Maseczki to coś czego nie może zabraknąć w mojej łazienkowej szafce. Ze względu na wymagającą cerę czyli szybko zanieczyszczającą się, przetłuszczającą się w strefie T, a przy tym wrażliwą i lubiącą się przesuszać kosmetyków tego typu mam zawsze kilka i stosuję je w zależności od potrzeb swojej skóry. Przy okazji muszę też wspomnieć, że nie obce są mi zaskórniki, rozszerzone pory czy wypryski. Jak widzicie kolorowo nie jest, ale regularne stosowanie masek pozwala mi w znacznym stopniu uporać się z doskwierającymi problemami, a przynajmniej na jakiś czas je "załagodzić" ;) Żeby nie przedłużać już teraz zapraszam Was na kilka mini recenzji :)
Antipodes, Aura Manuka Honey Mask - maska, która działa na kilku frontach czyli nawilża, oczyszcza i zapobiega starzeniu się skóry. W składzie zawiera mało znany, pochodzący z Nowej Zelandii miód Manuka, który słynie ze swych silnych właściwości antybakteryjnych oraz antyseptycznych, ponadto jest też cennym źródłem witamin, składników odżywczych i minerałów. Producent kieruje ją głównie dla osób z cerą mieszaną/tłustą, ale myślę, że świetnie sprawdzi się u każdego, szczególnie teraz w okresie jesienno/zimowym. Ma komfortową, kremową konsystencję, zdecydowanie inną niż znamy z masek oczyszczających, przepiękny waniliowo-cytrusowy zapach i naprawdę dobre działanie. Pozostawiona na kilkanaście minut czy też na całą noc fantastycznie odżywia, nawilża i uelastycznia skórę, ładnie też rozjaśnia i łagodzi stany zapalne. Działanie oczyszczające nie jest tu mocno widoczne, ale można zauważyć, że skóra jest gładka, zdecydowanie mniej przetłuszcza się w strefie T, pory są obkurczone, a wszelkie niespodzianki szybciej się goją. Lubię i stosuję ją bardzo często, przeważnie po uprzednio wykonanym peelingu.
Origins, Drink Up Intensive Overnight Mask - niedawno poświęciłam jej osobną recenzję >klik< dlatego dzisiaj nie będę się rozpisywała. Dla mnie najlepsza maska nawilżająca. W kilka chwil przywraca skórze odpowiedni poziom nawilżenia, zapobiega przesuszaniu, łagodzi podrażnienia, ujędrnia, a przy tym jest łagodna, bardzo wydajna i pięknie, owocowo pachnie. Ponadto ma fantastyczny skład oparty na roślinnej glicerynie, kwasie hialuronowym oraz olejach z awokado i pestek moreli. Mimo iż przeznaczona jest dla skór suchych śmiało polecam ją też osobom z cerą mieszana czy nawet tłustą. Nie zawiedziecie się.
Amotheraphy Associates, Soothing Treatment Mask - lekka, a zarazem treściwa i mega odżywcza. Za zadanie ma głęboko nawilżać, ujędrniać, wspomagać naturalną barierę ochronną skóry oraz łagodzić podrażnienia i wywiązuje się z tych obietnic w stu procentach. Już chwilę po aplikacji przynosi skórze ukojenie, łagodzi podrażnienia i zmiękcza, natomiast stosowana regularnie fantastycznie nawilża rozpulchniając skórę, a to sprawia, że jest jędrna, gładka, zmarszczki mimiczne są płytsze, a tym samym mniej widoczne. W razie potrzeby można stosować ją również miejscowo na przebarwienia czy wypryski, rozjaśnia je i przyspiesza gojenie. Skład jest tu niezły, a znajdziemy w nim m.in.: aktywny hialuronian sodu, nasiona prosa oraz ekstrakty z korzenia lukrecji i popłocha pospolitego. Maska nie zawiera alergenów, ale ma kilka minusów czyli niezbyt przyjemny zapach, krótką przydatność bo tylko 6 miesięcy od czasu otwarcia, a jest naprawdę wydajna, no i wysoką cenę. Więcej minusów nie widzę, no może poza tym, że mi się skończyła :(
Glam Glow, Power Mud - czarną wersją byłam zachwycona, tak samo białą >klik<, tutaj natomiast spotkało mnie małe rozczarowanie. Maska nie jest zła, ale brakuje mi efektu WOW. Producent reklamuje ją jako maskę o podwójnym, błyskawicznym działaniu, która łączy w sobie "siłę błota i moc oleju", za zadanie ma oczyszczać i to super delikatnie, a zarazem głęboko. I fakt, oczyszcza, wygładza, rozjaśnia, ale efekt ten utrzymuje się zaledwie do następnego dnia. Działania antybakteryjnego w tym przypadku nie odnotowałam. Plus jest taki, że nie przesusza skóry, nie podrażnia, choć zaraz po aplikacji odczuwam mocne szczypanie, na szczęście szybko mija. Konsystencja jest tu jogurtowa, tak samo jak zapach, a sama wydajność całkiem niezła. A dla kogo jest przeznaczona? Dla każdego, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn, w każdym wieku i o każdym rodzaju cery. Moim zdaniem najlepiej sprawdzi się na mało wymagającej skórze. Wypróbować nie zaszkodzi ;)
Aesop, Parsley Seed Cleansing Masque - oczyszcza, odświeża, a jednocześnie odnawia. Tak w skrócie mogłabym opisać tę pietruszkową maseczkę marki Aesop. Jej skład oparty został na glince, ziołach oraz wyciągu z nasion pietruszki. Miks tych składników sprawia, że jest łagodna, a jednocześnie skuteczna. Dobrze oczyszcza, wyrównuje koloryt, obkurcza pory, a przy tym nie przesusza pozostawiając skórę miękką, gładką, elastyczną oraz promienną. Ja lubię stosować ją podczas niedzielnego SPA, regeneruje, a jednocześnie przygotowuje moją skórę na nowy tydzień. Ponadto jej przyjemny, lawendowy zapach totalnie mnie relaksuje i uspokaja. Sama konsystencja jest natomiast lekka, maska łatwo rozprowadza się na skórze i szybko zasycha uniemożliwiając mimikę, ale dla efektów warto przemęczyć się te 20 minut ;) Minusem może być cena, ale wydajność i działanie to wynagradzają.
Origins, Clear Improvement - i kolejna maska Origins, tym razem oczyszczająca. Zbiera mieszane opinie, ale dla mnie jest genialna. Zawiera aktywny węgiel, który oczyszcza, białą chińską glinkę, która absorbuje toksyny oraz lecytynę rozpuszczającą zanieczyszczenia. W efekcie, po zastosowaniu maski, skóra jest dokładnie oczyszczona, matowa, gładka, delikatnie zaczerwieniona, ale nie podrażniona, a pory są obkurczone. Producent kieruje ją dla wszystkich, ale uwaga ponieważ może przesuszać. Ja sięgam po nią wtedy gdy na mojej twarzy pojawiają się nieprzyjaciela i nic innego nie pomaga, ona rozprawia się z nimi szybko i skutecznie. Jeśli chodzi o zapach to jest bardzo delikatny i specyficzny, wydajność natomiast jest przeogromna, a sama maska po otwarciu ważna jest przez kilkanaście miesięcy.
Clarins, Beauty Flash Balm - maska, którą można stosować na dwa sposoby czyli normalnie jako maskę właśnie lub jako bazę pod makijaż. W obu przypadkach sprawdza się fantastycznie. Zastosowana standardowo upiększa, usuwa oznaki zmęczenia czy stresu i odżywia, a wszystko to w mgnieniu oka, wystarczy zaledwie 20 minut i już. Zmęczona, poszarzała cera nabiera blasku, staje się miękka, gładka, jędrna i nawilżona, a po kiepskim dniu czy nieprzespanej nocy nie ma śladu. Zastosowana jako baza działa podobnie, świetnie wygładza ukrywając drobne linie, dodaje cerze blasku, ukrywa zmęczenie i genialnie przedłuża trwałość makijażu, a przy tym jest niezwykle komfortowa, lekka, pięknie pachnie, nie wzmaga przetłuszczania się skóry i nie zapycha. Clarins jak zwykle nie zawodzi. Dla mnie to must have, mam ją zawsze w szafce i uważam, że powinna znaleźć się u każdej z Was. Jest niezastąpiona przed wielkim wyjściem czy po prostu wtedy gdy wiemy, że czeka nas długi dzień, a chcemy by nasza cera wyglądała perfekcyjnie i świeżo.
Tak prezentuje się moja gromadka. A jak jest u Was, stosujecie maski? Znacie którąś z moich? Która Was zainteresowała?
Na Aesop i Anitpodes na pewno się zdecyduje! :)
OdpowiedzUsuńObie są super ;)
UsuńNie mam jednej sprawdzonej maski, która by mnie w stu procentach zadowalała. Ciągle szukam swojego ideału. Ale ostatnio mam mało czasu na tego typu zabiegi, więc moje testy w tej kategorii są marne :/
OdpowiedzUsuńNa pewno jeszcze znajdziesz swoją ulubioną maskę, i to pewnie nie jedną ;)
UsuńMam ochotę na aromatherapy i originsa :) Moja skóra potrzebuje teraz mega nawilżenia i odżywienia :)
OdpowiedzUsuńObie pod tym względem sprawdzają się fantastycznie ;)
UsuńMuszę skorzystać z Twoich propozycji bo nie mam żadnej dobrej maseczki w domu ;/
OdpowiedzUsuńObserwuję;*
xxveronica.blogspot.com
Bardzo mi miło :)
UsuńDrink Up Intensive Overnight Mask absolutnie uwielbiam, jedna z najlepszych jaką miałam okazję używać. Na Clear Improvement mam ogromną ochotę, jestem bardzo ciekawa jej działania :)
OdpowiedzUsuńA jakie jeszcze maski nawilżające lubisz i polecasz? :)
UsuńJa też bardzo lubię tę węglową maseczkę z Origins, świetnie się sprawdza i stosuję ją zawsze wtedy, gdy tylko czuję, że szykuje się wysyp nieprzyjaciół.
OdpowiedzUsuńFajnie, że u Ciebie też się sprawdza :)
UsuńŚwietny post!
OdpowiedzUsuńMoim faworytem jest jednak pietruszkowy Aesop. Moja relacja z tą maską była różna - od zachwytu po przyzwoite działanie. Ale kiedy się skończyła - tak, wówczas doceniłam ją najbardziej. Okazało się, że nie ma dla mnie lepszej w efektach maski oczyszczającej. Próbowałam Glamy i inne, ale są dla mnie za mocne. Parsley funduje mi łagodność i skutecznosć. Skóra po niej naprawdę wygląda duuużo lepiej.
Mam jeszcze Aurę, i jest bardzo ok, natomiast, nie potrafię jej docenić aż tak bardzo, żeby ponowić zakup, gdyż moja skóra jeszcze nie woła o nawilżanie, regenerację. Wciąż po lecie jest bardziej tłusta i wymaga odświeżania. Jak znam życie, zimą skóra sama będzie się domagać miodku, zatem trzymam ją na ten czas ;)
Uwielbiam posty podsumowujące działanie kilku produktów jednej kategorii :) Świetnie się czyta takie zestawienia.
Bardzo dziękuję :)
UsuńNo właśnie, wydaje mi się, że Aura na zimę będzie naprawdę świetna. Choć dla mnie to maska całoroczna gdyż mieszkam w zimnym i ostrym klimacie i jednak moja cera non stop domaga się nawilżenia, a jeszcze ostatnio robi się bardziej sucha niż mieszana więc już w ogóle. Co do Aesop to fakt, jest naprawdę delikatna, a przy tym działa fantastycznie <3
Mam ban na kosmetyki, robię porządki bo ma tego trochę ;) za dużo. A maniaczką kosmetyków nie jestem, moja kapryśna cera zresztą też.
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze jest zrobić sobie taki kosmetyczny odwyk ;)
Usuńszczerze mówiąc to mega zainteresowałaś mnie Origins i Clear Improvement, w szczególności teraz, gdzie mam możliwość nabycia jej osobiście :)
OdpowiedzUsuńNo to nie pozostaje nic innego jak wybrać się do ich salonu i zrobić zakupy ;)
UsuńMarzy mi się Glam Glow, tylko szkoda że jej cena jest tak wysoka i jakoś to mnie zniechęca do kupna. :)
OdpowiedzUsuńFakt, ceny tych masek są nieco przesadzone.
UsuńMaskę Aesop o Clarins mam zawsze na podorędziu :) natomiast nawilżająca origins mam ochotę wyprobowac!
OdpowiedzUsuńMaska Drink Up Intensive jest genialna i myślę, że na Twojej suchej cerze sprawdzi się fantastycznie ;)
UsuńZielona Glamglow i na mnie wywarła słabe wrażenie, natomiast mam ochotę na Origins :)
OdpowiedzUsuńA którą Origins? Oczyszczającą czy nawilżającą, a może obie? :)
Usuńciekawa kolekcja :) origins mam i lubie. ogólnie lubie maski , szczególnie Lusha :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNa maski Lush mam ochotę już od dawna, muszę w końcu je kupić i wypróbować :) A którą polecasz najbardziej?
Świetna gromadka! Mnie kusi właśnie ta oczyszczająca z Origins :-) Mam cerę mieszaną i kapruśną, więc nie jest mi łatwo znaleźć odpowiednią maskę. Ta Antipodes również świetnie się zapowiada! :-)
OdpowiedzUsuńJustyna, dziękuję :)
UsuńMamy podobne cery więc dobrze Cię rozumiem. Obie maski są fantastyczne i bardzo mocno Ci je polecam ;)
Znam tylko Drink Up Intensive i bardzo ją lubię. Moje opakowanie właśnie dobija dna i myślę, że skuszę się na nowe :) Zaciekawiły mnie maseczki Antipodes i Aesop, obie z przyjemnością bym wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńJa do Drink Up wracam regularnie, czasem zrobię mały skok w bok, ale szybko tego żałuję ;)
UsuńBeauty Flash Balm lubię bardzo! Na Drink Up Intensive mam ochotę od dawna :)
OdpowiedzUsuńDaga, Drink Up Intensive musisz koniecznie wypróbować. Nie zawiedziesz się ;)
UsuńTak bez słodzenia - chciałabym spróbować każdej :D Niestety moja ukochana księżniczja na białym koniu nie chce otworzyć ostatniej skrzyni w zamkowym skarbcu, więc póki co pozostaje mi marzyć o maskach z nieco niższej, bardziej dostępnej półki. Ale! Ostatnio coraz częściej myślę o dyniowej masce Organique, ale trochę nie pasuje mi to, że zostaje na skórze na całą noc... Muszę poszukać czegoś dobrze nawilżającego, ale może skieruję swe kroki w inną stronę.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
A dlaczego nie odpowiada Ci to, że trzeba ją zostawiać na noc? Ja właśnie lubię takie maski ;) i ta od Organique bardzo mnie zaciekawiła. Właśnie zastanawiam się nad jakąś nową maską nawilżającą i wezmę ją pod uwagę ;) Jestem natomiast ciekawa na co Ty się skusisz, daj znać :)
UsuńZnam jedynie Clarins i GlamGlowka. Też wolę wersję czarną (i białą), ale lubię efekt po zielonej (choć nie jest szczególnie długotrwały). Mam ochotę na eksplorację Origins :D
OdpowiedzUsuńFakt, efekt po zielonej nie jest zły, no ale mógłby być trwalszy. Maski Origins bardzo polecam, zresztą nie tylko maski bo marka ogólnie robi świetne kosmetyki. Ja uwielbiam też ich szampon z miętą oraz krem pod oczy ;)
UsuńJa mam sporo maseczek w swojej szafce, ale niestety jakoś nie po drodze mi by po nie sięgać ;) Z Twoich ulubieńców chetnie przygarnęłabym Origins - ostatnio nieco się nią zainteresowałam :)
OdpowiedzUsuńAle którą Origins, nawilżającą czy oczyszczającą? :)
UsuńAntipodes mnie najbardziej zaciekawiła
OdpowiedzUsuńJest naprawdę fajna :)
UsuńJa mam czarna Glam Glow i strasznie mi wysusza skore.. A jakie byly Twoje odczucia po jej zastosowaniu? Troche mnie to smuci, bo jednak nie byla tania.. ;/
OdpowiedzUsuńMi też troszkę wysuszała cerę, ale ja zawsze po takich głęboko oczyszczających maskach nakładam coś silnie nawilżającego i jest ok :)
Usuń