31.3.15

Instagram Mix - 03/2015


1. Pizza - zawsze! 2. Ulubione 13. Straszę ;p 4. Makeup essentials


5. Breakfast 6. Zima wciąż tu jest 7. Chrupiące, domowe, najlepsze! 8. Czipsy się robią


9. Mani time 10. Komu shake'a? :) 11. Essie - Forever Yummy 12. Sałatka nr. 1


13. I do piekarnika 14. Relaks 15. New in 16. Sałatka nr. 2


17. No hej :) 18. Codzienny rytuał 19. Owsianka zawsze spoko 20. Dla mnie i dla koleżanki


21. SzpinakBananPomarańczaWoda 22. Taki wieczór 23. Złuszczam 24. Mój pierwszy chleb


25. Hello Spring... :/ 26. Sobota 27. Takie tam z nudów 28. I do łóżka :).

27.3.15

Nowości - marzec 2015

Kolejny miesiąc i kolejne nowości. No cóż, u mnie to po prostu niekończąca się opowieść. Mimo powtarzania sobie i obiecywania, że nic więcej nie kupię lub będę kupowała tylko to co jest mi naprawdę potrzebne i tak kończy się to dużymi zakupami więc chyba przestanę już się oszukiwać. Poza tym jakiś nałóg trzeba mieć, prawda? ;) Kiedyś kupowałam tony ubrań, a teraz kupuję tony kosmetyków... Jak widzicie nie za wiele się zmieniło, ale plus jest taki, że kosmetyki przynajmniej zużywam, a z ubraniami często było tak, że leżały z metkami w szafie i nigdy ich nie nosiłam. No, ale koniec tych wywodów. Zapraszam na krótką prezentację nowości.


Jak widzicie moje zbiory zasiliło kilka rzeczy i przyznać szczerze, że żadna z nich nie była mi jakoś na gwałt potrzebna, ale praktycznie wszystkie były na liście zakupów więc prędzej czy później i tak bym je kupiła. Pierwsze marcowe zakupy zrobiłam na stronie Blush.no. Do wirtualnego koszyka jako pierwsze powędrowały moje trzy HITY czyli krem do rąk Hemp Hand Protector - The Body Shop, suchy szampon Dark&Deep Brown - Batiste i Thickening Hairspray - Bumble&Bumble. Przy okazji dorzuciłam peeling enzymatyczny Gentle Cream Exfoliant - Demalogica, o którym czytałam u Megdil >klik< i tonik Clarifying Toner - REN , który chodził za mną już od dawna, z ciekawości wzięłam jeszcze maseczkę Deep Down Detox zupełnie nieznanej mi marki Formula 10.0.6. Już teraz mogę napisać, że peelingiem jestem zachwycona, tonik też jest całkiem fajny, przede wszystkim nie wysusza i nie podrażnia skóry. Jeśli chodzi o maseczkę to jeszcze jej nie używałam, ale na stronie sklepu była w dziesiątce najlepiej sprzedających się masek więc mam nadzieję, że będę z niej zadowolona. Pozostałe kosmetyki to, jak wspomniałam wyżej, moje hity więc tutaj chyba nie muszę nic dodawać ;)


Kolejne zakupy poczyniałam w sklepie online Kicks.no. Akurat składałam zamówienie dla koleżanki więc przy okazji postanowiłam kupić też coś dla siebie. Skusiłam się na podkład w kompakcie Sheer and Perfect Compact - Shiseido, krem pod oczy Creamy Eye Treatment with Avocado - Kiehl's, piankę pod prysznic Happy Buddha -RITUALS... oraz organiczne mydło Magic Soaps - Dr.Bronner's, które można stosować na mnóstwo sposobów i praktycznie do wszystkiego zaczynając od ciała, a kończąc na myciu podłóg. Brzmi dziwnie, wiem ;). Podkładem, póki co, jestem troszkę rozczarowana, kremu jeszcze nie używałam tak samo jak mydła, ale już nie mogę się doczekać kiedy dorwę się do tych kosmetyków, natomiast pianki Rituals wręcz kocham i z tą jest tak samo. Jednak muszę przyznać, że rozczarował mnie trochę jej zapach. Gdyby pianka pachniała tak samo jak olejek z tej serii byłoby bosko :)


Ostatnie nowości to znowu zakupy ze sklepu Blush.no (przyznaję, uwielbiam ten sklep i jeszcze cały czas mają jakieś fajne promocje, ehhh). Na początku miałam kupić tylko Beauty Blender, do zakupu którego przekonała mnie opinia Hexx >klik<, ale oczywiście na tym się nie skończyło. I tak oprócz Beauty Blendera, a nawet dwóch (tak było korzystniej) kupiłam jeszcze szampon Sunday Shampoo - Bumble&Bumble, pędzel do pudru Powder Brush - Real Techniques bo pędzli nigdy za wiele i szczotkę The Wet Brush bo moja TT niedługo wyzionie ducha, a o tej czytałam dużo dobrego. Z BB jestem niesamowicie zadowolona (to miłość od pierwszego użycia!), szampon kupiłam głównie dlatego, że chcę wypłukać farbę z włosów, a z tego co czytałam on ma w tym pomóc, zobaczymy..., pędzla jeszcze nie używałam, a szczotka hmmm... Mam co do niej mieszane uczucia i póki co TT nie przebiła.


I to by było na tyle.

Znacie coś z moich nowości? A może coś Was zainteresowało? Dajcie znać :)

24.3.15

Pat&Rub - Maska do Włosów Tłustych

Maska do oczyszczania włosów - kosmetyk niezbędny czy widzimisię? Dla mnie zdecydowanie to pierwsze. Moje włosy bardzo szybko się przetłuszczają, do tego często stosuję jakieś środki do stylizacji, a więc takie maski są dla mnie wybawieniem. Nie dość, że dogłębnie oczyszczają, nie tylko włosy, ale także skalp to jeszcze przeważnie odżywiają skórę i łagodzą podrażnienia, co też jest dla mnie ważne ponieważ moja skóra głowy jest na maksa wrażliwa. Mam już swojego ulubieńca wśród kosmetyków tego typu, ale że lubię testować nowości, a także lubię kosmetyki Pat&Rub to też skusiłam się na oferowaną (nie ofiarowaną;)) przez nich maskę.


Maska do Włosów Tłustych - Pat&Rub ma za zadanie oczyszczać, a także przywracać równowagę skórze głowy, regulować pracę gruczołów łojowych i wydzielanie sebum, zapobiegać przetłuszczaniu się włosów, łagodzić podrażnienia oraz wzmacniać i uelastyczniać włosy. Całkiem dużo zadań jak na jeden kosmetyk. Czy wszystkie obietnice zostały spełnione? O tym za chwilę, najpierw kilka ogólnych informacji.


Maskę otrzymujemy w plastikowym opakowaniu co jest całkiem wygodne, choć przyznam szczerze, że wolę kosmetyki w tubie, ale czasem tak się nie da. Po odkręceniu ukazuje się nam... delikatnie i całkiem ładnie pachnące błotko lub jak kto woli glinkowa maska, tyle, że ta jest do włosów, a nie do twarzy ;) Konsystencja jest tu przyjemna, nie za rzadka, nie za gęsta, nic nie ucieka przez palce i bez problemu możemy nałożyć kosmetyk na włosy. I o ile maskę nakłada się bez problemu tak z rozprowadzeniem jej jest mały problem. Możemy ją nakładać zarówno na suche jak i na wilgotne włosy. Ja zawsze aplikuję ją na mokre i myślałam, że to coś ułatwi, jednak tak nie jest. Maska jest oporna i niestety trudno jest ją rozprowadzić, szczególnie na skórze głowy, a ja na tym miejscu najbardziej się skupiam. Tak więc trzeba się tutaj troszkę "namachać" i co gorsze zużyć sporo kosmetyku przez co staje się on mało wydajny i znika w zastraszająco szybkim tempie.


Producent zaleca pozostawić maskę na 10-20 minut, a następnie zmyć ją, najlepiej szamponem z linii Łagodność-Blask-Wzmocnienie. Ja przeważnie trzymam maskę ok. 10-15 minut, a następnie zmywam ją samą wodą. Już podczas tego procesu można odczuć, że włosy są oczyszczone jednak bez użycia szamponu się tutaj nie obejdzie. Dlatego też po dokładnym wypłukaniu myję włosy szamponem, ale nie tym polecanym przez producenta tylko takim jaki akurat mam pod ręką, ostatnio jest to Banana Shampoo - The Body Shop. Jedno mycie w zupełności wystarczy. Po takim zabiegu włosy i skalp są faktycznie oczyszczone jednak nie jest to jakiś efekt wow. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś lepszego. Fakt, moje wiecznie oklapnięte włosy są ładnie odbite od nasady, sypkie i błyszczące, natomiast jeśli chodzi o skórę głowy to niestety nie czuję dogłębnego oczyszczenia, którę lubię i które zapewnia mi maska Phenome. Zawiodłam się także jeśli chodzi o regulację pracy gruczołów łojowych i wydzielania sebum. W moim przypadku maska nie zrobiła nic w tym kierunku i po jej zastosowaniu włosy przetłuszczają mi się tak szybko jak zawsze. Niefajnie...


Maska przeznaczona jest, jak już sama nazwa wskazuje, do włosów przetłuszczającymi się jednak myślę, że
mogą stosować ją także osoby z włosami normalnymi czy suchymi. Ten kosmetyk jest na tyle łagodny, że nikt nie zrobi sobie nim krzywdy. Duży plus też za to, że nie podrażnia skalpu oraz nie przesusza włosów. Skład, jak to w kosmetykach Pat&Rub bywa, jest naprawdę genialny i zawiera mnóstwo dobroczynnych składników, takich jak:
woda z mięty - ma własności antyseptyczne
zielona glinka - regeneruje, pobudza krążenie, odżywia
ekstrakt z łopianu - wzmacnia, oczyszcza
ekstrakt ze skrzypu- wzmacnia
ekstrakt z mydlnicy - łagodzi i goi
proteiny pszeniczne - regenerują i wzmacniają
naturalna witamina E – dodaje blasku, chroni przed promieniami UV
witaminy B3 i B6 – stymulują wzrost
witamina B5 – dodaje objętości
betaina roślinna - nawilża
witamina C – chroni kolor
inulina - naturalny kondycjoner
Wygląda imponująco, prawda? Niestety, czasem dobry skład nie gwarantuje dobrego działania i tak trochę jest w tym przypadku.


Mnie ta maska nie zachwyciła i nie wrócę do niej, ale to nie znaczy, że ją odradzam. Byc może u Was zadziała lepiej. Ja mimo zawodu nie kończę swojej przygody z testowaniem tego typu masek i nawet mam już kolejną na oku. Myślę, że niebawem ją kupię, a jak już będzie u mnie na pewno Was o tym poinfurmuję i napiszę o niej coś więcej :)


PS. Piękne włosy to przede wszystkim zdrowa skóra głowy więc dbajcie o nią ;)

Stosujecie maski oczyszczające do włosów? Jakie polecacie? Dajcie koniecznie znać :)

18.3.15

Moje Ulubione Sklepy Internetowe

Lubicie zakupy? Ja uwielbiam! I myślę, że wiekszość z Was również. Kiedyś lubiłam robić je stacjonarnie. Buszowanie po sklepach to było to. Jednak od jakiegoś czasu już mnie to tak nie bawi i zdecydowanie częściej wybieram zakupy internetowe. W końcu lepiej jest usiąść przed laptopem, w wygodnych dresach z kubkiem gorącej herbaty czy kawy przy jakiejś miłej muzyce i spokojnie oglądać asortyment, porównywać oferty i wrzucać interesujące nas rzeczy do koszyka niż chodzić po sklepach gdzie często są dzikie tłumy, dodatkowo panuje bałagan, kosmetyki są zmacane, ubrania nierzadko wysmarowane pudrem, a sprzedawcy nachalni. Wiadomo, takie zakupy mają swoje minusy. Nie możemy pomacać danej rzeczy, obejrzeć, a w przypadku ubrań przymierzyć. Na szczęście istnieje coś takiego jak prawo zwrotu więc nawet jeśli coś kupimy i dana rzecz nam nie odpowiada zawsze możemy ją odesłać, więc nie jest tak źle. Poza tym jednym minusem, widzę same plusy. Już samą zaletą jest to, że w internecie możemy kupić praktycznie wszystko co stacjonarnie często jest nie do osiągnięcia ponieważ np. wiele marek nie jest dostępnych stacjonarnie, baa, nie są dostępne czasem nawet w Polsce. No, ale na ten temat nie będziemy się rozwodzić bo przecież wiadomo jak jest. Dzisiaj chciałam zaprezentować Wam swoje ulubione sklepy internetowe, w których lubię robić zakupy. Zaczynamy :)


PS. Po kliknięciu na nazwę zostaniecie przekierowani do sklepu ;)

Minti Shop - sklep kosmetyczny, w którym znajdziemy praktycznie wszystko zaczynając od pędzli i kosmetyków kolorowych takich jak: lakiery, pomadki, cienie, błyszczyki, podkłady, a kończąc na produktach przeznaczonych do domowego SPA. Istny raj, z którego nie da się uciec nic nie kupując. Poza dużym wyborem produktów możemy także przebierać między markami, a jest ich całkiem sporo i wciąż pojawiają się nowe. Ja najczęściej zaopatruje się tutaj w pędzle: Zoeva, Real Techniques oraz Hakuro, a także kosmetyki takich marek jak: NYX, The Balm, Essie, Sylveco, Batiste, Annabelle Minerals. Wysyłka jest zawsze ekspresowa, a produkty dobrze zabezpieczone i ładnie zapakowane. Warto zajrzeć ;)

Zalando - tego sklepu chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Ogromny wybór przeróżnych marek, często też niedostępnych stacjonarnie, a także pokaźny asortyment to tylko kilka zalet. Dochodzi jeszcze darmowa wysyłka, a także darmowy zwrot na który mamy aż 100! dni. Uważam, że jest to świetna opcja, szczególnie dla takich niezdecydowamych osób jak ja. Można coś zamówić i na spokojnie przez kilka/naście dni przemyśleć zakup. Najczęściej kupuję tu jeansy, akcesoria takie jak torebki i portfele, a także buty. Towar zawsze jest nowy, nieuszkodzony oraz oryginalnie zapakowany, a wysyłka w miarę szybka, tak do 5 dni. Ze zwrotem również nie ma problemu. Polecam. Moja mama i siostra również uwielbiają ten sklep ;)

Feelunique - istny raj dla kosmetykomaniaczek. Przeogromny wybór kosmetyków zarówno do makijażu jak i do pielęgnacji: twarzy, ciała i włosów. Wiele różnych marek, znanych bardziej lub mniej, dostępnych w Polsce, a także tych niedostępnych. Do tego dochodzą przyjemne ceny, wyprzedaże, liczne promocje, różne oferty i darmowa wysyłka na cały świat. Potrzebny jest tylko czas oraz karta kredytowa lub konto PayPal i można szaleć. Wszystko jest zawsze dobrze zapakowane i zabezpieczone, a od czasu zakupu przesyłka przychodzi w przeciągu 5 do 10 dni. Warto zapisać się do newslettera, ale robicie to na własną odpowiedzialność ;)

By Insomnia - jeśli lubicie wygodę, minimalizm i casualowy styl, a nie znacie tego sklepu to koniecznie musicie nadrobić zaległości. Ja kupuję tu głównie T-shirty, bluzy oraz dresowe spodnie, ale marka ma do zaoferowania dużo więcej, a praktycznie wszystko wykonane jest z najwyższej jakości stuprocentowej bawełny pochodzącej od polskich, renomowanyh producentów. Moja szafa to w 1/4 ubrania By Insomnia i jak do tej pory praktycznie wszystkie rzeczy , poza dwoma bluzami, które delikatnie się zmechaciły, trzymają fason i wyglądają praktycznie jak nowe nawet po wielokrotnym praniu. „Jakość pamięta się dłużej niż cenę” - to ulubione zdanie projektantek i zdecydowanie się z nimi zgadzam. Ogólnie zakupy tutaj to sama przyjemność. Paczka wysyłana jest w ciągu 24 h, każda rzecz z osobna jest idealnie złożona i opakowana, a do przesyłki zawsze dołączone są jakieś słodkości. W razie czego ze zwrotem też nie ma problemu. Ja jestem na tak.

Apteka Gemini - leki bez recepty czy dermokosmetyki kupuję praktycznie zawsze tylko tutaj. Asortyment jest ogromny, a ceny chyba najniższe w sieci. Do stacjonarnych nawet nie porównuję bo tutaj już w ogóle różnica jest kolosalna, oczywiście na minus dla stacjonarnych aptek. Oprócz leków czy dermokosmetyków kupicie tutaj także: kosmetyki wegańskie, artykuły higieniczne, sprzęt medyczny, odżywki dla sportowców, zdrową żywność i wiele innych rzeczy. Ponarzekać mogę jedynie na przesyłkę bo zdarzyło mi się 2 razy, że czekałam na nią dość długo, ale wiem, że firma miała coś z tym zrobić więc być może wszystko idzie już sprawniej. Miłym gestem jest to, że do zakupów dorzucane są zawsze jakieś próbki, rekompensuje to trochę ten długi czas oczekiwania. Ogólnie polecam.

Galilu - neoperfumeria z niszowymi markami, świetnymi kosmetykami, wyjątkowymi perfumami i eksluzywnymi świecami. Ja najchętniej wykupiłabym wszystko, ale wtedy zostałabym totalnym bankrutem więc staram się stopować :) Ogólnie Galilu to takie miejsce, w którym robiąc zakupy, nawet te online, można poczuć się wyjątkowo i po każdej kolejne paczce chce się więcej. No, ale kto by nie chciał jak każda paczka przychodzi pięknie zapakowana, pięknie pachnąca i z mnóstwem różnych próbek kosmetyków lub perfum. Wszystko dopięte jest na ostatni guzik i jest to naprawdę miłe. A jakie marki tutaj znajdziemy? M.in.: Aesop, REN, Aromatherapy Associates, Diptyque, Byredo, Rahua, Becca, Omorowicza, Rodial, Robert Piquet i wiele innych. Fajne jest też to, że można zamówić tu próbki perfum. Ja często z tego korzystam i dzięki temu poznaję mnóstwo ciekawych i niespotykanych zapachów.

SHOWROOM - jeśli jesteście znudzone sieciówkami to koniecznie musicie tu zajrzeć. Mnóstwo różnych projektantów, mnóstwo młodych niezależnych marek i dużo ciekawych rzeczy. A wszystko to ładnie podane i opisane. Znajdziecie tu ubrania, bieliznę, biżuterię, akcesoria i buty czyli wszystko co pozwoli ubrać się od stóp do głów i to nie tylko kobietom. Można tu kupić rzeczy także dla dzieci i mężczyzn. Oferta jest naprawdę bogata, ubrania i dodatki są w przeróżnych stylach i na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Przyznam się, że rzadko robię w tym sklepie zakupy, ale kilka razy mi się zdarzyło. Niemniej jednak lubię tu po prostu zaglądać, przeglądać nowości, a także inspiracje. Za każdym razem można wypatrzyć coś fajnego, często w promocyjnych cenach, a tych tutaj nie brakuje. Ogólnie sklep jest świetny i wszystko działa tak jak należy także szczerze polecam.

Sephora - tą perfumerie zna chyba każda z nas, prawda? Jednak nie omieszkam o niej wspomnieć bo bardzo ją lubię. Oprócz popularnych firm, takich jak: Dior, Lancome, Clinique, Estee Lauder, Guerlain, w ofercie sklepu znajdziemy też wiele fajnych marek na wyłączność m.in.: Urban Decay, Benefit, Bare Minerals, Make Up For Ever, Jimmy Choo, Eisenberg, Korres, Bumble and Bumble, Clarisonic, Sampar i wiele innych. A wczoraj do tej gromadki dołączył jeszcze Marc Jacobs Beauty, juuupi. Ja bardzo często robię tutaj zakupy, jak nie dla siebie to dla mamy i obie zawsze jesteśmy zadowolone. Wysyłka jest ekspresowa, poza tym do każdych zakupów dodawane są próbki (od 3 do 5), które same możemy wcześniej wybrać, no i pakowanie na prezent jest darmowe. Natomiast jeśli się rozmyślimy wszystkie produkty bez problemu możemy zwrócić. Mi brakuje tutaj tylko oferty Chanel, a poza tym jest super.

A Wy macie swoje ulubione sklepy internetowe? Jeśli tak koniecznie podajcie ich nazwy lub wklejcie linki :)

14.3.15

Chanel - Perfection Lumiere Velvet

Podkład to kosmetyk bez którego nie wyobrażam sobie po prostu życia. Mogę nie używać tuszu, mogę nie używać różu, bronzera, rozświetlacza, cieni do oczu, ale bez podkładu nie potrafię się obejść. Oczywiście nie nakładam go codziennie bo np. siedząc przez cały dzień w domu nie widzę potrzeby się malować i wolę dać cerze odpocząć, ale wychodząc zawsze jakiś ląduje na mojej twarzy. W ostatnim czasie najczęściej sięgam po bohatera dzisiejszego posta czyli Chanel - Perfection Lumiere Velvet...


Jest to beztłuszczowy podkład o kremowo-płynnej, troszkę lejącej konsystencji. Nie sprawia problemów podczas aplikacji, dobrze sunie po skórze i rewelacyjnie się rozprowadza. Ja aplikuję go zawsze pędzlem widocznym na zdjęciach - Zoeva 102 - i za każdym razem efekt jest idealny. Kosmetyk nie robi smug i pięknie stapia się ze skórą (nie ma mowy o masce), dając matowe wykończenie, ale nie płaskie, o nie! Skóra jest matowa, a zarazem subtelnie rozświetlona i promienna. Wygląda mega naturalnie i pięknie. Efekt jest rewelacyjny. I ta lekkość, ahh. Perfection Lumiere Velvet jest tak lekki, że aż niewyczuwalny na skórze. Naprawdę! Jeszcze nigdy nie miałam tak lekkiego podkładu. Po prostu bajka.


Krycie jest tutaj lekkie do średniego i bez problemu możemy je stopniować. Przy jednej warstwie Perfection Lumiere Velvet świetnie wyrównuje koloryt skóry, ukrywa drobne zaczerwienia, przebarwienia i małe wypryski. Z większymi skazami sobie nie radzi (co będziecie mogły zobaczyć na zdjęciu niżej), ale od tego mamy korektor. Kosmetyk niestety lubić podkreślać suche skórki więc używając go cera musi być dobrze przygotowana i przede wszystkim odpowiednio nawilżona.


Jeśli chodzi o trwałość to jest naprawdę dobra. Na mojej mieszanej, kapryśnej cerze Perfection Lumiere Velvet wytrzymuje do 7-8 godzin gdy jest nieprzypudrowany, a następnie się ściera, natomiast "zagruntowany" trzyma się znacznie dłużej. Nie matowi na tak długo jak bym chciała i po ok. 3-4 godzinach od aplikacji muszę użyć bibułek matujących, ale nie przeszkadza mi to ponieważ nawet po poprawkach makijaż cały czas prezentuje się świetnie, a twarz jest promienna. Kosmetyk nie obciąża, nie przesusza ani nie zapycha skóry.


Opakowanie nie jest może zbyt wyszukane, ale moim zdaniem jest naprawdę świetne. Małe, minimalistyczne, lekkie, poręczne i praktyczne. Idealne przede wszystkim dla osób, które dużo podróżują i liczy się dla nich każdy gram. Ta czarna buteleczka mieści w sobie 30 ml szalenie wydajnego podkładu, który w regularnej cenie kosztuje 189 zł i dostępny jest w 6 odcieniach. Mój to Beige z nr 20. Idealny piaskowy odcień bez grama różowych tonów. Ja jestem oczarowana tym kosmetykiem! Przeznaczony jest on do cer normalnych i mieszanych i takim cerom właśnie go polecam ;)


Poniżej zdjęcie jak Perfection Lumiere Velvet prezentuje się na skórze, nie przestraszcie się tylko! Moja cera przechodzi ostatnio kryzys, nie dość, że jest na maksa przesuszona to co chwilę pojawiają się na niej jacyś nowi nieprzyjaciele. Jak jednego uda mi się wytępić to wyskakuje kolejny i tak w kółko, ale walczę dzielnie ;)


Znacie ten podkład? Co o nim sądzicie? Macie ochotę się na niego skusić? Chętnie też dowiem się jakie są Wasze ulubiony podkłady więc dajcie koniecznie znać :)

11.3.15

The Body Shop - Banana Shampoo & Conditioner czyli duet idealny

Nie będę Was zwodzić i napiszę to od razu... Kocham ten bananowy duet od The Body Shop. Tak, tak, kocham. Moje włosy, a szczególnie skórę głowy ciężko zadowolić i niestety mam spory problem jeśli chodzi o kosmetyki do włosów, mowa tutaj głównie o szamponach. Większość podrażnia mój wrażliwy skalp, nawet te naturalne, a jak nie podrażniają to obciążają i przyspieszają przetłuszczanie i tak w kółko. Z odżywkami mam troszkę mniejszy problem, ale też ciężko znaleźć mi taką, która w 100% spełnia moje oczekiwania. Tutaj natomiast sytuacja ma się zupełnie inaczej. Świetnie służy mi zarówno szampon jak i odżywka.


Oba kosmetyki przeznaczone są do każdego rodzaju włosów. Moje są cienkie, wiecznie oklapnięte, farbowane, szybko przetłuszczające się przy skórze, muszę je myć codziennie, i normalne na końcach bez rozdwojonych końcówek, natomiast skalp jest wrażliwy. Jak widzicie nie jest kolorowo :/ Ale dość już o moich włosach, których nie lubię ;), przejdźmy do samych kosmetyków...


Banana Shampoo ma idealną konsystencję, nie za rzadką ani nie za gęstą, nie ucieka przez palce, nie sprawia problemów podczas aplikacji i dobrze rozprowadza się na włosach. Niewielka ilość kosmetyku wystarcza do uzyskania obfitej piany co uważam za plus. Szampon bardzo dobrze oczyszcza zarówno skalp jak i włosy. Mi przeważnie wystarcza jedno mycie, chyba, że używam jakiś produktów do stylizacji wtedy powtarzam ten proces żeby mieć pewność, że wszystko zostało zmyte. Mimo zawartości SLS kosmetyk nie podrażnia mojego wrażliwego skalpu i chwała mu za to, podrażniona i swędząca skóry głowy to coś czego nie cierpię. W rezultacie moje włosy są delikatnie odbite od nasady, a nie oklapnięte jak to często u mnie bywa, miękkie, lekkie, puszyste, sypkie i błyszczące. Jak dla mnie całkiem fajnie. Szampon niestety nie przedłuża świeżości, ale też nie obciążą ani nie przyspiesza przetłuszczania. Minusem jest to, że trochę plącze włosy więc użycie odżywki jest tutaj raczej konieczne.


Banana Conditioner ma inną konsystencję niż szampon, jest ona bardziej gęsta, żelowa, a także trochę uciążliwa ponieważ nie chce dobrowolnie "wyjść" z opakowania, ale wystarczy delikatnie ścisnąć butelkę (która na szczęście wykonana jest z elastycznego plastiku) i już. Aplikacja nie przysparza problemów, odżywka dobrze rozprowadza się na włosach i nie spływa z nich. Ja używam jej oszczędnie, ilość wielkości orzecha włoskiego w zupełności wystarcza, i nakładam ją zawsze od ucha w dół aż po same końce. Tak stosowana sprawdza się świetnie. Już zaraz po nałożeniu można odczuć jej dobroczynne działanie, od razu rozplątuje i zmiękcza włosy, a po spłukaniu i wysuszeniu jest jeszcze lepiej. Włosy są wygładzone, błyszczące, miękkie i nawilżone, ale bez efektu obciążenia czy oblepienia. Niestety nie wiem co by było gdybym zastosowała ją także na skalp, ale obawiam się, że wtedy mogłaby obciążyć moje cienkie włosy mimo tego, że nie jest to mocno odżywczy produkt.


Pewnie ciekawe jesteście zapachu? Jest bananowy, intensywny, soczysty i bardzo przyjemny! Nie jest do końca naturalny, ale nie jest też sztuczny czy chemiczny. Coś dla fanek bananów ;) Niestety po myciu od razu wietrzeje i nie jest wyczuwalny na włosach. Dla mnie jest to akurat minus, ale niektórzy pewnie będą z tego faktu zadowoleni bo przecież nie każdy musi lubić ten zapach :)


Oba kosmetyki są niesamowicie wydajne. Ja stosuję je od miesiąca, a myję głowę codziennie, i szamponu zużyłam 1/4 opakowania, natomiast odżywki 1/5. Przy takiej wydajności cena - 25 zł za sztukę nie wydaje mi się wygórowana, a już w szczególności jeśli kupimy te kosmetyki 2 w cenie 1, a bardzo często w takiej promocji można je właśnie dostać. Co do działania to ja jestem naprawdę zadowolona z tego duetu, ale zaznaczam, że moje włosy, mimo iż są farbowane, nie są bardzo zniszczone, nie mam też przesuszonych ani rozdwojonych końcówek. Niestety nie mam pojęcia jak te kosmetyki, a szczególnie odżywka, spisałaby się na włosach suchych. Jeśli macie dostęp do The Body Shop warto spytać w salonie o próbkę albo po prostu zaryzykować. Ja kupiłam ten duet w ciemno (podczas promocji) i był to strzał w dziesiątkę czyli jak widzicie ryzyko czasem się opłaca ;)


Zainteresował Was ten duet? A może już go znacie? Co o nim sądzicie? Macie swoich ulubieńców jeśli chodzi o szampony i odżywki? Może mi coś polecicie? Czekam na Wasze komentarze :)

3.3.15

Ulubieńcy - luty 2015

Muszę przyznać, że miałam mały kłopot z wyborem ulubieńców (ostatnio przewija się u mnie za dużo fajnych produktów, które naprawdę świetnie mi służą) jednak po dłuższych namysłach wytypowałam kilka kosmetyków, które w lutym szczególnie zawładnęły moim sercem. I jak to zawsze u mnie bywa oczywiście i tym razem rządziła pielęgnacja, ale z kolorówki też coś się znalazło, aż jeden kosmetyk, ale naprawdę godny uwagi ;) Zapraszam na krótką prezentacje :)


Aesop, Geranium Leaf Body Scrub - to chyba najdelikatniejszy, a zarazem jeden z bardziej skutecznych peelingów jakich używałam. Jest genialny. Konsystencja jet tutaj żelowa, peeling delikatnie się pieni, a zatopione w nim drobinki pumeksu i bambusa optymalnie złuszczają martwy naskórek i usuwają zabrudzenia. Po takim zabiegu skóra jest dobrze oczyszczona, wygładzona, miękka i gotowa na nałożenie ulubionego balsamu czy olejku. O podrażnieniach nie ma tutaj mowy. Lubię.

Ziaja, Tonik Płatki Róży - ten tonik kupiłam skuszona głównie nazwą (uwielbiam wszystko co różane) i w sumie nie spodziewam się po nim zbyt wiele, ale naprawdę miło mnie zaskoczył i uważam, że w działaniu jest nawet podobny (podobny, nie taki sam;)) do mojego ulubionego toniku Pat&Rub, tyle, że ten jest zdecydowanie tańszy (ok.7 zł). Przede wszystkim jest bardzo łagodny, nie podrażnia mojej wrażliwej skóry, a wręcz ją koi, a także delikatnie nawilża i tonizuje. Po aplikacji szybko się wchłania pozostawiając skórę gładką, delikatnie napiętą oraz przygotowaną do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. Niestety zapach nie jest typowo różany, ale jest naprawdę ładny. Jeśli lubicie toniki to ten warto przetestować ;)


Phenome, Warming Hand Therapy - kremy do rąk to dla mnie must have. Na noc mam swojego ulubieńca, natomiast na dzień stosuję różne kremy, mam ich zawsze kilka i sięgam po nie na zmianę, ale w lutym to właśnie z tym polubiłam się najbardziej. A co mnie w nim urzekło? Przede wszystkim dobre działanie, krem świetnie nawilża i odżywia dłonie, a także konsystencja, która jest bardzo lekka. Kosmetyk wchłania się w tempie ekspresowym i zaraz po aplikacji od razu możemy przystąpić do swoich codziennych czynności. Kolejnym plusem jest też ładny, delikatny, roślinny zapach oraz ogromna wydajność.

The Body Shop, Brazil Nut Body Butter - moja skóra w lutym przechodziła totalny kryzys, szczególnie na nogach. Była maksymalnie przesuszona, napięta i łuszczyła się, stosowałam wszystko po kolei żeby temu zaradzić, ale to właśnie to masło pomogło mi wyjść z opresji. Oczywiście nie tak od razu, ale stosowane kilka dni pod rząd przywróciło skórze optymalne nawilżenie i z powrotem stała się ona gładka, miękka i jędrna, a uczucie napięcia i ściągnięcia odeszło w niepamięć. Ale to jeszcze nie wszystko. Muszę też wspomnieć o zapachu, który jest piękny, delikatnie słodki i otulający, ja jestem od niego uzależniona! ;)

Diptyque, L'ombre Dans L'eau - moja przygoda z tym zapachem zaczęła się od próbki, którą dostałam do zamówienia ze sklepu Galilu. Wystarczyło jedno psiknięcie i już było po mnie, ten zapach totalnie mnie omotał i uwiódł. Jak widzicie skończyło się to tak, że kupiłam cały flakon i w lutym sięgałam po niego niemalże codziennie (i nadal sięgam). Ogólnie jest to zapach wiosenno-letni, ale dla mnie nie ma to znaczenia. Poza tym wiosna już blisko :) A jaki jest sam zapach? Na początku intensywny, zimny, mocno zielony, z czasem łagodnieje i pachnie ogrodem. Dzikim, tajemniczym i niezwykłym ogrodem nad rzeką gdzie zapach róż miesza się z zapachem liści czarnej porzeczki. Jest niestandardowo i aromatycznie.



Phenome, Calming Blemish Cleanser - poranne oczyszczanie twarzy to u mnie podstawa, niestety samo przemycie jej tonikiem czy płynem micelarnym jest dla mnie niewystarczające dlatego zawsze sięgam po jakiś żel. Od jakiegoś czasu podczas moich porannych rytuałów towarzyszy mi właśnie Calming Blemish Cleanser i muszę przyznać, że jest naprawdę fajny. Łagodny, ale skuteczny. Delikatnie się pieni, pięknie, jabłkowo pachnie, dobrze oczyszcza, a przy tym nie podrażnia ani nie przesusza mojej skóry, która jest wrażliwa, mieszana w kierunku suchej. Kilka razy użyłam go też z szczoteczką Clarisonic i może nie jest to duet idealny, ale daje rade. Warto zwrócić też uwagę na genialny skład, który zawiera mnóstwo dobroczynnych substancji m.in.: ekstrakt z jabłka, miłorzębu japońskiego, aceroli oraz kwas hialuronowy.

NYX, Butter Gloss, Cherry Pie - uwielbiam czerwień, i na paznokciach, i na ustach. Mogę ją nosić praktycznie codziennie, i tak jak na paznokciach może być ona intensywna, tak jeśli chodzi o usta to wybieram raczej stonowane odcienie. Tutaj wydawać się może, że kolor jest intensywny, ale zaaplikowany na usta traci na mocy i jest idealny, w sam raz na co dzień. Poza idealnym kolorem mamy tutaj jeszcze znakomite właściwości pielęgnacyjne. Nawet najbardziej suche usta się nie zawiodą. Błyszczyk nawilża, regeneruje, odżywia i koi jeśli trzeba, a do tego nie lepi się i nie ma żadnego smaku. Wad nie odnotowałam.



Znacie te kosmetyki? A może któryś wpadł Wam w oko? Jakie kosmetyki Was zachwycił w lutym? Koniecznie dajcie znać :)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl