21.11.14

Jesienne Rozdanie

Jest Was tutaj coraz więcej, a jak wiadomo gdyby nie Wy to nie byłoby tego bloga. Postanowiłam to uczcić i przygotowałam małe, jesienne rozdanie, w którym jedna z Was wygrać może zestaw sprawdzonych i bardzo lubianych przeze mnie kosmetyków. W skład zestawu wchodzą:
- Kawowy Peeling do Ust - Pat&Rub
- Hipoalergiczny Tonik - Pat&Rub
- Caring Shower Oil - RITUALS...
- Rozgrzewający Balsam do Stóp - Pat&Rub
- Hemp Hand Protector - The Body Shop
- Energizing Hair Mask - Organique


Aby wziąć udział w rozdaniu trzeba być publicznym obserwatorem mojego bloga (blackraspberryblog). To wszystko. Jeśli chcecie zwiększyć swoje szanse na wygraną - możecie wypełnić także dodatkowe pola (nieoznaczone gwiazdką). Każde takie pole to +1 los. Żeby było szybko i przyjemnie oraz bezpiecznie przygotowałam formularz. Wystarczy go tylko wypełnić i kliknąć "Prześlij". Rozdanie trwa do 8 grudnia. Wyniki zostaną ogłoszone do tygodnia po tym terminie. Zapraszam do zabawy :)

15.11.14

Evree - Magic Rose/olejek do twarzy

Moja obsesja na punkcie różanych kosmetyków cały czas trwa, tak, tak dobrze czytacie, mam na tym punkcie fioła ;), a więc nie mogłam przejść obojętnie obok olejku marki Evree, który kryje się pod nazwą Magic Rose.


Olejek znajduje się w szklanej buteleczce jednak nowy kosmetyk spakowany jest dodatkowo w kartonik, na którym znajduje się mnóstwo przydatnych informacji. Zaczynając od składu, który jest genialny, ale o tym za chwilę, poprzez porady dotyczące stosowania, o których też napiszę nieco więcej, a kończąc na ilustracji z podpowiedzią jak wykonać relaksacyjny masaż twarzy, który nie tylko poprawia mikrokrążenie, ale sprawia też, że aktywne składniki olejku łatwiej przenikną w głąb skóry.


Jak już wspomniałam wyżej skład Magic Rose jest naprawdę świetny, a znajdziemy w nim m.in. olejki: różany, który widnieje już na pierwszym miejscu, ze słodkich migdałów, z pestek winogron i ze słonecznika. Jednak najważniejszy jest tutaj olejek różany, o którym mogłabym pisać i pisać, ale żeby nie przedłużać napiszę tylko kilka słów. Przede wszystkim olejek ten uznawany jest za źródło piękna i młodości. Zawiera w sobie witaminy C, A i B, nienasycone kwasy tłuszczowe Omega 6 i 9, a także kwasy owocowe, dzięki temu nawilża oraz upiększa skórę. Nieźle, prawda? Zostając jeszcze przy składzie nie znajdziemy w nim olejów mineralnych, silikonów ani parabenów. Jak dla mnie super.


No ok, ale nadal nie napisałam dla kogo przeznaczony jest ten olejek, a na pewno jesteście ciekawe. Kosmetyk przeznaczony jest głównie dla cer mieszanych, a także tłustych. Mogą stosować go też osoby ze skórą wymagającą oraz problemową. Konsystencja mimo iż, jak to w olejkach bywa, jest oleista to i tak jest naprawdę lekka, nie obciąża ani nie zapycha skóry, a sam olejek ma na nią wręcz zbawienny wpływ. Producent obiecuje, że kosmetyk redukuje przebarwienia, reguluje produkcję sebum, widocznie ujędrnia oraz przywraca skórze równowagę i tak właśnie jest. Przy regularnym stosowaniu, kilka razy w tygodniu, wieczorem, moja mieszana cera rozjaśniła się, uspokoiła, produkuje teraz zdecydowanie mniej sebum, jest gładka, jędrna i przede wszystkim odpowiednio nawilżona. Ja jestem zachwycona i widząc efekty sięgam po Magic Rose jeszcze chętniej niż na początku.


Oprócz stosowania olejku w roli kremu można używać go jeszcze na kilka innych sposobów. Po pierwsze jako maseczkę, po drugie jako kosmetyk wzbogacający ulubiony krem, po trzecie jako bazę pod makijaż, po czwarte jako produkt do demakijażu, wystarczy nałożyć kilka kropel na zwilżony płatek kosmetyczny, a następnie wykonać demakijaż, a po piąte jako kosmetyk do wykonania masażu twarzy (ilustracja na opakowaniu). Jak widzicie Magic Rose ma mnóstwo zastosowań. Ja, przyznam szczerze, nie wypróbowałam żadnego z tych sposobów, stosuję olejek po prostu tradycyjnie, ale będę musiała sprawdzić te wszystkie opcje ponieważ kosmetyk jest niesamowicie wydajny i praktycznie w ogóle go nie ubywa, a na zużycie jest tylko 6 miesięcy.


Na koniec wspomnę jeszcze tylko o zapachu. Nazwa olejku idealnie go odzwierciedla. Jest on magiczny, dosłownie, jak ogród pełen róż, piękny, no i przede wszystkim różany, a zarazem delikatny. Myślę, że przypadnie do gustu również osobom, które nie przepadają za takimi aromatami ponieważ nie jest ciężki, mocny ani nachalny. Ja wyczuwam go tylko podczas aplikacji po czym wietrzeje i już. No cóż, ja jestem oczarowana tym zapachem i mogłabym go wąchać i wąchać cały czas ;) Tak wiem, jestem szalona ;)


Evree w swojej ofercie, oprócz Magic Rose, ma jeszcze 2 olejki do twarzy, olejki do ciała oraz inne ciekawe kosmetyki, m.in. fajne serum do rąk. Warto zajrzeć na stronę marki, o tutaj >klik< i bliżej przyjrzeć się wszystkim produktom. Polecam i sama mam ochotę na więcej, tym bardziej, że ceny są przystępne, składy świetne, no i działanie jest na plus.

Stosujecie olejki do twarzy? Znacie Magic Rose? Co o nim sądzicie? Dajcie koniecznie znać :)

11.11.14

Denko - październik 2014

Dzisiaj troszkę spóźniony post, którego miałam w sumie nie publikować, ale w październiku udało mi się zużyć sporo kosmetyków, część z nich jest warta uwagi i stwierdziłam, że warto je tutaj pokazać. Jak już wspomniałam jest tego sporo dlatego też, żeby Was nie zanudzić, opisałam wszystko jak najkrócej, a przynajmniej starałam się żeby tak wyszło ;) Zapraszam do lektury ;)



Pat&Rub/NaturActiv, Peeling Wyszczuplanie i Zwalczanie Cellulitu i Balsam Wyszczuplający i Zwalczający Cellulit - świetny duet, o ktorym pisałam już tutaj >klik<. Peeling jest delikatny (można stosować go codziennie), a zarazem skuteczny, dobrze złuszcza martwy naskórek, pobudza krążenie, pozostawia skórę gładką i przygotowaną na przyjęcie składników aktywnych zawartych w balsamie/olejku/maśle. Balsam ma gęstą konsystencję, która bez problemu rozprowadza się po skórze, całkiem nieźle się wchłania, ale nie całkowicie, pozostawia delikatną warstwę ochronną. Przy regularnym stosowaniu fajnie ujędrnia, napina i uelastycznia skórę. Cellulitu nie likwiduje, ale bez diety i aktywności fizycznej nie ma co na to liczyć.

RITUALS..., It's a Wrap, Ultra-Ligt Conditioner - kiepska odżywka, której mojej włosy nie polubiły. Jak nazwa wskazuje, jest lekka i ma lejącą konsystencję. Nie obciąża włosów, ale też praktycznie w ogóle nie nawilża, nie wygładza, itd. Zapachem też nie zachwyca. Jestem na nie i więcej jej nie kupię.


RITUALS..., Foaming Shower Gel Sensation, Zensation i Yogi Flow - co tu dużo mówić, uwielbiam! Choć przyznam, że zapach wersji Zensation nie przypadł mi za bardzo do gustu, ale Yogi Flow kocham. Konsystencja w obu wersjach jest identyczna, oba kosmetyki zaraz po aplikacji są żelem, który w kontakcie z wodą i skórą zmienia się w gęstą, jedwabistą pianę, która łagodnie i skutecznie oczyszcza. Nie nawilża, ale też nie wysusza. Recenzja >klik<. Kolejne opakowanie, tym razem w wersji Hammam Delight, jest już w użyciu.

RITUALS..., Caring Shower Oil, Fortune Oil - uwielbiam tak samo jak wyżej opisane "żelo-pianki". Tutaj zauroczył mnie głównie zapach, ciepły, otulający, który jest połączeniem słodkiej pomarańczy i drzewa cedrowego. Co do właściwości też nie mam zastrzeżeń. Olejek łagodnie oczyszcza skórę i pozostawia ją delikatnie nawilżoną. Kupię ponownie, a jedna z Was już niedługo będzie mogła go wygrać u mnie w rozdaniu. Bądźcie czujne ;)


RITUALS..., Liquid Hand Wash, Reflection - bardzo fajne mydło do dłoni. Dobrze oczyszcza, ładnie, delikatnie pachnie i nie wysusza skóry rąk, a do tego jest niesamowicie wydajne, a ręce myję naprawdę często. Kupię ponownie.

RITUALS..., Purifying Himalayan Salt Scrub, Himalaya Scrub - kocham, kocham, kocham. Najlepszy peeling jaki kiedykolwiek używałam. Przede wszystkim jest bardzo mocny i nie każdemu przypadnie do gustu. Genialnie złuszcza martwy naskórek, wygładza, a także przyjemnie nawilża, użycie balsamu nie jest już konieczne. Jednak to jeszcze nie wszystko, peeling daje przyjemne uczucie chłodzenia, przepięknie pachnie i jest niesamowicie wydajny. Pełna recenzja >klik<. Kupię ponownie na 100%.

RITUALS..., Caring Hand Balm, Ginkgo's Secret - bardzo fajny, treściwy balsam do dłoni, który zaraz po aplikacji daje uczucie niesamowitego wygładzenia. Dobrze nawilża, regeneruje, zmiękcza i uelastycznia skórę dłoni. Ma też piękny zapach, jedynym minusem jest mała wydajność. Możliwe, że jeszcze go kupię.


Pat&Rub/Home SPA, Kremowy Peeling do Dłoni - fajny peeling z mnóstwem drobinek, które nie rozpuszczają się pod wpływem wody i masują skórę dłoni. Peeling robi to co ma robić czyli dobrze złuszcza martwy naskórek i wygładza skórę dłoni. Niestety nie nawilża, ale ja i tak zawsze po "rytuale złuszczania" nakładam jakiś treściwy balsam. Prawdopodobnie kupię ponownie.

Pat&Rub/Home SPA, Bogaty Balsam do Stóp - mój ulubiony krem do stóp, który naprawdę działa. Świetnie nawilża, naprawia, zmiękcza i uelastycznia skórę stóp. Już po pierwszym użyciu można wyczuć różnicę w kondycji skóry, a przy regularnym stosowaniu jest jeszcze lepiej. Poza tym balsam ma przyjemną konsystencję oraz przepiękny ziołowo-leśny zapach. Kupię ponownie.

Vichy, 48h Intensive Anti-Perspirant Deodorant - wiem, że wiele osób uwielbia ten antyperspirant. Ja go tylko lubię. Jest całkiem niezły, ale dla mnie szału nie ma. Ładnie pachnie, a zapach ten długo utrzymuje się na skórze jednak mam zastrzeżenia odnośnie działania. Antyperspirant nie zapobiega poceniu się, zczególnie podczas upałów czy też podczas aktywności fizycznej, a także nie chroni przed przykrym zapachem. Dla mnie działa jak normalny, drogeryjny antyperspirant. Być może jeszcze go kupię, ale w aerozolu bo za kulką nie przepadam.


Clinique, Clarifying Lotion 2/Dry Combination - świetny, delikatny tonik złuszczający. Mimo zawartości alkoholu nie podrażnia i nie wysusza skóry, świetnie oczyszcza z zanieczyszczeń, sebum czy też pozostałości po makijażu. Po jego użyciu skóra jest odświeżona, matowa i miękka, a przy regularnym stosowaniu efekty sa świetne. Tonik delikatnie obkurcza pory, a także ładnie rozjaśnia i wygładza skórę. Pełna recenzja >klik<. Kupię ponownie na 100%

Clarins, Extra Comfort Toning Lotion - bardzo łagodny tonik o lekko żelowej konsystencji. Wśród toników nawilżająco-łagodzących moim faworytem jest Tonik Pat&Rub, ale ten też jest przyjemny. Jak już wspomniałam jest łagodny i będzie idealny dla wrażliwców, łagodzi podrażnienia, przyjemnie nawilża i odświeża skórę, pozostawiając ją gładką i elastyczną. Na plus przemawia tutaj też duża wydajność i ładny, delikatny zapach. Pełna recenzja >klik<. Możliwe, że jeszcze go kupię.

Oeparol, Płyn Micelarny do Demakijażu - całkiem niezły płyn micelarny. Nie pieni się ani nie pozostawia na skórze lepkiej warstwy, jest wydajny, dobrze radzi sobie z demakijażem twarzy, jednak gorzej jest z oczami. Nie do końca radzi sobie z niektórymi tuszami, np. z Dior Addict It Lash. Kosmetyków wodoodpornych nie używam i nie wiem czy by je usunął. Nie wiem czy jeszcze kupię.


Shiseido/IBUKI, Refining Moisturizer, Gentle Cleanser, Eye Correcting Cream - tutaj nie będę się za bardzo rozpisywała bo na blogu pojawiły się pełne recenzje tych trzech kosmetyków, tutaj opisałam lotion >klik<, tutaj piankę oczyszczającą >klik<, a tutaj >klik< krem pod oczy. Tak ogólnie to byłam zadowolona z całej trójki. Najlepiej spisała się pianka, która świetnie oczyszcza, nie podrażnia i nie wysusza skóry, co dla mnie ważne współpracuje z Clarisonic, a także jest niesamowicie wydajna. Lotion też jest ok, dobrze nawilża, szybko się wchłania, nie zapycha ani nie obciążą skóry. Najgorzej wypada tutaj krem pod oczy, który zły nie jest, ale szału nie robi. Ma lekką konsystencję, nie podrażnia oczu, nadaje się pod makijaż i nawilża, niestety trochę słabo. Na pewno ponownie kupię piankę i być może lotion.


Phenome/Sustainable Science, Nourishing Hair Mist - lekka, delikatna mgiełka, z której na początku byłam zadowolona jednak pod koniec opakowania stało się coś dziwnego i zaczęła obciążać moje włosy. Jednak zostańmy przy pierwszych wrażeniach. Mgiełka fajnie nawilża, wygładza, a przy tym nie obciąża włosów, a wręcz sprawia, że są one troszkę odbite od nasady i podatne na układanie. Niestety nie ułatwia rozczesywania. Nie kupię ponownie po pierwsze dlatego, że przestała współpracować z moimi włosami, a po drugie poznałam coś lepszego ;)

Oriflame/Sun Zone, Self Tanning Mist Body - fajny i łatwy w stosowaniu samoopalacz w sprayu. Daje naturalną, złocistą i ładną opaleniznę bez plam czy też smug utrzymującą się do 5 dni. Jedynym minusem jest tutaj charakterystyczny smrodek, ale mój M. raz stwierdził, że pachnę jak gofry więc ten smrodek nie jest chyba taki zły.

Lancome, Hypnose Star Mascara - na początku nie zachwycił mnie ten tusz, a wręcz rozczarował, później było trochę lepiej choć bez szału, ale na koniec pokazał moc czyli świetnie pogrubiał, wydłużał, zagęszczał i ogólnie sprawiał, że rzęsy wyglądały jak firanki. Jeśli jesteście ciekawe naszych początków zapraszam tutaj >klik<. Nie kupię ponownie.


Annabelle Minerals, Mineralny Podkład Matujący - jeden z moich ulubionych podkładów. Przede wszystkim ma przyjemny, naturalny skład i idealny dla mnie odcień. Jest lekki, nie obciąża skóry, a przy tym świetnie kryje, już po pierwszej warstwie, dobrze matuje na kilka godzin i wygląda bardzo naturalnie. Kolejne opakowanie mam już w użyciu.

Nuxe, Reve de Miel, Lip Balm - genialny balsam, który nawilża, regeneruje, zmiękcza i odżywia usta. Ma bardzo gęstą i treściwą konsystecję dlatego też stosowałam go zawsze, troszkę grubszą warstwa, na noc. Ogólnie jest niesamowicie wydajny, był ze mną kilka miesięcy, i pięknie pachnie. Polecam i sama kupię ponownie.


Znacie coś z tej gromadki? Jak tam Wasze zużycia? :)

8.11.14

(Dużo) Nowości - październik 2014

Hmm, jak same widzicie sporo się tych nowości nazbierało, ale część rzeczy to zakupy jeszcze z września, a nawet z sierpnia, a pokazuję je dopiero teraz ponieważ wszystko było w Polsce, a ja akurat byłam w Norwegii no i nie miałam niestety możliwości żeby je Wam zaprezentować ;) Dlatego pokazuję wszystko dzisiaj, żeby już niepotrzebnie nie przedłużać zapraszam na krótką prezentację :)



Zacznijmy od zamówienia z Feelunique, które poczyniłam jeszcze we wrześniu. Akurat w tym okresie obowiązywały całkiem niezłe promocje do -40%, a może i więcej dlatego też trochę zaszalałam i skusiłam się na kilka kosmetyków marek, o których gdzieś tam słyszałam, ale nigdy nie miałam z nimi styczności. I tak znalazły się u mnie kosmetyki Decleor: mleczko do demakijażu - Essential Cleansing Milk, tonik -Essential Tonifying Lotion i zestaw podróżny kierowany dla cery mieszanej i tłustej - Purifying Starter Kit.


Skusiłam się też na dwa produkty marki Aromatherapy Associates: masełko Moisturising Lip Balm z serii Hydrating oraz maseczkę do twarzy Treatment Mask z serii Soothing, olejek Trilogy - Roseship Oil oraz samoopalacz Fake Bake - 60 Minutes. Obecnie w użuciu jest tylko tonik, mleczko do demakijażu i masełko do ust, pozostałe kosmetyki czekają na swoją kolej ;)


Kolejne szaleństwo to zakupy w sklepie on-line Pat&Rub, które zrobiłam chyba jeszcze w sierpniu, już nawet nie pamiętam ;) Jak widzicie już wtedy myślałam o okresie jesienno-zimowym i skusiłam się na 3 kosmetyki z serii Rozgrzewającej: Rozgrzewające Masło do Ciała, Rozgrzewający Olejek do Ciała oraz Rozgrzewający Balsam do Dłoni. Co prawda kosmetyki nie mają działania, jak nazwa wskazuje, rozgrzewającego, ale, jak przystało na produkty Pat&Rub, są przyjemne w stosowaniu i umilają zimne, jesienne wieczory choć mogłyby mieć troszkę ładniejszy zapach bo mi za bardzo nie przypadł do gustu, ale wiem, że ma wielu zwolenników. Wracając do nowości kupiłam jeszcze duet czyli Szampon i Odżywkę do Włosów Ciemnych, Maskę do Włosów Tłustych oraz Kawowy Pielęgnacyjny Balsam do Ust.


Od dawna chodziły za mną produkty Dermalogica i postanowiłam je w końcu wypróbować. Do najtańszych niestety nie należą dlatego też czekałam na jakąś korzystną promocję i jak już się trafiła do koszyka wrzuciłam żel do twarzy Special Cleansing Gel, enzymatyczny puder ryżowy Daily Microfoliant, który polecała Megdil >klik<, oraz krem pod oczy Multivitamin Power Firm. Wszystko jest już w użyciu i jak na razie jest dobrze, a mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej :)


Phenome uwielbiam więc nie mogło zabraknąć tutaj nowości tejże marki. Tym razem skusiłam się na krem z serii Tangerine SPA - Warming Hand Therapy oraz peeling do dłoni Pure Sugarcane - IN A MINUTE Manicure Scrub. Co tu dużo mówić, używanie tych kosmetyków to sama przyjemność, nic dodać, nic ująć. To samo mogę napisać o żelu/kremie pod prysznic Brazil Nut Shower Cream z The Body Shop. Zapach jest tutaj tak piękny, że najchętniej nie wychodziłabym spod prysznica. Uwielbiam! Zresztą ten kto śledzi mnie na Insta już o tym wie ;)


Kolejne nowości to zdobycze z lotniska w Oslo. Tutaj za bardzo nie zaszalałam bo jakoś nie mogłam się na nic zdecydować. Skusiłam się tylko na cień w kremie Illusion D'Ombre - Chanel w kolorze 83 Illusoire, na który miałam ochotę już od kilku miesięcy, a więc musiał być mój i cieszę się, że w końcu go kupiłam bo jest genialny. Do koszyka wrzuciłam jeszcze dwupak (jedno serum dla mnie, jedno dla mamy) Advanced Night Repair for Eyes od Estee Lauder i moją ukochaną piankę Foaming Shower Gel Sensation od RITUALS... w wersji Hammam Delight.


Będąc w Super Pharm kupiłam jedną z moich ulubionych masek do włosów, którą poznałam jeszcze podczas studiów, a mowa tu o Intensywnie Regenerującej Maseczce marki Biovax, przy okazji zakupów skusiłam się od razu na polecaną ostatnio Pastę do Głębokiego Oczyszczania Twarzy - Ziaja i również ją polecam, jest świetna. Kolejna nowość to odżywka do włosów farbowanych NOUNOU Conditioner - Davines. Z tą marką mam styczność po raz pierwszy dlatego też na początek wybrałam małą pojemność i fajnie, że była taka możliwość. Po zachwycie solnym peelingiem RITUALS... postanowiłam wypróbować Shea Butter Salt Peeling - Organique. Wybrałam duże opakowanie o pojemności 200 ml w wersji Bamboo. No cóż, do wspomnianego peelingu RITUALS... nie ma szans, ale nie jest zły.


Ostatnio zrobiło się trochę głośno o marce Evree, postanowiłam więc przekonać się na własnej skórze o co tyle szumu i obecnie testuje olejek do twarzy Magic Rose (ahh, jak on pięknie pachnie!) oraz Serum do Rąk tejże marki. Oba kosmetyki są jak najbardziej na plus co mnie ogromnie cieszy. Do zakupu Spray de Mode - Bumble&Bumble zachęcił mnie głównie opis producenta oraz fakt, że potrzebuję czegoś do utrwalenia fryzury. A ten spray to taki kosmetyk dwa w jednym czyli elastyczny lakier, który sprawia, że fryzura zachowuje nadany kształt nawet po wielokrotnym przeczesaniu, a także produkt do stylizacji, który możemy stosować na suche włosy przed zastosowaniem prostownicy lub lokówki. Jeszcze nie przetestowałam go we wszystkich kombinacjach, ale póki co jetem na tak.


Wymienna Szczoteczka do Clarisonic w wersji Sensitive to u mnie już stały punkt zakupów. Według producenta należy ją wymieniać co trzy miesiące i tak też robię. A ostatnio w oko wpadła mi końcówka opisana w sklepie on-line Sephora jako "Jedwabista Precyzja". Z tego co kojarzę to chyba jakaś nowość. Jeśli któraś z Was ją ma to proszę o info jak się spisuje :) Hihg Brow marki Benefit wypatrzyłam na blogu Pięknie Jest Żyć >klik<. Kasia tak wychwalała tą kredkę, że postanowiłam ją kupić i to było dobre posunięcie. Używam jej na linię wodną oraz pod łuk brwiowy i spisuje się świetnie, a przede wszystkim pięknie rozświetla spojrzenie. Kolejna nowość to też coś rozświetlającego, a mianowicie rozświetlacz od L'oreal o nazwie Lumi Maqiue. Jest to na prawdę fajny kosmetyk za nieduże pieniądze. Na sam koniec coś do pazurków czyli Szklany Pilniczek z The Body Shop w uroczym różowym opakowaniu. Choć tak na prawdę wolałabym żeby było np. czerwone bo nie przepadam za różem ;)


PS. Na drugim zdjęciu wkradł się mały błąd. Zakręciłam się i do zdjęcia ustawiłam też kosmetyki, które kupiłam już w listopadzie. Wybaczcie ;)

Uff, to już wszystko. Mam nadzieję, że wytrwałyście. Jeśli tak to napiszcie czy znacie coś z moich nowości i pochwalcie się co Wy ostatnio kupiłyście? :)

4.11.14

Ulubieńcy - październik 2014

Dzisiaj nieco spóźniony post z ulubieńcami, no ale w końcu jest :) Zapraszam na krótką prezentacje :)


Pat&Rub, Hipoalergiczne Masło do ciała - ulubione masło + ulubiony zapach = ulubieniec. Tutaj nie mogło być inaczej. Już nie raz wspominałam na blogu, że uwielbiam, a wręcz kocham masła od Pat&Rub, wszystkie są genialne jeśli chodzi o działanie. Rewelacyjnie nawilżają, wygładzają, zmiękczają i uelastyczniają skórę, jednak jeśli chodzi o zapach to u mnie zdecydowanie wygrywa seria hipoalergiczna. Oczywiście zapach ten nie przypadnie do gustu każdemu, ale ja go kocham. Jest delikatny, świeży, długo utrzymuje się na skórze i teraz, gdy za oknem panuje już jesień, sprawia, że zapominam o tych szarych, nieprzyjemnych dniach i przenosze się do jakiejś ciepłej krainy. Wiem, wiem, marzycielka ze mnie ;)

The Body Shop, Szczotka do ciała - na początku października, po dłuższej przerwie, wróciłam do zabiegu zwanego szczotkowaniem ciała, pisałam o tym tutaj >klik<, od tamtego czasu szczotka TBS towarzyszy mi codziennie i można by rzec, że zaprzyjaźniłyśmy się na nowo. Używałam jej już w zeszłym roku i byłam z niej zadowolona, teraz też nie mam jej nic do zarzucenia. Przede wszystkim jest poręczna, dobrze leży w dłoni, a jej włosie nie odkształca się i mimo, że jest dość sztywne i twarde nie podrażnia skóry. Jednak i tak najbardziej zadowolona jestem z efektów jakie dzięki niej uzyskałam. Szczotka używana regularnie sprawiła, że moja skóra nabrała zdrowego kolorytu, niesamowicie się wygładziła, a także troszkę ujędrniła. Teraz zdecydowanie rzadziej używam peelingów, a moja skóra cały czas jest gładka i elastyczna.


Essie, Cashmere Bathrobe - w okresie jesiennym najczęściej sięgam po lakier Bordeaux, również ze stajni Essie, bądź po jakieś czerwienie jednak nie tym razem. Ten październik należał w głównej mierze do pięknej szarości, która zawiera w sobie mnóstwo srebrnych drobinek. Oczywiście, jak to zwykle bywa, są one bardziej widoczne w buteleczce niż na paznokciach, no ale są :) Dodają temu lakierowi uroku i nie są nachalne. Sam lakier ma idealną konsystencję, całkiem nieźle kryje już po pierwszej warstwie, ale ja nakładam zawsze dwie, nie bąbluje, nie smuży i na moich (okropnych) paznokciach utrzymuje się do 5 dni. Lubię, i to bardzo :)

The Balm, Bahama Mama - tego bronzera nie muszę chyba nikomu przedstawiać bo to kosmetyk kultowy. U mnie gości w sumie już od dawna, ale dopiero teraz tak naprawdę zaczęłam po niego sięgać regularnie. Ma idealny, neutralny odcień, który moim zdaniem będzie pasował każdemu, nawet bladolicym. Sama jestem blada więc wiem co piszę ;) Nie zawiera żadnych drobinek za co też duży plus, na twarzy wygląda bardzo naturalnie, nie zostawia plam i świetnie się rozciera. Ja używam go do modelowania, a czasem po prostu jako różu do policzków i w obu przypadkach sprawdza się świetnie. Podczas aplikacji wskazana jest ostrożność ponieważ bronzer jest mocno napigmentowany, ale dzięki temu jest też niesamowicie wydajny.

Kiehl's, Midnight Recovery Concentrate - co tu dużo pisać to serum to mały cudotwórca. Mimo oleistej konsystencji kosmetyk jest bardzo lekki, szybko się wchłania, no i daje natychmiastowe efekty. Już po pierwszej aplikacji wieczorem rano obudziłam się z pięknie rozświetloną, nawilżoną i wypoczętą skórą. A teraz, mimo iż nie używam serum regularnie tylko tak 2-3 razy w tygodniu, moja cera jest cały czas gładka, jędrna, zregenerowana i wygląda zdrowo. A to jeszcze nie wszystkie plusy. Na pochwałę zasługuje też przepiękny, ziołowy zapach z nutą lawendy, który uprzyjemnia stosowanie, a także skład, w którym 99,8% to składniki naturalne. Ja jestem na tak i obiema rękami podpisuje się pod wszystkimi pozytywnymi opiniami jakie znajdują się w internecie ;)


Bumble&Bumble, Tonic Lotion - moja mała obsesja na punkcie produktów Bumble&Bumble troszkę osłabła i nie kupuję ich już nałogowo, ale dzięki tej obsesji poznałam kilka fajnych kosmetyków do których zaliczyć mogę również ten lotion. Jest to taki produkt dwa w jednym: po pierwsze stanowi podłoże dla produktów do stylizacji, maksymalizuje ich efekt i ułatwia nakładanie, a po drugie działa jak odżywka bez spłukiwania: ułatwia rozczesywanie, nawilża, dodaje włosom zdrowego blasku, a także odżywia skórę głowy i cebulki włosów. Kosmetyk nie obciąża moich cienkich włosów, a na przetłuszczającą się skórę głowy działa wręcz leczniczo dzięki zawartości olejku z drzewa herbacianego. To już u mnie stały punkt w pielęgnacji włosów i coś czuję, że jeszcze długo tak pozostanie.

Zoeva, 106/Powder - w zeszłym miesiącu w ulubieńcach znalazły się 2 pędzle Zoeva, a w październiku do tej dwójki dołączył kolejny egzemplarz z numerkiem 106. Jest naprawdę świetny. Przeznaczony jest do nakładania pudru, różu i brązera o konsystencji proszku lub kamienia. Ja używam go tylko i wyłącznie do aplikacji pudru w kamieniu, głównie Les Beiges, ale myślę, że w pozostałych przypadkach sprawdzi się równie dobrze. Jest nie za mały, ani nie za duży, ma miękką główkę, która idealnie przylega do twarzy i ułatwia wykonanie perfekcyjnego makijażu. Poza tym pędzel jest naprawdę rewelacyjnie wykonany i dobrze leży w dłoni. Uwielbiam i polecam.


Znacie moich ulubieńców? Jakie kosmetyki Was zachwyciły w październiku? Dajcie koniecznie znać :)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl