy prześwitach. Idealnie stapia się ze skórą, wygląda bardzo naturalnie, a w dodatku pięknie rozpromienia i ożywia cerę. Kolor możemy stopniować od delikatnego do naprawdę intensywnego, wszystko zależy tylko od nas :) Muszę pochwalić również trwałość. Na mojej mieszanej, kapryśnej cerze róż trzyma się od rana do wieczora. Pod koniec dnia oczywiście troszkę blednie, ale się nie ściera. Ja jestem na tak! :)

Poniżej możecie zobaczyć jak Chubby Stick Cheek Colour Balm prezentuje się na mnie. Zdjęcie niestety nie oddaje jego uroku :(


Znacie Chubby Stick Cheek Colour Balm? A może planujecie go kupić? :)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl