30.11.15

Instagram Mix - październik/listopad


1. Sypialnia i my  2. Trio na medal 3. Uwielbiam 4. Paski zawsze spoko

5. Jesienne niezbędniki 6. Chuda carbonara według Jamiego Olivera - pycha! 7. Na nocnej szafce 8. OOTD 

9. Leniwe popołudnie 10. Sobota w kuchni 11. Wieczorową porą 12. Paski raz jeszcze 

13. Tea time 14. Nowe do biblioteczki 15. W łóżku z Jamiem ;) 16. Małe przyjemności

17. Ciepłe, otulające, piękne 18. OOTD vol.2 19. Kłująca gromadka 20. Trochę krócej, cześć ;)

21. Coś nowego, coś fajnego 22. Casual Monday 23. Domowe SPA 24. Home, sweet home 

25/26/27/28 Gran Canaria

29. Ulubiona 30/31/32 Migawek z Gran Canarii ciąg dalszy

33. Takie cuda na niebie 34. Po prostu jesień 35. Na szybko 36. Jesienne nowości

PS. Robię wyprzedaż szafy, a także kosmetyczki i wystawiam rzeczy na Vinted. Jeśli macie ochotę to zapraszam tutaj >klik<, może wpadnie Wam coś w oko ;)

29.11.15

Ulubieńcy - listopad 2015

Choć według kalendarza mamy jeszcze jesień to pogoda za oknem wskazuje zupełnie coś innego. Temperatury są coraz niższe, dni zdecydowanie za krótkie, a brak słońca sprawia, że nie mam ochoty wychodzić spod kołdry. Taka ponura pogoda nie sprzyja też robieniu zdjęć na bloga, ale co tam ,ulubieńcy muszą być, tym bardziej, że mam Wam do pokazania mnóstwo fantastycznych kosmetyków! No to co, zaczynamy :)



Pat&Rub, Otulający Scrub do ciała - nadal uważam, że jest zdecydowanie za tłusty, ale ujął mnie  przepięknym, ciepłym zapachem i fantastycznymi właściwościami, zarówno złuszczającymi jak i nawilżającymi. Wystarczy dosłownie chwila aby szara, szorstka i zmęczona skóra stała się gładka, jędrna, odżywiona i zregenerowana. Fakt, peeling pozostawia na niej tłusta warstwę, która może być uciążliwa, ale gdy już się wchłonie możemy cieszyć się doskonałym nawilżeniem przez długi czas. Ciesze się, że dałam mu drugą szansę i Wam też go polecam. Na zimę najlepszy. Wygładzi, nawilży, zregeneruje i otuli zapachem.

Aesop, Bitter Orange Astringent Toner - nie wyobrażam już sobie pielęgnacji twarzy bez użycia toniku, co powtarzałam ostatnio na blogu nie raz. Ten marki Aesop dopasowany jest do większości typów skóry, usuwa zanieczyszczenia, rewelacyjnie odświeża, wygładza i nadaje skórze matowy wygląd. Do tego jest niesamowicie łagodny, przyjemnie nawilża, a jego ziołowy zapach dodaje energii. W składzie zawiera m.in. zieloną herbatę, który bogata jest w przeciwutleniacze i ma zbawienny wpływ na skórę. Dla mnie genialny i muszę przyznać oficjalnie, że lubię go na równi z hipoalergicznym tonikiem Pat&Rub. 


Alpha H, Balancing Cleanser with Aloe Vera  - w ulubieńcach pojawia się już kolejny raz, ale co zrobić, uwielbiam! Gęsty,  niesamowicie łagodny, kremowy preparat do oczyszczania twarzy. Moje serce podbił niemalże od razu, ale im dłużej go używa tym bardziej doceniam. Doskonale oczyszcza skórę z resztek makijażu, sebum i innych zanieczyszczeń, a także, co ważne, nie narusza bariery hydrolipidowej, a wręcz nawilża. Odkąd go używam nie walczę już z suchymi skórkami, strefa T nie przetłuszcza się tak bardzo jak kiedyś, a skóra po oczyszczaniu nie jest ściągnięta czy podrażniona. No fantastyczny produkt, który musicie wypróbować, szczególnie teraz gdy skóra powinna być porządnie nawilżana i traktowana łagodnie.

Tarte, Paletka Róży  - najpierw ją chciałam, później pojawiła się chwila zwątpienia, ale gdy tylko trafiła w moje ręce zakochałam się i teraz sięgam po nią niemalże codziennie. W opakowaniu znajduje się pięć róży,  każdy wyjątkowy, fantastycznie napigmentowany i trwały. Nie sprawiają problemu przy aplikacji, fantastycznie się rozcierają, jeszcze lepiej stapiają ze skórą i trwają na niej niemalże cały dzień. Na uwagę zasługuje również fakt, że mają organiczny skład, nie obciążają ani nie zapychają skóry, a dzięki bogatej gamie kolorów niemalże każdego dnia możemy nosić inny kolor na policzkach w zależności od nastroju czy okazji. A każdy, naprawdę każdy jest fantastyczny! 




Bumble&Bumble, Thickening Hairspray - i kolejny kosmetyk, który w ulubieńcach pojawia się ponownie. No niestety, przy cienkich, oklapniętych włosach jest tak, że bez produktu dodającego objętości ani rusz. Ten marki Bumble&Bumble kolejny raz pokazał, że jest jednym z lepszych produktów w tej kategorii. Lekki, łatwy w obsłudze, w duecie z suszarką daje naprawdę fantastyczne efekty, a w połączeniu z obrotową szczotką to już w ogóle mega! Unosi włosy u nasady, zwiększa ich objętość, nadaje fryzurze strukturę, a wszystko to bez niepotrzebnego sklejania czy obciążania. Włosy pozostają lekkie, puszyste i są podatne na układanie i tak przez cały dzień. Zapach i wydajność również na plus.

L'oreal,  Brow Artist Plumper  - ostatnio w blogosferze głośno było o tym tuszu do brwi, a że lubię testować nowości chętnie po niego sięgnęłam. Do tej pory moim ulubieńcem był Pro Longwear Waterproof Brow Set od MAC, ale L'oreal wcale nie jest gorszy. Wybrałam odcień dla brunetek, czyli średni brąz w zimnym odcieniu za co duży plus. Wystarczy jedno pociągnięcie i już, brwi z miejsca są zagęszczone, przyciemnione i zdefiniowane. Tusz je delikatnie usztywnia i trzyma w jednym miejscu, jest też trwały, a szczoteczka jest mała i pozwala precyzyjnie zaaplikować kosmetyk. Cena też jest w porządku, szczególnie w promocji. Jestem na TAK :) 










Chanel, Rouge Allure Gloss, Sensible - uwielbiam za wszystko począwszy od opakowania, totalnie minimalistyczne tak jak lubię, poprzez przyjemną, gęstą konsystencję, a kończąc na neutralnym kolorze, który pasuje każdemu, zawsze i wszędzie. W listopadzie sięgałam po niego najczęściej. Dodaje ustom blasku, delikatnie je uwydatnia, można go aplikować bez użycia lusterka, a przyjemny zapach sprawia, że mam ochotę go zjeść. Przyjemnie też nawilża co przy niskich temperaturach jest dużą zaletą. Niestety jest trochę lepki, ale wybaczam. Koniecznie go kupcie, jeśli nie sobie to może komuś bliskiemu na prezent? Myślę, że żadna kobieta nie pogardzi tym cudem ;)

Nuxe, Reve de Miel, Łagodny Żel do twarzy i ciała - już od dawna do oczyszczania skóry używam tylko łagodnych, organicznych żeli oczyszczających, ale gdy przychodzi jesień dodatkowo zależy mi aby kosmetyk którym myję ciało oprócz łagodności wykazywał również działanie nawilżające i regenerujące. Ultrabogaty, miodowy żel Nuxe idealnie wpisuje się w moje potrzeby. Ma gęstą, oleistą konsystencję, skutecznie, ale łagodnie oczyszcza pozostawiając skórę miękka, elastyczną i nawilżoną, ale nie tylko bo też pięknie pachnącą. A  uwierzcie mi, zapach ten żel ma po prostu boski! Ciepły, otulający, umila czas spędzony pod prysznicem i wypełnia całą łazienkę. Jak nazwa wskazuje można stosować go również do mycia twarzy, ja się nie odważyłam, ale myślę, że u osób z suchą cerą mógłby sprawdzić się wyśmienicie.

I to już wszyscy moi ulubieńcy. Znacie coś? Co Wam wpadło w oko? Koniecznie pochwalcie się swoimi ulubieńcami :) Czekam na Wasze komentarze ;)

19.11.15

Jesienne nowości

Po olbrzymich zużyciach, które mogłyście zobaczyć tutaj >klik<, na moich półkach zrobiło się pusto,  koniecznie więc musiałam uzupełnić zapasy, stąd przybyło mi trochę nowości, a że dawno nie było postów tego typu postanowiłam dzisiaj zrobić krótką prezentację. Część kosmetyków jest już w użyciu więc jeśli coś szczególnie Was zainteresuje koniecznie dajcie znać, postaram się wtedy przygotować pełną recenzje :) Żeby nie przedłużać, zaczynamy.



Na początek nowości, które poczyniłam na Gran Canarii. W końcu miałam możliwość pobuszować w salonie Kiehl's i zobaczyć, pomacać oraz powąchać wszystko na żywo. Muszę się przyznać, że miałam ochotę kupić większość asortymentu, ale poprzestałam na dwóch produktach czuli szamponie Amino Acid, o którym pisałam już w ulubieńcach >klik< oraz słynnym kremie marki czyli Ultra Facial Cream, jestem go niesamowicie ciekawa, ale póki co grzecznie czeka w szafce. Odwiedziłam też MAC, ale zbytnio nie zaszalałam. Miałam zamiar kupić korektor pod oczy z serii Prep + Prime, niestety nie było odcienia, który chciałam więc skusiłam się jedynie na puder matujący - Blot Powder, o którym czytałam dużo dobrego. Jest już w użyciu i wydaje się ok, chociaż mojej strefy T chyba nic nie jest w stanie utrzymać w ryzach. Teraz żałuję, że nie kupiłam jeszcze pomadki w kolorze Russian Red, odcień ma więcej niż boski, jednak co się odwlecze... Nie mogłam przejść obojętnie obok kosmetyków Rituals i skusiłam się na piankę pod prysznic (brak na zdjęciu) oraz peeling do dłoni Miracle Scrub, który okazał się naprawdę świetny! Niskie ceny w perfumeriach strasznie kusiły (na Wyspach Kanarysjkich kosmetyki oraz perfumy są tańsze o podatek vat), ale nie dałam się i kupiłam tylko to co potrzebne czyli korektor pod oczy Sheer Eye Zone Corrector - Shiseido, dwa błyszczyki: Lust For Lacquer -  Marc Jacobs  w przepięknym, czerwonym kolorze Lust For Life oraz Rouge Allure Gloss - Chanel w nudziakowym odcieniu Sensible, a także ulubiony podkład czyli Perfection Lumiere Velvet również od Chanel.

Kolejne nowości to kosmetyki z perfumerii Galilu. Kupiłam je jeszcze podczas pobytu w Norwegii i czekały na mnie kilka dobrych tygodni, a mamy tutaj Organiczny Antyperspirant oraz olejek do ciała Awaken Body Oil marki Erbaviva, oczyszczającą maseczkę REN - Invisibles Pores Detox Mask oraz 3 produkty Aesop: pastę złuszczającą do twarzy Purifying Facial Exfoliating Paste, żel do mycia twarzy Fabulous Face Cleanser oraz tonik Bitter Orange Astringent Toner. Wszystko prócz peelingu jest już w użyciu i póki co mogę napisać, że jestem bardzo zadowolona , a szczególnie z toniku, który fantastycznie odświeża i nawilża skórę, a także pięknie, ziołowo pachnie.




W tym wszystkim nie mogło zabraknąć kosmetyków od moich ulubionych polskich marek czyli Phenome oraz Pat&Rub. Z Phenome skusiłam się na różany olejek do ciała Relaxing Masssage Oil, uwielbiam!, cukrowy krem do rąk Anti-Aging Hand Therapy, również uwielbiam!, oraz piankę do mycia twarzy Non Drying Cleansing Foam. Jeszcze jej nie używałam, ale już nie mogę doczekać się momentu, aż w końcu ją otworzę. Z Pat&Rub kupiłam natomiast Krem pod Oczy, który chodził za mną już od dawna, Otulający Balsam do stóp oraz Otulający Scrub Cukrowy do którego tłustej konsystencji chyba nigdy się nie przekonam, ale stosowany na sucho złuszcza wręcz fantastycznie, a do tego przyjemnie nawilża, no i ten zapach, boski! <3




I ostatnie nowości czyli mój zdecydowanie ulubiony krem do rąk Hemp Hand Protector od The Body Shop i małe zamówienie z Blisko Natury gdzie kupiłam kilka naturalnych, polskich kosmetyków czyli mydło w płynie Figa marki Yope, fantastyczne!, mydło w kostce kryjące się pod nazwą Pokrzywa od Purite, mam nadzieję, że też będzie super, Tonik Nawilżający - Fitomed, którym kusiła Dagmara z bloga Infinity, oraz Płyn MicelarnySylveco do którego regularnie i chętnie wracam. Jest w 100% naturalny, łagodny i skuteczny.





Teraz przypomniało mi się, że całkowicie zapomniałam o paletce róży marki Tarte, w której zakupie pomogła mi kochana Justyna (dziękuję :*), ale nic straconego, jeszcze na pewno się tutaj pojawi.

Znacie coś z tej gromadki? A może coś Was szczególnie zainteresowało? Jestem bardzo ciekawa, dajcie znać :)

PS. Do 15-go stycznia 2016 na stronie www.danielwellington.com/pl/ z hasłem blackraspberryblog wszystkie zegarki kupicie 15% taniej. Nie zapominajcie o darmowej wysyłce do każdego zakątka świata :)

16.11.15

Phenome - Exfoliating Facial Paste/cudo!

O tym, że demakijaż skóry jest niesamowicie ważny nie muszę chyba nikogo przekonywać. Równie ważne jest też złuszczanie naskórka. Taki zabieg pomaga w usunięciu martwych komórek, wygładza i dogłębnie oczyszcza, ale nie tylko bo wykonywany regularnie poprawia wygląd skóry, rozjaśnia ją, a także ułatwia wnikanie substancji aktywnych, które zawarte są w kosmetykach. W zależności od rodzaju skóry powinniśmy wykonywać go 1-3 razy w tygodniu lub częściej, jeśli jest taka potrzeba. Pasta peelingująca - Exfoliating Facial Paste - marki Phenome sprawdzi się tutaj znakomicie. Jest skuteczna, ma świetny skład i oprócz działania złuszczającego posiada fantastyczne właściwości kojące i odżywcze.








W słoiczku z ciemnego szkła otrzymujemy 125 ml kosmetyku o niezwykle przyjemnym, roślinnym zapachu i równie przyjemnej, kremowej konsystencji, w której zatopionych jet mnóstwo małych, okrągłych drobinek ścierających. Skład, jak już wspomniałam wyżej, jest genialny i w 100% naturalny. Organiczny proszek ryżowy oraz drobinki zmielonego kwarcu łagodnie, ale skutecznie złuszczają martwe komórki naskórka i wygładzają skórę, biała glinka działa oczyszczająca i ściągająco, wody roślinne: cytrynowa i różana dostarczają niezbędnych witamin i minerałów, oleje: jojoba, kokosowy i ze słodkich migdałów nawilżają, zmiękczają i odżywiają, ekstrakty m.in. z ananasa i liści oczaru wirginijskiego działają wzmacniająco, przeciwzapalnie i pobudzają do regeneracji, natomiast wyciągi z mięty oraz kwiatów rumianku łagodzą i odświeżają. W rezultacie, po zastosowaniu peelingu, skóra jest niesamowicie gładka, dogłębnie oczyszczona, odświeżona, promienna, a przy tym elastyczna, miękka i ukojona. Pory natomiast są obkurczone, a o podrażnieniach czy nieprzyjemnym ściągnięciu nie ma mowy. Jeszcze lepsze rezultaty otrzymamy gdy peeling przytrzymamy na skórze nieco dłużej, tak jak maseczkę. Biała glinka pokaże wtedy swoją prawdziwą moc, a substancje aktywne będą miały czas aby odżywić skórę i wykazać swoje dobroczynne działanie.






Peeling przeznaczony jest do każdego rodzaju cery i ja śmiało polecam go każdemu. Jest skuteczny, dobrze złuszcza martwy naskórek, a przy tym jest niezwykle delikatny i nie podrażni nawet najwrażliwszej cery. Jest też niesamowicie wydajny. Od czasu otwarcia ważny jest tylko przez 6 miesięcy i w tym czasie naprawdę trudno jest go zużyć, dlatego ja nakładam go hojnie i to nie tylko na twarz, ale też na szyję i dekolt. Koszt jednego opakowania to 119 zł w cenie regularnej. Czy warto? Warto, i to bez dwóch zdań!

Co nim sądzicie? Znacie, lubicie, a może macie ochotę wypróbować? Wolicie peelingi mechaniczne czy enzymatyczne? Dajcie znać :)


PS. Do 15.01.2016 na stronie www.danielwellington.com/pl/ >klik< na hasło blackraspberryblog wszystkie zegarki kupicie 15% taniej. Pamiętajcie o darmowej wysyłce do każdego zakątka świata! 

11.11.15

Spóźniony post z ulubieńcami - październik

Hej, hej, wracam do Was po dłuższej przerwie. Na początek zapraszam na mocno spóźniony post z ulubieńcami, ale wiem, że lubicie takie wpisy, zresztą osobiście również uwielbiam takie podglądać u innych. Są lekkie, a przy okazji można wypatrzyć same perełki. W moich ulubieńcach tym razem oprócz pielęgnacji pojawiło się też trochę kolorówki, same zobaczcie.



Kiehl's, Amino Acid Shampoo - kupiłam go całkiem niedawno, ale od razu zdobył moje uznanie. Jest fenomenalny! Niezwykle delikatny, świetnie się pieni, dokładnie oczyszcza, a także rewelacyjnie pielęgnuje zarówno skórę głowy jak i włosy. Moje ostatnio były mocno przesuszone, słona woda oraz słońce nie wpłynęły na nie korzystnie, ale odkąd go stosuję ich kondycja znacznie się poprawiła. Stały się gładkie, bardziej mięsiste oraz błyszczące. Kosmetyk ich nie obciąża, a wręcz odbija od nasady i pozostawia puszyste. Zapach jest tu bardzo delikatny i przyjemny, kokosowy, wydajność również na plus. Jeśli szukacie dobrego, łagodnego szamponu, a przy tym skutecznego koniecznie zwróćcie na niego uwagę.

Kiehl's, Midnight Recovery Eye - kolejny fantastyczny produkt marki Kiehl's czyli mocno skoncentrowany krem zawierający olejki oraz ekstrakty roślinne, który stosujemy na noc, a rano nasze spojrzenie ma wyglądać świeżo i młodziej. I faktycznie, stosowany regularnie sprawia, że nawet po kiepskiej nocy spojrzenie jest promienne, skóra w okolicach oczu jest rozjaśniona, a po opuchnięciach nie ma śladu. Nie można odmówić mu też działania nawilżającego bo nawilża naprawdę świetnie, a przy tym wygładza i napina skórę w tych okolicach. Jest też bardzo delikatny, nie podrażnia ani nie powoduje alergii po prostu cud, miód. Warto wypróbować, szczególnie jeśli zarywacie noce bądź Waszą zmorą jest opuchlizna.



NYX, Butter Gloss, Maple Blondie - uwielbiam za wszystko. Za konsystencję, odżywienie, komfort noszenia, wygląd na ustach oraz za kolor, bardzo neutralny, idealny na co dzień. Fajnie odświeża, rozpromienia i myślę, że będzie pasował niemalże każdemu. Trwałość nie jest tu może powalająca, ale to tylko błyszczyk. U mnie utrzymuje się 2-3 godziny po czym się ściera jednak nawilżenie odczuwalne jest zdecydowanie dłużej. Jest to naprawdę mega-fajny produkt w niskiej cenie, taki tańszy odpowiednik Clarins - Instant Light Natural Lip Perfector. Wypróbujcie, a nie zawiedziecie się ;)

Evree,  Magic Rose, Krem do twarzy - przy mojej kapryśnej, mieszanej, szybko zanieczyszczającej się, a do tego wrażliwej cerze naprawdę ciężko jest znaleźć  dobry krem, który będzie odpowiadał mi w 100% jednak ten od Evree naprawdę daje radę. Gęsta, treściwa konsystencja zaskakująco szybko się wchłania. Krem pozostawia na skórze jedynie cienką, otulającą warstwę ochronną, która stanowi świetną bazę pod makijaż. Nic się nie roluje ani nie spływa, kosmetyk nie powoduje szybszego przetłuszczania się skóry, a każdy aplikowany podkład wygląda na nim fantastycznie. A jak z działaniem? Też jest super. Skóra jest odżywiona, gładka, elastyczna, a nawilżenie odczuwalne jest przez cały dzień. Krem nie podrażnia oraz nie zapycha. No i ten zapach! Fantastyczny! Różany, ale nie mdły tylko świeży. Można się uzależnić. Ja stosuję go głównie na dzień, ale może być stosowany również na noc. Polecam i to nie tylko fankom różanych aromatów ;)



Essie, Licorice - czarnych lakierów na rynku kosmetycznym jest mnóstwo, ale to właśnie ta czerń od Essie jest najpiękniejsza. Naprawdę czarna, głęboka i błyszcząca. Na moich paznokciach gościła prawie, że przez cały październik i noszę ją nadal. Pasuje niemalże wszędzie, na każdą okazję i do wszystkiego. Sama konsystencja lakieru też na plus, nie za rzadka, nie a gęsta, nie bąbluje, nie smuży, do pełnego krycia wystarczy jedna warstwa, ale ja nakładam dwie. Trwałość świetna, na moich paznokciach, pokrytych top coat'em, trzyma się do 5-7 dni po czy delikatnie zaczyna się ścierać. Uwielbiam. 

Maybelline, Lash Sensational - swego czasu głośno było o nim w blogosferze i wcale się nie dziwię, jak dla mnie jest genialny. Rozczesuje, wydłuża, pogrubia, podkręca oraz jest niesamowicie trwały. Szczoteczka jest świetnie wyprofilowana, konsystencja jest idealna od samego początku, tusz w trakcie używania nie wysycha, a zmyć można go bez większych problemów samą wodą, w ciągu dnia natomiast nie kruszy się i śmiało mogą używać go osoby noszące szkła kontaktowe. Cena też na plus. No wszystko super. Jeśli nie znacie to może czas to zmienić? :)

Seche Vite, Top Coat - gdyby nie jego okropny zapach po którym czasem kręci mi się w głowie byłby idealny. W dosłownie kilka chwil wysusza lakier, utwardza go, zdecydowanie przedłuża jego trwałość oraz pozostawia piękną, lśniąca powłokę. Dla mnie fenomenalny i zdecydowanie przebił mojego wcześniejszego ulubieńca czyli Insta Dri od Sally Hansen. 




I to już wszystko. Zainteresowało Was coś? Dajcie znać :)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl