31.10.14

Instagram Mix - 10/2014

Hej,
dawno mnie tutaj nie było. W sumie to tylko kilka dni, ale mam wrażenie, że minęły wieki. W każdym bądź razie postanowiłam wrócić i dzisiaj zapraszam Was na krótki przegląd instagramowych fotek, a w następnym poście zaprezentuje swoich ulubieńców października ;)


1. Relaks 2. Dinner time 3. Nowości kosmetyczne 4. Absolutnie uwielbiam <3

5. Kolacja 6. New in 7. Rozgrzewam się 8. Jesiennie


9. Nowe 10. Kolejne nowości 11. Wieczorna pielęgnacja 12. Taka nagroda od Kasi (Obsession)


13. Bałagan 14. Tea time 15. Słonecznie 16. Czerwień zawsze spoko


17. Ulubiony duet 18. Pod kocem najlepiej 19. Takie cuda na niebie 20. Nowa lektura


21. Domowe Spa 22. W łóżku... 23. Ziiimno 24. Najlepsze!

Więcej zdjęć znajdziecie na moim Instagramie >klik<, zapraszam :)

19.10.14

Moje peelingi (nie tylko do twarzy) - Rituals, Yoskine, Pat&Rub, Organique, Phenome

Kiedyś >klik< pisałam o swoich maseczkach, co prawda od tamtego czasu co nie co się pozmieniało i w sumie powinnam zaktualizować ten post, ale ostatnio nie mam ich za wiele poza tym w najbliższym czasie planuję zakup przynajmniej jeszcze dwóch sztuk dlatego obecnie wstrzymuje się z aktualizacją. Jednak dzisiaj post o peelingach, a więc tego się trzymajmy ;) Co prawda tutaj również niedługo troszkę się pozmienia ponieważ kilka sztuk z tej gromadki dobija dna, ale są to produkty warte uwagi dlatego też postanowiłam o nich napisać. Jak same widzicie nie mam tego za dużo, ale taka ilość w zupełności mi wystarcza. Ok, zaczynamy prezentacje :)


RITUALS..., Himalaya Scrub - co tu dużo mówić, rewelacyjny peeling solny o przepięknym zapachu i genialnym działaniu. Jednak to jeszcze nie wszystkie plusy. Plusem jest tutaj też wydajność, która jest przeogromna. Tzn. u każdego na pewno będzie różna, ale naprawdę niewielka ilość peelingu wystarcza żeby dokładnie "złuszczyć" nogi, brzuch, plecy oraz ręce. Do dekoltu go nie polecam ponieważ jest bardzo mocny, a jednak w tym miejscu skóra jest cienka i delikatna. Na pozostałych częściach ciała sprawdza się wyśmienicie. Rewelacyjnie złuszcza martwy naskórek pozostawiając skórę gładką, miękka, jakby jędrniejszą oraz nawilżoną i pachnącą. Dla mnie rewelacja. Więcej na jego temat przeczytacie tutaj >klik<.

Organique/Basic Cleaner, Peeling Enzymatyczny z Ziołami - gdy moja cera jest podrażniona czy też przesuszona lubię zrobić przerwę od peelingu mechanicznego i wtedy właśnie sięgam po peeling enzymatyczny. Obecnie towarzyszy mi ten od Organique i muszę przyznać, że bardzo się polubiliśmy. Jest łagodny (choć, wiem, że niektórym wyrządził krzywdę więc warto dorwać gdzieś próbkę jeżeli jest taka możliwość), ale skuteczny. Pozostawiony na 10-15 minut (producent zaleca pozostawić na 5 minut, a następnie przez 5 minut masować skórę, ale ja tak nie robię) sprawia, że po zmyciu ukazuje się nam jaśniejsza i piękniejsza skóra. Pory są oczyszczone, obkurczone, a sama skóra jest oczyszczona, matowa i gładka, a po suchych skórkach nie ma śladu. Kosmetyk ma przyjemny, delikatny zapach, a także ciekawy skład, w którym znajdziemy takie składniki aktywne jak: papaina, bromelaina, kaolin, prawoślaz, krwawnik, kwas cytrynowy, glikolowy, mlekowy. Moim zdaniem to świetny peeling i warto się nim zainteresować ;)


Yoskine, Mikrodermabrazja/Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy - mój zdecydowany faworyt jeżeli chodzi o peelingi mechaniczne. Moja cera, mieszana, z rozszerzonymi porami oraz zaskórnikami kocha ten peeling, a ja kocham efekt jaki otrzymuje po jego zastosowaniu. Peeling skutecznie złuszcza martwy naskórek, a także dobrze oczyszcza pory i zdecydowanie je obkurcza. Po zaledwie dwóch minutach oczyszczania skóra jest niesamowicie wygładzona, rozjaśniona, a także zmatowiona i gotowa na przyjęcie składników aktywnych zawartych w kremie bądź maseczce. Nie jest to jednak kosmetyk dla każdego ponieważ jest bardzo mocny. Mojej wrażliwej cery nie podrażnia, ale po jego zastosowaniu jest ona delikatnie zaczerwieniona, na szczęście tylko przez chwilę. Pełna recenzja >klik<.

Phenome/Green Tea, Fresh Mint Heel Pumice - zadbane stopy w kilka minut? Z tym peelingiem/pumeksem to możliwe! Oczywiście jeśli lubicie seanse z moczeniem stóp w wodzie z solą itd. potrwa to troszkę dłużej niż kilka minut ;) Ja najczęściej używam tego peelingu/pumeksu pod prysznicem. Oczywiście zawsze pod koniec kąpieli gdy skóra jest zmiękczona. Masuję, przez ok. minutę, może dwie, najpierw jedną stopę, następnie drugą i już po chwili mogę cieszyć się gładką i miękką skórą. Po takim zabiegu martwy, zrogowaciały naskórek jest dokładnie usunięty, a stopy są odprężone. Teraz pozostaje tylko pomalować paznokcie, nałożyć treściwy krem i pedicure zrobiony. Więcej o tym kosmetyku możecie przeczytać tutaj >klik<. Moja tubka już dobija dna, ale kiedyś na pewno skuszę się na następną ;)


Pat&Rub/Home Spa, Kremowy Peeling do Dłoni - niby do dłoni można użyć tego samego peelingu co do ciała, ale dla mnie to nie to samo. Skóra na dłoniach, a na ciele jest troszkę inna i ma też inne wymagania, a peeling Pat&Rub doskonale się w nie wpisuje. zawarte w kosmetyku drobinki z bamusa oraz pestek moreli, są malutkie, nie rozpuszczają się pod wpływem wody i delikatnie masują skórę co czyni ten zabieg bardzo przyjemnym, a także skutecznym. Peeling bardzo dobrze złuszcza martwy naskórek co w rezultacie daje nam miękką, gładką oraz rozjaśnioną skórę dłoni. Producent wspomina także o nawilżeniu, jednak ja takowego nie wyczuwam i zawsze aplikuje krem. Jeśli chodzi o zapach to fanki serii Home Spa mogą czuć się rozczarowane. Nie ma tutaj relaksacyjnego aromatu ziół i cytrusów. Dla mnie ten zapach jest po prostu nijaki, ale w cale mi to nie przeszkadza ponieważ działanie spełnia moje oczekiwania i to mi wystarcza.

Pat&Rub, Peeling do Ust - kiedyś uważałam, że peeling do ust to zbędny kosmetyk, a teraz po prostu nie mogę bez niego żyć i jest w użyciu praktycznie codziennie. Wiem, że można zrobić własnoręcznie taki peeling w domu, ja jednak bardzo polubiłam "gotowce" od Pat&Rub. Miałam już wersję pomarańczową, o której wspominałam w tym poście >klik<, i w sumie była troszkę lepsza od tej różanej ponieważ miała olejki. Tutaj tego nie mamy. Ta wersja jest sucha i troszkę kłopotliwa podczas aplikacji. Jednak gdy już kosmetyk zaaplikujemy wystarczy wykonać kilka ruchów ustami, zmyć pozostałości lub po prostu zlizać (tak, tak, ten peeling jest jadalny :)) i gotowe. Usta są wygładzone, odżywione i gotowe na nałożenie pomadki, koniecznie w jakimś szalonym kolorze ;) lub odżywczego balsamu. Cena tego cuda to 49 zł, troszkę dużo, ale kosmetyk jest szalenie wydajny, a po otwarciu mamy aż 12 miesięcy na jego zużycie.


Poniżej możecie zobaczyć jak mniej więcej wygląda konsystencja wszystkich peelingów. Zaczynając od nadgarstka mamy: Szafirowy Peeling - Yoskine, Pumeks - Phenome, Peeling do Dłoni - Pat&Rub, Peeling do Ust - Pat&Rub, Peeling Enzymatyczny - Organique i Himalaya Scrub - Rituals.


Znacie któryś z moich peelingów? A może któryś Was szczególnie zainteresował? Ile peelingów Wy macie w swojej kolekcji? :) Pochwalcie się koniecznie :)

16.10.14

(Krótki) trening na nogi i pośladki

Po kilku miesiącach lenistwa postanowiłam wrócić do regularnych treningów. Na początek skupiłam się głównie na pośladkach oraz nogach ponieważ te części ciała mam najbardziej problematyczne. Za jakiś czas dołożę do tego ćwiczenia na brzuch, ale jeszcze nie teraz. Komponując trening wybierałam głównie ćwiczenia, które są łatwe i w miarę przyjemne, a także nie obciążają kolan. Moja kondycja wynosi 0, dlatego też nie chciałam już na samym starcie się wykończyć i zniechęcić. Zależało mi żeby żeby zacząć po mału i na spokojnie. Jeśli jesteście ciekawe jak wygląda mój trening zapraszam dalej.


Całośc trwa ok. 30 minut, może troszkę mniej, a może troszkę ponad. Szczerze mówiąc nigdy nie sprawdzałam ;)
Na początek rozgrzewka. Ja wybrałam rozgrzewkę z Mel B >klik<, która trwa ok. 5 minut i angażuje praktycznie wszystkie partie ciała. Ćwiczenia są tutaj łatwe do wykonania i przyjemne, a także robią to co mają robić czyli rozgrzewają.


Po rozgrzewce czas na nogi. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się łatwe i wygląda przyjemnie. Niestety, jak już wspominałam wyżej, moja kondycja wynosi zero i podczas pierwszego treningu po 3 serii pajacyków "wysiadłam" i miałam dość. Teraz, po kilku treningach, jest już ok i bez problemu wykonuję wszystkie ćwiczenia, choć przedostatnia pozycja czyli "krzesło pod ścianą" daje mi cały czas nieźle w kość. Niby to tylko minuta, ale jest to najdłuższa i najbardziej bolesna minuta jaką można sobie wyobrazić ;)


Teraz czas na pośladki i tutaj ponownie wybrałam Mel B >klik<. Bardzo lubię te ćwiczenia, są łatwe do wykonania, ale skuteczne (po pierwszym treningu zakwasy murowane). Podczas treningu czuć jak mięśnie pracują, wręcz nawet trochę "palą". Lubię to uczucie. Całość trwa 10 minut, ale jest to przyjemny czas i mija bardzo szybko.



Ostatnie ćwiczenia to program Ewy Chodakowskiej >klik<, który angażuje mięśnie pośladków, nóg, a w szczególności mięśnie przywodziciele ud czyli wewnętrzne partie ud. Mamy tutaj 5 ćwiczeń, każde z nich trwa minute i jest wykonywane na macie. Jest to z pozoru łatwy trening, ale wyciska (ze mnie) siódme poty. No, ale o to w końcu chodzi, prawda?


I to już wszystko. Ja jeszcze, po każdym treningu, obowiązkowo się rozciągam. Jest to ważny punkt, tak samo jak rozgrzewka.

Co do efektów to jeszcze za wcześnie żeby o jakichkolwiek mówić ponieważ za mną dopiero 5 czy 6, a może 7 treningów. Jedyne co widać to to, że skóra staje się coraz bardziej napięta, ale w tym pomaga mi też szczotkowanie ciała na sucho >klik<, no i pośladki zaczynają się troszkę podnosić i wyglądać coraz lepiej ;) Jednak jeszcze długa droga przede mną, mam nadzieję, że się nie poddam i osiągnę wymarzony efekt :)

Na koniec bonus, czyli ja po jednym z treningów. Zmęczona, ale szczęśliwa ;)


Wiem, wiem, wszystko opisałam beznadziejnie, niestety nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale bardzo chciałam pokazać Wam swój trening. A nuż komuś się przyda :)

PS. Pisałam ten post 2 razy. Za pierwszym razem coś wcisnęłam, sama nie wiem co, i wszystko przepadło :(

14.10.14

Shiseido/Ibuki - Refining Moisturizer

Nawilżanie skóry jest dla mnie równie ważne co porządny demakijaż. No ok, demakijaż jest troszkę ważniejszy, bo np. jak nie nałożę kremu to jeszcze dam rade, ale jak porządnie nie oczyszczę skóry twarzy to czuję się źle, a już w ogóle nie wyobrażam sobie aplikacji kremu na brudną, nieoczyszczona skórę. No, ale wracając do nawilżania jest to dla mnie ważny punkt w pielęgnacji. Bez tego moja mieszana cera w kierunku suchej jest ściągnięta, przesuszona, szorstka i podrażniona. Obecnie stosuję kilka produktów nawilżających, ale dzisiaj napiszę Wam o emulsji, która towarzyszy mi już od kilku miesięcy.


Ibuki Refining Moisturizer marki Shiseido to wielofunkcyjna emulsja nawilżająca przeznaczona do każdego typu cery. Znajduje się w porządnej, minimalistycznej buteleczce z pompką, która działa bardzo sprawnie i dozuje odpowiednią ilość kosmetyku, wystarcza w sam raz do posmarowania twarzy oraz szyi. Oczywiście bez problemu możemy "wycisnąć" też mniejszą ilość, wszystko zależy od nas i naszych indywidualnych potrzeb. Konsystencja kosmetyku jest bardzo lekka, półpłynna, szybka aplikacja jest tutaj jak najbardziej wskazana w innym wypadku emulsja może nam uciec np. przez palce.


Ibuki Refining Moisturizer po nałożeniu na skórę szybko się wchłania i, mimo lekkiej konsystencji, pozostawia delikatny, wyczuwalny film ochronny, nie jest on jednak tłusty czy też lepki. Nie obciąża, a wręcz sprawia, że skóra czuje się komfortowo i nabiera zdrowego blasku, a także jest elastyczna, gładka i miękka. Szorstkość i suchość jest natychmiast zniwelowana,a wszystko to dzięki dużej dawce nawilżenia, które utrzymuje się przez długie godziny.


Emulsja jest idealną bazą pod makijaż, zarówno klasyczny jak i mineralny. Niestety mam wrażenie, że u mnie przyspiesza przetłuszczanie się skóry, ale czytałam wiele opinii, że u innych taka sytuacja nie ma miejsca. Ja jednak i tak najczęściej stosuję Ibuki Refining Moisturizer po prostu wieczorem, na dzień mam inny krem. Rano moja skóra jest zregenerowana, nawilżona i jędrna. Przy regularnym stosowaniu nie pojawiają się na niej suche skórki, nie zauważyłam także nowych zmarszczek, a więc jest dobrze.


Producent obiecuje zmniejszenie porów oraz redukcje niedoskonałości. Nie odnotowałam u siebie ani jednego, ani drugiego. Pory jakie były takie są, natomiast niedoskonałości nie mam zbyt wielu, sporadycznie mi coś tam wyskoczy. Emulsja nie sprawia, że "ten problem" szybciej znika, ale też nie nasila go ani nie zapycha cery, co jest dla mnie dużym plusem.


W opakowaniu znajduje się 75 ml kosmetyku, który jest szalenie wydajny. Ja stosuję go już od kilku miesięcy, kilka razy w tygodniu, a końca nie widać. Standardowa cena wynosi 199 zł, trochę dużo, ale w promocji wygląda to znacznie lepiej ;) Reasumując jeśli poszukujecie kremu, który zapewni Waszej skórze dobre nawilżenie, nie obciąży jej ani nie zapcha to Ibuki Refining Moisturizer jest dla Was. Dla osób potrzebujących silniejszego działania czy też przeciwzmarszczkowego kosmetyk ten będzie za słaby.


Jeśli jesteście ciekawe innych produktów z serii Ibuki to tutaj >klik< pisałam o kremie pod oczy, a tutaj >klik< o piance oczyszczającej ;)

EDIT: Obecnie w perfumeriach Douglas oraz Sephora dostępny jest zestaw miniatur (30ml każde opakowanie) w skład którego wchodzi właśnie ta emulsja, a także pianka do mycia twarzy i tonik/koncentrat. Cena wynosi 129 zł. Warto skusić się na taki zestaw. Kosmetyki są bardzo wydajne i wystarczają na długo więc na spokojnie będziecie mogły wszystko przetestować :)

Znacie tą emulsje? Co o niej sądzicie? Nawilżanie jest dla Was ważnym krokiem w pielęgnacji twarzy czy nie przywiązujecie do tego zbyt dużej uwagi? Jakie kremy polecacie? Dajcie koniecznie znać :)

12.10.14

Szczotkowanie ciała na sucho

W przedostatnim poście mogłyście przeczytać o fajnym duecie od Pat&Rub >klik<, który ujędrnia skórę, a także wspomaga walkę z cellulitem. Pozostając jeszcze w temacie pielęgnacji ciała i walki z cellulitem postanowiłam napisać Wam o rewelacyjnym zabiegu jakim jest szczotkowanie ciała na sucho. Taki masaż szczotką zmniejsza cellulit, wyszczupla, ujędrnia skórę, a także ułatwia detoks organizmu.


Jedyne co potrzebujemy to szczotka. Jaką szczotkę wybrać? Najlepsza będzie szczotka z naturalnym, średnio twardym włosiem. Na rynku obecnie jest duży wybór i każda z nas znajdzie coś dla siebie. Możemy wybrać małą, drewnianą szczotkę, która wygodnie leży w dłoni lub szczotkę z długą rączką, dzięki której dokładnie wymasujemy plecy i miejsca, które ciężko dosięgnąć.
Ja swoją szczotkę kupiłam w The Body Shop i spisuje się bardzo dobrze. Jest mała, poręczna, wygodnie leży w dłoni, a jej włosie nie odkształca się ani nie wypada, jest jednak jedno ale... Włosie jest tutaj twarde i przy pierwszych masażach dosyć mocno drapie więc nie polecam jej osobom z delikatną skórą. Ostatnio naszła mnie chęć żeby kupić sobie jeszcze jedną szczotkę, porozglądałam się trochę i w oko wpadła mi ta marki Aromatherapy Associates, którą można kupić w perfumerii Galilu >klik<.


Pierwsze próby szczotkowania mogą być nieprzyjemne, a nawet bolesne. Jednak nie można się zniechęcać, wystarczy zmniejszyć siłę nacisku bądź przez kilka pierwszych dni masować się gąbką lub rękawicą. Przed szczotkowaniem nie nakładamy na skórę olejków czy balsamów. Masaż zaczynamy od dołu do góry (zawsze kierujemy się w kierunku serca i węzłów limfatycznych!) posuwistymi, długimi i spokojnymi ruchami. Nie należy przyciskać szczotki zbyt mocno. Zaczynamy od stóp, pamiętają także o piętach i palcach, następnie szczotkujemy łydki i uda (na tych partiach możemy wykonać również okrężne ruchy). Na brzuchu robimy okrężne ruchy (zgodnie z ruchem wskazówek zegara). Szczotkowanie rąk zaczynamy od dłoni, poprzez przedramię aż do ramienia, a następnie od szyi w dół w kierunku piersi, wokół których wykonujemy okrężne ruchy lub ósemki. Pośladki i dolną połowę pleców szczotkujemy ku górze, a od karku ku dołowi. Jeśli sam opis nic Wam nie mówi warto zajrzeć na youtube i obejrzeć filmiki jak to ma dokładnie wyglądać ;) Masaż powinien trwać ok. 5-10min. A kiedy najlepiej go wykonać? Przed prysznicem, najlepiej rano, ponieważ rozgrzewa skórę, pobudza i dodaje energii. Nie macie rano czasu? Nie ma problemu, wykonajcie masaż wieczorem. Ja właśnie tak robię i jest ok.



Pierwsze efekty szczotkowania można zauważyć już po ok. 2-3 tygodniach. Skóra staje się coraz gładsza, jędrniejsza, nabiera zdrowego kolorytu. Pozytywne zmiany zachodzą też w organizmie, a także w naszym samopoczuciu. Aby kuracja przynosiła trwałe rezultaty, powinno się szczotkować ciało codziennie przez okres 3 do 4 miesięcy, po tym czasie możemy wykonywać masaż co drugi dzień.
Szczotkowanie na sucho nie jest jednak zabiegiem dla każdego. Przeciwwskazaniem są wszelkie zmiany skórne na tle bakteryjnym czy wirusowym. Osoby mające podrażnienia, świeże blizny, znamiona, dolegliwości skórne, przy masowaniu powinny omijać miejsca zmienione, jak również obszary powiększonych żylaków. Szczotkowanie nie jest też wskazane w nadciśnieniu tętniczym, a także przy wszelkich stanach zapalnych mięśni i stawów.


Jeśli zdecydujecie się na szczotkowanie w pierwszych dniach mogą pojawić się wypryski czy też podrażnienia, swędzenie, ale nie zniechęcajcie się i myślcie o korzyściach, a jest ich wiele.

A co tak naprawdę daje szczotkowanie ciała? Same popatrzcie:
-pobudza krążenie krwi
-złuszcza martwy naskórek
-zmniejsza cellulit
-napina i wygładza skórę
-pomaga pozbyć się toksyn z organizmu
-rozluźnia mięśnie i relaksuje
-poprawia koloryt skóry
-pomaga przy wrastających włoskach po depilacji
-kształtuje sylwetkę
-wzmacnia układ limfatyczny, pomaga pozbyć się opuchlizny z ciała.


Próbowałyście szczotkowania ciała na sucho? Dajcie znać :)

8.10.14

Dior - Addict It Lash Mascara

Addict It Lash Mascara to idealna maskara dla wszystkich, którzy pragną osiągnąć każdy efekt naraz, i to od razu. Niezwykle magiczny i uzależniający produkt, jak przystało na Addict. Już za jednym pociągnięciem kreujemy niezwykle modowy look, który przyciąga, kusi i uwodzi.Dior Addict It-Lash ubiera rzęsy w niepowtarzalne odcienie przepełnione pigmentami:
- It-Black, zapierająca dech w piersiach głęboka czerń
- It-Pink, popowy różowy odcień, na tu i teraz
- It-Blue, nasycony błękit dla elektryzującego spojrzenia
- It-Purple, intrygujący, głęboki fiolet, wyrafinowane oko.



Tak swój produkt opisuje producent, brzmi dobrze, prawda? Ja, jak widzicie uległam tym obietnicom, ale muszę przyznać się, że do zakupu nie zachęcił mnie tylko opis. Zachęciło mnie przede wszystkim opakowanie, które jest piękne! Minimalistyczne i naprawdę solidne. Najważniejsza jest jednak zawartość i działanie tuszu, a tutaj nie mogę narzekać, a wręcz jestem oczarowana. Zresztą, jeśli śledzicie moje wpisy na bieżąco na pewno pamiętacie, że tusz ten pojawił się w ulubieńcach września >klik< i już tam się nim zachwycałam.


Spośród czterech odcieni wybrałam klasykę, czyli czerń, która kryje się pod nazwą It-Black. Nie jet to odcień, który, jak to napisał producent, zapiera dech w piersiach, ale jest to naprawdę głęboką, piękna czerń, która sprawia, że spojrzenie jest podkreślone i wyraziste. To lubię. Duża, silikonowa szczoteczka z mnóstwem "igiełek" może na początku przerażać (mnie przeraziła ;)), ale jest genialna. Nabiera odpowiednią ilość tuszu, świetnie rozczesuje rzęsy i mimo dużych rozmiarów łatwo się nią operuje. Jest też bardzo precyzyjna. Dociera do każdej, nawet najkrótszej rzęsy, dokładnie pokrywając ją tuszem.



Addict It Lash Mascara od samego początku ma idealną konsystencję. Nie za rzadką, ani nie za gęstą. Nie potrzebuje czasu żeby dojrzeć, a więc od razu po zakupie możemy przystąpić do malowania rzęs. Za co duży plus. Jeszcze większym plusem jest tutaj trwałość, która jest naprawdę rewelacyjna. Tusz trzyma się na rzęsach bez żadnego uszczerbku od rana aż do wieczornego demakijażu, nie blaknie, nie osypuje się ani nie kruszy. Niestety jest troszkę oporny podczas zmywania, tzn. ja mam problem zmywając go płynem micelarnym, podejrzewam, że dwufaza sprawdzi się tutaj o wiele lepiej.


Jesteście pewnie ciekawe efektu? Jedna warstwa delikatnie przyciemnia i wydłuża rzęsy co daje bardzo naturalny look. Jeśli mamy ochotę go podkręcić bez obaw możemy zaaplikować tusz ponownie. Uzyskamy wtedy pięknie wydłużone, podkręcone, pogrubione, elastyczne i zagęszczone rzęsy oraz podkreślone i otwarte spojrzenie. Niestety fanki teatralnego efektu mogą być zawiedzione ponieważ Addict It Lash Mascara nie pogrubia bardzo spektakularnie. Jednak jak dla mnie pogrubia wystarczająco. Co równie ważne kosmetyk nie obciąża rzęs, nie skleja ich, nie tworzy tzw. owadzich nóżek oraz nie podrażnia oczu. Po otwarciu ważny jest przez 6 miesięcy, a jego cena standardowa wynosi 155 zł.

Znacie Addict It Lash Mascara? Lubicie tak jak ja czy macie odmienne zdanie? Znalazłyście swój tusz idealny czy jesteście nadal w trakcie poszukiwań? Dajcie koniecznie znać :)

6.10.14

Pat&Rub/NaturActiv - Peeling i Balsam

Cellulit i brak jędrności. Znacie ten problem? Ja niestety aż za dobrze. Jak wiadomo żeby pozbyć się cellulitu, a także ujędrnić ciało potrzebna jest aktywność fizyczna oraz zdrowa dieta. Same kosmetyki nie załatwią sprawy, ale mogą wspomóc tą walkę. I tutaj z pomocą przychodzi NaturAktiv. Jest to seria wyjątkowo aktywnych preparatów do ciała, o działaniu ujędrniająco-wyszczuplającym w skład, której wchodzą: Peeling Ujędrnianie, Wyszczuplanie oraz Balsam Wyszczuplający i Zwalczający Cellulit.


Zacznijmy najpierw od peelingu. Kosmetyk otrzymujemy w solidnej, plastikowej tubie o pojemności 250 ml. Takie opakowanie jest bardzo wygodne i umożliwia zużycie peelingu praktycznie do ostatniej "kropli". Konsystencja jest tutaj troszkę rzadka, ale nie lejąca. Nic nie ucieka przez palce, a sama aplikacja na skórę nie przysparza problemu. Zawarte w peelingu drobinki z orzecha kokosowego i bambusa, o różnej gramaturze, są okrągłe, delikatne i nie rozpuszczają się pod wpływem wody. Podczas zabiegu złuszczania masują skórę i skutecznie usuwają martwy naskórek. Oprócz drobinek w składzie kosmetyku znajdziemy m.in.: naturalną witamine E - odpowiada za wygładzenie, ujędrnienie i natłuszczenie, ekstrakt z zielonej herbaty - działa antyoksydacyjnie i antyzapalnie, a także stymuluje regenerację i podziały komórkowe, olejki, takie jak: pieprzowy i lemongrasowy - poprawiają krążenie w skórze i ułatwiają przenikanie substancji czynnych, olej słonecznikowy - nawilża, regeneruje i goi, łagodne detergenty roślinne - delikatnie myją, nie naruszając warstwy lipidowej. Peeling możemy stosować nawet codziennie, na dwa sposoby: pod prysznicem jako kosmetyk myjąco-złuszczający albo na suchą skórę ciała dla uzyskania bardziej intensywnego efektu złuszczania. W obu przypadkach sprawdza się rewelacyjnie. Po takim zabiegu krążenie jest pobudzone, a skóra jest niesamowicie gładka, miękka, delikatnie nawilżona, a także jakby jędrniejsza oraz gotowa na przyjęcie substancji czynnych zawartych w balsamie.



A jest co przyjmować ponieważ Balsam Wyszczuplający i Zwalczający Cellulit to bomba dobroczynnych składników. Kosmetyk zawiera, aż 3 substancje działające na komórki tłuszczowe (adypocyty):

Scopariane (z algi brązowej) – zapobiega tworzeniu się nowych komórek tłuszczowych, stymuluje wydalanie tłuszczu z komórek. Powoduje prawidłowe ułożenie włókien kolagenowych w skórze - ujędrnia skórę.

Hydrofiltrat Marine Lotus G (z rośliny – lotus maritimus) – naprawia funkcjonowanie tkanki łącznej zwalczając wolne rodniki. Zapobiega gromadzeniu się tłuszczu w komórkach. Wyraźnie wygładza skórę.

Phyto 75 (z morszczynu) – stymuluje lipolizę – wydalanie tłuszczu z komórek. W badaniach klinicznych przy jednej aplikacji dziennie przez trzy tygodnie uzyskano zmniejszenie obwodu uda o 0,8 cm i talii o 1,6 cm.


Oprócz tych trzech magicznych składników w kompozycji balsamu znajdziemy również: olej konopny - ma zdolność głębokiej penetracji tkanek, jest doskonałym nośnikiem substancji aktywnych, wyciąg z miłorzębu: - ujędrnia, wyciąg ze skrzypu - wzmacnia tkankę łączną, masło awokado - nawilża, odżywia, łagodzi, kwas hialuronowy- silnie nawilża, olejki pieprzowy i lemongrasowy, wyciąg z kardamonu - poprawiają krążenie w skórze, ułatwiają przenikanie substancji aktywnych, ekstrakt z zielonej herbaty - działa antyoksydacyjnie, antyzapalnie i łagodząco; stymuluje regenerację i podziały komórkowe. Wszystkie te substancje sprawiają, że ten gęsty i treściwy balsam naprawdę działa! Wiadomo, nie sprawi, że nagle pozbędziemy się cellulitu, a nasze ciało będzie szczuplejsze, ale stosowany regularnie (u mnie raz dziennie, wieczorem) w widoczny sposób ujędrnia i napina. Ja jestem pod wrażeniem. W rezultacie cellulit jest wygładzony i mniej widoczny, a skóra jędrna i sprężysta. Myślę, że w połączeniu z dietą oraz ćwiczeniami efekty byłyby jeszcze lepsze, ale ja za bardzo kocham słodycze itd. żeby zdrowo jeść oraz jestem za leniwa (niestety) żeby regularnie ćwiczyć ;) Na pochwałę zasługuje nawilżenie, które jest naprawdę dobre i trwałe. Dodatkowym plusem jest opakowanie typu airless, bardzo higieniczne i wygodne, a także ekonomiczne ponieważ pozwala zużyć kosmetyk do samego końca.



Oba kosmetyki mają wspólny punkt, a jest nim zapach. Bardzo specyficzny, roślinny. W peelingu jest on zdecydowanie intensywniejszy niż w balsamie. Na początku stosowania nie byłam do niego przekonana, a wręcz nie podobał mi się, ale po kilku użyciach przyzwyczaiłam się i teraz uważam, że jest całkiem ładny. Zarówno peeling, jak i balsam możecie kupić w sklepie internetowym Pat&Rub. Kosmetyki nie należą do najtańszych (balsam 95 zł, peeling 65 zł) dlatego też polecam polować na promocje, których na stronie producenta nie brakuje. Ja na pewno jeszcze wrócę do tego duetu bo naprawdę działa :)


Znacie te kosmetyki? Co o nich sądzicie? Walczycie z cellulitem czy nie dotyczy Was ten problem? Dajcie znać :)

2.10.14

Denko - wrzesień 2014

We wrześniu udało mi się zużyć kilka, a nawet kilkanaście kosmetyków i jestem z siebie dumna. Na półkach zrobiło się więcej przestrzeni i jest mi jakoś tak lżej na sumieniu. Teraz muszę tylko wytrwać w tym żeby zużywać wszystko po kolei i nic nie kupować ;) Ok, już nie przedłużam, zaczynamy ;)


Phenome/Green Tea, Double Mint Fix For Feet - pokładałam duże nadzieje w tym kremie, niestety okazał się bublem. Nawilżał i wygładzał, ale tylko na chwilę, poza tym nie przyniósł ukojenia zmęczonym stopom, a na to najbardziej liczyłam. Jedyny plus to całkiem ładny, delikatny, roślinny zapach. Tutaj pełna recenzja >klik<. Jak już się pewnie domyślacie więcej go nie kupię.

Phenome/Sustainable Science, Purifying Hair Mask - rewelacyjna maska oczyszczająca, którą zachwycałam się na blogu kilka razy, m.in. tutaj >klik< i tutaj >klik<. Uwalnia włosy oraz skalp z nadmiaru sebum oraz środków do stylizacji. Po jej użyciu moje szybko przetłuszczające się włosy dłużej zachowują świeżość, są odbite od nasady i pełne objętości. Minusem może być cena, ale maska jest bardzo wydajna. Polecam i sama kupię ponownie na 100%.

Phenome/Rejuvenating Rose, Relaxing Massage Oil - cudowny olejek o cudownym, odprężającym zapachu zbudowanym wokół różanej nuty. Stosowany na mokre ciało nie wchłania się całkowicie, ale zastosowany na wilgotne wchłania się natychmiast pozostawiając skórę elastyczną, miękką oraz odpowiednio nawilżoną. Pisaałam o nim m.in tutaj >klik< i pojawił się też w ulubieńcach >klik<. Kupię ponownie.


Dior, Diorshow Maximizer Lash Plumping Serum - genialna baza pod tusz, ale nie tylko. Jest to też odżywka, która przy regularnym stosowaniu zdecydowanie poprawia kondycje rzęs, wydłuża, zagęszcza i delikatnie je przyciemnia. Kosmetyk stosowany jako baza podkręca działanie każdego tuszu oraz przedłuża jego trwałość. Kupię ponownie i to już niedługo.

Ren, Neroli And Grapefruit Body Wash, Body Cream - duet idealny! No może poza zapachem, który jest bardzo delikatny i w sumie nijaki. Jednak działanie wynagradza wszystko. Żel świetnie się pieni, dobrze oczyszcza, nie podrażniając przy tym ani nie wysuszając skóry, natomiast balsam ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania pozostawiając skórę niesamowicie gładką, miękką i odpowiednio nawilżoną. Nie wiem czy kupię ponownie ze względu na cenę, ale jeśli trafię na promocje to na pewno wrzucę do koszyka i żel, i balsam.


RITUALS..., Shikakai Secret, Nourishing Ultra-Shine Conditioner - to odżywka i maska do włosów w jednym. W obu przypadkach sprawdza się dobrze, ale muszę wspomnieć, że moje włosy nie są mocno zniszczone. Świetnie nawilża, wygładza, nabłyszcza i nie obciąża. Dodatkowym plusem jest przepiękny zapach, który długo utrzymuje się na włosach. Pisałam o niej w poście z ulubieńcami sierpnia >klik<. Prawdopodobnie kupię ponownie.

Pharmaceris/H-KERATINEUM, Skoncentrowany Szampon Wzmacniający - nie jest to mój ulubiony szampon ponieważ troszkę obciążą włosy, ale, mimo zawartości SLS, nie podrażnia mojej skóry głowy, co jest dla mnie bardzo ważne, no i spełnia obietnice producenta. Przy regularnym stosowaniu ogranicza wypadanie włosów, wzmacnia je i troszkę pogrubia. Na plus jest też duża wydajność i ładny zapach. Kolejna butelka jest już w użyciu.

Palette, Salon Colors 4-0 - moja ulubiona farba która pojawiała się w denku już kilkukrotnie. Rewelacyjnie kryje odrosty, nie podrażnia skalpu oraz nie wysusza włosów. Kolor jaki daje jest intensywny i troszkę ciemniejszy niż na opakowaniu, ale mi to nie przeszkadza. Nie wiem czy jeszcze ją kupię ponieważ za ok. miesiąc wybieram się do fryzjera i może zmienię kolor włosów ;)


GlamGlow, Supermud Clearing Treatment - obecnie zachwycam się czarną wersją GG, ale ta też jest świetna. Jest to maseczka na bazie glinki zawierająca m.in. kompleks sześciu kwasów. Zastosowana na 15 minut delikatnie złuszcza martwy naskórek pozostawiając skórę dogłębnie oczyszczoną, matową, delikatnie napiętą i rozjaśnioną. Co ważne nie podrażnia oraz nie przesusza. Pełna recenzja >klik<. Kupię ponownie

Shiseido/Pureness, Deep Cleansing Foam - rewelacyjna kremowa pasta do twarzy, która pod wpływem wody zmienia się w delikatną piankę. Skutecznie usuwa zanieczyszczenia i pozostałości po makijażu, pozostawiając skórę dogłębnie oczyszczoną, matową i gładką. Poza tym pięknie pachnie, jest niesamowicie wydajna i dobrze współpracuje ze szczoteczką Clarisonic. Nie polecam jej jednak cerom suchym ponieważ może wysuszać. Dla mnie to ideał i na pewno kupię ponownie.

Origins, Clear Head, Mint Shampoo - idealny szampon do codziennego stosowania o bardzo przyjemnym składzie bez zawartości, m.in. parabenów, olei mineralnych, parafiny i syntetycznych zapachów. Nie podrażnia mojego wrażliwego sklapu,a wręcz go koi. Jest bardzo delikatny, a przy tym dobrze oczyszcza skórę głowy oraz włosy pozostawiając je odbite od nasady, puszyste, lśniące i podatne na układanie. Kupię ponownie.

Dermedic/Hydrain 3 Hialuro, Serum Nawadniające - o tym serum pisałam kilka dni temu >klik<. Jest lekkie, dobrze się wchłania, ale nie całkowicie, pozostawiając skórę miękką, elastyczną i optymalnie nawilżoną na długie godziny. Świetnie sprawdza się pod makijaż nie wpływając na jego trwałość. U osób z cerą mieszaną i tłustą sprawdzi się jako lekki krem. Nie wiem czy kupię ponownie ponieważ mam ochotę przestestować inne sera :)


Znacie któryś z kosmetyków? Jak tam Wasze zużycia? Do przodu? :)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl