Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bikor. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bikor. Pokaż wszystkie posty

27.11.16

Ulubieńcy ostatnich tygodni

Nie było ulubieńców września, ulubieńców października też nie pokazałam, a że to już zaraz koniec listopada postanowiłam zaprezentować Wam, jak już się domyślacie, ulubieńców ostatnich kilku tygodni. Są to kosmetyki regularnie przeze mnie stosowane, dobrze już przetestowane i takie, które polecam niemalże każdemu.







NCLA, Lakier i Top Coat - lakiery bez toksyn wiodą u mnie prym, a ten duet od NCLA jest naprawdę świetny. Idealna konsystencja, szerokie wygodne pędzelki,  doskonały skład to tylko kilka z zalet tych produktów. Do wyboru jest mnóstwo kolorów, ale mnie obecnie uwiódł ten kryjący się pod nazwą Rodeo Drive Royalty. Ciemna, żurawinowa czerwień, idealna na okres jesienno - zimowy, pasująca do wszystkiego i wszędzie. Nie tylko zdobi paznokcie, ale też pięknie komponuje się z grubymi swetrami i wełnianym płaszczem, a pokryta topem Gelous? zapewnia trwały, błyszczący manicure przez kilka dni! Ja już poluję na kolejne butelki, a Was zachęcam do zapoznania się z ofertą marki.

Diptyque, Tam Dao - nie umiem opisywać zapachów i nie będę udawała, że tak jest, ale te perfumy musiałam tu pokazać ponieważ odkąd je tylko dostałam oczarowały mnie totalnie. Tam Dao to zapach zbudowany wokół drzewa sandałowego. W pierwszej chwili mocny, odurzający, łagodniejący z minuty na minutę aby połączyć się ze skórą i stworzyć z nią jedność. Miękki, mleczny, niepowtarzalny, nieco słodki i orientalny. Idealny na te chłodne, szare dni. Rozgrzewa i otula jak ulubiony, ciepły sweter. Nie jest zbyt trwały, trwa na skórze od 4 do 6 godzin po czym się ulatnia, za to na ubraniach trzyma się znacznie dłużej. Uwielbiam, a wręcz jestem od niego uzależniona!




Fig&Yarrow, Facial Scrub - mechaniczny scrub, który jednocześnie złuszcza i fantastycznie odżywia. Przy pierwszym spotkaniu trochę mnie zaskoczył, przede wszystkim konsystencją, nieco tłustą, zwartą, ale już chwilę po aplikacji byłam totalnie oczarowana. Za środek ścierny robią tu płatki owsiane i odwalają naprawdę kawał dobrej roboty. Złuszczają, oczyszczają i świetnie wygładzają nie podrażniając przy tym skóry, natomiast olejki zawarte w peelingu wpływają na cerę nawilżająco. Po 2-3 minutowym masażu jest ona gładka, promienna, delikatnie zaróżowiona, oczyszczona i jędrna. Ja po takim zabiegu nie nakładam na skórę już absolutnie nic ponieważ nie ma takiej potrzeby. No mega!

Naturativ, Otulający Żel pod Prysznic - nie ma lepszego żelu na okres jesienno-zimowy. Gęsty, w 100% naturalny, niezwykle łagodny i pachnący tak pięknie, że można się uzależnić. Karmelowo-waniliowy zapach z nutą cytryny otula, rozgrzewa, wprowadza w pozytywny nastrój i zdecydowanie uprzyjemnia te zimne wieczory. Sam żel natomiast delikatnie acz skutecznie oczyszcza pozostawiając skórę miękką i pachnącą. Uwielbiam!




Iossi, Mgiełka/Tonik Róża Damasceńska (brak na zdjęciu) - tonik to dla mnie must-have w pielęgnacji cery, a ten sprawdza się więcej niż świetnie. Tonizuje, wyrównuje ph skóry, łagodzi podrażnienia i odświeża pozostawiając cerę promienną, delikatnie nawilżoną i gotową na nałożenie kolejnych preparatów pielęgnacyjnych. Ponadto pięknie pachnie! różami oczywiście, a atomizer działa sprawnie i bez zarzutu rozpylając na skórę delikatną mgiełkę. 100% natury i zadowolenia :)

Ministerstwo Dobrego Mydła, Peeling Śliwkowy - moim zdecydowanym faworytem są peelingi kawowe, ale ten cukrowy od MDM też ma moc! Drobinki cukru w kilka chwil pomagają pozbyć się martwego naskórka, zawarte olejki odżywiają skórę, a słodki śliwkowy zapach relaksuje i uwaga, zdecydowanie wzmaga apetyt! W efekcie, po użyciu peelingu, skóra jest super gładka, jędrna i nawilżona tak dobrze, że po osuszeniu jej ręcznikiem możemy od razu wskoczyć w ulubioną piżamę! Bardzo polecam <3



Iossi, Krem Nawilżający Naffi - kolejny kosmetyk naszej rodzimej marki, który pozytywnie mnie zaskoczył. Niesamowicie delikatny w konsystencji, po brzegi wypakowany substancjami odżywczymi jak oleje z awokado, pachniotki, rokitnika oraz wit. C i E, a przy tym super szybko wchłaniający się i nie wzmagający przetłuszczania skóry. Nie tylko nawilża, odżywia i regeneruje, ale też wzmacnia ścianki naczyń krwionośnych wyrównując tym samym koloryt skóry dzięki czemu wygląda pięknie i zdrowo! Zapach też  jest na plus, tak samo jak wydajność. A komu go polecam? Szczególnie osobom z cerą wrażliwą, mieszaną, tłustą i naczynkową. Dla mnie póki co nr. 1!

Bikor, Ziemia Egipska - kultowy kosmetyk marki, po który osobiście sięgam codziennie i nie wyobrażam sobie bez niego żadnego makijażu.  Po pierwsze idealnie się aplikuje, po drugie trwa na skórze cały dzień, a po trzecie dodaje twarzy wyrazu. Natychmiast po nałożeniu ożywia, modeluje, rozpromienia, ukrywa szary koloryt i zmęczenie, a teraz w te ponure dni przywołuje też słońce. Co więcej, wydajność jet tu ogromna, kolor mimo iż ciemny w opakowaniu naprawdę nie robi krzywdy, a świetny skład z zawartością olei, witamin oraz kwasu hialuronowego dodatkowo korzystnie wpływa na cerę. Gorąco polecam!



Oway, Szampon Przeciw Wypadającym Włosom - organiczny szampon włoskiej profesjonalniej marki, który jest jednocześnie łagodny, a przy tym super skuteczny co dla mnie, posiadaczki wrażliwej skóry głowy i szybko przetłuszczających się włosów jest bardzo ważne. W składzie znajdziemy m.in. biodynamiczną miętę, organiczny kasztanowiec, drzewo tekowe oraz machoń. Mieszanka tych składników działa na włosy wzmacniająco, witalizująco, odbija je od nasady, dodaje blasku i objętości, natomiast skórę głowy nawilża i koi. Co więcej, mimo naturalnego składu genialnie się pieni i naprawdę doskonale oczyszcza co docenią szczególnie osoby stosujące środki do stylizacji. Mnie kupił już niemalże po pierwszym użyciu. Pomógł mi pozbyć się łupieżu, złagodził podrażnienia, a stosowany regularnie wzmocnił moje mocno wypadające włosy. Co tu dużo pisać, genialny i już!

Resibo, Serum Naturalnie Wygładzające - kosmetyk, który podbił już serca wielu kobiet i mężczyzn też, a także i moje. Mowa tu o serum, które dzięki doskonale dobranym składnikom działa jak za dotknięciem magicznej różdżki. Nawilża, odżywia, regeneruje, wygładza, rozjaśnia przebarwienia, wyrównuje koloryt oraz rozpromienia i to nie żart! Ważna jest tylko regularność, a szybko można odnotować zaskakujące efekty. U mnie ląduje na skórze szyi oraz twarzy 2 razy dziennie, rano oraz wieczorem. Mimo oleistej konsystencji zaskakująco szybko się wchłania, nie przetłuszcza cery i bajecznie sprawdza się pod makijaż dodając skórze blasku, zdrowego blasku! Zdecydowanie HIT, który musicie wypróbować ;)



Phenome, Olejek Mommy To Be - w ostatnim czasie częściej niż zwykle nawilżam skórę całego ciała i stosuję do tego celu kilka kosmetyków na zmianę, ale olejek Phenome jest moim zdecydowanym ulubieńcem. Lekki, ale doskonale nawilżający, szybko wchłaniający się, o delikatnym zapachu i genialnym, naturalnym składzie. Cóż chcieć więcej? Ja aplikuję go od razu po kąpieli, osuszam ciało delikatnie ręcznikiem i ciesze się super nawilżoną skórą przez cały dzień. Jak możecie się domyślić olejek przeznaczony jest dla kobiet w ciąży, ale myślę, że sprawdzi się u każdej kobiety, która potrzebuje dogłębnego nawilżenia i ujędrnienia skóry.

Który z kosmetyków już znacie, a który macie ochotę przetestować? Dajcie znać :)

2.9.16

Ulubieńcy - sierpień 2016

Jak ostatnie miesiące mijały mi w zastraszająco szybkim tempie tak sierpień wyjątkowo mi się dłużył. Być może to przez tę ponurą pogodę, która nadal się niestety utrzymuje i nie chce sobie pójść, a może dlatego, że z niecierpliwością czekam na powrót do Polski, a ten na szczęście jest coraz bliżej. Post z ulubieńcami lekko spóźniony, ale dopiero dziś udało mi się złapać jako takie światło, więc szybko zrobiłam zdjęcia i nadrabiam zaległości.





Naturativ, Smoothing Toner - mój ogromny ulubieniec, który do niedawna można było kupić pod szyldem Pat&Rub, ostatnio zmieniła się jednak nazwa firmy, ale tonik pozostał ten sam. Wróciłam do niego po dłuższej przerwie i kolejny raz udowodnił, że jest genialny. Naturalny, niezwykle delikatny, o krótkim i wspaniałym składzie opracowanym głównie na wodach: różanej, lawendowej i rozmarynowej. W sierpniu towarzyszył mi zarówno podczas porannej  jak i wieczornej pielęgnacji. Kosmetyk nie tylko wspaniale odświeża, tonizuje, ale też delikatnie nawilża, szybko łagodzi wszelkie podrażnienia, a także działa antyseptycznie przyspieszając gojenie wyprysków. Ja lubię mocno nasączyć nim wacik, a następnie taki zwilżony przykładam do skóry. Już po chwili jest ona ukojona, odżywiona i gotowa na aplikację kolejnych produktów pielęgnacyjnych. Nie ma tu mowy o żadnej nieprzyjemnej warstwie, a roślinny, przyjemny zapach zdecydowanie umila stosowanie. Niby nic wielkiego, ale naprawdę warto wypróbować, serio.

Fridge by Yde, 4.4 Face the Green - kolejny wspaniały krem po ff.1 fabulous face i 1.0 silky mist, który mnie zachwycił. Przeznaczony głównie dla cer suchych i normalnych, mocno regenerujący o bogatym składzie z zawartością zimnotłoczonego oleju z pestek dyni i masła Shea. Za względu na mieszaną cerę trochę się go obawiałam, myślałam, że będzie za ciężki, zbyt odżywczy czy też zapychający jednak nic bardziej mylnego. Face the Green okazał się idealny. Mocno nawilżający, a jednocześnie szybko wchłaniający się i bardzo komfortowy. Odżywia, regeneruje i naprawia jednocześnie stanowiąc wspaniałą bazę pod podkład zarówno płynny jak i mineralny. Nic się na nim nie roluje, a skóra przy regularnym stosowaniu produkuje znacznie mniej sebum! Ja stosuję go od 2 miesięcy codzienne rano i szybko odnotowałam, że moja cera mimo permanentnego niewyspania i złych warunków klimatycznych wygląda znacznie lepiej. Jest promienna, jędrna, elastyczna, a o suchych skórkach zapomniałam na dobre. Nie chcę się tu rozpisywać bo mam w planach jego pełną recenzję, ale już teraz mówię Wam, że warto. Na okres jesienno-zimowy to must have.



Grown Alchemist, Body Treatment Oil - w sierpniu nie miałam ochoty spędzać zbyt wiele czasu w łazience więc po wieczornym prysznicu sięgałam zawsze po olejki, a w szczególności po ten marki Grown Alchemist. Skondensowany, intensywnie odżywczy, z zawartością wielu  wyselekcjonowanych bioaktywnych składników. Olej tamanu działa antyoksydacyjnie, leczy, nawilża, przyspiesza procesy gojenia się i pomaga w walce z rostępami czy bliznami, omega 7 regeneruje i wspomaga utrzymywanie nawilżenia, olej z dzikiej róży rozjaśnia, zwalcza wolne rodniki, przyspiesza mikrokrążenia wspomagając usuwania toksyn i silnie przeciwdziała oznakom starzenia, a aromat ylang ylang połączony z olejami sandałowym i bergamotowym posiadają właściwości aromaterapeutyczne działając relaksująco i odstresowująco. W efekcie po aplikacji olejku skóra jest doskonale nawilżona, odżywiona, miękka i jedwabiście gładka, aż nie można przestać jej dotykać, a umysł wyciszony i odprężony. Ja stosowałam go na mokre ciało, a następnie delikatnie osuszałam je ręcznikiem. Dzięki temu kosmetyk był bardziej wydajny, aplikacja przebiegała ekspresowo, a o tłustej warstwie nie było mowy. Naprawdę fajny produkt, który stosowany regularnie zapewnia skórze gładkość i piękny wygląd. Polecam, a ja już planuje zakup kolejnego opakowania bo to niestety dobiło dna.

Living Proof, Perfect Hair Day Conditioner - mimo cienkich włosów nigdy nie pomijam aplikacji odżywki. W tej kwestii mam już swojego ulubieńca, a jest nim odżywka John Masters Organics, o której możecie przeczytać o tu >klik<, jednak ta też daje radę.  Lekka, o fajnej konsystencji i przyjemnym, delikatnym zapachu, zaaplikowana na włosy na zaledwie 3-5 minut zapewnia im odpowiednią dawkę nawilżenia nie obciążających ich przy tym. Włosy są lekkie, puszyste, odżywione, błyszczące i pełne objętości i tak przez cały dzień, a nawet dłużej. Kosmetyk nie przyspiesza przetłuszczania co mnie bardzo cieszy, można nim tez śmiało umyć głowę, próbowałam i polecam!, ponadto jest wydajny, zastrzeżenie mam jedynie do opakowania, sztywne i utrudniające wydobycie odżywki. Jednak na ten minus przymykam oko ;)



Schmidt's, Deodorant, Fragrance Free - naturalnych antyperspirantów przetestowałam już mnóstwo, oczywiście żaden nie sprawdził się tak jak bym chciała i szczerze przyznam, że traciłam powoli nadzieję, jednak postanowiłam dać szanse osławionemu dezodorantowi marki Schmidt's i to był strzał w dziesiątkę. W pełni naturalny, wegański, wolny od aluminium, parabenów i ftalanów. Ma nieco dziwną, zbitą i jakby kruszącą się konsystencję jednak zupełnie nie sprawia to problemów podczas aplikacji. Wystarczy łopatką nabrać odrobinę, rozgrzać między dłońmi a następnie zaaplikować na skórę pod pachami i już. Antyperspirant zostawia suche wykończenie, nie brudzi ubrań i zapewnia ochronę przez cały dzień! Minusy? Mam wrażenie, że bardzo wrażliwą skórę może podrażniać dlatego zalecam ostrożność. Poza tym jest genialny! 

Aromatherapy Associates, Deep Cleanse Face Wash - żel oczyszczający do skóry twarzy to podstawowy kosmetyk pielęgnacyjny, myślę, że nie tylko mój, ale każdej z Was. Ten od Aromatherapy stosuję co prawda od połowy sierpnia, ale już zdążyłam się z nim polubić. Po pierwsze ze względu na przepiękny, roślinny zapach. Świeży i niezwykle relaksujący, który sprawia, że mam ochotę myć twarz co najmniej kilka razy dziennie. A sam żel? Też jest świetny! Delikatnie pieniący się i bardzo łagodny, a jednocześnie skutecznie usuwający ze skóry wszelkie zanieczyszczenia, które nagromadziły się na niej w ciągu dnia czy nocy jak kurz, sebum, pozostałości kosmetyków kolorowych lub pielęgnacyjnych. Dzięki zawartości nawilżającego aloesu oraz alg kosmetyk nie narusza warstwy hydrolipidowej nie powodując tym samym nieprzyjemnego ściągnięcia skóry, natomiast  wyciągi z lawendy, drzewa herbacianego i ylang ylang normalizują pracę gruczołów łojowych i wspomagają walkę z wypryskami. W efekcie stany zapalne są wyciszone, a skóra doskonale oczyszczona,  a jednocześnie elastyczna i promienna. Dla mnie extra!





Bikor, Compact Powder Oslo - zmatowienie skóry z jednoczesnym rozświetleniem? Proszę bardzo, puder Oslo marki Bikor to potrafi! Nie przepadam za pudrami gdyż większość z nich daje zbyt matowo-pudrowe wykończenie, a tu jest inaczej. Dzięki lekkiej, zaawansowanej formule kosmetyk tworzy na skórze delikatny film działający jak magiczna różdżka. Wyrównuje jej powierzchnię oraz koloryt, matowi jednocześnie pozostając niemalże niewidocznym. Rysy twarzy są złagodzone, skóra promienna, a drobne niedoskonałości czy popękane naczynka ukryte i to w kilka sekund. Co więcej, Oslo można stosować dwojako, jako puder właśnie lub w roli podkładu. Szczerze mówiąc w ten drugi sposób jeszcze go nie używałam, ale jako puder sprawdza się świetnie. Trzyma moja mieszaną cerę w ryzach przez długie godziny, jednocześnie nie odbierając jej naturalnego blasku, a zawartość takich składników jak wit. A, wit. E, lecytyna oraz oleje: z nasion słonecznika, orzechów arachidowych oraz róży rdzawej aktywnie wpływają na jej kondycję. No i ten zapach, waniliowy, piękny!






































Który kosmetyk macie ochotę wypróbować? Dajcie znać :)

27.4.16

Ulubieńcy - kwiecień 2016

Mimo, iż za oknem wciąż zimno i wietrznie to słoneczna pogoda pozytywnie nastraja mnie do życia, dodaje energii i sprawia, że nowe pomysły same kiełkują w głowie. Uwielbiam wiosnę, uwielbiam obserwować budzącą się do życia przyrodę i mimo, iż w Norwegii, gdzie obecnie jestem, prawdziwa wiosna przyjdzie za jakiś miesiąc to ja i tak wypatruję nowych pąków na drzewach i  obserwuje czy może trawa nie zaczyna się już zielenić. W międzyczasie podpatruję też zdjęcia na Instagramie gdzie wiosna jest już od dawna i wywołuje uśmiech na ustach. Wracając jednak do tematu posta dzisiaj mam przyjemność przedstawić Wam prawdziwe skarby bez których w kwietniu nie mogłam się obyć i sądzę, że w maju będę sięgała po nie równie chętnie. No dobra, nie ma co zwlekać, zapraszam do czytania <3


Aesop, Resurrection Aromatique Hand Balm - uwielbiam kremy do rąk, zawsze mam ich kilka i stosuję po kilka razy dziennie. Ten od Aesop gości u mnie już od kilku miesięcy i mimo, że nie jest to najlepszy krem jaki znam i na początku totalnie mnie nie zachwycił to w kwietniu sięgałam po niego aż nazbyt często. Idealny do użytku w ciągu dnia, szybko się wchłania, otula dłonie nietłustym filmem ochronnym, wspaniale wygładza, zmiękcza, dobrze też nawilża, łagodzi podrażnienia i pozostawia wspaniały lawendowo-roślinny zapach, który dość długo utrzymuje się na skórze. Wkurzająca jest tylko nakrętka, która nie wiedzieć czemu nie chce się zakręcić, ale sam design opakowania jak i wydajność na plus! Ha, skład zresztą też.

Alpha H: Triple Action Cleanser, Balancing Moisturizer and Gentle Exfoliant, Micro Cleanse, Liquid Gold Soothing and Perfecting Mask, Balancing and Pore Refining Mask - wspaniała piątka, która pomaga mi w walce z tak bardzo niechcianymi niespodziankami. Żel w bardzo łagodny i skuteczny sposób oczyszcza skórę z resztek makijażu, kurzu i sebum nie naruszając przy tym warstwy hydrolipidowej. Krem jednocześnie nawilża, wygładza i w bardzo delikatny i niewidoczny sposób złuszcza naskórek. Idealnie sprawdza się pod makijaż, nie przyspiesza przetłuszczania skóry, a także w widoczny sposób przyspiesza gojenie wyprysków. Peeling doskonale złuszcza oraz oczyszcza pozostawiając skórę dogłębnie oczyszczoną, gładką i promienną, a wszystko to bez podrażnień czy przesuszenia. Maska z kwasem glikolowym działa bardzo podobnie, wspaniale wygładza, napina, i rozjaśnia sprawiając, że skóra wygląda zdrowo i pięknie. Tutaj też nie ma mowy o podrażnieniach jednak nałożenie maski nawilżającej jest już mile widziane. I kolejna maska, ta natomiast dogłębnie oczyszcza zarówno skórę jak i pory, a także działa antybakteryjnie. Już po jednym zastosowaniu widać różnicę w wyglądzie skóry, jest oczyszczona i gładka, a wszelkie niespodzianki są wyciszone i zdecydowanie szybciej się goją. Niech nie zmylą Was małe opakowania, cała piątka jest bardzo wydajna, a składy krótkie i naprawdę niezłe. Co ważne, wszystko działa tak jak obiecuje producent i to się chwali <3 Tak sobie myślę, że chyba zrobię osobny wpis o tej piątce bo jest o czym pisać ;)



Fridge by Yde,  4.1 Coffee Eye - pewnie same wiecie jak trudno o dobry krem pod oczy. Niewiele jest takich na rynku, a ten od Fridge zdecydowanie do nich należy. Gęsty, treściwy, niesamowicie odżywczy, a do tego w 100% naturalny. Nie zawiera konserwantów, alkoholu i związków syntetycznych dlatego też należy przechowywać go w lodówce i zużyć w ciągu 2,5 miesięcy od daty produkcji, a wydajny jest bardzo! Jednak wróćmy do działania bo tu należą się brawa. Krem doskonale odżywia, nawilża, wygładza, ujędrnia oraz uelastycznia skórę, pomaga też rozjaśnić cienie i usuwa obrzęki. Wszystko to zasługa fenomenalnego składu z zwartością oleju migdałowego, masła kokosowego oraz wyciągu z kawy arabika. Mieszanka ta sprawia, że kosmetyk doskonale pielęgnuje i zapewnia komfort tworząc na skórze delikatny film ochronny. Co więcej, dobrze się wchłania, sprawdza się pod makijaż, nie podrażnia tej delikatnej okolicy i nie zapycha skóry. Natomiast naturalny, kawowy zapach zdecydowanie dodaje energii i pobudza, o!

Frank Body, Body Scrub Original - kawowe peelingi opanowały kosmetyczny świat. Sama byłam ich ciekawa, nabyłam ten oto od Frank Body i boom, jest naprawdę ekstra. W składzie oprócz mieszanki palonej i mielonej kawy, znajdziemy m.in. zimno tłoczony olej z migdałów, brązowy cukier i sól morską. Mix ten sprwia, że peeling nie tylko doskonale złuszcza martwy naskórek, pobudza krążenie i wygładza, ale też wpływa na skórę niezwykle odżywczo, fantastycznie napina i pomaga w walce z cellulitem. Dorzucić do tego trzeba mega naturalny zapach, który stawia na nogi i uprzyjemnia chwile pod prysznicem i mamy kosmetyk prawie idealny. A prawie dlatego, że aplikacja nie jest tu najprzyjemniejsza. Opakowania też mogłoby być nieco inne, ale nie ma co narzekać. Jest moc!



Organique, Shea Butter Body Balm Milk - w poście z ulubieńcami lutego pisałam o piance pod prysznic w tymże zapachu, tak mnie zuroczył, że postanowilam sięgnąć po masło o tym samym aromacie i też przepadłam. Ale nie tylko z jego powodu, który swoją drogą jest naprawdę piękny, delikatny, nieco pudrowy i taki ach <3, a głównie przez fantastyczne działanie. Kosmetyk ze względu na zawartość masła Shea jest zbity, gęsty i treściwy co trochę utrudnia aplikację, ale gdy tylko nałożymy go na skórę wszystko staje się jasne. Szybko się wchłania, natychmiast wygładza, zmiękcza, regeneruje, doskonale też nawilża, odżywia i łagodzi podrażnienia. Przy regularnym stosowaniu efekt nawilżenia jest trwały i utrzymuje się cały dzień. Do tego dorzucić trzeba ogromną wydajność, super skład i ładne opakowanie. Cóż chcieć więcej? Aaa, do wyboru jest jeszcze kilka innych zapachów! Nic tylko kupować :)

Clarins, Natural Lip Perfector, 05 Candy Shimmer - pojawia sie w ulubieńcach już kolejny raz, ale co zrobić, uwielbiam ten błyszczyk. Niezwykle przyjemny w aplikacji, nie wymaga użycia lusterka, a mała, miękka gąbeczka bez problemów sunie po ustach i pokrywa je delikatnym, naturalnym i subtelnym kolorem. Jednak kosmetyk nie tylko dodaje koloru, rozpromienia też cerę, optycznie powiększa usta, a także pielęgnuje je, odżywia, regeneruje i wygładza sprawiając, że niepotrzebne stają się pomadki odżywcze czy masełka. Trwałość jak to w błyszczykach, nie  jest najlepsza, 1,5-2 godziny max, ale ponowna aplikacja jest tylko przyjemnością, tym bardziej, że zapach jest tu słodki, budyniowy i sprawia, że ma sie ochotę oblizać wargi.


Bikor, Ziemia Egipska - czyli kultowy produkt marki, który w większości zbiera same pozytywne noty. Od dawna byłam ciekawa skąd te zachwyty i już wiem! W opakowaniu może przerażać, bo kolor jest naprawdę ciemny, a moja cera blada, jednak nic bardziej mylnego. Ziemia idealnie dopasowuje się do odcienia skóry i upiększa. Dodaje koloru, odżywia i stapia się pozostając niewidoczną. Ja w kwietniu używałam jej do delikatnego konturowania lub w roli różu i muszę przyznać, że w obu przypadkach sprawdza się świetnie. W kilka sekund sprawia, że szara po zimie cera przestaje być szara, jest rozpromieniona i delikatnie muśnięta słońcem. Co więcej,  kosmetyk jest trwały, trzyma się na skórze od rana do wieczora, nie zapycha i jest niezwykle wydajny. Używam go od początku miesiąca niemalże codziennie, a ubytku nie widać. Dla mnie ekstra!

Ilia, Tusz do rzęs Nightfall - w kwietniu stawiałam na make up no make up dlatego też mocno podkreślające maskary zastąpiłam tą organiczną marki Ilia, która daje widoczny acz subtelny efekt. Nieduża, silikonowa szczoteczka idealnie pokrywa rzęsy od nasady aż po same końce. Ładnie rozczesuje, wydłuża, delikatnie podkręca, przyciemnia i pogrubia nadając spojrzeniu wyrazistości. U mnie daje bardzo naturalny, nieprzerysowany efekt i to mi się podoba. Ponadto jest trwała, nie osypuje się, trwa na rzęsach cały dzień i bezproblemowo się zmywa. Na plus należy zaliczyć też skład, w którym znajdziemy dużo cudowności jak wyciągi z liści aloesu, jojoby i palmy sabałowej, wosk karnauba, masło z awokado i naturalną wit. E. Coś dla fanek organicznych kosmetyków i delikatnego makijażu.





I to już wszyscy moi kwietniowi ulubieńcy. Czy znacie któryś z tych produktów? Co Wam wpadło w oko? Koniecznie dajcie znać :)

7.4.16

Wiosenne nowości


Nowości, nowości, duzo nowości! Tak na serio nie wiedziałam, że aż tyle tego jest dopóki nie zebrałam wszystkiego do kupy. Z ciekawości sprawdziłam też kiedy ostatni raz wstawiłam taki post i okazuje się, że całkiem dawno bo w połowie stycznia, a wydawało mi się, że było to miesiąc temu. To tylko potwierdza jak ten czas szybko leci. Wracając do nowych nabytków, część z nich to produkty, które kupiłam sama, część to przemiłe prezenty od firm. Nie wszystko jest jeszcze w użytku, ale ostatnio dużo produktów mi się skończyło, kilka jest na wykończeniu więc powoli wymieniam opakowania i stare zużyte zastępuję nowymi, pełnymi ;) Jeśli jesteście ciekawe co, skąd itd. to zapraszam do czytania.


Moja cera przechodziła ostatnio kryzys i tak jak kiedyś wypryski pojawiały się u mnie raczej sporadycznie tak w marcu moja skóra szczególnie na czole cała pokryta była zaskórnikami oraz większymi czy mniejszymi bolącymi wykwitami, brody oraz policzków to też niestety nie ominęło, żaden z posiadanych przeze mnie kosmetyków nie dawał rady, postanowiłam więc poszukać czegoś innego i tak po dłuższych namysłach skusiłam się na zestaw Alpha H kryjący się pod nazwą Renew and Resurface Kit w skład, którego wchodzą: żel oczyszczający Triple Action, peeling Micro Cleanse, krem Balancing Moisturizer oraz maseczki Liquid Gold Smoothing and Perfecting Mask i Balancing and Refining Mask. Dziewczyny, ten zakup to był strzał w dziesiątkę. Już dawno nie miałam kosmetyków, które tak natychmiastowo pokazałyby swoje działanie. Nie tylko pomogły mi uporać się z kłopotliwym problemem, którym były wypryski, ale też ładnie wygładziły i rozjaśniły skórę i to zaledwie w kilka dni! Nie będę się póki co więcej rozpisywała, ale powtórzę, jest moc! W zestawie był jeszcze krem Daily Essential Moisturiser SPF30, niestety okazało się, że jest przeterminowany. Firma jednak szybko naprawiła ten błąd, zresztą sama poinformowała mnie o upływie daty ważności i w ramach zadość uczynienia otrzymałam krem Daily Essential Moisturizer SPF50 oraz mój ulubiony tonik Liquid Gold. Bardzo miło, prawda? 


Olejek Collistar - Firming Shower Oil to spontaniczny zakup, użyłam go raz, ale to za mało żeby się wypowiadać, muszę tylko wspomnieć, że rozczarował mnie jego zupełnie nijaki zapach. Natomiast mydło do rąk od Orla Kiely - Bergamot Hand Wash zapachem po prostu wymiata, roślinny, nieco trawiasty, taki inny i cudowny, samo mydło zresztą też jest w porządu, dobrze oczyszcza i nie wysusza skóry. Upolowałam je oczywiście w TK Maxx, tak samo jak kremy pod oczy Institut Karite - Shea Butter Essential Eye Care, którego jeszcze nie stosowałam, ale znam inne produkty marki,  bardzo lubię i myślę, że w tym przypadku też się nie zawiodę. Peeling do stóp marki Green Pharmacy to zakup z Rossmanna i cóż mogę powiedzieć, opakowanie ma przyjemne, a sama zawartość niestety jest kiepska, rzadka i ze zbyt mała ilością drobin złuszczających. Kolejne prezenty otrzymałam od naszej rodzimej marki produkującej świeże kosmetyki bez konserwantów, a mowa tu o Fridge by Yde. Paczka zawierała mnóstwo próbek, peeling do twarzy z bergamotką, jeszcze go nie stosowałam, oraz nowość marki czyli krem pod oczy 4.1 Coffe Eye, niezwykle treściwy, szybko się wchłania i doskonale utrzymuje nawilżenie, ot co moge na tę chwilę napisać ;) Płyn micealrny Mixa do skóry mieszanej oraz tonik Nuxe to wynik zakupów w aptece internetowej, w której miałam kupić tylko witaminki. Zamówiłam też Effaclar Duo - La Roche Posay, po pierwsze całkowicie zapomniałam umieścić go na zdjęciu, a po drugie trochę pospieszyłam się z jego zakupem, ale nie wiedziałam że kosmetyki Alpha H spiszą się tak genialnie.

Ze stwierdzeniem, ze promocje to zło zgodzi się pewnie większość z Was. No właśnie, ja ostatnio przez takie promocje trochę zaszalałam i tak: najpierw skusiłam się na zamówienie z Purite. Wcześniej miałam tylko mydła w kostce tej marki, sprawdziły się super więc byłam ciekawa  pozostałych kosmetyków, po dłuższych namysłach zdecydowałam się na solny peeling o zapachu  mandarynkowo-grejpfrutowym, ocet do włosów oraz tonik. Te dwa ostatnie produkty są już w użyciu jednak póki co zupełnie mnie nie zachwyciły... Nadzieje pokładam w peelingu, no zobaczymy. Kolejne promocyjne zakupy poczyniłam w sklepie Organique, tutaj sięgnęłam po ulubione i sprawdzone kosmetyki, a mianowicie mleczną piankę pod prysznic, balsam do ciała z masłem Shea w tym samym zapachu oraz czarne mydło Savon Noir, które świetnie sprawdza się zarówno jako produkt do oczyszczania twarzy a także jako peeling do całego ciała. 

Nie mogłam też przepuścić okazji -30% w Phenome. Bez zastanowienia wrzuciłam do wirtualnego koszyka ulubiony szampon Purifying Anti-Dandruff Shampoo oraz wcześniej nieznane mi antycellulitowe serum do ciała Smoothing Body Serum, choć dzisiaj stwierdziłam, że cellulit w magiczny sposób u mnie zniknął, ale i tak się przyda ;) I jeszcze jeden promocyjny łup, no dobra były dwa, ale drugi zapomniałam pokazać ;), to żel do oczyszczania skóry mieszanej Seaweed Deep Cleansing Facial WashThe Body Shop. Obecnie w sklepach marki trwa wyprzedaż i można upolować wiele kosmetyków za połowę ceny i tak za wymieniony żel zapłaciłam 19.90. Ekspedientka obiecywała, że jest fajny, oby! Od dawna przymierzałam się do zakupu ekologicznych kosmetyków wypuszczonych przez sieciówke H&M. Długo chodził za mnę duet zawierający mydło oraz krem do rąk, ale że kremów mam obecnie aż za dużo to finalnie zdecydowałam się na wielofunkcyjny olejek do ciała i włosów oraz łagodny antyperspirant bez soli aluminium. Olejek pachnie bosko, natomiast dezodorant czeka na swą kolej ;)

No i na koniec cuda, które przyjechały do mnie dziś wczoraj. To prezent od marki Bikor, sama mogłam wybrać produkty, które chcę przetestować, a zdecydowałam się na słynną już Ziemie Egipską, nie mogło być inaczej!, paletkę cieni Marocco Precious 4 Shadows w neutralnych kolorach, idealne na co dzień jak i na wieczór, puder matująco - rozświetlający kryjący się pod nazwą Oslo Compakt Powder oraz przeznaczony do niego pędzel typu kabuki Oslo Black. Za jakiś czas na pewno dam znać jak cała czwórka się spisuje :)



Wybaczcie mi kolejny tasiemiec! ;) 
Miałyście któryś z tych produktów? Co Wam wpadło w oko? Pochwalcie się też co Wy kupiłyście w ostatnim czasie? :)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl