Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Naturativ. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Naturativ. Pokaż wszystkie posty

8.2.17

Ulubieńcy stycznia

Wstyd! Wstyd, że tak rzadko się tutaj pokazuję i cokolwiek publikuję. Nie mam zbyt wiele na swoje usprawiedliwienie poza ciemnością za oknem, która skutecznie uniemożliwia zrobienie zdjęć, a także jedyne do czego zachęca to spędzanie wolnych chwil z ulubionym serialem, kubkiem gorącego kakao, no i pod ciepłym kocem, wiadomo. Miałam w planach zaprezentowanie w pierwszej kolejności ulubieńców roku, to na pewno jeszcze nadrobię, a tymczasem zapraszam Was na post z ulubieńcami stycznia.


Naturativ, Dark Hair  - naturalny szampon przeznaczony do włosów ciemnych, zarówno tych naturalnych jak i farbowanych. Opracowany na łagodnych środkach myjących, bardzo delikatny i  genialny! U mnie gości po raz drugi i dopiero przy drugiej butli tak naprawdę się z nim polubiłam. Delikatnie, ale skutecznie oczyszcza, świetnie się pieni i pozostawia włosy takie jak lubię. Lekkie, sypkie, błyszczące, odżywione, a przy tym nie obciążone. Co równie ważne, nie podrażnia wrażliwej skóry głowy, świetnie sprawdza się przy włosach przetłuszczających się, przedłuża ich świeżość, i mam wrażenie, że rzeczywiście pogłębia kolor.  

Annabelle Minerals, Mineralne Cienie do powiek - podkład matujący od Annabelle Minerals to mój osobisty HIT, a teraz śmiało mogę tak też powiedzieć o cieniach do powiek tej marki.  Mineralne, hipoalergiczne, nie podrażniają nawet najdelikatniejszych powiek, a także świetnie napigmentowane. Skomponowane głównie z białej glinki, jedwabiu oraz miki. Te trzy składniki gwarantują trwałość, satynowe wykończenie i intrygującą głębię, która zdecydowanie przyciąga spojrzenia. W ofercie Annabelle znajdziemy, aż 17 odcieni pozwalających stworzyć makijaż na każdą okazję i niech nie zniechęca Was sypka formuła. Cienie o dziwo idealnie chwytają się pędzla, nie osypują się, a ich aplikacja jest dziecinnie prosta i bardzo przyjemna, natomiast efekt końcowy powalający. U mnie obecnie w użyciu są dwa kolory, Platinum oraz Ice Cream, ale mam ochotę na więcej.



Nars, Radiant Creamy Concealer, Vanilla -  zawsze walczyłam z mniejszymi czy większymi zasinieniami pod oczami, jednak teraz, podczas ciąży, zrobiły się naprawdę ciemne i widoczne. Poszukiwałam czegoś co je zakryje, a jednocześnie ładnie rozświetli skórę pod oczami, nie przesuszając jej przy tym. I tak trafiłam na korektor Nars, który okazał się kapitalny! Kremowy, mocno kryjący, a jednocześnie nie obciążający. Pięknie stapia się ze skórą, nie wchodzi w załamania, a po aplikacji daje natychmiastowy efekt. Odświeża, odmładza i rozpromienia spojrzenie doskonale maskując zmęczenie. Polecam!

Organique, Micellar Lotion - że demakijaż to podstawa chyba nikomu nie muszę powtarzać. Ja sama, nawet gdyby się waliło czy paliło, nie wyobrażam sobie aby położyć się spać w makijażu. Płyny micelarne schodzą u mnie litrami, a ten z aloesowej serii od marki Organique jest godny polecenia. Szybko i skutecznie pozwala pozbyć się warstwy makijażu, a wszystko to bez pieczenia, bez szczypania, oblepienia czy zaczerwienień. Skóra już po kilku przetarciach nasączonym płatkiem kosmetycznym pozostaje czysta, odświeżona, a także nawilżona i gładka. Micel równie dobrze radzi sobie z demakijażem oczu, nie podrażnia ich ani nie powoduje mgły, a jego piękny zapach dodatkowo umila cały proces. Wydajność też na plus!



Phenome, 60-second Foot Relief Gel - czyli chłodząco-odświeżąjący krem do stóp. Wiem wiem, bardziej on na okres letni aniżeli zimowy, jednak co zrobić, kobietom w ciąży stopy potrafią puchnąć i w największe mrozy! A on tę opuchliznę ściąga raz dwa! Co więcej, działa też nawilżająco oraz antybakteryjnie, szybko się wchłania, ma super naturalny i bezpieczny skład oraz piękny, idealnie wyważony, miętowy zapach. Jeżeli często towarzyszy Wam uczucie ciężkich stóp, walczycie z opuchnięciami koniecznie się w niego zaopatrzcie! Serio jest genialny.

H&M Beauty, Revelation Shower Oil - uwielbiam olejki. Do twarzy, do ciała i te pod prysznic. W okresie zimowym są po prostu niezastąpione. W styczniu ujął mnie ten pod prysznic z H&M Beauty. Bardzo gęsty, delikatnie pieniący się, o nieco męskim, uzależniającym zapachu. Otula skórę jednocześnie dokładnie ją oczyszczając i pozostawiając miękką oraz super pachnącą. Skłamałabym gdybym napisała, że użycie balsamu jest po nim zbędne bo nie jest, choć przy mało wymagającej skórze myślę, że jakiekolwiek dodatkowe nawilżanie można sobie odpuścić.



Resibo, Balsam do ciała - śmiało mogę napisać, że marka Resibo to moje odkrycie zeszłego roku. Młoda, polska, prężnie rozwijająca się, z małym asortymentem, ale idealnie przemyślanym. Najpierw zauroczyłam się olejkiem do demakijażu, serum totalnie podpiło moje serce, krem pod oczy rozbudził apetyt, a balsam, o którym teraz mowa, pokazał, że warto sięgnąć po więcej! Lekki, a jednocześnie treściwy, szybko wchłaniający się i skutecznie nawilżający. Niweluje szorstkość, wygładza, napina i chroni, a jego magiczny, nieco kokosowy zapach zmieniający się pod wpływem ciepła otula i rozgrzewa. Ja w styczniu sięgałam po niego niemalże każdego wieczoru, idealnie dbał o moją ciążową, rozrastającą się i kapryśną skórę. Tak więc bardzo polecam! 

Dajcie znać co miałyście już okazję stosować, a co chętnie wypróbujecie? :)

27.11.16

Ulubieńcy ostatnich tygodni

Nie było ulubieńców września, ulubieńców października też nie pokazałam, a że to już zaraz koniec listopada postanowiłam zaprezentować Wam, jak już się domyślacie, ulubieńców ostatnich kilku tygodni. Są to kosmetyki regularnie przeze mnie stosowane, dobrze już przetestowane i takie, które polecam niemalże każdemu.







NCLA, Lakier i Top Coat - lakiery bez toksyn wiodą u mnie prym, a ten duet od NCLA jest naprawdę świetny. Idealna konsystencja, szerokie wygodne pędzelki,  doskonały skład to tylko kilka z zalet tych produktów. Do wyboru jest mnóstwo kolorów, ale mnie obecnie uwiódł ten kryjący się pod nazwą Rodeo Drive Royalty. Ciemna, żurawinowa czerwień, idealna na okres jesienno - zimowy, pasująca do wszystkiego i wszędzie. Nie tylko zdobi paznokcie, ale też pięknie komponuje się z grubymi swetrami i wełnianym płaszczem, a pokryta topem Gelous? zapewnia trwały, błyszczący manicure przez kilka dni! Ja już poluję na kolejne butelki, a Was zachęcam do zapoznania się z ofertą marki.

Diptyque, Tam Dao - nie umiem opisywać zapachów i nie będę udawała, że tak jest, ale te perfumy musiałam tu pokazać ponieważ odkąd je tylko dostałam oczarowały mnie totalnie. Tam Dao to zapach zbudowany wokół drzewa sandałowego. W pierwszej chwili mocny, odurzający, łagodniejący z minuty na minutę aby połączyć się ze skórą i stworzyć z nią jedność. Miękki, mleczny, niepowtarzalny, nieco słodki i orientalny. Idealny na te chłodne, szare dni. Rozgrzewa i otula jak ulubiony, ciepły sweter. Nie jest zbyt trwały, trwa na skórze od 4 do 6 godzin po czym się ulatnia, za to na ubraniach trzyma się znacznie dłużej. Uwielbiam, a wręcz jestem od niego uzależniona!




Fig&Yarrow, Facial Scrub - mechaniczny scrub, który jednocześnie złuszcza i fantastycznie odżywia. Przy pierwszym spotkaniu trochę mnie zaskoczył, przede wszystkim konsystencją, nieco tłustą, zwartą, ale już chwilę po aplikacji byłam totalnie oczarowana. Za środek ścierny robią tu płatki owsiane i odwalają naprawdę kawał dobrej roboty. Złuszczają, oczyszczają i świetnie wygładzają nie podrażniając przy tym skóry, natomiast olejki zawarte w peelingu wpływają na cerę nawilżająco. Po 2-3 minutowym masażu jest ona gładka, promienna, delikatnie zaróżowiona, oczyszczona i jędrna. Ja po takim zabiegu nie nakładam na skórę już absolutnie nic ponieważ nie ma takiej potrzeby. No mega!

Naturativ, Otulający Żel pod Prysznic - nie ma lepszego żelu na okres jesienno-zimowy. Gęsty, w 100% naturalny, niezwykle łagodny i pachnący tak pięknie, że można się uzależnić. Karmelowo-waniliowy zapach z nutą cytryny otula, rozgrzewa, wprowadza w pozytywny nastrój i zdecydowanie uprzyjemnia te zimne wieczory. Sam żel natomiast delikatnie acz skutecznie oczyszcza pozostawiając skórę miękką i pachnącą. Uwielbiam!




Iossi, Mgiełka/Tonik Róża Damasceńska (brak na zdjęciu) - tonik to dla mnie must-have w pielęgnacji cery, a ten sprawdza się więcej niż świetnie. Tonizuje, wyrównuje ph skóry, łagodzi podrażnienia i odświeża pozostawiając cerę promienną, delikatnie nawilżoną i gotową na nałożenie kolejnych preparatów pielęgnacyjnych. Ponadto pięknie pachnie! różami oczywiście, a atomizer działa sprawnie i bez zarzutu rozpylając na skórę delikatną mgiełkę. 100% natury i zadowolenia :)

Ministerstwo Dobrego Mydła, Peeling Śliwkowy - moim zdecydowanym faworytem są peelingi kawowe, ale ten cukrowy od MDM też ma moc! Drobinki cukru w kilka chwil pomagają pozbyć się martwego naskórka, zawarte olejki odżywiają skórę, a słodki śliwkowy zapach relaksuje i uwaga, zdecydowanie wzmaga apetyt! W efekcie, po użyciu peelingu, skóra jest super gładka, jędrna i nawilżona tak dobrze, że po osuszeniu jej ręcznikiem możemy od razu wskoczyć w ulubioną piżamę! Bardzo polecam <3



Iossi, Krem Nawilżający Naffi - kolejny kosmetyk naszej rodzimej marki, który pozytywnie mnie zaskoczył. Niesamowicie delikatny w konsystencji, po brzegi wypakowany substancjami odżywczymi jak oleje z awokado, pachniotki, rokitnika oraz wit. C i E, a przy tym super szybko wchłaniający się i nie wzmagający przetłuszczania skóry. Nie tylko nawilża, odżywia i regeneruje, ale też wzmacnia ścianki naczyń krwionośnych wyrównując tym samym koloryt skóry dzięki czemu wygląda pięknie i zdrowo! Zapach też  jest na plus, tak samo jak wydajność. A komu go polecam? Szczególnie osobom z cerą wrażliwą, mieszaną, tłustą i naczynkową. Dla mnie póki co nr. 1!

Bikor, Ziemia Egipska - kultowy kosmetyk marki, po który osobiście sięgam codziennie i nie wyobrażam sobie bez niego żadnego makijażu.  Po pierwsze idealnie się aplikuje, po drugie trwa na skórze cały dzień, a po trzecie dodaje twarzy wyrazu. Natychmiast po nałożeniu ożywia, modeluje, rozpromienia, ukrywa szary koloryt i zmęczenie, a teraz w te ponure dni przywołuje też słońce. Co więcej, wydajność jet tu ogromna, kolor mimo iż ciemny w opakowaniu naprawdę nie robi krzywdy, a świetny skład z zawartością olei, witamin oraz kwasu hialuronowego dodatkowo korzystnie wpływa na cerę. Gorąco polecam!



Oway, Szampon Przeciw Wypadającym Włosom - organiczny szampon włoskiej profesjonalniej marki, który jest jednocześnie łagodny, a przy tym super skuteczny co dla mnie, posiadaczki wrażliwej skóry głowy i szybko przetłuszczających się włosów jest bardzo ważne. W składzie znajdziemy m.in. biodynamiczną miętę, organiczny kasztanowiec, drzewo tekowe oraz machoń. Mieszanka tych składników działa na włosy wzmacniająco, witalizująco, odbija je od nasady, dodaje blasku i objętości, natomiast skórę głowy nawilża i koi. Co więcej, mimo naturalnego składu genialnie się pieni i naprawdę doskonale oczyszcza co docenią szczególnie osoby stosujące środki do stylizacji. Mnie kupił już niemalże po pierwszym użyciu. Pomógł mi pozbyć się łupieżu, złagodził podrażnienia, a stosowany regularnie wzmocnił moje mocno wypadające włosy. Co tu dużo pisać, genialny i już!

Resibo, Serum Naturalnie Wygładzające - kosmetyk, który podbił już serca wielu kobiet i mężczyzn też, a także i moje. Mowa tu o serum, które dzięki doskonale dobranym składnikom działa jak za dotknięciem magicznej różdżki. Nawilża, odżywia, regeneruje, wygładza, rozjaśnia przebarwienia, wyrównuje koloryt oraz rozpromienia i to nie żart! Ważna jest tylko regularność, a szybko można odnotować zaskakujące efekty. U mnie ląduje na skórze szyi oraz twarzy 2 razy dziennie, rano oraz wieczorem. Mimo oleistej konsystencji zaskakująco szybko się wchłania, nie przetłuszcza cery i bajecznie sprawdza się pod makijaż dodając skórze blasku, zdrowego blasku! Zdecydowanie HIT, który musicie wypróbować ;)



Phenome, Olejek Mommy To Be - w ostatnim czasie częściej niż zwykle nawilżam skórę całego ciała i stosuję do tego celu kilka kosmetyków na zmianę, ale olejek Phenome jest moim zdecydowanym ulubieńcem. Lekki, ale doskonale nawilżający, szybko wchłaniający się, o delikatnym zapachu i genialnym, naturalnym składzie. Cóż chcieć więcej? Ja aplikuję go od razu po kąpieli, osuszam ciało delikatnie ręcznikiem i ciesze się super nawilżoną skórą przez cały dzień. Jak możecie się domyślić olejek przeznaczony jest dla kobiet w ciąży, ale myślę, że sprawdzi się u każdej kobiety, która potrzebuje dogłębnego nawilżenia i ujędrnienia skóry.

Który z kosmetyków już znacie, a który macie ochotę przetestować? Dajcie znać :)

27.10.16

Nowości, dużo nowości

Hej, witajcie po dłuższej przerwie :) Wiem, wiem już nie raz tłumaczyłam się ze swojej nieobecności, obiecywałam regularne pisanie, a dzisiaj nie będę! Nie chcę Was zanudzać i kolejny raz zawieść. Na powitanie przychodzę z postem z nowościami, a tych przybyło mi w październiku naprawdę sporo. Głównie dzięki uprzejmości kilku firm, które hojnie mnie obdarowały, ale i ja sama poczyniłam małe zakupy. Jeśli jesteście ciekawe co obecnie testuję lub w najbliższym czasie będę testować zapraszam dalej.




















W październiku trafiłam na fajną promocję na stronie Naturativ dzięki, której część produktów kupiłam 50% taniej, z takiej okazji nie mogłam nie skorzystać! Skusiłam się przede wszystkim na duet do włosów ciemnych oraz trio z serii otulającej czyli balsam do ciała, balsam do dłoni oraz żel pod prysznic. Jest to jedna z moich ulubionych serii i w okresie-jesienno zimowym jest po prostu niezastąpiona! Delikatne, naturalne składy troszczą się o skórę, a karmelowo - waniliowy zapach z nutką cytryny rozgrzewa i wprowadza w pozytywny nastrój. Co tu dużo mówić, uwielbiam. Peeling hipoalergiczny oraz balsam przeciw rozstępom to zakupy, które poczyniłam będąc jeszcze w Norwegii, ale nie miałam okazji pokazać ich wcześniej dlatego znalazły się tu teraz. Produkty Antipodes to zupełnie nieplanowany zakup, ale jak tylko zobaczyłam je w TK Maxx i to jeszcze w takich super cenach nie mogłam przejść obojętnie i tak weszłam w posiadanie kremu pod oczy - Kiwi Seed Oil Eye Cream  oraz maski - Aura Manuka Honey Mask, którą już miałam i tak polubiłam, że z przyjemnością do niej wróciłam. Jednocześnie oczyszcza, nawilża i działa antybakteryjnie. Cudo! 


Kosmetyki Ministerstwa Dobrego Mydła to prezent, mogłam wybrać do testów to co tylko chcę i tak zdecydowałam się na zachwalany peeling śliwkowy, potwierdzam - genialny!, niezawodne masło Shea, olej kokosowy oraz hydrolat rumiankowy. Wszystko na pewno szerzej opiszę na blogu także stay tuned ;) Kosmetyki Iossi również otrzymałam dzięki uprzejmości firmy. Szczerze przyznam, że ta marka tak mnie ciekawi, że miałam ochotę wziąć wszystko, ale zdecydowałam się tylko na to co było mi akurat potrzebne, a mamy tu nawilżający krem do twarzy Naffi, olejek do demakijażu Konopia/Krokosz do cery wrażliwej i/lub problematycznej,  regenerujący mus do ciała Spice of India, który w kontakcie ze skórą zmienia się w olejek oraz mgiełkę różaną. Już teraz muszę Wam wyznać, że jestem zachwycona - składami, zapachami, konsystencjami, działaniem, wszystkim - i bardzo polecam!


Zostając przy prezentach muszę się jeszcze pochwalić kosmetykami do makijażu kolejnej polskiej marki czyli Annabelle Minerals. Zostałam obdarowana cieniami do oczu, podkładem matującym (mój ukochany!), dwoma różami do policzków oraz nowością marki czyli pudrem glinkowym, który może być zarówno pudrem wykończeniowym jak i bazą pod podkład. W przesyłce znalazły się też pędzle, ale je pokażę Wam w kolejnym poście, natomiast o kolorówce spodziewajcie się pełnego wpisu tylko najpierw muszę to wszystko przetestować :) Zapomniałam wspomnieć jeszcze o peelingu Purite, który marka przesłała mi w ramach zadośćuczynienia bo niestety, ale moje pierwsze spotkanie z tym samym scrubem należało do mało przyjemnych, więcej tutaj >klik<. Nowe opakowanie okazało się o niebo lepsze i Purite na nowo zyskało w moich oczach! Nowości Phenome to po części prezent, a po części moje osobiste zakupy. Od marki otrzymałam przemiła przesyłkę niespodziankę z kremem do stóp - 60 Second Foot Relief Gel oraz olejkiem przeciw rozstępom - Mommy To Be, który zamierzałam sama nabyć więc fajnie się złożyło. Natomiast cukrowy żel pod prysznic - Nourishing Bath&Shower oraz maskę oczyszczającą - Purifying White Clay Mask kupiłam sama korzystając z promocji -15%. 


Krem z filtrem John Masters Organics oraz duet marki NCLA czyli lakier w kolorze Rodeo Drive Royalty  oraz utrwalacz Gelous? to zakupy z jednego z moich ulubionych sklepów, a mianowicie organicall.pl. Kremu jeszcze nie miałam okazji używać, natomiast tę dwójkę NCLA już zdążyłam bardzo polubić. Za bezpieczny skład bez zawartości 7 toksyn, za idealną konsystencję, łatwość aplikacji i piękny efekt na paznokciach oraz super trwałość.  I ostatnia nowość, uff, czyli krem pod oczy Clochee. To nowość marki i zapowiada się naprawdę dobrze, ale więcej będę mogła napisać bo dłuższych testach ;)
Jak widzicie wszystkie te produkty są naturalne, a także w większości polskie bo trzeba to przyznać, w Polsce na chwilę obecną mamy mnóstwo świetnych firm, które tworzą wspaniałe produkty. Z prostymi, bezpiecznymi składami, w estetycznych opakowaniach i o pięknych zapachach oraz świetnym działaniu dlatego chętnie po nie sięgam i z czystym sumieniem polecam je dalej i każdemu! :)





















Dajcie znać co wpadło Wam w oko, o czym chciałybyście więcej przeczytać? I koniecznie pochwalcie się swoimi nowościami! ;)

2.9.16

Ulubieńcy - sierpień 2016

Jak ostatnie miesiące mijały mi w zastraszająco szybkim tempie tak sierpień wyjątkowo mi się dłużył. Być może to przez tę ponurą pogodę, która nadal się niestety utrzymuje i nie chce sobie pójść, a może dlatego, że z niecierpliwością czekam na powrót do Polski, a ten na szczęście jest coraz bliżej. Post z ulubieńcami lekko spóźniony, ale dopiero dziś udało mi się złapać jako takie światło, więc szybko zrobiłam zdjęcia i nadrabiam zaległości.





Naturativ, Smoothing Toner - mój ogromny ulubieniec, który do niedawna można było kupić pod szyldem Pat&Rub, ostatnio zmieniła się jednak nazwa firmy, ale tonik pozostał ten sam. Wróciłam do niego po dłuższej przerwie i kolejny raz udowodnił, że jest genialny. Naturalny, niezwykle delikatny, o krótkim i wspaniałym składzie opracowanym głównie na wodach: różanej, lawendowej i rozmarynowej. W sierpniu towarzyszył mi zarówno podczas porannej  jak i wieczornej pielęgnacji. Kosmetyk nie tylko wspaniale odświeża, tonizuje, ale też delikatnie nawilża, szybko łagodzi wszelkie podrażnienia, a także działa antyseptycznie przyspieszając gojenie wyprysków. Ja lubię mocno nasączyć nim wacik, a następnie taki zwilżony przykładam do skóry. Już po chwili jest ona ukojona, odżywiona i gotowa na aplikację kolejnych produktów pielęgnacyjnych. Nie ma tu mowy o żadnej nieprzyjemnej warstwie, a roślinny, przyjemny zapach zdecydowanie umila stosowanie. Niby nic wielkiego, ale naprawdę warto wypróbować, serio.

Fridge by Yde, 4.4 Face the Green - kolejny wspaniały krem po ff.1 fabulous face i 1.0 silky mist, który mnie zachwycił. Przeznaczony głównie dla cer suchych i normalnych, mocno regenerujący o bogatym składzie z zawartością zimnotłoczonego oleju z pestek dyni i masła Shea. Za względu na mieszaną cerę trochę się go obawiałam, myślałam, że będzie za ciężki, zbyt odżywczy czy też zapychający jednak nic bardziej mylnego. Face the Green okazał się idealny. Mocno nawilżający, a jednocześnie szybko wchłaniający się i bardzo komfortowy. Odżywia, regeneruje i naprawia jednocześnie stanowiąc wspaniałą bazę pod podkład zarówno płynny jak i mineralny. Nic się na nim nie roluje, a skóra przy regularnym stosowaniu produkuje znacznie mniej sebum! Ja stosuję go od 2 miesięcy codzienne rano i szybko odnotowałam, że moja cera mimo permanentnego niewyspania i złych warunków klimatycznych wygląda znacznie lepiej. Jest promienna, jędrna, elastyczna, a o suchych skórkach zapomniałam na dobre. Nie chcę się tu rozpisywać bo mam w planach jego pełną recenzję, ale już teraz mówię Wam, że warto. Na okres jesienno-zimowy to must have.



Grown Alchemist, Body Treatment Oil - w sierpniu nie miałam ochoty spędzać zbyt wiele czasu w łazience więc po wieczornym prysznicu sięgałam zawsze po olejki, a w szczególności po ten marki Grown Alchemist. Skondensowany, intensywnie odżywczy, z zawartością wielu  wyselekcjonowanych bioaktywnych składników. Olej tamanu działa antyoksydacyjnie, leczy, nawilża, przyspiesza procesy gojenia się i pomaga w walce z rostępami czy bliznami, omega 7 regeneruje i wspomaga utrzymywanie nawilżenia, olej z dzikiej róży rozjaśnia, zwalcza wolne rodniki, przyspiesza mikrokrążenia wspomagając usuwania toksyn i silnie przeciwdziała oznakom starzenia, a aromat ylang ylang połączony z olejami sandałowym i bergamotowym posiadają właściwości aromaterapeutyczne działając relaksująco i odstresowująco. W efekcie po aplikacji olejku skóra jest doskonale nawilżona, odżywiona, miękka i jedwabiście gładka, aż nie można przestać jej dotykać, a umysł wyciszony i odprężony. Ja stosowałam go na mokre ciało, a następnie delikatnie osuszałam je ręcznikiem. Dzięki temu kosmetyk był bardziej wydajny, aplikacja przebiegała ekspresowo, a o tłustej warstwie nie było mowy. Naprawdę fajny produkt, który stosowany regularnie zapewnia skórze gładkość i piękny wygląd. Polecam, a ja już planuje zakup kolejnego opakowania bo to niestety dobiło dna.

Living Proof, Perfect Hair Day Conditioner - mimo cienkich włosów nigdy nie pomijam aplikacji odżywki. W tej kwestii mam już swojego ulubieńca, a jest nim odżywka John Masters Organics, o której możecie przeczytać o tu >klik<, jednak ta też daje radę.  Lekka, o fajnej konsystencji i przyjemnym, delikatnym zapachu, zaaplikowana na włosy na zaledwie 3-5 minut zapewnia im odpowiednią dawkę nawilżenia nie obciążających ich przy tym. Włosy są lekkie, puszyste, odżywione, błyszczące i pełne objętości i tak przez cały dzień, a nawet dłużej. Kosmetyk nie przyspiesza przetłuszczania co mnie bardzo cieszy, można nim tez śmiało umyć głowę, próbowałam i polecam!, ponadto jest wydajny, zastrzeżenie mam jedynie do opakowania, sztywne i utrudniające wydobycie odżywki. Jednak na ten minus przymykam oko ;)



Schmidt's, Deodorant, Fragrance Free - naturalnych antyperspirantów przetestowałam już mnóstwo, oczywiście żaden nie sprawdził się tak jak bym chciała i szczerze przyznam, że traciłam powoli nadzieję, jednak postanowiłam dać szanse osławionemu dezodorantowi marki Schmidt's i to był strzał w dziesiątkę. W pełni naturalny, wegański, wolny od aluminium, parabenów i ftalanów. Ma nieco dziwną, zbitą i jakby kruszącą się konsystencję jednak zupełnie nie sprawia to problemów podczas aplikacji. Wystarczy łopatką nabrać odrobinę, rozgrzać między dłońmi a następnie zaaplikować na skórę pod pachami i już. Antyperspirant zostawia suche wykończenie, nie brudzi ubrań i zapewnia ochronę przez cały dzień! Minusy? Mam wrażenie, że bardzo wrażliwą skórę może podrażniać dlatego zalecam ostrożność. Poza tym jest genialny! 

Aromatherapy Associates, Deep Cleanse Face Wash - żel oczyszczający do skóry twarzy to podstawowy kosmetyk pielęgnacyjny, myślę, że nie tylko mój, ale każdej z Was. Ten od Aromatherapy stosuję co prawda od połowy sierpnia, ale już zdążyłam się z nim polubić. Po pierwsze ze względu na przepiękny, roślinny zapach. Świeży i niezwykle relaksujący, który sprawia, że mam ochotę myć twarz co najmniej kilka razy dziennie. A sam żel? Też jest świetny! Delikatnie pieniący się i bardzo łagodny, a jednocześnie skutecznie usuwający ze skóry wszelkie zanieczyszczenia, które nagromadziły się na niej w ciągu dnia czy nocy jak kurz, sebum, pozostałości kosmetyków kolorowych lub pielęgnacyjnych. Dzięki zawartości nawilżającego aloesu oraz alg kosmetyk nie narusza warstwy hydrolipidowej nie powodując tym samym nieprzyjemnego ściągnięcia skóry, natomiast  wyciągi z lawendy, drzewa herbacianego i ylang ylang normalizują pracę gruczołów łojowych i wspomagają walkę z wypryskami. W efekcie stany zapalne są wyciszone, a skóra doskonale oczyszczona,  a jednocześnie elastyczna i promienna. Dla mnie extra!





Bikor, Compact Powder Oslo - zmatowienie skóry z jednoczesnym rozświetleniem? Proszę bardzo, puder Oslo marki Bikor to potrafi! Nie przepadam za pudrami gdyż większość z nich daje zbyt matowo-pudrowe wykończenie, a tu jest inaczej. Dzięki lekkiej, zaawansowanej formule kosmetyk tworzy na skórze delikatny film działający jak magiczna różdżka. Wyrównuje jej powierzchnię oraz koloryt, matowi jednocześnie pozostając niemalże niewidocznym. Rysy twarzy są złagodzone, skóra promienna, a drobne niedoskonałości czy popękane naczynka ukryte i to w kilka sekund. Co więcej, Oslo można stosować dwojako, jako puder właśnie lub w roli podkładu. Szczerze mówiąc w ten drugi sposób jeszcze go nie używałam, ale jako puder sprawdza się świetnie. Trzyma moja mieszaną cerę w ryzach przez długie godziny, jednocześnie nie odbierając jej naturalnego blasku, a zawartość takich składników jak wit. A, wit. E, lecytyna oraz oleje: z nasion słonecznika, orzechów arachidowych oraz róży rdzawej aktywnie wpływają na jej kondycję. No i ten zapach, waniliowy, piękny!






































Który kosmetyk macie ochotę wypróbować? Dajcie znać :)

20.8.16

Sierpniowe nowości

Cicho ostatnio na blogu, a wszystko to nie przez brak czasu, a raczej przez chęć odetchnięcia trochę od internetu. Jest też kwestia pogody, a ta ostatnio była okropna, jesienna i ponura, co totalnie uniemożliwiało mi zrobienie zdjęć, a z drugiej strony odbierało chęci do czegokolwiek więc po pracy większość czasu spędzałam po prostu pod kocem na nic nierobieniu. Jest jeszcze jeden powód mojej nieobecności, jednak póki co nie chcę nic więcej zdradzać. Ale już jestem. Na początek przygotowałam post z nowościami bo dawno takowego nie było, a mi przybyło kilka fajnych produktów, które chciałam Wam pokazać :) Jest tu kilku ulubieńców i kilka kosmetyków, które goszczą u mnie po raz pierwszy.



Czasem zdarza mi się szaleć i kupować coś nowego na zapas, a bo to promocja, bo może się przyda itd. Na pewno dobrze to znacie :) Tym razem było jednak inaczej i kupiłam tylko to co było mi naprawdę potrzebne. Jeśli regularnie czytacie mojego bloga to wiecie, że mydła Dr. Bronner's to moje must-have, akurat niedawno skończyła mi się wersja lawendowa, nie miałam nowej butelki w domu i dopiero wtedy tak naprawdę przekonałam się jak bardzo brakuje mi tego kosmetyku. Szybko postanowiłam to zmienić i zamówiłam duże opakowanie Pure Castile Soap na feelunique.com, tym razem zdecydowałam się na wersję z olejkiem z drzewa herbacianego, którą bardzo lubię i która ma właściwości antybakteryjne. Do zamówienia dorzuciłam jeszcze żel oczyszczający do twarzy Deep Cleanse Face Wash od Aromatherapy Associates. Miałam go na oku już od dawna, a że akurat stosowny przeze mnie żel The Body Shop dobijał dna  pomyślałam, że to dobra okazja aby go nabyć. Kosmetyk jest już w użyciu, świetnie oczyszcza, nie wysusza skóry jednak to jego zapach zachwycił mnie najbardziej. Mocno zielony, aromaterapeutyczny, no piękny! Na pewno nie każdemu przypadnie do gustu za to ja chętnie kupiłabym takie perfumy.



Kolejne kosmetyki to już nowości z Polski, które ostatnio przywiózł mi tato. Po dłuższej przerwie postanowiłam wrócić do kosmetyków Pat&Rub, teraz znajdujących się pod nazwą Naturativ. I tu wyszła dziwna sytuacja, osoby, które znają P&R na pewno dostały maile czy słyszały o tym, że marka znika z rynku co wszystkich podejrzewam zasmuciło jednak dobra wiadomość była taka, że kosmetyki te będzie można nabyć pod inną nazwą i w opakowaniach ze zmieniona szatą graficzną. I wszystko wydawało się ok dopóty dopóki nie trafiłam na oświadczenie Kingi Rusin, że została oszukana, a jej receptury wykradzione. Nie będę się tutaj teraz rozpisywała na ten temat, wszystko można znaleźć w internecie, jednak wyczytałam tam też, że p. Kinga nie wie gdzie kosmetyki Naturativ są produkowane ani z jakich surowców. Nie powiem, trochę mną ta informacja wstrząsnęła, ale że już złożyłam zamówienie stwierdziłam trudno, zużyję je, ale raczej już do nich nie wrócę. A na co się zdecydowałam? M.in. na ulubiony Tonik oraz Żel pod Prysznic z linii Hipoalergicznej. W Polsce czekają na mnie jeszcze dwa produkty marki, które nie zmieściły się już tacie do walizki. Ach, te ograniczenia! Nowości Phenome to prezent urodzinowy od siostry, już dawno miałam ochotę wypróbować ten żel do biustu - Deeply Firming Breast Relief, który dedykowany jest głównie kobietom w ciąży i mamom, ale myślę, że sprawdzi się u każdej kobiety, które chce te okolice nawilżyć i ujędrnić :) W paczce znalazła się tez mała pojemność kremu do twarzy - 24-hour Moisturizing System , miałam go kilka lat temu, bardzo lubiłam i chętnie sprawdzę czy jest tak nadal. Nie muszę chyba wspominać, że składy i zapachy w obu przypadkach są bajeczne? Tak właśnie jest! W sklepie pell.pl skorzystałam z promocji i skusiłam się na krem do dłoni Hand Cream Vanilla&Orange Peel od Grown Alchemist, który zresztą też od dawna miałam na oku. Do koszyka wrzuciłam jeszcze zestaw 5 bestsellerowych produktów do pielęgnacji twarzy, niestety również nie zmieścił się do walizki dlatego pokażę go Wam po powrocie do Polski :) Błyszczyk Clarins - Instant Light Natural Lip Perfector  to kolejny produkt, który po prostu muszę mieć. Tym razem zdecydowałam się na kolor - 12 Red z edycji limitowanej. Uwielbiam czerwienie, brakowało mi tego odcienia w ofercie i mam nadzieję, że marka wprowadzi go jednak do sprzedaży na stałe. No zobaczymy. Jeśli nie znacie tego produktu koniecznie to nadróbcie! I ostatni kosmetyk z Polski to szampon do włosów wypadających - Micro Stimulating Hair Bath, który dostałam do testów. Oway to włoska marka produkująca kosmetyki profesjonalne, a jednoczenie ekologiczne. Wiem, że się powtarzam, ale tego szamponu też byłam od dawna ciekawa więc tym bardziej ucieszyłam się z prezentu. Niedługo zabieram się za testy i dam Wam znać co i jak!



I na koniec zakupy zrobione już w Norwegii. Fig&Yarrow to amerykańska marka, na którą wpadłam na Instagramie a jakże by inaczej! ;) Pierwsze co mnie przyciągnęło to opakowania, minimalistyczne i piękne, spodobała mi się też filozofia firmy oraz proste, naturalne składy jednak zniechęcał brak dostępu, aż przez przypadek znalazłam te produkty w jednym z norweskich sklepów internetowych. Nie złożyłam od razu zamówienia, ale wiedziałam, że prędzej czy później coś kupię i w końcu nastał ten dzień. Przejrzałam dokładnie kosmetyki, przemyślałam czego potrzebuję i zdecydowałam się na peeling do twarzy - Facial Scrub oraz glinkową maseczkę - Clay Mask. Do wyboru jest prawdopodobnie 6 wersji czyli zielona, czerwona, biała itd., ja postawiłam na tę najmocniejszą czyli czarną, prócz glinki w składzie zawiera jeszcze aktywny węgiel oraz olejek palmarosa. Pierwsze testy wypadły obiecująco, oby tak dalej. Zdecydowałam się też na zakup słynnego chyba już naturalnego antyperspirantu Schmidt's. Od początku byłam przekonana, że kupie wersję w sztyfcie z bergamotką jednak koniec końców, po przeczytaniu opinii, zdecydowałam się na słoiczek i opcję bezzapachową. Przetestowałam już kilka naturalnych antyperspirantów, jedne były lepsze, drugie gorsze, ale z żadnego nie byłam w 100% zadowolona, ba, nie byłam zadowolona nawet w 50%. Tu natomiast muszę przyznać, że jest moc! Oczywiście to pierwsze wrażenia, ale już jestem pozytywnie zaskoczona! I pomyśleć, że tak długo zwlekałam z jego zakupem.
To już wszystkie moje sierpniowe nowości. We wrześniu nie planuję nic kupować, ale wszystko może się jeszcze zmienić.  

Koniecznie dajcie znać co Was najbardziej zainteresowało? A może któryś z kosmetyków już znacie? I dzięki, że wytrwałyście do końca ;)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl