Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Loreal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Loreal. Pokaż wszystkie posty

8.2.16

Ulubieńcy - styczeń 2016

Nie wiem jak Wy, ale ja mam wrażenie, że z dnia na dzień czas biegnie coraz szybciej. Mimo, iż obecnie jestem na dłuższym urlopie i nie robię nic konkretnego to brakuje mi po prostu godzin w dobie. Do tego pogoda nie nastraja pozytywnie, deszcz za oknem sprawia, że mam ochotę nie wynurzać się spod kołdry, ale ale, mam postanowienie i jeszcze w tym tygodniu wracam do praktykowania jogi, a jak zdecyduję się w końcu na jakieś adidasy (za duży wybór:/) wracam do biegania. Koniec z leniuchowaniem! Tymczasem zapraszam Was na spóźniony post z ulubieńcami, do którego siadam od kilku dni, ale w końcu udało mi się coś naskrobać ;)


Clarins, Radiance-Plus Golden Glow Booster - samoopalające kropelki do twarzy polubiłam niemalże natychmiast, i z tymi było tak samo. Na ich rzecz nie trzeba rezygnować z użycia pielęgnacji, a wręcz trzeba stosować je w połączeniu z ulubionym balsamem lub masłem. Ponadto są dziecinne proste w aplikacji, nie da się nimi zrobić sobie krzywdy, a efekt jaki dają jest naprawdę powalający. Skóra w kilka godzin po aplikacji zyskuje delikatny i co najważniejsze naturalny odcień opalenizny, który bez problemu można stopniować. Nie ma tu mowy o plamach, zaciekach czy smugach, a nieprzyjemny smrodek wyczuwalny jest tylko przez krótki czas. Dla mnie to wspaniały wynalazek, szczególnie, że mam bardzo jasną karnację, a dzięki tym kroplom mogę przez cały rok cieszyć się skórą lekko muśniętą słońcem. 

L'oreal, False Lash Superstar - wypatrzyłam ją w plebiscycie InStyle - Best Beauty Buys, liczyłam na spektakularne efekty i niestety przy pierwszych podejściach totalnie się zawiodłam. Dałam jej jednak jeszcze jedną szansę i boom, za drugim razem efekty mnie oczarowały. Przyznam, że trzeba poświęcić chwilę na dokładadne pomalowanie nią rzęs, ale warto. Serum czyli pierwsza warstwa świetnie pogrubia, wydłuża i podkręca rzęsy, natomiast sama maskara potęguje efekt objętości i przyciemnia włoski dodając spojrzeniu wyrazistości. W rezultacie rzęsy są rozdzielone, świetnie pogrubione, naprawdę długie i czarne, a oko jest otwarte i tym samym większe. Maskara jest bardzo trwała, nie kruszy się ani nie rozmazuje, nie wysycha też przed upływem daty ważności, i co ważne, nie podrażnia oczu. Naprawdę warto wypróbować.

L'occitane, Żel po prysznic, Vanille&Narcisse - już podczas kąpieli lubię sięgać po delikatne, naturalne, ładnie pachnące kosmetyki, a jeśli są w fajnej butelce to już w ogóle jestem kupiona. Żel L'occitane jest niezwykle gęsty, świetnie się pieni, a jego naturalny skład sprawia, że bardzo delikatnie oczyszcza, nie naruszając warstwy hydrolipidowej. Po kąpieli z jego użyciem skóra jest miękka, elastyczna i otulona ciepłym, intensywnym zapachem, będącym połączeniem wanilii i narcyza. Jak dla mnie cudo i ideał do stosowania w zimowe wieczory <3



Organique, Anti-Age Hair Mask - wróciłam do niej po ponad rocznej przerwie i co tu dużo mówić, jest doskonała! Przeznaczona głównie do włosów farbowanych i zniszczonych zabiegami fryzjerskimi choć myślę, że sprawdzi się u każdego. Skład jest tu naturalny i bardzo bogaty, oparty na regenerujących olejach: winogronowym i arganowym oraz naturalnym jedwabiu i wyciągu z perły. Doskonale regeneruje, odbudowuje łodygę włosa i wzmacnia cebulki sprawiając, że włosy są zdrowe, gładkie, pełne witalności i blasku. Maska nie obciąża ani nie przyspiesza przetłuszczania włosów, nawet gdy zastosujemy ją na skalp. Co więcej, pachnie przepięknie winogronami, a zapach ten jeszcze bardzo długi czas utrzymuje się na włosach. Polecam :)

Marc Jabobs,  Lust for Lacquer, 312 Lust for Life - uwielbiam czerwone, mocne usta, jednak na co dzień sięgam głównie po błyszczyki dla delikatniejszego efektu. Ten od Marc Jacobs oczarował mnie głównie kolorem, ale pod innymi względami nie mam mu nic do zarzucenia. Gęsta, żelowa konsystencja bez problemów sunie po ustach pokrywając je pięknym, lśniącym kolorem. Z miejsca stają się one bardziej wyraziste, pełniejsze i całuśne. Aplikator jest mały i precyzyjny co pozwala aplikować błyszczyk nawet bez użycia lusterka, a sama konsystencja nie jest lepka i nie wylewa się poza kontur ust. Dodatkowo efekt chłodzenia zapewnia przyjemne doznania, natomiast trwałość jak to w błyszczykach, nie jest powalająca, 1,5-2 godziny to raczej maks. Mimo to lubię bardzo. I jeszcze to opakowanie <3

Phenome, Anti-Aging Hand Therapy- ulubieniec od dawien dawna, w styczniu po raz kolejny udowodnił, że jest genialny. Naturalny, lekki, szybko się wchłania i świetnie odżywia. Cóż chcieć więcej? No może ładnego zapachu, ale on też go ma! Delikatny, cukrowy, sprawia, że mam ochotę używać go bez ustanku. Najczęściej noszę go w torebce i stosuję w ciągu dnia. Jak już wspomniałam, wchłania się błyskawicznie, otula dłonie delikatną warstwą ochronną i działa niemalże natychmiast. Zmiękcza, wygładza, regeneruje i koi spierzchniętą skórę przynosząc jej ulgę. Ideał, mówię Wam ;)



NCLA, Lakier do paznokci - to mój pierwszy lakier tej marki, ale od razu podbił moje serce i w styczniu gościł na moich paznokciach niemalże przez cały czas. Idealna konsystencja  i szeroki pędzelek zdecydowanie ułatwiają malowanie, lakier nie smuży, świetnie kryje już po pierwszej warstwie, szybko schnie i pięknie lśni. Żeby tego było mało został stworzony i wyprodukowany w słonecznym LA, jest wolny od toksyn, a także nietestowany na zwierzętach. Odcień, który posiadam to Rush Hour czyli piękna, klasyczna czerwień. Bogata i ognista. Idealnie prezentuje się na paznokciach i pasuje do wszystkiego. Trwałość też na plus, lakier trzyma się 3-4 dni po czym zaczyna delikatnie odpryskiwać. Mam ochotę na więcej.

No to teraz dajcie znać czy coś Was zainteresowało? A może znacie te kosmetyki? 
Do następnego, cześć ;)


29.11.15

Ulubieńcy - listopad 2015

Choć według kalendarza mamy jeszcze jesień to pogoda za oknem wskazuje zupełnie coś innego. Temperatury są coraz niższe, dni zdecydowanie za krótkie, a brak słońca sprawia, że nie mam ochoty wychodzić spod kołdry. Taka ponura pogoda nie sprzyja też robieniu zdjęć na bloga, ale co tam ,ulubieńcy muszą być, tym bardziej, że mam Wam do pokazania mnóstwo fantastycznych kosmetyków! No to co, zaczynamy :)



Pat&Rub, Otulający Scrub do ciała - nadal uważam, że jest zdecydowanie za tłusty, ale ujął mnie  przepięknym, ciepłym zapachem i fantastycznymi właściwościami, zarówno złuszczającymi jak i nawilżającymi. Wystarczy dosłownie chwila aby szara, szorstka i zmęczona skóra stała się gładka, jędrna, odżywiona i zregenerowana. Fakt, peeling pozostawia na niej tłusta warstwę, która może być uciążliwa, ale gdy już się wchłonie możemy cieszyć się doskonałym nawilżeniem przez długi czas. Ciesze się, że dałam mu drugą szansę i Wam też go polecam. Na zimę najlepszy. Wygładzi, nawilży, zregeneruje i otuli zapachem.

Aesop, Bitter Orange Astringent Toner - nie wyobrażam już sobie pielęgnacji twarzy bez użycia toniku, co powtarzałam ostatnio na blogu nie raz. Ten marki Aesop dopasowany jest do większości typów skóry, usuwa zanieczyszczenia, rewelacyjnie odświeża, wygładza i nadaje skórze matowy wygląd. Do tego jest niesamowicie łagodny, przyjemnie nawilża, a jego ziołowy zapach dodaje energii. W składzie zawiera m.in. zieloną herbatę, który bogata jest w przeciwutleniacze i ma zbawienny wpływ na skórę. Dla mnie genialny i muszę przyznać oficjalnie, że lubię go na równi z hipoalergicznym tonikiem Pat&Rub. 


Alpha H, Balancing Cleanser with Aloe Vera  - w ulubieńcach pojawia się już kolejny raz, ale co zrobić, uwielbiam! Gęsty,  niesamowicie łagodny, kremowy preparat do oczyszczania twarzy. Moje serce podbił niemalże od razu, ale im dłużej go używa tym bardziej doceniam. Doskonale oczyszcza skórę z resztek makijażu, sebum i innych zanieczyszczeń, a także, co ważne, nie narusza bariery hydrolipidowej, a wręcz nawilża. Odkąd go używam nie walczę już z suchymi skórkami, strefa T nie przetłuszcza się tak bardzo jak kiedyś, a skóra po oczyszczaniu nie jest ściągnięta czy podrażniona. No fantastyczny produkt, który musicie wypróbować, szczególnie teraz gdy skóra powinna być porządnie nawilżana i traktowana łagodnie.

Tarte, Paletka Róży  - najpierw ją chciałam, później pojawiła się chwila zwątpienia, ale gdy tylko trafiła w moje ręce zakochałam się i teraz sięgam po nią niemalże codziennie. W opakowaniu znajduje się pięć róży,  każdy wyjątkowy, fantastycznie napigmentowany i trwały. Nie sprawiają problemu przy aplikacji, fantastycznie się rozcierają, jeszcze lepiej stapiają ze skórą i trwają na niej niemalże cały dzień. Na uwagę zasługuje również fakt, że mają organiczny skład, nie obciążają ani nie zapychają skóry, a dzięki bogatej gamie kolorów niemalże każdego dnia możemy nosić inny kolor na policzkach w zależności od nastroju czy okazji. A każdy, naprawdę każdy jest fantastyczny! 




Bumble&Bumble, Thickening Hairspray - i kolejny kosmetyk, który w ulubieńcach pojawia się ponownie. No niestety, przy cienkich, oklapniętych włosach jest tak, że bez produktu dodającego objętości ani rusz. Ten marki Bumble&Bumble kolejny raz pokazał, że jest jednym z lepszych produktów w tej kategorii. Lekki, łatwy w obsłudze, w duecie z suszarką daje naprawdę fantastyczne efekty, a w połączeniu z obrotową szczotką to już w ogóle mega! Unosi włosy u nasady, zwiększa ich objętość, nadaje fryzurze strukturę, a wszystko to bez niepotrzebnego sklejania czy obciążania. Włosy pozostają lekkie, puszyste i są podatne na układanie i tak przez cały dzień. Zapach i wydajność również na plus.

L'oreal,  Brow Artist Plumper  - ostatnio w blogosferze głośno było o tym tuszu do brwi, a że lubię testować nowości chętnie po niego sięgnęłam. Do tej pory moim ulubieńcem był Pro Longwear Waterproof Brow Set od MAC, ale L'oreal wcale nie jest gorszy. Wybrałam odcień dla brunetek, czyli średni brąz w zimnym odcieniu za co duży plus. Wystarczy jedno pociągnięcie i już, brwi z miejsca są zagęszczone, przyciemnione i zdefiniowane. Tusz je delikatnie usztywnia i trzyma w jednym miejscu, jest też trwały, a szczoteczka jest mała i pozwala precyzyjnie zaaplikować kosmetyk. Cena też jest w porządku, szczególnie w promocji. Jestem na TAK :) 










Chanel, Rouge Allure Gloss, Sensible - uwielbiam za wszystko począwszy od opakowania, totalnie minimalistyczne tak jak lubię, poprzez przyjemną, gęstą konsystencję, a kończąc na neutralnym kolorze, który pasuje każdemu, zawsze i wszędzie. W listopadzie sięgałam po niego najczęściej. Dodaje ustom blasku, delikatnie je uwydatnia, można go aplikować bez użycia lusterka, a przyjemny zapach sprawia, że mam ochotę go zjeść. Przyjemnie też nawilża co przy niskich temperaturach jest dużą zaletą. Niestety jest trochę lepki, ale wybaczam. Koniecznie go kupcie, jeśli nie sobie to może komuś bliskiemu na prezent? Myślę, że żadna kobieta nie pogardzi tym cudem ;)

Nuxe, Reve de Miel, Łagodny Żel do twarzy i ciała - już od dawna do oczyszczania skóry używam tylko łagodnych, organicznych żeli oczyszczających, ale gdy przychodzi jesień dodatkowo zależy mi aby kosmetyk którym myję ciało oprócz łagodności wykazywał również działanie nawilżające i regenerujące. Ultrabogaty, miodowy żel Nuxe idealnie wpisuje się w moje potrzeby. Ma gęstą, oleistą konsystencję, skutecznie, ale łagodnie oczyszcza pozostawiając skórę miękka, elastyczną i nawilżoną, ale nie tylko bo też pięknie pachnącą. A  uwierzcie mi, zapach ten żel ma po prostu boski! Ciepły, otulający, umila czas spędzony pod prysznicem i wypełnia całą łazienkę. Jak nazwa wskazuje można stosować go również do mycia twarzy, ja się nie odważyłam, ale myślę, że u osób z suchą cerą mógłby sprawdzić się wyśmienicie.

I to już wszyscy moi ulubieńcy. Znacie coś? Co Wam wpadło w oko? Koniecznie pochwalcie się swoimi ulubieńcami :) Czekam na Wasze komentarze ;)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl