Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Glam Glow. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Glam Glow. Pokaż wszystkie posty

14.10.15

Moje maski - Clarins/Origins/Aesop/Aromatherapy Associates/Glam Glow/Antipodes

Maseczki to coś czego nie może zabraknąć w mojej łazienkowej szafce. Ze względu na wymagającą cerę czyli szybko zanieczyszczającą się, przetłuszczającą się w strefie T, a przy tym wrażliwą i lubiącą się przesuszać kosmetyków tego typu mam zawsze kilka i stosuję je w zależności od potrzeb swojej skóry. Przy okazji muszę też wspomnieć, że nie obce są mi zaskórniki, rozszerzone pory czy wypryski. Jak widzicie kolorowo nie jest, ale regularne stosowanie masek pozwala mi w znacznym stopniu uporać się z doskwierającymi problemami, a przynajmniej na jakiś czas je "załagodzić" ;) Żeby nie przedłużać już teraz zapraszam Was na kilka mini recenzji :)


Antipodes, Aura Manuka Honey Mask - maska, która działa na kilku frontach czyli nawilża, oczyszcza i zapobiega starzeniu się skóry. W składzie zawiera mało znany, pochodzący z Nowej Zelandii miód Manuka, który słynie ze swych silnych właściwości antybakteryjnych oraz antyseptycznych, ponadto jest też cennym źródłem witamin, składników odżywczych i minerałów. Producent kieruje ją głównie dla osób z cerą mieszaną/tłustą, ale myślę, że świetnie sprawdzi się u każdego, szczególnie teraz w okresie jesienno/zimowym. Ma komfortową, kremową konsystencję, zdecydowanie inną niż znamy z masek oczyszczających, przepiękny waniliowo-cytrusowy zapach i naprawdę dobre działanie. Pozostawiona na kilkanaście minut czy też na całą noc fantastycznie odżywia, nawilża i uelastycznia skórę, ładnie też rozjaśnia i łagodzi stany zapalne. Działanie oczyszczające nie jest tu mocno widoczne, ale można zauważyć, że skóra jest gładka, zdecydowanie mniej przetłuszcza się w strefie T, pory są obkurczone, a wszelkie niespodzianki szybciej się goją. Lubię i stosuję ją bardzo często, przeważnie po uprzednio wykonanym peelingu. 

Origins, Drink Up Intensive Overnight Mask - niedawno poświęciłam jej osobną recenzję >klik< dlatego dzisiaj nie będę się rozpisywała. Dla mnie najlepsza maska nawilżająca. W kilka chwil przywraca skórze odpowiedni poziom nawilżenia, zapobiega przesuszaniu, łagodzi podrażnienia, ujędrnia, a przy tym jest łagodna, bardzo wydajna i pięknie, owocowo pachnie. Ponadto ma fantastyczny skład oparty na roślinnej glicerynie, kwasie hialuronowym oraz olejach z awokado i pestek moreli. Mimo iż przeznaczona jest dla skór suchych śmiało polecam ją też osobom z cerą mieszana czy nawet tłustą. Nie zawiedziecie się.


Amotheraphy Associates, Soothing Treatment Mask - lekka, a zarazem treściwa i mega odżywcza. Za zadanie ma głęboko nawilżać, ujędrniać, wspomagać naturalną barierę ochronną skóry oraz łagodzić podrażnienia i wywiązuje się z tych obietnic w stu procentach. Już chwilę po aplikacji przynosi skórze ukojenie, łagodzi podrażnienia i zmiękcza, natomiast stosowana regularnie fantastycznie nawilża rozpulchniając skórę, a to sprawia, że jest jędrna, gładka, zmarszczki mimiczne są płytsze, a tym samym mniej widoczne. W razie potrzeby można stosować ją również miejscowo na przebarwienia czy wypryski, rozjaśnia je i przyspiesza gojenie. Skład jest tu niezły, a znajdziemy w nim m.in.: aktywny hialuronian sodu, nasiona prosa oraz ekstrakty z korzenia lukrecji i popłocha pospolitego. Maska nie zawiera alergenów, ale ma kilka minusów czyli niezbyt przyjemny zapach, krótką przydatność bo tylko 6 miesięcy od czasu otwarcia, a jest naprawdę wydajna, no i wysoką cenę. Więcej minusów nie widzę, no może poza tym, że mi się skończyła :(

Glam Glow, Power Mud - czarną wersją byłam zachwycona, tak samo białą >klik<, tutaj natomiast spotkało mnie małe rozczarowanie. Maska nie jest zła, ale brakuje mi efektu WOW. Producent reklamuje ją jako maskę o podwójnym, błyskawicznym działaniu, która łączy w sobie "siłę błota i moc oleju", za zadanie ma oczyszczać i to super delikatnie, a zarazem głęboko. I fakt, oczyszcza, wygładza, rozjaśnia, ale efekt ten utrzymuje się zaledwie do następnego dnia. Działania antybakteryjnego w tym przypadku nie odnotowałam. Plus jest taki, że nie przesusza skóry, nie podrażnia, choć zaraz po aplikacji odczuwam mocne szczypanie, na szczęście szybko mija. Konsystencja jest tu jogurtowa, tak samo jak zapach, a sama wydajność całkiem niezła. A dla kogo jest przeznaczona? Dla każdego, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn, w każdym wieku i o każdym rodzaju cery. Moim zdaniem najlepiej sprawdzi się na mało wymagającej skórze. Wypróbować nie zaszkodzi ;)


Aesop, Parsley Seed Cleansing Masque - oczyszcza, odświeża, a jednocześnie odnawia. Tak w skrócie mogłabym opisać tę pietruszkową maseczkę marki Aesop. Jej skład oparty został na glince, ziołach oraz wyciągu z nasion pietruszki. Miks tych składników sprawia, że jest łagodna, a jednocześnie skuteczna. Dobrze oczyszcza, wyrównuje koloryt, obkurcza pory, a przy tym nie przesusza pozostawiając skórę miękką, gładką, elastyczną oraz promienną. Ja lubię stosować ją podczas niedzielnego SPA, regeneruje, a jednocześnie przygotowuje moją skórę na nowy tydzień. Ponadto jej przyjemny, lawendowy zapach totalnie mnie relaksuje i uspokaja. Sama konsystencja jest natomiast lekka, maska łatwo rozprowadza się na skórze i szybko zasycha uniemożliwiając mimikę, ale dla efektów warto przemęczyć się te 20 minut ;) Minusem może być cena, ale wydajność i działanie to wynagradzają.

Origins, Clear Improvement - i kolejna maska Origins, tym razem oczyszczająca. Zbiera mieszane opinie, ale dla mnie jest genialna. Zawiera aktywny węgiel, który oczyszcza, białą chińską glinkę, która absorbuje toksyny oraz lecytynę rozpuszczającą zanieczyszczenia. W efekcie, po zastosowaniu maski, skóra jest dokładnie oczyszczona, matowa, gładka, delikatnie zaczerwieniona, ale nie podrażniona, a pory są obkurczone. Producent kieruje ją dla wszystkich, ale uwaga ponieważ może przesuszać. Ja sięgam po nią  wtedy gdy na mojej twarzy pojawiają się nieprzyjaciela i nic innego nie pomaga, ona rozprawia się z nimi szybko i skutecznie. Jeśli chodzi o zapach to jest bardzo delikatny i specyficzny, wydajność natomiast jest przeogromna, a sama maska po otwarciu ważna jest przez kilkanaście miesięcy.


Clarins, Beauty Flash Balm - maska, którą można stosować na dwa sposoby czyli normalnie jako maskę właśnie lub jako bazę pod makijaż. W obu przypadkach sprawdza się fantastycznie. Zastosowana standardowo upiększa, usuwa oznaki zmęczenia czy stresu i odżywia, a wszystko to w mgnieniu oka, wystarczy zaledwie 20 minut i już. Zmęczona, poszarzała cera nabiera blasku, staje się miękka, gładka, jędrna i nawilżona, a po kiepskim dniu czy nieprzespanej nocy nie ma śladu. Zastosowana jako baza działa podobnie, świetnie wygładza ukrywając drobne linie, dodaje cerze blasku, ukrywa zmęczenie i genialnie przedłuża trwałość makijażu, a przy tym jest niezwykle komfortowa, lekka, pięknie pachnie, nie wzmaga przetłuszczania się skóry i nie zapycha. Clarins jak zwykle nie zawodzi. Dla mnie to must have, mam ją zawsze w szafce i uważam, że powinna znaleźć się u każdej z Was. Jest niezastąpiona przed wielkim wyjściem czy po prostu wtedy gdy wiemy, że czeka nas długi dzień, a chcemy by nasza cera wyglądała perfekcyjnie i świeżo.

Tak prezentuje się moja gromadka. A jak jest u Was, stosujecie maski? Znacie którąś z moich? Która Was zainteresowała?

17.2.15

Kosmetyczni Ulubieńcy Roku 2014/Pielęgnacja

Witajcie :)
Wracam do Was po dłuższej przerwie i zabieram się za nadrabianie zaległości. Na pierwszy ogień idą, tak jak w tytule, ulubieńcy roku 2014. Dzisiaj pokażę pielęgnację, a następnym razem będzie kolorówka, a może wolicie zobaczyć najpierw nowości?


W roku 2014 przez moje ręce przewinęło się mnóstwo kosmetyków. Były to w większości nowości czyli kosmetyki mi zupełnie nieznane, ale używałam też takich, które znam i do których bardzo chętnie wracam. Z nowościami pewnie same wiecie jak to jest, innym mogą służyć nam już niekoniecznie. U mnie po części też tak było. Część nowości się u mnie nie sprawdziła lub po prostu była ok, ale bez szału, jednak trafiłam też na kilka prawdziwych perełek, które zostaną ze mną na dłużej i zdecydowanie zasłużyły na miano ulubieńców roku. I tak w tym poście mamy i kilka kosmetycznych odkryć i kilka stałych ulubieńców. Jak widać ogólnie jest tego dosyć dużo, ale nie mogłam pominąć żadnego kosmetyku, a nawet powinno być ich tutaj więcej. Niestety nie miałam ich obecnie u siebie dlatego też nie będę się o nich rozpisywała, ale wymienię je poniżej. Zaparzcie sobie herbatę i zapraszam do lektury :)

TWARZ I USTA

Ziaja, Liście Manuka, Pasta do Głębokiego Oczyszczania przeciw zaskórnikom - genialny, a przy okazji bardzo tani kosmetyk, który pokochałam od pierwszego użycia i tak już pozostało. Pasta jest gęsta, zawiera mnóstwo malutkich drobinek, nie są one jednak ostre i nie robią krzywdy. Kosmetyk idealnie złuszcza martwy naskórek, wygładza, rozjaśnia oraz oczyszcza pory, a pozostawiony na twarzy chwilę dłużej idealnie sprawdza się w roli maseczki oczyszczającej. Skóra jest dogłębnie oczyszczona i zmatowiona, no i przede wszystkim nie jest przesuszona! Zapach pasty jest również na plus. Moim zdaniem HIT!

Korres, Lip Butter, Wild Rose - nie lubię gdy moje usta są suche czy spierzchnięte, a jeśli juz do tego dojdzie to masełko zawsze mnie ratuje. Zaraz po nałożeniu koi, nawilża, zmiękcza i wygładza usta, a do tego nadaje im piękny, soczysty kolor, który przy okazji ładnie rozpromienia i odmładza całą twarz. Dla mnie niezastąpione i musi być zawsze w mojej kosmetyczce. Jest trochę drogie, ale na szczęście bardzo wydajne. Jak już je kupie to towarzyszy mi przez dobrych kilka miesięcy.

Kiehl's, Midnight Recovery Concentrate - jeszcze do niedawna nie lubiłam oleistych formuł. Uważałam, że moja przetłuszczająca się cera i olejek nie idą w parze. Ahh, jak bardzo się myliłam. Dobrze, że w 2014 roku postanowiłam w końcu skusić się na to osławione serum bo to był strzał w dziesiątkę. Serum mimo oleistej konsystencji jest niezwykle lekkie, szybko się wchłania i działa cuda. Przy regularnym stosowaniu nawilża, regeneruje, ujędrnia, a także pięknie rozjaśnia skórę. Stosując ten olejek moja skóra, nawet po nieprzaspanej nocy, wygląda tak jak bym spędziła weekend w SPA. Jest rozpromieniona i wypoczęta. Magia! Dodam jeszcze, że olejek nie zapycha, jest niezwykle wydajny, a także przepięknie i relaksująco pachnie.

Dermalogica, Daily Microfoliant - kosmetyk ten pojawił się już w poście z ulubieńcami listopada, ale tutaj również nie mogło go zabraknąć bo go uwielbiam. Mimo iż jest to peeling (oczywiście delikatny) to może być stosowany codziennie, a także przez każdego, niezależnie od rodzaju cery. Ja używam go co drugi dzień, samodzielnie lub w połączeniu z jakimś żelem. W obu tych kombinacjach sprawdza się idealnie. Przede wszystkim świetnie oczyszcza, a także delikatnie złuszcza martwy naskórek. Po takim zabiegu skóra jest idealnie oczyszczona, matowa i niesamowicie gładka, a także gotowa na przyjęcie kremu nawilżającego. No i na tak przygotowanej skórze makijaż prezentuje i trzyma się znacznie lepiej ;) Zauważyłam też, że Daily Microfoliant ładnie wyrównuje koloryt skóry, co mi bardzo odpowiada ponieważ mam sporo przebarwień po, tak bardzo niechcianych, wypryskach.

Vichy,Capital Soleil SPF30, Emulsja Matująca - zdecydowanie mój ulubiony krem z filtrem i nie szukam innego. Jest lekki, nie bieli i szybko się wchłania pozostawiając skórę matową, i to nie tylko na chwilę, ale na długie godziny. Kosmetyk ten jest idealną bazą pod makijaż i myślę, że w pewnym stopniu przedłuża też jego trwałość. Jeśli chodzi o ochronę przeciwsłoneczną to tutaj również ten krem spisuje się idealnie. Stosowałam go już nie raz podczas urlopu i nigdy się nie zawiodłam.

Sylveco, Lipowy Płyn Micelarny - płyn ten poznałam dopiero pod koniec roku, ale bardzo się polubiliśmy i postanowiłam go tutaj pokazać. A za co najbardziej go lubię? Przede wszystkim za świetny, naturalny skład oraz jego delikatność. Płyn jest hipoalergiczny, nie uczula oraz nie podrażnia, ani skóry ani oczu. Dobrze radzi sobie z demakijażem, szczególnie twarzy, bez problemu zmywa podkład, puder, róż itd. Z oczami jest troszkę gorzej, tzn. też wszystko zmywa, czyli cienie , eyeliner i tusz, ale potrzebuje trochę więcej czasu. Po skończonym demakijażu twarz jest czysta, gładka i nawilżona, bez uczucia ściągnięcia czy lepkości.

Clarins, Liquid Bronze Self Tanning - czy macie tak, że nie stosujecie samoopalaczy ponieważ obawiacie się żółtego koloru, plam i nierównej opalenizny? Doskonale Was rozumiem, też kiedyś tak miałam. Jednak używając Liquid Bronze Self Tanning nie ma się czego obawiać. Kosmetyk daje piękny, złocisty kolor (po pierwszej aplikacji bardzo delikatny) jak po wakacjach pod palmami, nie zostawia smug ani plam, schodzi równomiernie i jest przede wszystkim łatwy w aplikacji. Wystarczy nałożyć odrobinę na wacik, rozprowadzić równomiernie na szyi i twarzy i gotowe. Aha, można stosować go zamiast kremu, pod krem, lub na krem, wszystko zależy od nas. No i nie zostawia charakterystycznego smrodku. Czego chcieć więcej?

Pat&Rub, Peeling do Ust - odkąd poznałam ten peeling do ust już się z nim nie rozstaję, dla mnie to totalne must have tak jak krem do twarzy. Jest niezastąpiony szczególnie przed nałożeniem jakiegoś mocniejszego koloru, ale nie tylko. Świetnie sprawdza się też wtedy gdy po prostu czuję, że moje usta potrzebują delikatnego złuszczenia. Wystarczy tylko chwila i suche skórki znikają, usta są miękkie, wygładzone, a także delikatnie nawilżone. Obecnie gości u mnie wersja różana, która jest fajna, ale super jest też ta pomarańczowa, no i bardzo smaczna. Bo może jeszcze nie wiecie, ale ten peeling jest jadalny! Mniam :p

Clarisonic, Mia 2 - ta szczoteczka soniczna odmieniła moją pielęgnację, a także moją skórę. Kiedyś używałam ściereczek muślinowych (oczywiście w połączeniu z żelem oczyszczającym) i wydawało mi się, że one wystarczająco dobrze oczyszczają moją skórę i ściągają z niej cały brud, jednak odkąd gości u mnie Mia2 wiem jak bardzo się myliłam. Dopiero teraz moja skóra jest naprawdę dobrze oczyszczona, a jeśli to dla Was mało to muszę Wam jeszcze powiedzieć napisać, że teraz znacznie rzadziej niż kiedyś wyskakują mi niespodzianki, no i moje wielgaśne pory zrobiły się dużo mniejsze. Zresztą czuje też, że skóra jest znacznie gładsza, a także przyjemnie jędrna. Nie wiem czy to na pewno zasługa Clarisonic, ale myślę, że tak.

Ulubieńcy roku 2014 w kategorii TWARZ I USTA których nie ma na zdjęciu:

Glam Glow, Supermud Clearing Treatment - pełna recenzja >klik<
GlamGlow, Youthmud, Tinglexfoliate Treatment - krótki opis >klik<
Origins, Drink Up Intensive Overnight Mask - krótki opis >klik<
Pat&Rub, Tonik Hipoalergiczny - krótki opis >klik<
Clinique, Clarifying Lotion 2/Dry Combination - pełna recenzja >klik<
Nuxe, Reve de Miel - krótki opis >klik<
Shiseido/Pureness, Deep Cleansing Foam - krótki opis >klik<
Shiseido Ibuki, Gentle Cleanser - pełna recenzja >klik<
REN, Glycolactic Radiance Reneval Mask - pełna recenzja >klik<
Yoskine, Mikrodermabrazja/Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy - pełna recenzja >klik<
Clarins, One-Step Gentle Exfoliating Cleanser - pełna recenzja >klik<
Origins, Gin Zing, Refreshing Eye Cream - krótki opis >klik<


WŁOSY

Bumble&Bumble, Tonic Lotion - uwielbiam ten lotion! Kosmetyk ten m.in. stanowi podłoże dla środków dla stylizacji, ale też działa jak odżywka bez spłukiwania i za to najbardziej go lubię. Wystarczy tylko spryskać wilgotne włosy i gotowe. Kosmetyk ułatwia rozczesywanie, za co duży plus, a także odżywia, nawilża i wygładza nie obciążając przy tym włosów, za co chwała mu. Jednak to jeszcze nie koniec plusów, Tonic Lotion oprócz fajnego działania ma też fajny skład, w którym znajdziemy m.in. olejek z dzrewa herbacianego - działa antyseptycznie, mięta - reguluje produkcję sebum oraz wyciąg z rozmarynu - pobudza mieszki włosowe. Moje włosy i skóra głowy to uwielbiają ;)

Batiste, Dry Shampoo, Dark and Deep Brown - szampon Batiste poznałam dopiero w poprzednim roku i żałuję, że stało się to tak późno bo okazał się naprawdę świetny. Stosuję go nie tylko jako suchy szampon, ale czasem też jako kosmetyk zwiększający objętość i w obu przypadkach sprawdza się genialnie. Po jego zastosowaniu fryzura wygląda świeżo, włosy nabierają objętości, są puszyste i tak przez cały dzień. Wystarczy tylko miuta! Plusem jest też to, że wersja Dark and Deep Brown zawiera pigment, który nie bieli, a w przypadku odrostów delikatnie je maskuje. Jak dla mnie super.

Bumble&Bumble, Thickening Hairspray - moje włosy z natury są cienkie, ale są też ciężkie i śliskie co sprawia, że wiecznie są oklapnięte. Przerobiłam już wiele kosmetyków, lotionów i pianek, dodających objętości, ale to właśnie ten spray, póki co, okazał się dla moich włosów najlepszy. Świetnie odbija je od nasady, dodaje im objętości, sprawia że są sypkie i lekkie, a efekt ten utrzymuje się przez cały dzień, a nawet dłużej. Nie ma tutaj mowy o przetłuszczaniu czy przeciążaniu, za co duży plus. Plusem jest także piękny zapach i duża wydajność.

Kerastase, Elixir K Ultime - gdy tylko moje włosy potrzebują głębszego nawilżenia czy też wygładzenia lub po prostu ochrony, np. przed wysoką temperaturą zawsze sięgam po ten olejek. Jest rewelacyjny! Już po jednym użyciu nawilża, wygładza, dodaje blasku oraz miękkości, a przy regularnym stosowaniu zapobiega rozdwajaniu i puszeniu się włosów. W składzie kosmetyku znajdują się 4 luksusowe olejki: kukurydziany, arganowy, kameliowy oraz pracaxi i to właśnie one tak rewelacyjnie dbają o kondycję włosów, a przy tym ich nie obciążają. Olejek można stosować na mnóstwo sposobów, ja najczęściej stosuję go na wilgotne włosy i tak sprawdza się u mnie najlepiej. To jednak jeszcze nie koniec zalet. Kolejną jest przepiękny zapach, niestety nie utrzymuje się na włosach. A szkoda :(

Ulubieńcy roku 2014 w kategorii WŁOSY których nie ma na zdjęciu:

Seboradin, Niger, Szampon i Odżywka do włosów przetłuszczających się i skłonnych do wypadania- krótki opis >klik<
Phenome, Maska Oczyszczająca Maska do włosów- pełna recenzja >klik<
Origins, Clear Head, Mint Shampoo - krótki opis >klik<
Bumble and Bumble/Thickening, Dryspun Finish - pełna recenzja >klik<


CIAŁO

Pat&Rub, Olejek do Ciała - balsamy i masła do ciała Pat&Rub znam już od dawna, natomiast olejki poznałam dopiero w 2014 roku i muszę przyznać, że zdobyły moje serce. Są fajną alternatywą dla wyżej wymienionych kosmetyków. Świetnie nawilżają, odżywiają i wygładzają skórę, a przy okazji są szybkie i bardzo wygodne w użyciu. Wystarczy po kąpieli rozprowadzić niewielką ilość kosmetyku na skórze, delikatnie osuszyć się ręcznikiem i gotowe. Ja najchętniej sięgam po ten olejek gdy się spieszę. Po kąpieli nie muszę już marnować cennego czasu na aplikację balsamu czy tez martwić się, że nie włożę spodni przez tłustą warstwę, która została na skórze po użyciu masła. A tutaj wystarczy minuta i skóra jest nawilżona, a nie tłusta i bez problemu możemy wskoczyć w ciuchy.

Rituals, Shower Foam - moje wielkie odkrycie roku 2014 i wielka miłość. Mogłoby się wydawać, że to zwykły kosmetyk, ale tak nie jest. To żel, który pod wpływem wody zmienia się w gęstą, jedwabistą i otulająca piankę, która delikatnie, ale skutecznie oczyszcza skórę pieszcząc przy tym zmysł węchu. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Pod względem zapachowym wygrywa u mnie Yogi Flow, ale wersja widoczna na zdjęciu - Hammam Delight - też jest super. Pachnie rozmarynem oraz eukaliptusem i szczególnie fajnie sprawdza się podczas porannego prysznica.

Pat&Rub, Masło do Ciała - co tu dużo pisać, już kilkukrotnie wspominałam na blogu, że uwielbiam te masła i nic się nie zmieniło. Zawsze muszę mieć choć jedno na swojej łazienkowej półce, wymieniam tylko wersje zapachowe w zależności od nastroju bądź pory roku. Odpowiada mi w nich wszystko. Zaczynając od opakowania, poprzez konsystencję, a kończąc na działaniu, które jest naprawdę świetne. Przy regularnym stosowaniu skóra jest odpowiednio nawilżona, odżywiona, zregenerowana, elastyczna oraz gładka i miękka. Jeżeli jeszcze go nie znacie to polecam ;)

Dove Natural Touch Dead Sea Minerals, Antyperspirant w Sztyfcie - długo szukałam antyperspirantu idealnego i chyba w końcu znalazłam. Jest on przede wszystkim bardzo delikatny i nie podrażnia wrażliwej skóry pod pachami, a wręcz ją koi i pielęgnuje, no i co najważniejsze zapewnia mi całodzienną ochronę. Na zapach też nie narzekam, jest ładny, delikatny, utrzymuje się cały dzień, ale nie gryzie z perfumami. Niestety jest też jeden minus, a mianowicie antyperspirant zostawia białe ślady na ubraniach, ale wybaczam mu to. Ważne, że działa.

Phenome, In-A-Minute Manicure Scrub - nie mam za dużego doświadczenia jeśli chodzi o peelingi do dłoni, ale miałam ich kilka i ten najbardziej przypadł mi do gustu. Ma gęstą konsystencję zawierająca kryształki cukru, które rozpuszczają się bardzo powoli i delikatnie, a zarazem skutecznie usuwają martwe komórki naskórka. Skóra dłoni po takim zabiegu jest dobrze oczyszczona, pobudzona do odnowy, a przy tym niezwykle gładka. Peeling pomaga też pozbyć się suchych skórek, a także pielęgnuje paznokcie. Dodatkową zaletą tego kosmetyku jest przyjemny zapach. Lubię.

The Body Shop, Hemp Hand Protector - powyżej był peeling to teraz czas na krem. A jest to (moim zdaniem) nie byle jaki krem, jak dla mnie jest najlepszy i to już od kilku lat! Zawsze, ale to zawsze ratuje moje dłonie gdy są w potrzebie. Dogłębnie nawilża, regeneruje, odżywia, niweluje szorstkość i koi jeśli są spierzchnięte. Robi po prostu to co trzeba. Jego zapach może nie zachęca do użytku, ale warto się przemóc. Ja tak się do niego przyzwyczaiłam, że już go nawet nie wyczuwam ;)

Ulubieńcy roku 2014 w kategorii CIAŁO których nie ma na zdjęciu:

Rituals, Fortune Oil - krótki opis >klik<
Rituals, Himalaya Scrub - pełna recenzja >klik<
REN, Maroccan Rose Otto, Balsam i Żel- pełna recenzja >klik<
Pat&Rub, Bogaty Balsam do stóp - krótki opis >klik<
Phenome, Ralaxing Massage Oil - pełna recenzja >klik<
Phenome, Inspiring Shower Foam - pełna recenzja >klik<
Sun Ozon, Samoopalacz w Sprayu do normalnej i ciemnej karnacji - krótki opis >klik<


Uff, mam nadzieję, że dotrwałyście do końca. Myślałam, że jest tego mniej, ale widzę, że uzbierało się tych kosmetyków całkiem sporo. Jednak, uwierzcie mi, wszystkie są naprawdę godne uwagi i musiały się tutaj znaleźć ;)

Znacie moich ulubieńców? A może któryś z kosmetyków wpadł Wam w oko i macie ochotę go przetestować? Koniecznie dajcie znać :)

26.8.14

Ulubieńcy - sierpień 2014

W ulubieńcach najczęściej pokazuję pięć kosmetyków, ale tym razem nie mogłam poprzestać na tej liczbie. Żeby niepotrzebnie nie przedłużać zapraszam na kilka mini recenzji :)


RITUALS.../Shikakai Secret - Nourishing Ultra Shine Conditioner - moje włosy nie są mocno zniszczone, ale są bardzo wybredne i trudno im "dogodzić". Dzisiaj prezentowana odżywka jako jedna z niewielu idealnie wpisuje się w ich potrzeby. Dobrze nawilża, wygładza, nie obciąża oraz pięknie nabłyszcza. Można stosować ją także jako maskę, wystarczy potrzymać ją kilka minut dłużej. Mamy tutaj takie 2 w 1. Muszę wspomnieć też o zapachu, który jest boski i długo utrzymuje się na włosach. Kocham!

RITUALS.../Ginkgo's Secret - Caring Hand Balm - moje dłonie często są przesuszone, a więc na mojej szafce nocnej gości zawsze jakiś odżywczy krem. Od dłuższego czasu stosowałam Hemp Hand Protector z TBS, ale postanowiłam wypróbować coś innego, skusiłam się na balsam RITUALS... i nie żałuję. Ma lekką konsystencję i szybko się wchłania pozostawiając delikatną wartswę ochronną. Stosuję go zawsze na noc, a rano moje dłonie są idealnie nawilżone, odżywione i zregenerowane. Dodatkowym plusem jest zapach, relaksujący i uzależniający :)

Phenome/Rejuvenating Rose - Ralxing Massage Oil - już jakiś czas temu pisałam Wam o piance do ciała Phenome >klik<. Tak spodobał mi się jej zapach (pewnie już myślicie, że zwariowałam bo piszę ciągle o zapachach;)), że postanowiłam kupić olejek z tej serii. Uwierzcie mi, gdybym nie miała innych kosmetyków do ciała to smarowałabym się tylko tym cudeńkiem . Zastosowany na suche ciało pozostawia tłustą wartswę, natomiast nałożony na mokre i delikatnie osuszony ręcznikiem sprawia, że skóra jest miękka, gładka, nawilżona, no i pięknie pachnąca.

Chanel - Les Beiges - puder ten mam już od dobrych kilku miesięcy i dopiero w sierpniu przekonałam się jaki jest rewelacyjny. Moja skóra ostatnio wariuje i strasznie się przetłuszcza, a więc bez poprawek w ciągu dnia się nie obejdzie. Les Beiges jest do tego stworzony i towarzyszy mi praktycznie codziennie. Zaaplikowany pędzelkiem sprawia, że twarz jest matowa, a zarazem rozświetlona, ożywiona. Pięknie ukrywa zmęczenia, zmiękcza rysy, a do tego pozostaje niewidoczny na skórze, no i ten zapach! Ideał :)


MAC - Pro Longwear Waterproof Brow Set - co prawda mam makijaż permanentny wykonany metodą włoskową, ale moje naturalne brwi/włoski są jasne, a więc potrzebują przyciemnienia. Produkt MAC sprawdza się w tej roli idealnie. Mała szczoteczka jest bardzo wygodna w obsłudze, a sam żel ma lekką, nietłustą formułę. Brwi po jego zastosowaniu są przyciemnione, ułożone i mają zdrowy połysk. Co równie ważne, żel jest trwały i trzyma się na miejscu aż do wieczornego demakijażu.

GlamGlow - Supermud Clearing Treatment - mam tą maseczkę już jakiś czas i sama nie wiem dlaczego dopiero teraz pojawia się w ulubieńcach. Jest doskonała. Zastosowana na 15-20 minut sprawia, że skóra jest idealnie oczyszczona, delikatnie napięta, ale nie przesuszona, gładka, miękka, rozpromieniona, rozjaśniona, pory są zwężone, a ewentualne niespodzianki jaśniejsze. Nie ma tutaj mowy o podrażnieniu czy innych nieprzyjemnościach. Mimo małej pojemności okazała się też wydajna. To lubię. Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj >klik<.

Chloe - L'eau de Chloe - zdarza się Wam kupić perfumy przez internet nie znając wcześniej ich zapachu? Mi raczej nigdy, ale w przypadku tych perfum zaryzykowałam. Głównie dlatego, że kocham perfumy Chloe i kocham szyprowe zapachy, a ten taki właśnie jest. Już po pierwszym psiknięciu wiedziałam, że to miłość. Samego zapachu nie potrafię opisać. Na pewno jest intrygujący, troszkę ciężki, no i przepiękny! Jak na wodę toaletową długo utrzymuje się na skórze oraz ubraniach. Coś dla wielbicielek klasycznej wersji Chloe, której nuty są tutaj wyczuwalne. Cudo!

Znacie coś z mojej gromadki? Po jakie kosmetyki Wy najczęściej sięgałyście w sierpniu? Koniecznie dajcie znać :)

29.6.14

Glam Glow - Supermud Clearing Treatment czyli maseczka godna uwagi

Supermud Clearing Treatment firmy Glam Glow to maseczka opracowana klinicznie przez lekarzy dermatologów, aby pomagać zwalczać wszystkie ogólnie znane problemy skóry, takie jak: rozszerzone pory, przebarwienia, wypryski, zaskórniki i podrażnienia. Innowacyjna formuła kosmetyku idealnie oczyszcza skórę z nadmiaru tłuszczu, talku i zamieszczeń, a zawarte substancje czynne idealnie ją pielęgnują. Kosmetyk działa złuszczająco, antybakteryjnie, matująco, nie wysuszając przy tym skóry. Dodatkowo stymuluje regeneracje komórek.


Skład maseczki jest bardzo ciekawy, a znaleźć w nim możemy: korzeń lukrecji - pomaga redukować i regulować problemy skórne, mięte - pomaga kontrolować bakterie i zmniejszać podrażnienia, liść eukaliptusa - pomaga zwalczać skutki nadmiaru toksyn w skórze, aloes, rumianek, ogórek, nagietek, bluszcz - pomagają koić, łagodzić i goić, K17 glinka: 17 etapowy proces usuwający sebum, bakterie i toksyny, a także kwasy, takie jak:
- kwas glikolowy - pomaga zredukować foto-uszkodzenia skóry i poprawia jej teksturę,
- kwas salicylowy - pomaga odblokować i zmniejszyć pory,
- kwas mlekowy - wspomaga pigmentację i nawilżenie, stymuluje i zwiększa produkcję kolagenu,
- kwas migdałowy - redukuj cienkie linie i zmarszczki, opóźnia starzenie, zwiększa elastyczność skóry,
- kwas pirogronowy - pomaga w zabliźnianiu i rozjaśnia skórę,
- kwas azelainowy - pomaga zwalczać bakterie mieszków włosowych oraz wypryski.


Maseczka ma przyjemną, nie za rzadką ani nie za gęstą konsystencję koloru szarego, w której znajdują się małe kawałki suchych liści eukaliptusa. Niewielka ilość kosmetyku wystarcza do pokrycia całej twarzy cienką wartstwą co sprawia, że 34 gramy, które znajdziemy w słoiczku wystarczą nam na długo. Zaraz po aplikacji wyczuwalne jet delikatne szczypanie jednak bez obaw bo szybko mija. Producent zaleca pozostawić maseczkę na 5-20 minut, a następnie zmyć. Ja trzymam ją ok. 15 minut od czasu do czasu spryskując wodą różaną bądź winogronową ponieważ maseczka, jak to bywa w przypadku produktów na bazie glinki, bardzo szybko zasycha powodując lekki dyskomfort. Po tym czasie wykonuję delikatny masaż (oczywiście na zwilżonej twarzy) i bardzo dokładnie zmywam pozostałości kosmetyku.


Efekty po zastosowaniu Supermud Clearing Treatment są naprawdę imponujące. Moja mieszana cera, która jest zazwyczaj szara nabiera blasku, jest rozjaśniona, przyjemnie napięta, oczyszczona, matowa i bardzo, bardzo gładka co lubię, nie jest natomiast podrażniona. Maseczka świetnie oczyszcza pory oraz sprawia, że są zmniejszone. Dobrze wpływa też na wypryski, rozjaśnia je i sprawia, że zdecydowanie szybciej się goją. Stosowana regularnie tak 1 lub 2 razy w tygodniu utrzymuje skórę w świetnej "formie". Może delikatnie przesuszać, ale dobry krem nawilżający bądź maseczka załatwiają sprawę. Kwota jaką musimy zapłacić za to cudo wynosi 199 zł, ale teraz na stronie douglas.pl widziałam, że kosztuje 149 zł :) Muszę też dodać, że kosmetyk ma przyjemny, niedrażniący, ziołowy zapach, a po otwarciu ważny jest przez 9 miesięcy.


Znacie tą maseczkę? Lubicie? A może macie ją na liście zakupów? Dajcie znać w komentarzach :)

24.5.14

Nowości - maj 2014

Tego posta nie powinno być. Pewnie jesteście ciekawe dlaczego? Już Wam piszę. Jeszcze pod koniec kwietnia postanowiłam, że w maju nie zrobię żadnych zakupów kosmetycznych i ogólnie, że zacznę oszczędzać i takie tam. Jak widzicie nie udało mi się wytrwać w tym postanowieniu. Po pierwsze trafiłam na kilka kuszących ofert i promocji obok których nie mogłam przejść obojętnie,a po drugie mój tato był w Polsce i zaproponował, że może przywieźć mi kilka rzeczy jeśli chcę. No i jak widać chciałam ;)


Polskie zakupy to m.in. kosmetyki Phenome. Kolejny raz postanowiłam zamówić produkty, których jeszcze nie miałam i tak trafiły do mnie dwie maski do włosów: Purifying Hair Mask oraz Regenerating Hair Mask. Obie są wychwalane na blogach, więc tym bardziej byłam ich ciekawa. Następnie skusiłam się na nawilżającą mgiełkę do włosów - Nourishing Hair Mist, szampon o pojemności 50 ml - Anti Aging Hair Wash przeznaczony do włosów farbowanych oraz przepięknie pachnący olejek do ciała, który kryje się pod nazwą Relaxing Massage Oil.


Perfumy Dior - Miss Dior Blooming Bouquet to prezent od rodziców. Zresztą bardzo udany. Perfumy pachną tak pięknie, że uzależniłam się od nich i na chwilę obecną sięgam tylko po nie. Zamówienie z Annabelle Minerals to już u mnie stały punkt polskich zakupów. Zawsze kupowałam tylko Podkład Matujący, jednak tym razem skusiłam się na zestaw, w którego skład wchodzi wspomniany podkład o pojemności 10 g, róż i korektor (kolory wszystkich produktów możemy wybrać sami) oraz pędzel, który dostajemy w prezencie i również możemy wybrać taki jaki nam odpowiada. Ja wybrałam podkład w kolorze Golden Fair, róż - Rose, korektor- Medium oraz pędzel Mini Kabuki.


Kolejne zakupy to Bogaty Balsam do Stóp oraz Bogaty Balsam do Rąk - Pat&Rub z serii Home SPA, którą ostatnio bardzo polubiłam. W prezencie do zamówienia otrzymałam tarkę do stóp, jednak oddałam ją mamie ponieważ mam już swoją z Peggy Sage i nie potrzebowałam drugiej. Kosmetyki MAC z kolekcji Alluring Aquatic są u mnie dzięki Dominice z bloga Wyznania Kosmetykoholiczki >klik<, która pomogła mi w ich zakupie. W taki oto sposób stałam się posiadaczką różu w kolorze Sea Me, Hear Me oraz pomadki - Mystical. Są to moje pierwsze kosmetyki MAC, ale już wiem, że na pewno nie ostatnie. Szafirowy Peeling -Yoskine to wynik zakupów internetowych w aptece Gemini. Po dwóch użyciach jestem nim zachwycona. Świetnie ściera martwy naskórek, nie podrażnia i pięknie pachnie.


Kolejne apteczne zakupy to słynny Effaclar Duo od La Roche Posay. Mój egzemplarz jest już w nowej wersji i ciekawa jestem jak się u mnie spisze. Emulsja matująca Capital Soleil SPF30 z Vichy to mój ulubieniec z poprzedniego roku. Nie bieli, bardzo dobrze matuje, świetnie współgra z makijażem, także mineralnym, no i co najważniejsze skutecznie chroni skórę przed promieniami UVB oraz UVA. Następnie dwa zachwalane produkty na blogach czyli Antyperspirant w Kulce - Vichy oraz Szampon Wzmacniający do Włosów Osłabionych - Pharmaceris H, Keratineum, z którym chyba się polubimy. Do wirtualnego koszyka wrzuciłam także Serum Nawadniające, Hydrain 3 Hialuro firmy Dermedic, o którym czytałam u Iwetto >klik< i przy okazji dorzuciłam jeszcze pastę przeznaczoną do szczoteczek elektrycznych Active Clean od Denivit.


Na koniec zakupy zrobione już w Norwegii. Nad emulsją antycellulitową - Body Lift Cellulite Control od Clarins rozmyślałam już od dawna, ostatecznie do zakupu przekonała mnie recenzja Czarnej Ines >klik< oraz dobra oferta na stronie NordicFeel.no. W tym samym sklepie kupiłam także tusz Giorgio Armani - Eyes to Kill i to też przez Czarną Ines ;) Poza tym czytałam o nim dużo pozytywnych opinii, zapragnęłam go i jest :) Maseczki Glam Glow również chodziły za mną od dłuższego czasu, szczególnie ta biała, jednak w najbliższym czasie nie planowałam ich zakupu. A więc jak to się stało, że kupiłam aż dwie? Wszystko przez promocje dwie w cenie jednej, o której wspomniała mi By Izis >klik< podczas wymiany zdań na Instagramie i jeszcze podała kod promocyjny (dzięki:*). Nie mogłam przepuścić takiej promocji i stałam się posiadaczką Mud Mask oraz Super-Mud Clearing Treatment.


Jak widzicie trochę się tego uzbierało, a ja już planuje kolejne zakupy. To chyba powinno się leczyć, no ale raz się żyje. Prawda? :)

Znacie te kosmetyki? A może coś Was szczególnie zainteresowało? Dajcie znać w komentarzach ;)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl