11.12.15

Co na prezent? Kilka moich propozycji

Święta już tuż, tuż, pewnie większość z Was prezenty ma już skompletowane, ale domyślam się, że nie wszyscy więc dzisiaj mała ściąga z kilkoma propozycjami, które spodobają się każdej kobiecie, a osoby, które na szybko poszukują upominków wybawią z opresji.



1. Na pierwszy ogień coś dla fanek naturalnych, bezbłędnych składów i pięknych, minimalistycznych opakowań czyli zestaw kosmetyków od Ministerstwo Dobrego Mydła. Marka posiada w ofercie oczywiście dużo więcej produktów, ale ja wybrałam takie, które sprawdzą się u każdego. Mydło KAWA - oczyści i wspomoże walkę z cellulitem, mus do ciała SZAFRAN - nawilży, odżywi i wygładzi, masło SHEA - zachwyci swą łagodnością i wszechstronnym zastosowaniem (mój absolutny must-have!), olejek ORZECHOWY - otuli swym pięknym zapachem i fatastycznie zajmie się nie tylko skórą, ale też włosami.
(Wszystkie kosmetyki dostaniecie w sklepie internetowym Ministerstwa Dobrego Mydła)



2. Książki to zawsze dobry pomysł na prezent, jednak warto wiedzieć czym osoba, którą pragniemy obdarować się interesuje. Ja przygotowałam 3 propozyje, które niedawno pojawiły się w księgarniach i, które są naprawdę godne polecenia. Jamie Olivier  - Super Food na co dzień to propozycja dla fanek gotowania, a także zdrowego odżywiania  - znajdziemy tu piękne ilustracje, przepisy na łatwe i pyszne potrawy, a także mnóstwo cennych porad i wskazówek. Książkę Garance Dore - LovexStylexLife docenią fanki mody, a także osoby, które w pogoni za modą się zatraciły. Lekka, zabawna i przyjemna lektura, którą pochłania się jednym tchem. Ostatnia propozycja - Bazar Złych Snów - to coś bardziej mrocznego czyli zbiór opowiadań  króla grozy Stephena Kinga, spodoba się wielbicielom/kom pisarza, a także osobom lubiącym dreszczyk emocji.



3. Kupowanie perfum na prezent to niezbyt dobry pomysł chyba, że naprawdę dobrze znamy gust danej osoby bądź zamierzany uzupełnić zapasy jej ulubionym flakonem. Jeśli tak nie jest polecam pomyśleć np. o świecach - ta marki Blik ( do kupienia np. tutaj >klik<) wykonana jest ręcznie z wosku sojowego, stworzy w domu przytulny nastrój i wypełni pomieszczenie pięknym zapachem. Dobrym pomysłem są też niszowe perfumy do pomieszczeń. Te marki Diptyque nie tylko zachwycą nawet najwybredniejszy nos, ale też urzekną  swoim prostym, eleganckim flakonem i staną się ozdobą mieszkania. (Do kupienia w Galilu)





4. Otulający duet od PAT&RUB czyli scrub oraz balsam to świetny pomysł na prezent dla koleżanki, przyjaciółki, siostry czy też mamy. Każda z nich doceni fantastyczne działanie tych kosmetyków, które nie dość, że naprawdę świetnie  zadbają o skórę, nawilżą, wygładzą, zregenerują i uelastycznią, to jeszcze swoim pięknym, ciepłym zapachem umilą każdy zimowy wieczór. 
(Do kupienia na stronie producenta, a także w perfumeriach Sephora)



5. Kolejny duet kosmetyczny tym razem z przeznaczeniem głównie dla przyszłych i obecnych mam, ale nie tylko bo tak naprawdę kosmetyki marki Erbaviva sprawdzą się u każdego, także u mężczyzn.
Olejek wspaniale nawilży i wygładzi skórę, a pod prysznicem w połączeniu z solą tejże marki sprawdzi się też jako peeling, natomiast antyperspirant świetnie zastąpi ten z drogerii, jednak należy zwrócić uwagę, że jest w pełni organiczny i nie zawiera chemii ani aluminium.
(Kosmetyki dostępne w perfumerii Galilu)



6. Zegarek to kolejny trudny temat jeśli chodzi o kupowanie go na prezent jednak ten marki Daniel Wellington będzie pasował każdej kobiecie. Jest klasyczny, ponadczasowy, pasuje do wszystkiego, zawsze i wszędzie. Do wyboru mamy srebrne lub różowe złoto oraz kilka kolorów pasków, skórzanych oraz materiałowych, a ja mam dla Was kod rabatowy. Na hasło "blackraspberryblog" wszystkie zegarki na oficjalniej stronie producenta kupicie 15% taniej. Kod ważny jest do 15.01.2015 ;)



7. Nie lubię kupować na prezent kosmetyków do makijażu i sama nie lubię ich też dostawać, a powody są oczywiste. Trudno trafić z odpowiednim kolorem szminki, błyszczyka lub różu, nie mówiąc już o podkładzie czy też pudrze bo to co pasuje nam niekoniecznie będzie pasowało przyjaciółce czy też mamie. Chyba, że mowa tu o tuszu do rzęs i lakierze w kolorze klasycznej czerwieni. Ten duet spodoba się każdej kobiecie, a wręcz każda kobieta taki duet mieć powinna. Ja proponuję organiczne wersje obu tych kosmetyków. Kupicie je w sklepie Organicall.pl.


No to teraz pochwalcie się, macie już wszystkie prezenty kupione? :)

30.11.15

Instagram Mix - październik/listopad


1. Sypialnia i my  2. Trio na medal 3. Uwielbiam 4. Paski zawsze spoko

5. Jesienne niezbędniki 6. Chuda carbonara według Jamiego Olivera - pycha! 7. Na nocnej szafce 8. OOTD 

9. Leniwe popołudnie 10. Sobota w kuchni 11. Wieczorową porą 12. Paski raz jeszcze 

13. Tea time 14. Nowe do biblioteczki 15. W łóżku z Jamiem ;) 16. Małe przyjemności

17. Ciepłe, otulające, piękne 18. OOTD vol.2 19. Kłująca gromadka 20. Trochę krócej, cześć ;)

21. Coś nowego, coś fajnego 22. Casual Monday 23. Domowe SPA 24. Home, sweet home 

25/26/27/28 Gran Canaria

29. Ulubiona 30/31/32 Migawek z Gran Canarii ciąg dalszy

33. Takie cuda na niebie 34. Po prostu jesień 35. Na szybko 36. Jesienne nowości

PS. Robię wyprzedaż szafy, a także kosmetyczki i wystawiam rzeczy na Vinted. Jeśli macie ochotę to zapraszam tutaj >klik<, może wpadnie Wam coś w oko ;)

29.11.15

Ulubieńcy - listopad 2015

Choć według kalendarza mamy jeszcze jesień to pogoda za oknem wskazuje zupełnie coś innego. Temperatury są coraz niższe, dni zdecydowanie za krótkie, a brak słońca sprawia, że nie mam ochoty wychodzić spod kołdry. Taka ponura pogoda nie sprzyja też robieniu zdjęć na bloga, ale co tam ,ulubieńcy muszą być, tym bardziej, że mam Wam do pokazania mnóstwo fantastycznych kosmetyków! No to co, zaczynamy :)



Pat&Rub, Otulający Scrub do ciała - nadal uważam, że jest zdecydowanie za tłusty, ale ujął mnie  przepięknym, ciepłym zapachem i fantastycznymi właściwościami, zarówno złuszczającymi jak i nawilżającymi. Wystarczy dosłownie chwila aby szara, szorstka i zmęczona skóra stała się gładka, jędrna, odżywiona i zregenerowana. Fakt, peeling pozostawia na niej tłusta warstwę, która może być uciążliwa, ale gdy już się wchłonie możemy cieszyć się doskonałym nawilżeniem przez długi czas. Ciesze się, że dałam mu drugą szansę i Wam też go polecam. Na zimę najlepszy. Wygładzi, nawilży, zregeneruje i otuli zapachem.

Aesop, Bitter Orange Astringent Toner - nie wyobrażam już sobie pielęgnacji twarzy bez użycia toniku, co powtarzałam ostatnio na blogu nie raz. Ten marki Aesop dopasowany jest do większości typów skóry, usuwa zanieczyszczenia, rewelacyjnie odświeża, wygładza i nadaje skórze matowy wygląd. Do tego jest niesamowicie łagodny, przyjemnie nawilża, a jego ziołowy zapach dodaje energii. W składzie zawiera m.in. zieloną herbatę, który bogata jest w przeciwutleniacze i ma zbawienny wpływ na skórę. Dla mnie genialny i muszę przyznać oficjalnie, że lubię go na równi z hipoalergicznym tonikiem Pat&Rub. 


Alpha H, Balancing Cleanser with Aloe Vera  - w ulubieńcach pojawia się już kolejny raz, ale co zrobić, uwielbiam! Gęsty,  niesamowicie łagodny, kremowy preparat do oczyszczania twarzy. Moje serce podbił niemalże od razu, ale im dłużej go używa tym bardziej doceniam. Doskonale oczyszcza skórę z resztek makijażu, sebum i innych zanieczyszczeń, a także, co ważne, nie narusza bariery hydrolipidowej, a wręcz nawilża. Odkąd go używam nie walczę już z suchymi skórkami, strefa T nie przetłuszcza się tak bardzo jak kiedyś, a skóra po oczyszczaniu nie jest ściągnięta czy podrażniona. No fantastyczny produkt, który musicie wypróbować, szczególnie teraz gdy skóra powinna być porządnie nawilżana i traktowana łagodnie.

Tarte, Paletka Róży  - najpierw ją chciałam, później pojawiła się chwila zwątpienia, ale gdy tylko trafiła w moje ręce zakochałam się i teraz sięgam po nią niemalże codziennie. W opakowaniu znajduje się pięć róży,  każdy wyjątkowy, fantastycznie napigmentowany i trwały. Nie sprawiają problemu przy aplikacji, fantastycznie się rozcierają, jeszcze lepiej stapiają ze skórą i trwają na niej niemalże cały dzień. Na uwagę zasługuje również fakt, że mają organiczny skład, nie obciążają ani nie zapychają skóry, a dzięki bogatej gamie kolorów niemalże każdego dnia możemy nosić inny kolor na policzkach w zależności od nastroju czy okazji. A każdy, naprawdę każdy jest fantastyczny! 




Bumble&Bumble, Thickening Hairspray - i kolejny kosmetyk, który w ulubieńcach pojawia się ponownie. No niestety, przy cienkich, oklapniętych włosach jest tak, że bez produktu dodającego objętości ani rusz. Ten marki Bumble&Bumble kolejny raz pokazał, że jest jednym z lepszych produktów w tej kategorii. Lekki, łatwy w obsłudze, w duecie z suszarką daje naprawdę fantastyczne efekty, a w połączeniu z obrotową szczotką to już w ogóle mega! Unosi włosy u nasady, zwiększa ich objętość, nadaje fryzurze strukturę, a wszystko to bez niepotrzebnego sklejania czy obciążania. Włosy pozostają lekkie, puszyste i są podatne na układanie i tak przez cały dzień. Zapach i wydajność również na plus.

L'oreal,  Brow Artist Plumper  - ostatnio w blogosferze głośno było o tym tuszu do brwi, a że lubię testować nowości chętnie po niego sięgnęłam. Do tej pory moim ulubieńcem był Pro Longwear Waterproof Brow Set od MAC, ale L'oreal wcale nie jest gorszy. Wybrałam odcień dla brunetek, czyli średni brąz w zimnym odcieniu za co duży plus. Wystarczy jedno pociągnięcie i już, brwi z miejsca są zagęszczone, przyciemnione i zdefiniowane. Tusz je delikatnie usztywnia i trzyma w jednym miejscu, jest też trwały, a szczoteczka jest mała i pozwala precyzyjnie zaaplikować kosmetyk. Cena też jest w porządku, szczególnie w promocji. Jestem na TAK :) 










Chanel, Rouge Allure Gloss, Sensible - uwielbiam za wszystko począwszy od opakowania, totalnie minimalistyczne tak jak lubię, poprzez przyjemną, gęstą konsystencję, a kończąc na neutralnym kolorze, który pasuje każdemu, zawsze i wszędzie. W listopadzie sięgałam po niego najczęściej. Dodaje ustom blasku, delikatnie je uwydatnia, można go aplikować bez użycia lusterka, a przyjemny zapach sprawia, że mam ochotę go zjeść. Przyjemnie też nawilża co przy niskich temperaturach jest dużą zaletą. Niestety jest trochę lepki, ale wybaczam. Koniecznie go kupcie, jeśli nie sobie to może komuś bliskiemu na prezent? Myślę, że żadna kobieta nie pogardzi tym cudem ;)

Nuxe, Reve de Miel, Łagodny Żel do twarzy i ciała - już od dawna do oczyszczania skóry używam tylko łagodnych, organicznych żeli oczyszczających, ale gdy przychodzi jesień dodatkowo zależy mi aby kosmetyk którym myję ciało oprócz łagodności wykazywał również działanie nawilżające i regenerujące. Ultrabogaty, miodowy żel Nuxe idealnie wpisuje się w moje potrzeby. Ma gęstą, oleistą konsystencję, skutecznie, ale łagodnie oczyszcza pozostawiając skórę miękka, elastyczną i nawilżoną, ale nie tylko bo też pięknie pachnącą. A  uwierzcie mi, zapach ten żel ma po prostu boski! Ciepły, otulający, umila czas spędzony pod prysznicem i wypełnia całą łazienkę. Jak nazwa wskazuje można stosować go również do mycia twarzy, ja się nie odważyłam, ale myślę, że u osób z suchą cerą mógłby sprawdzić się wyśmienicie.

I to już wszyscy moi ulubieńcy. Znacie coś? Co Wam wpadło w oko? Koniecznie pochwalcie się swoimi ulubieńcami :) Czekam na Wasze komentarze ;)

19.11.15

Jesienne nowości

Po olbrzymich zużyciach, które mogłyście zobaczyć tutaj >klik<, na moich półkach zrobiło się pusto,  koniecznie więc musiałam uzupełnić zapasy, stąd przybyło mi trochę nowości, a że dawno nie było postów tego typu postanowiłam dzisiaj zrobić krótką prezentację. Część kosmetyków jest już w użyciu więc jeśli coś szczególnie Was zainteresuje koniecznie dajcie znać, postaram się wtedy przygotować pełną recenzje :) Żeby nie przedłużać, zaczynamy.



Na początek nowości, które poczyniłam na Gran Canarii. W końcu miałam możliwość pobuszować w salonie Kiehl's i zobaczyć, pomacać oraz powąchać wszystko na żywo. Muszę się przyznać, że miałam ochotę kupić większość asortymentu, ale poprzestałam na dwóch produktach czuli szamponie Amino Acid, o którym pisałam już w ulubieńcach >klik< oraz słynnym kremie marki czyli Ultra Facial Cream, jestem go niesamowicie ciekawa, ale póki co grzecznie czeka w szafce. Odwiedziłam też MAC, ale zbytnio nie zaszalałam. Miałam zamiar kupić korektor pod oczy z serii Prep + Prime, niestety nie było odcienia, który chciałam więc skusiłam się jedynie na puder matujący - Blot Powder, o którym czytałam dużo dobrego. Jest już w użyciu i wydaje się ok, chociaż mojej strefy T chyba nic nie jest w stanie utrzymać w ryzach. Teraz żałuję, że nie kupiłam jeszcze pomadki w kolorze Russian Red, odcień ma więcej niż boski, jednak co się odwlecze... Nie mogłam przejść obojętnie obok kosmetyków Rituals i skusiłam się na piankę pod prysznic (brak na zdjęciu) oraz peeling do dłoni Miracle Scrub, który okazał się naprawdę świetny! Niskie ceny w perfumeriach strasznie kusiły (na Wyspach Kanarysjkich kosmetyki oraz perfumy są tańsze o podatek vat), ale nie dałam się i kupiłam tylko to co potrzebne czyli korektor pod oczy Sheer Eye Zone Corrector - Shiseido, dwa błyszczyki: Lust For Lacquer -  Marc Jacobs  w przepięknym, czerwonym kolorze Lust For Life oraz Rouge Allure Gloss - Chanel w nudziakowym odcieniu Sensible, a także ulubiony podkład czyli Perfection Lumiere Velvet również od Chanel.

Kolejne nowości to kosmetyki z perfumerii Galilu. Kupiłam je jeszcze podczas pobytu w Norwegii i czekały na mnie kilka dobrych tygodni, a mamy tutaj Organiczny Antyperspirant oraz olejek do ciała Awaken Body Oil marki Erbaviva, oczyszczającą maseczkę REN - Invisibles Pores Detox Mask oraz 3 produkty Aesop: pastę złuszczającą do twarzy Purifying Facial Exfoliating Paste, żel do mycia twarzy Fabulous Face Cleanser oraz tonik Bitter Orange Astringent Toner. Wszystko prócz peelingu jest już w użyciu i póki co mogę napisać, że jestem bardzo zadowolona , a szczególnie z toniku, który fantastycznie odświeża i nawilża skórę, a także pięknie, ziołowo pachnie.




W tym wszystkim nie mogło zabraknąć kosmetyków od moich ulubionych polskich marek czyli Phenome oraz Pat&Rub. Z Phenome skusiłam się na różany olejek do ciała Relaxing Masssage Oil, uwielbiam!, cukrowy krem do rąk Anti-Aging Hand Therapy, również uwielbiam!, oraz piankę do mycia twarzy Non Drying Cleansing Foam. Jeszcze jej nie używałam, ale już nie mogę doczekać się momentu, aż w końcu ją otworzę. Z Pat&Rub kupiłam natomiast Krem pod Oczy, który chodził za mną już od dawna, Otulający Balsam do stóp oraz Otulający Scrub Cukrowy do którego tłustej konsystencji chyba nigdy się nie przekonam, ale stosowany na sucho złuszcza wręcz fantastycznie, a do tego przyjemnie nawilża, no i ten zapach, boski! <3




I ostatnie nowości czyli mój zdecydowanie ulubiony krem do rąk Hemp Hand Protector od The Body Shop i małe zamówienie z Blisko Natury gdzie kupiłam kilka naturalnych, polskich kosmetyków czyli mydło w płynie Figa marki Yope, fantastyczne!, mydło w kostce kryjące się pod nazwą Pokrzywa od Purite, mam nadzieję, że też będzie super, Tonik Nawilżający - Fitomed, którym kusiła Dagmara z bloga Infinity, oraz Płyn MicelarnySylveco do którego regularnie i chętnie wracam. Jest w 100% naturalny, łagodny i skuteczny.





Teraz przypomniało mi się, że całkowicie zapomniałam o paletce róży marki Tarte, w której zakupie pomogła mi kochana Justyna (dziękuję :*), ale nic straconego, jeszcze na pewno się tutaj pojawi.

Znacie coś z tej gromadki? A może coś Was szczególnie zainteresowało? Jestem bardzo ciekawa, dajcie znać :)

PS. Do 15-go stycznia 2016 na stronie www.danielwellington.com/pl/ z hasłem blackraspberryblog wszystkie zegarki kupicie 15% taniej. Nie zapominajcie o darmowej wysyłce do każdego zakątka świata :)

16.11.15

Phenome - Exfoliating Facial Paste/cudo!

O tym, że demakijaż skóry jest niesamowicie ważny nie muszę chyba nikogo przekonywać. Równie ważne jest też złuszczanie naskórka. Taki zabieg pomaga w usunięciu martwych komórek, wygładza i dogłębnie oczyszcza, ale nie tylko bo wykonywany regularnie poprawia wygląd skóry, rozjaśnia ją, a także ułatwia wnikanie substancji aktywnych, które zawarte są w kosmetykach. W zależności od rodzaju skóry powinniśmy wykonywać go 1-3 razy w tygodniu lub częściej, jeśli jest taka potrzeba. Pasta peelingująca - Exfoliating Facial Paste - marki Phenome sprawdzi się tutaj znakomicie. Jest skuteczna, ma świetny skład i oprócz działania złuszczającego posiada fantastyczne właściwości kojące i odżywcze.








W słoiczku z ciemnego szkła otrzymujemy 125 ml kosmetyku o niezwykle przyjemnym, roślinnym zapachu i równie przyjemnej, kremowej konsystencji, w której zatopionych jet mnóstwo małych, okrągłych drobinek ścierających. Skład, jak już wspomniałam wyżej, jest genialny i w 100% naturalny. Organiczny proszek ryżowy oraz drobinki zmielonego kwarcu łagodnie, ale skutecznie złuszczają martwe komórki naskórka i wygładzają skórę, biała glinka działa oczyszczająca i ściągająco, wody roślinne: cytrynowa i różana dostarczają niezbędnych witamin i minerałów, oleje: jojoba, kokosowy i ze słodkich migdałów nawilżają, zmiękczają i odżywiają, ekstrakty m.in. z ananasa i liści oczaru wirginijskiego działają wzmacniająco, przeciwzapalnie i pobudzają do regeneracji, natomiast wyciągi z mięty oraz kwiatów rumianku łagodzą i odświeżają. W rezultacie, po zastosowaniu peelingu, skóra jest niesamowicie gładka, dogłębnie oczyszczona, odświeżona, promienna, a przy tym elastyczna, miękka i ukojona. Pory natomiast są obkurczone, a o podrażnieniach czy nieprzyjemnym ściągnięciu nie ma mowy. Jeszcze lepsze rezultaty otrzymamy gdy peeling przytrzymamy na skórze nieco dłużej, tak jak maseczkę. Biała glinka pokaże wtedy swoją prawdziwą moc, a substancje aktywne będą miały czas aby odżywić skórę i wykazać swoje dobroczynne działanie.






Peeling przeznaczony jest do każdego rodzaju cery i ja śmiało polecam go każdemu. Jest skuteczny, dobrze złuszcza martwy naskórek, a przy tym jest niezwykle delikatny i nie podrażni nawet najwrażliwszej cery. Jest też niesamowicie wydajny. Od czasu otwarcia ważny jest tylko przez 6 miesięcy i w tym czasie naprawdę trudno jest go zużyć, dlatego ja nakładam go hojnie i to nie tylko na twarz, ale też na szyję i dekolt. Koszt jednego opakowania to 119 zł w cenie regularnej. Czy warto? Warto, i to bez dwóch zdań!

Co nim sądzicie? Znacie, lubicie, a może macie ochotę wypróbować? Wolicie peelingi mechaniczne czy enzymatyczne? Dajcie znać :)


PS. Do 15.01.2016 na stronie www.danielwellington.com/pl/ >klik< na hasło blackraspberryblog wszystkie zegarki kupicie 15% taniej. Pamiętajcie o darmowej wysyłce do każdego zakątka świata! 

11.11.15

Spóźniony post z ulubieńcami - październik

Hej, hej, wracam do Was po dłuższej przerwie. Na początek zapraszam na mocno spóźniony post z ulubieńcami, ale wiem, że lubicie takie wpisy, zresztą osobiście również uwielbiam takie podglądać u innych. Są lekkie, a przy okazji można wypatrzyć same perełki. W moich ulubieńcach tym razem oprócz pielęgnacji pojawiło się też trochę kolorówki, same zobaczcie.



Kiehl's, Amino Acid Shampoo - kupiłam go całkiem niedawno, ale od razu zdobył moje uznanie. Jest fenomenalny! Niezwykle delikatny, świetnie się pieni, dokładnie oczyszcza, a także rewelacyjnie pielęgnuje zarówno skórę głowy jak i włosy. Moje ostatnio były mocno przesuszone, słona woda oraz słońce nie wpłynęły na nie korzystnie, ale odkąd go stosuję ich kondycja znacznie się poprawiła. Stały się gładkie, bardziej mięsiste oraz błyszczące. Kosmetyk ich nie obciąża, a wręcz odbija od nasady i pozostawia puszyste. Zapach jest tu bardzo delikatny i przyjemny, kokosowy, wydajność również na plus. Jeśli szukacie dobrego, łagodnego szamponu, a przy tym skutecznego koniecznie zwróćcie na niego uwagę.

Kiehl's, Midnight Recovery Eye - kolejny fantastyczny produkt marki Kiehl's czyli mocno skoncentrowany krem zawierający olejki oraz ekstrakty roślinne, który stosujemy na noc, a rano nasze spojrzenie ma wyglądać świeżo i młodziej. I faktycznie, stosowany regularnie sprawia, że nawet po kiepskiej nocy spojrzenie jest promienne, skóra w okolicach oczu jest rozjaśniona, a po opuchnięciach nie ma śladu. Nie można odmówić mu też działania nawilżającego bo nawilża naprawdę świetnie, a przy tym wygładza i napina skórę w tych okolicach. Jest też bardzo delikatny, nie podrażnia ani nie powoduje alergii po prostu cud, miód. Warto wypróbować, szczególnie jeśli zarywacie noce bądź Waszą zmorą jest opuchlizna.



NYX, Butter Gloss, Maple Blondie - uwielbiam za wszystko. Za konsystencję, odżywienie, komfort noszenia, wygląd na ustach oraz za kolor, bardzo neutralny, idealny na co dzień. Fajnie odświeża, rozpromienia i myślę, że będzie pasował niemalże każdemu. Trwałość nie jest tu może powalająca, ale to tylko błyszczyk. U mnie utrzymuje się 2-3 godziny po czym się ściera jednak nawilżenie odczuwalne jest zdecydowanie dłużej. Jest to naprawdę mega-fajny produkt w niskiej cenie, taki tańszy odpowiednik Clarins - Instant Light Natural Lip Perfector. Wypróbujcie, a nie zawiedziecie się ;)

Evree,  Magic Rose, Krem do twarzy - przy mojej kapryśnej, mieszanej, szybko zanieczyszczającej się, a do tego wrażliwej cerze naprawdę ciężko jest znaleźć  dobry krem, który będzie odpowiadał mi w 100% jednak ten od Evree naprawdę daje radę. Gęsta, treściwa konsystencja zaskakująco szybko się wchłania. Krem pozostawia na skórze jedynie cienką, otulającą warstwę ochronną, która stanowi świetną bazę pod makijaż. Nic się nie roluje ani nie spływa, kosmetyk nie powoduje szybszego przetłuszczania się skóry, a każdy aplikowany podkład wygląda na nim fantastycznie. A jak z działaniem? Też jest super. Skóra jest odżywiona, gładka, elastyczna, a nawilżenie odczuwalne jest przez cały dzień. Krem nie podrażnia oraz nie zapycha. No i ten zapach! Fantastyczny! Różany, ale nie mdły tylko świeży. Można się uzależnić. Ja stosuję go głównie na dzień, ale może być stosowany również na noc. Polecam i to nie tylko fankom różanych aromatów ;)



Essie, Licorice - czarnych lakierów na rynku kosmetycznym jest mnóstwo, ale to właśnie ta czerń od Essie jest najpiękniejsza. Naprawdę czarna, głęboka i błyszcząca. Na moich paznokciach gościła prawie, że przez cały październik i noszę ją nadal. Pasuje niemalże wszędzie, na każdą okazję i do wszystkiego. Sama konsystencja lakieru też na plus, nie za rzadka, nie a gęsta, nie bąbluje, nie smuży, do pełnego krycia wystarczy jedna warstwa, ale ja nakładam dwie. Trwałość świetna, na moich paznokciach, pokrytych top coat'em, trzyma się do 5-7 dni po czy delikatnie zaczyna się ścierać. Uwielbiam. 

Maybelline, Lash Sensational - swego czasu głośno było o nim w blogosferze i wcale się nie dziwię, jak dla mnie jest genialny. Rozczesuje, wydłuża, pogrubia, podkręca oraz jest niesamowicie trwały. Szczoteczka jest świetnie wyprofilowana, konsystencja jest idealna od samego początku, tusz w trakcie używania nie wysycha, a zmyć można go bez większych problemów samą wodą, w ciągu dnia natomiast nie kruszy się i śmiało mogą używać go osoby noszące szkła kontaktowe. Cena też na plus. No wszystko super. Jeśli nie znacie to może czas to zmienić? :)

Seche Vite, Top Coat - gdyby nie jego okropny zapach po którym czasem kręci mi się w głowie byłby idealny. W dosłownie kilka chwil wysusza lakier, utwardza go, zdecydowanie przedłuża jego trwałość oraz pozostawia piękną, lśniąca powłokę. Dla mnie fenomenalny i zdecydowanie przebił mojego wcześniejszego ulubieńca czyli Insta Dri od Sally Hansen. 




I to już wszystko. Zainteresowało Was coś? Dajcie znać :)

27.10.15

Denko Wszechczasów

Od ponad tygodnia wygrzewam się na Gran Canarii stąd cisza na blogu, ale dzisiaj pogoda nieco  się zepsuła, jest deszczowo i wietrznie, wieczorny spacer brzegiem plaży więc odpada dlatego postanowiłam dokończyć post, który zaczęłam pisać jeszcze przed wyjazdem. Jak już mówi tytuł będzie o zużytych kosmetykach, a że jest tego naprawdę dużo, a nawet bardzo dlatego zaczynamy. Ale, ale zaparzcie najpierw herbatę i rozsiądźcie się wygodnie. Już? No to już ;)



 Fridge by Yde, Silky Mist - genialny, lekki, a zarazem mega odżywczy. Rewelacyjnie i długotrwale nawilża, uelastycznia, nie zapycha, ma fantastyczny skład bez zawartości konserwantów i piękny zapach.  Przeznaczony jest głównie dla cery młodej, zarówno suchej jak i mieszanej. Więcej tutaj >klik<. Dla mnie najlepszy krem nawilżający i z przyjemnością do niego wrócę.

Dr. Bronner's, Pure Catile Soap, Tea Tree - w pełni organiczne, super delikatne, wydajne i wszechstronne. Może być stosowane na 18 różnych sposobów, m.in. jako żel do ciała, mydło do mycia pędzli, płyn do prania czy też środek do sprzatania niemalże całego mieszkania. Ma lejącą konsystencję, dobrze się pieni, a dzięki zawartości olejku z drzewa herbacianego działa antybakteryjnie. Pełna recenzja >klik<. Dla mnie must have.


REN, Guerande Salt Exfoliating Body Balm - dosyć mocny, skuteczny i wydajny. Ma gęstą konsystencję, fantastycznie złuszcza martwy naskórek, odżywia, nawilża, wygładza, a dzięki dodatku mięty daje uczucie mega odświeżenia. Wydajność rewelacyjna. Chętnie wrócę, jest super.

Aromatherapy Associates, Soothing Treatment Mask - koi, odżywia i nawilża. Ma lekką, a zarazem bogatą konsystencję, fantastycznie łagodzi podrażnienia, przywraca skórze właściwy poziom nawilżenia, a także ujędrnia i napina oraz przyspiesza gojenie wyprysków. Jedynym minusem jest zapach i cena, ale chętnie do niej wrócę.

Fridge by Yde, Fabulous Face - czyli krem połączony z lekkim podkładem. Wyrównuje koloryt, dodaje blasku i ukrywa zmęczenie, ponadto fantastycznie odżywia oraz nawilża, trwa na skórze cały dzień, nie ściera się i jest niezwykle komfortowy. Świetnie sprawdzi się niemalże na każdym rodzaju cery. Skład, jak to w kosmetykach Fridge, jest bajeczny. Chętnie do niego wrócę, ale w okresie letnim. Więcej tutaj >klik<.



Bumble&Bumble, Mending Masque - nawilża, odżywia, wygładza i dodaje blasku, ale za tą cenę spodziewałam się więcej. Niestety nie daje długotrwałych efektów, ale plus jest taki, że nie obciąża włosów, a nawet pozostawia je puszyste. Wydajność na plus, zapach również. Ze względu na wysoką cenę i przeciętne działanie nie kupię ponownie.

Dr. Bronner's, Pure Castile Soap, Rose - działanie i właściwości identyczne jak w przypadku wyżej opisanego mydła z olejkiem herbacianym, no może poza działaniem antybakteryjnym. Zapach niby różany, ale dla mnie nijaki. Do tej wersji już nie wrócę.

Tołpa, Odżywczy Koncentrat Wygładzający do rąk - nie zachwycił mnie. Ma lekką konsystencję, szybko się wchłania, przez chwilę daje uczucie nawilżenia i wygładzenia, ale po kilkunastu minutach czułam, że muszę ponowić aplikację. Na plus jest zapach, ciepły, nieco słodki, naprawdę ładny. Więcej nie kupię. 

Kiehl's, Creamy Eye Treatment - najlepszy! Gęsty, komfortowy i bardzo odżywczy. Dobrze sprawdza się zarówno na noc, jak i na dzień pod makijaż. Mimo bogatej, trochę tłustej konsystencji szybko się wchłania, a przy tym wygładza, uelastycznia i wspaniale nawilża. Wydajność przeogromna. Ja używałam go miesiąc dłużej niż powinnam, jednak krem nie zmienił swoich właściwości i działał tak samo. Kupię ponownie i to nie raz! :) Pełna recenzja >klik<.



Phenome, Purifying Anti-Dandruff Shampoo - organiczny, bardzo łagodny i skuteczny. Tak jak moje włosy nie przepadają za naturalnymi szamponami ten wręcz pokochały. Dokładnie oczyszcza, świetnie się pieni, nie podrażnia skalpu, a wręcz go łagodzi, pozostawia włosy puszyste i odbite od nasady oraz przedłuża ich świeżość. Wydajność naprawdę niezła, zapach również piękny. Kupię ponownie. Recenzja >klik<.

Biovax, Intensywnie Regenerująca Maseczka do włosów przetłuszczających się - lubię maseczki Biovax i ta również mnie nie zawiodła. Bardzo wydajna, o gęstej konsystencji, przyjemnie nawilża i wygładza, nie obciążając przy tym włosów. Zapach, wydajność i cena też na plus. Być może jeszcze kupię.

La Roche Posay, Effaclar Duo - niezastąpiony gdy na skórze pojawiają się tak bardzo niechciane niespodzianki. Ma lekką, nieco żelową konsystencję, szybko się wchłania pozostawiając skórę gładką i miękką, nie pozostawia tłustej warstwy, ale też niezbyt nawilża, a wręcz, często stosowany, może przesuszać. Przyspiesza gojenie wyprysków, reguluje wydzielanie sebum i oczyszcza zatkane pory.  Wydajność przeogromna. Kupię ponownie.

Marvis, Aquatic Mint - moja ulubiona pasta. Gęsta, bardzo wydajna, świetnie się pieni, delikatnie wybiela, odświeża, a przy tym ma łagodny miętowy, nieco słodki smak. Kolejna tubka już w użyciu.



Lee Stafford, Hair Growth Treatment - czyli maska godna uwagi i sama nie wiem czemu nie pojawiła się w ulubieńcach. Świetnie nawilża, wygładza, dodaje blasku, a jednocześnie pozostawia włosy sypkie, lekkie i odbite od nasady. Nie przyspiesza przetłuszczania, nawet gdy nałożymy ją na skórę głowy. Zapach też na plus, mi kojarzy się z perfumami Angel - Thierrego Muglera. Niestety nie wiem jak wpływa na wzrost włosów ponieważ nie używałam jej regularnie. Prawdopodobnie kupię ponownie.

Seboradin Niger, Balsam - uwielbiam szampon z tej serii i na odżywkę też nie mogę narzekać. Nawilża, dodaje blasku i wygładza nie obciążając przy tym włosów. Stosowana na skórę głowy łagodzi podrażnienia i wzmacnia cebulki włosów. Minusem może być niezbyt przyjemny, roślinny zapach, ale można się przyzwyczaić. Więcej tutaj >klik<. Kupię ponownie

Clarins, Body Lift Cellulite Control - stosowałam go nieregularnie więc trudno mi odnieść się do działania antycellulitowego. Sam balsam/żel jest lekki, wchłania się niemalże natychmiast nie pozostawiając tłustej warstwy. Wygładza, napina i trochę nawilża, ale bez szału natomiast  aplikowany zaraz po kąpieli czy też po szczotkowaniu daje uczucie chłodzenia. Wydajność przeogromna, zapach też całkiem spoko. Raczej już nie kupię.

Evree, Super Slim - stosowany regularnie daje naprawdę spektakularne efekty. Napina, ujędrnia, a także wygładza i fantastycznie nawilża, w połączeniu z ćwiczeniami oraz zdrowym odżywianiem pomaga też w walce z cellulitem. Ponadto szybko się wchłania, jest dość wydajny, ma dobry skład i świetnie pachnie. Być może jeszcze wrócę. Więcej tutaj >klik<



Rituals..., Foaming Shower Gel Sensation, Happy Buddha - łagodna, a jednocześnie skuteczna. Dobrze oczyszcza, nie wysusza skóry, a jej konsystencja uprzyjemnia stosowanie. Zapach nie przypadł mi do gustu, ale widziałam, że producent zmienił połączenie na moje ulubione (pomarańcza i cedr) więc chętnie kupię ponownie ( JUŻ KUPIŁAM ;)). Wydajność oczywiście na plus. Jeśli nie znacie tych pianek koniecznie to nadróbcie ;)

Tołpa, Antycellulitowy Peeling pod prysznic - bardziej żel niż peeling. Łagodny, z dużą zawartością małych drobinek ścierających, bardzo delikatnie złuszcza martwy naskórek, trochę wygładza i niestety wysusza skórę. Zapach też mnie nie zachwycił. Jestem na nie i więcej nie kupię. 

Clarins, One Step Gentle Exfoliating Cleanser - peeling o średniej mocy. Dobrze oczyszcza, złuszcza, wygładza i rozjaśnia, a jego pomarańczowy zapach pobudza i dodaje energii. Przy  szybko zanieczyszczającej się cerze można stosować go nawet codziennie, jednak uwaga bo może trochę wysuszać. Lubię mieć go pod ręką i pewnie jeszcze kupię.

Ministerstwo Dobrego Mydła, Mus do Ciała, Len i Konopie - po brzegi wypakowany substancjami odżywczymi, treściwy, a zarazem lekki i szybko wchłaniający się. Rewelacyjnie i długotrwale odżywia, nawilża, zmiękcza i wygładza naskórek, łagodzi też podrażnienia i regeneruje. Zapach ma leśno-ziołowy, delikatny i nie drażniący. Jak na taką mała pojemność wydajność naprawdę niezła. Bardzo lubię i chętnie wrócę. 



Marvis, Whitening Mint - bardzo podobna do pasty opisanej nieco wyżej, różni się jedynie smakiem, który jest bardziej miętowy, mocniejszy, ale nie drażniący. Fajnie odświeża i wybiela. Chętnie wrócę.

Sylveco, Tymiankowy Żel do twarzy - naturalny, łagodny i naprawdę fajny. Skutecznie oczyszcza skórę z resztek makijażu, sebum czy też innych zanieczyszczeń, nie podrażnia ani nie wysusza. Świetnie sprawdzi się u każdego, zarówno podczas wieczornego demakijażu jak i podczas porannej toalety. Zaletą jest tu też cena oraz duża wydajność, o składzie nie wspominając.

REN, Clarifying Toner - tonizuje, odświeża i jest delikatny. Przy regularnym stosowaniu reguluje wydzielanie sebum, rozjaśnia, wygładza, odblokowuje zatkane pory i minimalizuje powstawanie wyprysków. Zapach, wydajność i skład tez na plus. To już moje drugie opakowanie i będzie kolejne bo jest świetny.

Pat&Rub, Balsam do rąk, Orzeźwiający - lekki, z świetnym składem i dobrym działaniem. Szybko się wchłania, pozostawiając delikatną warstwę ochronną, dobrze nawilża, zmiękcza i regeneruje skórę dłoni. Zapach jak już nazwa wskazuje jest orzeźwiający, idealny na ciepłe miesiące. U mnie gości regularnie, zmieniam tylko wersja zapachowe.



Sylveco, Ziolowy Płyn do płukania jamy ustnej - fantastyczny płyn naszej polskiej marki. W 100% naturalny i bogaty w ziołowe ekstrakty. Nie zawiera alkoholu, nie podrażnia zębów ani dziąseł, fantastycznie odświeża oddech oraz oczyszcza jamę ustną z resztek pokarmowych. Z przyjemnością kupię ponownie.

Origins, Clear Improvement - jedna z moich ulubionych masek oczyszczających. Genialnie oczyszcza, odświeża, obkurcza pory i świetnie rozprawia się z niechcianymi wypryskami. Przy regularnym stosowaniu reguluje wydzielanie sebum, ponadto rozjaśnia i wygładza. Skład ma świetny, a wydajność jest jej kolejną zaletą. Chętnie do niej wrócę.

Seboradin Niger, Lotion - w duecie z odżywką oraz z szamponem z tej serii naprawdę działa. Stosowany na włosy oraz skórę głowy nie powoduje szybszego przetłuszczania, a przy regularnym stosowaniu przedłuża świeżość włosów i łagodzi podrażnia, ponadto wzmacnia cebulki przez co ogranicza wypadanie. Minusem może być mocny, ziołowy zapach, ale ja go lubię. Chętnie kupię ponownie.

Oceanic, Long 4 Lahes - czyli serum przyspieszające wzrost rzęs. Jak dla mnie genialne. W krótkim czasie zagęszcza, wydłuża, podkręca i przyciemnia rzęsy przez co wyglądają zjawiskowo. Ponadto jest bardzo wydajne i łatwe w aplikacji. Jednak uwaga ponieważ może podrażniać, ja odczuwałam czasem tylko swędzenie, nic więcej się nie działo. Aaa, po odstawieniu nie zauważyłam nadmiernego wypadania rzęs. Kupię ponownie.

Batiste, Dry Shampoo, Blush - działa jak powinien. W kilka sekund odświeża, unosi włosy u nasady i dodaje im objętości, niestety zauważyłam, że przy częstym stosowaniu nasila wypadnie. Minusem jest też biały osad, który no niestety na ciemnych włosach widać. Zapach całkiem przyjemny, wydajność dobra. Ze względu na wyżej opisany problem więcej go nie kupię.



Clinique, Hight Impact Mascara - uwielbiam ten tusz w małej pojemności, duża mnie zawiodła. Tusz szybko wysycha, nie rozczesuje rzęs tylko je skleja, ponadto daje efekt owadzich nóżek, osypuje się i ogólnie jestem na nie. Więcej nie kupię.

Giorgio Armani, Eyes To Kill, Excess Mascara - mega, mega, mega. Nie wiem czy nie najlepsza choć na początku mnie nie zachwyciła. Fanstastycznie rozczesuje, wydłuża, podkręca, a także pogrubia rzęsy dając efekt firanek. Przy tym jest niezwykle czarna, trwała, a także nie wysycha i można ją stosować aż do ostatniej kropli. Wrócę do niej na 100% i to raczej już niedługo. 

Pat&Rub, Balsam do ciała Samoopalający - byłby ideałem gdyby nie mocny, charakterystyczny smrodek. Jest łatwy w aplikacji, nie zostawia plam, smug czy zacieków, daje przepiękny, bardzo naturalny kolor opalenizny, który można stopniować, a przy tym przyjemnie nawilża oraz odżywia.  Zaletą jest skład, w 100% naturalny i bezpieczny. Ze względu na nieprzyjemny zapach nie wiem czy jeszcze do niego wrócę.

Clochee, Odżywczy Peeling Cukrowy - zdecydowanie najlepszy peeling. Organiczny, mocny i nawilżający. Doskonale złuszcza martwy naskórek, wygładza, pobudza krążenie, poprawia koloryt skóry i fantastycznie nawilża na długie godziny, a jego przyjemny zapach uprzyjemnia stosowanie. Oczywiście, że kupię kolejne opakowanie i to nie raz! Koniecznie przeczytajcie pełną recenzje >klik<.

Rituals..., Happy Mist - można stosować ją zarówno do ciała, jak i do pościeli czy ogólnie do odświeżania wnętrz. Ja kupiłam ją w ciemno i nie zachwyciła mnie, a raczej jej zapach, ale z tego co wiem teraz się zmienił. Ogólnie ma plusy, takie jak wydajność oraz trwałość, np. na ubraniach utrzymuje się niesamowicie długo. Chętnie zaopatrzę się w nową wersję zapachową, uwielbiam połączeniu pomarańczy i cedru <3

Evree, Power Fruit - całkowicie zapomniałam poświęcić mu pełną recenzję i teraz żałuję bo jest super. Ma innowacyjną, dwufazową formułę, z czego dół to kwas hialuronowy, a góra to miks olejków. Po zmieszaniu niesamowicie szybko się wchłania i działa cuda. Genialnie odżywia, wygładza, zmiękcza oraz nawilża skórę na długie godziny, a jego piękny, kwiatowy (niech nie zwiedzie Was nazwa) i niezwykle kobiecy zapach uprzyjemnia stosowanie i jeszcze przez jakiś czas utrzymuje się na ciele. Pewnie jeszcze kupię.


Dzięki, że dobrnęliście do końca :) 
Zaciekawiło Was coś? A może znacie te kosmetyki? Dajcie znać.

14.10.15

Moje maski - Clarins/Origins/Aesop/Aromatherapy Associates/Glam Glow/Antipodes

Maseczki to coś czego nie może zabraknąć w mojej łazienkowej szafce. Ze względu na wymagającą cerę czyli szybko zanieczyszczającą się, przetłuszczającą się w strefie T, a przy tym wrażliwą i lubiącą się przesuszać kosmetyków tego typu mam zawsze kilka i stosuję je w zależności od potrzeb swojej skóry. Przy okazji muszę też wspomnieć, że nie obce są mi zaskórniki, rozszerzone pory czy wypryski. Jak widzicie kolorowo nie jest, ale regularne stosowanie masek pozwala mi w znacznym stopniu uporać się z doskwierającymi problemami, a przynajmniej na jakiś czas je "załagodzić" ;) Żeby nie przedłużać już teraz zapraszam Was na kilka mini recenzji :)


Antipodes, Aura Manuka Honey Mask - maska, która działa na kilku frontach czyli nawilża, oczyszcza i zapobiega starzeniu się skóry. W składzie zawiera mało znany, pochodzący z Nowej Zelandii miód Manuka, który słynie ze swych silnych właściwości antybakteryjnych oraz antyseptycznych, ponadto jest też cennym źródłem witamin, składników odżywczych i minerałów. Producent kieruje ją głównie dla osób z cerą mieszaną/tłustą, ale myślę, że świetnie sprawdzi się u każdego, szczególnie teraz w okresie jesienno/zimowym. Ma komfortową, kremową konsystencję, zdecydowanie inną niż znamy z masek oczyszczających, przepiękny waniliowo-cytrusowy zapach i naprawdę dobre działanie. Pozostawiona na kilkanaście minut czy też na całą noc fantastycznie odżywia, nawilża i uelastycznia skórę, ładnie też rozjaśnia i łagodzi stany zapalne. Działanie oczyszczające nie jest tu mocno widoczne, ale można zauważyć, że skóra jest gładka, zdecydowanie mniej przetłuszcza się w strefie T, pory są obkurczone, a wszelkie niespodzianki szybciej się goją. Lubię i stosuję ją bardzo często, przeważnie po uprzednio wykonanym peelingu. 

Origins, Drink Up Intensive Overnight Mask - niedawno poświęciłam jej osobną recenzję >klik< dlatego dzisiaj nie będę się rozpisywała. Dla mnie najlepsza maska nawilżająca. W kilka chwil przywraca skórze odpowiedni poziom nawilżenia, zapobiega przesuszaniu, łagodzi podrażnienia, ujędrnia, a przy tym jest łagodna, bardzo wydajna i pięknie, owocowo pachnie. Ponadto ma fantastyczny skład oparty na roślinnej glicerynie, kwasie hialuronowym oraz olejach z awokado i pestek moreli. Mimo iż przeznaczona jest dla skór suchych śmiało polecam ją też osobom z cerą mieszana czy nawet tłustą. Nie zawiedziecie się.


Amotheraphy Associates, Soothing Treatment Mask - lekka, a zarazem treściwa i mega odżywcza. Za zadanie ma głęboko nawilżać, ujędrniać, wspomagać naturalną barierę ochronną skóry oraz łagodzić podrażnienia i wywiązuje się z tych obietnic w stu procentach. Już chwilę po aplikacji przynosi skórze ukojenie, łagodzi podrażnienia i zmiękcza, natomiast stosowana regularnie fantastycznie nawilża rozpulchniając skórę, a to sprawia, że jest jędrna, gładka, zmarszczki mimiczne są płytsze, a tym samym mniej widoczne. W razie potrzeby można stosować ją również miejscowo na przebarwienia czy wypryski, rozjaśnia je i przyspiesza gojenie. Skład jest tu niezły, a znajdziemy w nim m.in.: aktywny hialuronian sodu, nasiona prosa oraz ekstrakty z korzenia lukrecji i popłocha pospolitego. Maska nie zawiera alergenów, ale ma kilka minusów czyli niezbyt przyjemny zapach, krótką przydatność bo tylko 6 miesięcy od czasu otwarcia, a jest naprawdę wydajna, no i wysoką cenę. Więcej minusów nie widzę, no może poza tym, że mi się skończyła :(

Glam Glow, Power Mud - czarną wersją byłam zachwycona, tak samo białą >klik<, tutaj natomiast spotkało mnie małe rozczarowanie. Maska nie jest zła, ale brakuje mi efektu WOW. Producent reklamuje ją jako maskę o podwójnym, błyskawicznym działaniu, która łączy w sobie "siłę błota i moc oleju", za zadanie ma oczyszczać i to super delikatnie, a zarazem głęboko. I fakt, oczyszcza, wygładza, rozjaśnia, ale efekt ten utrzymuje się zaledwie do następnego dnia. Działania antybakteryjnego w tym przypadku nie odnotowałam. Plus jest taki, że nie przesusza skóry, nie podrażnia, choć zaraz po aplikacji odczuwam mocne szczypanie, na szczęście szybko mija. Konsystencja jest tu jogurtowa, tak samo jak zapach, a sama wydajność całkiem niezła. A dla kogo jest przeznaczona? Dla każdego, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn, w każdym wieku i o każdym rodzaju cery. Moim zdaniem najlepiej sprawdzi się na mało wymagającej skórze. Wypróbować nie zaszkodzi ;)


Aesop, Parsley Seed Cleansing Masque - oczyszcza, odświeża, a jednocześnie odnawia. Tak w skrócie mogłabym opisać tę pietruszkową maseczkę marki Aesop. Jej skład oparty został na glince, ziołach oraz wyciągu z nasion pietruszki. Miks tych składników sprawia, że jest łagodna, a jednocześnie skuteczna. Dobrze oczyszcza, wyrównuje koloryt, obkurcza pory, a przy tym nie przesusza pozostawiając skórę miękką, gładką, elastyczną oraz promienną. Ja lubię stosować ją podczas niedzielnego SPA, regeneruje, a jednocześnie przygotowuje moją skórę na nowy tydzień. Ponadto jej przyjemny, lawendowy zapach totalnie mnie relaksuje i uspokaja. Sama konsystencja jest natomiast lekka, maska łatwo rozprowadza się na skórze i szybko zasycha uniemożliwiając mimikę, ale dla efektów warto przemęczyć się te 20 minut ;) Minusem może być cena, ale wydajność i działanie to wynagradzają.

Origins, Clear Improvement - i kolejna maska Origins, tym razem oczyszczająca. Zbiera mieszane opinie, ale dla mnie jest genialna. Zawiera aktywny węgiel, który oczyszcza, białą chińską glinkę, która absorbuje toksyny oraz lecytynę rozpuszczającą zanieczyszczenia. W efekcie, po zastosowaniu maski, skóra jest dokładnie oczyszczona, matowa, gładka, delikatnie zaczerwieniona, ale nie podrażniona, a pory są obkurczone. Producent kieruje ją dla wszystkich, ale uwaga ponieważ może przesuszać. Ja sięgam po nią  wtedy gdy na mojej twarzy pojawiają się nieprzyjaciela i nic innego nie pomaga, ona rozprawia się z nimi szybko i skutecznie. Jeśli chodzi o zapach to jest bardzo delikatny i specyficzny, wydajność natomiast jest przeogromna, a sama maska po otwarciu ważna jest przez kilkanaście miesięcy.


Clarins, Beauty Flash Balm - maska, którą można stosować na dwa sposoby czyli normalnie jako maskę właśnie lub jako bazę pod makijaż. W obu przypadkach sprawdza się fantastycznie. Zastosowana standardowo upiększa, usuwa oznaki zmęczenia czy stresu i odżywia, a wszystko to w mgnieniu oka, wystarczy zaledwie 20 minut i już. Zmęczona, poszarzała cera nabiera blasku, staje się miękka, gładka, jędrna i nawilżona, a po kiepskim dniu czy nieprzespanej nocy nie ma śladu. Zastosowana jako baza działa podobnie, świetnie wygładza ukrywając drobne linie, dodaje cerze blasku, ukrywa zmęczenie i genialnie przedłuża trwałość makijażu, a przy tym jest niezwykle komfortowa, lekka, pięknie pachnie, nie wzmaga przetłuszczania się skóry i nie zapycha. Clarins jak zwykle nie zawodzi. Dla mnie to must have, mam ją zawsze w szafce i uważam, że powinna znaleźć się u każdej z Was. Jest niezastąpiona przed wielkim wyjściem czy po prostu wtedy gdy wiemy, że czeka nas długi dzień, a chcemy by nasza cera wyglądała perfekcyjnie i świeżo.

Tak prezentuje się moja gromadka. A jak jest u Was, stosujecie maski? Znacie którąś z moich? Która Was zainteresowała?

 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl