Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ulubione kosmetyki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ulubione kosmetyki. Pokaż wszystkie posty

20.10.17

Ulubione we wrześniu

Jak dobrze mieć znowu wiosnę. Te ogrzewające twarz promienie, ciepło pozwalające spacerować bez kurtki i energia, która rozpiera i zachęca do działania! Już za chwilę szara i chłodna jesień znów powróci, ale nie ma tego złego. W końcu miło jest otulić się wełnianymi swetrami, wcierać treściwe kosmetyki, palić korzenne świece i zalegać pod kocem z książką i kubkiem gorącego kakao. Jesteście za? No dobrze, ale wracając do tematu posta chciałam Wam dziś napisać o kilku super produktach, które w ostatnim czasie podbiły moje serce. Siadajcie więc wygodnie i czytajcie. Zapraszam.


Caudalie, Vine Active krem pod oczy - kolejny fajny produkt z serii Vine Active, o kremie do twarzy i serum pisałam o tu >klik<. Stworzony z myślą o młodych kobietach, które nie mają za wiele czasu na pielęgnację. Zawiera peptydy, ustabilizowaną witaminę C oraz polifenole o działaniu antyoksydacyjnym. Lekki, szybko wchłaniający się, a jednocześnie odżywczy. Poprawia kontur oka, rozjaśnia cienie i zapewnia długotrwałe nawilżenie. Ja stosuję go dwa razy dziennie, rano i wieczorem, świetnie spawdza sią pod makijaż, jest wydajny i co najważniejsze, rzeczywiście działa. Skóra pod oczami jest rozjaśniona, odżywiona, nawilżona i uelastyczniona. Wydajność i konsystencja też na plus!

Fridge by Yde, 3.3 good morning face - jeśli mnie czytacie dobrze wiecie, że produkty Fridge stosuję i wielbię nie od dziś. 3.3 good morning face to nowy produkt w ofercie marki i doskonały tak jak wszystkie inne, które miałam okazję stosować. Opracowany na dwóch ekstraktach: z zielonej herbaty i żeń-szenia, działa jednocześnie tonizująco, regenerująco, poprawia ukrwienie skóry i wpływa bardzo korzystnie na jej odnowę. Nie ma tu mowy o przesuszeniach czy podrażnieniu. Żel myje super delikatnie, nie narusza warstwy hydrolipidowej, a przy tym pozostawia skórę oczyszczoną, odświeżoną i gotową na kolejne kroki pielęgnacyjne. Ze względu na zawartość olejku eterycznego z mięty uwielbiam go stosować szczególnie rano, ale i wieczorem świetnie sobie radzi i usuwa wszelkie pozostałości po makijażu, z którymi nie poradził sobie płyn micelarny czy olejek. Jeśli wcześniej zniechęcała Was krótka data produktów Fridge i fakt, że trzeba trzymać je w lodówce to musze napomknąć, że żel ważny jest przez 6 miesięcy od daty produkcji i bez problemu może stać w łazience!




L'occitane, Mleczko do ciała Werbena - lekkie, szybko wchłaniające się mleczko o energetyzującym, aromatycznym zapachu będącym miksem olejków eterycznych: z  pomarańczy, geranium i drzewa cytrynowego. Wzbogacone o wyciąg z werbeny oraz olejek z pestek winogron szybko i skutecznie niweluje uczucie napięcia, nawilża i odżywia. Ja uwielbiam sięgać po nie rano. Nie pozostawia tłustej warstwy, dodaje energii, relaksuje i doskonale pielęgnuje skórę. A wydajność? Przeogromna!

Barwa, Barwy Harmonii Olejek pod prysznic Różany - opracowany na ekstrakcie z dzikiej róży, naturalnym oleju ze słodkich migdałów i witaminie E, nie tylko oczyszcza, ale przede wszystkim głęboko regeneruje i pielęgnuje skórę. Uwielbiam za wszystko! Za doskonałe działanie, za nawilżenie i za piękny różany zapach, który niesamowicie otula i pod własnym prysznicem pozwala poczuć się jak w drogim SPA! Serio, bardzo polecam.

Jan Barba Natura, Tonik Ziołowy - wegański, całkowicie bezpieczny dla skóry, przygotowany z ekstraktów wyselekcjonowanych ziół. Dostarcza skórze wszystkich niezbędnych witamin, wyrównuje pH i wykazuje działanie przeciwzapalne. Wszystko super ekstra, butelka też minimalistyczna i przepiękna, ale... Ja nie polubiłam się z nim od razu. Zraził mnie zapach, efektów też na początku nie zauważyłam. On po prostu potrzebował czasu. Stosowany regularnie działa cuda. Koi, tonizuje, pomaga w znacznym stopniu uporać się z niespodziankami i doskonale nawilża. Często zdarza mi się pomijać krem nawilżający, jest po prostu zbędny. Producent poleca go też do demakijażu, u mnie w ten sposób się nie sprawdził, być może u Was będzie lepiej. Podsumowując, jako tonik jak najbardziej polecam! 





La Roche Posay, krem Toleriane Ultra - super delikatny krem o ultraminimalistycznej formule przeznaczony do pielęgnacji skóry wrażliwej i alergicznej. Za zadanie ma likwidować uczucie dyskomfortu, długotrwale nawilżać i zapobiegać powstawaniu podrażnień. W składzie nie zawiera parabenów, konserwantów, alkoholu ani lanoliny czyli tych substancji, które są najbardziej drażniące. Skóry co prawda nie mam reaktywnej, ale lubię sięgać po delikatne preparaty, a w tym kremy i muszę przyznać, że na Toleriane Ultra się nie zawiodłam. Lekki, szybko wchłaniający się, pozostawia na skórze delikatną warstwę ochronną i zapewnia uczucie komfortu. Skóra jest doskonale nawilżona, odżywiona, a krem niewyczuwalny. Nie zapycha skóry, nie powoduje przetłuszczania i doskonale sprawdza się pod makijaż. No naprawdę bardzo lubię! 


La Roche Posay, Woda Micelarna Ultra - kolejny produkt LRP i kolejny do cery wrażliwej/alergicznej/reaktywnej. Tym razem mowa tu o wodzie micelarnej.  Jak dla mnie doskonała, a może i najlepsza, a przede wszystkim najłagodniejsza, a przy tym niesamowicie skuteczna. Szybko i skutecznie pomaga pozbyć się makijażu, także tego z oczu, nie powoduje mgły, nie podrażnia. Wystarczy naprawdę chwila, aby skóra była oczyszczona i jednocześnie odświeżona bez uczucia lepkości. Duży plus za wydajność i brak zapachu. Must-have dla posiadaczek cer wrażliwych, ale nie tylko bo doskonale sprawdzi się u każdego.

A Ciebie co zachwyciło we wrześniu?

3.9.17

Ulubieńcy: maj, czerwiec, lipiec

Jak Wam minął sierpień? Ja nie zdążyłam jeszcze nacieszyć się latem, a okazuje się, że tu zaraz koniec tegoż. Dni są coraz krótsze, wieczory zdecydowanie chłodniejsze, a ciepłe swetry  w sklepach oznajmiają, że za rogiem czai się jesień. W ostatnim czasie cicho było na blogu dlatego też dziś nadrabiam prezentując Wam ulubieńców ostatnich 3 miesięcy: maja, czerwca i lipca. Na tych sierpniowych przyjdzie jeszcze czas!


Insight Professional, Antioxidant - linia opracowana tak by chronić włosy przed szkodliwym działaniem wolnych rodników i odbudowywać. Oparta na organicznych ekstraktach z marchwi, masła sojowego oraz olejach z jojoby i i orzechów działa odmładzająco, wzmacniająco, odżywiająco, a także stymulująco. Muszę przyznać, że moje włosy absolutnie uwielbiają produkty tej marki dlatego tym razem nie mogło być inaczej. Szampon oraz odżywka z linii Antioxidant to naturalny duet, który świetnie ze sobą współgra. Szampon genialnie się pieni, dogłębnie oczyszcza będąc jednocześnie delikatnym dla skóry głowy, natomiast odżywka wspaniale nawilża nie wykazując przy tym skłonności do obciążania.W efekcie, po zastosowaniu duetu, włosy są doskonale odświeżone, odbite od nasady i sypkie, a także wygładzone i błyszczące. Ogromną zaletą są tu też duże pojemności, wygodne opakowanie, świetny zapach oraz bezpieczne składy bez SLS, SLES, parabenów, silikonów, sztucznych barwników, alergenów zapachowych czy olejów mineralnych. Polecam, nie tylko dla pań!

Naturativ, Samoopalacz - kiepska ze mnie fanka opalania dlatego czy zima czy lato ratuję się samoopalaczami. Ten już kiedyś miałam, wróciłam do niego po długim czasie nieużywania i nic się nie zmieniło, uwielbiam jak przedtem! Łatwy w aplikacji, nie tworzy smug i daje bardzo naturalny efekt. 1-2 aplikacje i tyle, aby cieszyć się zdrową opalenizną, która nie tylko upiększa ciało, ale przy okazji tez pielęgnuję. Minusy? Nieprzyjemny zapach, który po kilku godzinach wietrzeje.

David Mallet, Volume Powder - że włosy mam cienkie i oklapnięte narzekałam nie raz. Produkty do stylizacji są u mnie zawsze pod ręką, nie znalazłam jeszcze tego jedynego, ale ten od Davida naprawdę daje radę. A co to takiego? Magiczny puder, który tworzy objętość ot tak. Wystarczy rozpylić, pomasować i gotowe. Ja stosuję go najczęściej gdy upinam włosy. Puder zdecydowanie zwiększa objętość, pogrubia i nadaje tekstury, nie  odbierając włosom podatności na układanie. Wydajność, zapach i sam pomysł na aplikację też bardzo na tak!

Fridge by Yde, Avocado Body - marka Fridge by Yde już niejednokrotnie udowodniła, że świeże kosmetyki bez alkoholu, konserwantów i substancji syntetycznych potrafią zdziałać cuda i tak też jest i tym razem! Avocado body to stosunkowy nowy produkt w asortymencie firmy, ale zdecydowanie genialny w działaniu. Oparty na ekstrakcie z bluszczu oraz olejach z awokado i imbiru, za zadanie ma odżywiać, regenerować, wzmacniać i napinać. Zdecydowanie muszę przyznać, że dokładnie to robi. W pewnym momencie mój synek absorbował tyle uwagi, że nie miałam czasu ani siły by sumiennie zadbać o skórę na skutek czego stała się szorstka i przesuszona. Próbowałam ratować się emolientami, ale tak naprawdę dopiero aplikacja tego kremu przyniosła oczekiwane rezultaty. Skóra szybko odzyskała prawidłowy poziom nawilżenia, stała się gładka, miękka, a tym samym elastyczna i bardziej napięta. Chyba nic więcej nie muszę dodawać? Kupujcie bo warto!



Sally Hansen, Color Therapy - kolor i pielęgnacja paznokci w jednym? Z nową linią Sally Hansen to możliwe. Color Therapy to innowacyjne lakiery powstałe w oparciu o technologię mikrocząsteczek. Opatentowana formuła wzbogacona o olejki: arganowy, z jagód Acai i wiesiołka przenika w głębsze warstwy płytki paznokcia dzięki czemu manicure jest nie tylko kolorowy, ale też zdrowy. Świetna konsystencja, wygodna aplikacja, idealnie dopasowany pędzelek i genialna trwałość, z topem do 10 dni, to tylko kilka z kolejnych zalet. Ja jestem na tak. Na zdjęciu kolory, które zdecydowanie w ostatnim czasie najczęściej u mnie na paznokciach gościły, natomiast 380 Ohm My Magenta to abolutnie mój nr.1!



Fridge by Yde, 3.2 Rose Water Tonic - kolejny raz pojawia się u mnie w ulubieńcach, ale to i miłość i uzależnienie.  Oparty na wodzie różanej, super delikatny i pięknie pachnący. Jednocześnie koi, wygładza, tonizuje i wspaniale nawilża. Tak wspaniale, że czasem krem był mi zupełnie zbędny. Wystarczy spryskać tylko twarz i gotowe! Niby to tylko tonik, ale dla mnie juz niezastąpiony! Zachwyca działaniem, odpręża zapachem, a w upalne dni taki prosto z lodówki najprzyjemniej chłodzi.

Yope Soap, Żele pod prysznic Geranium i Kadzidłowiec - towarzyszyły mi przez całe wakacje pod prysznicem i towarzyszą wciąż. Łagodne, skuteczne, o przyjaznych składach i pięknych, delikatnych zapachach. Cóż chcieć więcej? Zdecydowanie uzależniają jak mydła do rąk tej samej marki!

Phenome, Hypoalergenic Mom&Baby Cream - pełen dobroczynnych substancji: ekologicznych wód roślinnych, olei oraz ekstraktów i łagodny w działaniu, szczególnie polecany dla mam i dzieci, ale świetnie sprawdzi się też u wrażliwców czy alergików. Zachwyca konsystencją, właściwościami odżywczymi i delikatnym zapachem. U nas był stosowany głównie przeze mnie, ale zdarzało się, że używałam go do pielęgnacji delikatnej skóry Maurycego.  Szybko przywracał skórze nawilżenie i sprężystość, zapobiegał przed dalszą utratą wody z naskórka i przynosił ukojenie. Co ważne, świetnie się też wchłania nie pozostawiając tłustej warstwy, a zapach jest tu tak ładny i na tyle delikatny, że przypadnie do gustu każdemu. My uwielbiamy i szczerze polecamy!

Resibo, Specjalistyczny Balsam Wyszczuplający - do kosmetyków antycellulitowych podchodzę dość sceptycznie, ale że markę Resibo dobrze znam i cenię postanowiłam dać mu szansę. Zreszta po ciąży takie produkty były bardzo wskazane. I nie zwiodłam się! Opracowany na ekstrakcie z jednokomórkowej algi Tisochrysis lutea, maśle mango, wit. E oraz olejach asybińskim, winogronowym, makadamia, sezamowym, kukurydzianym, słonecznikowym i chia. Charakteryzuje się lekką konsystencją, przyjemnym zapachem i super działaniem. Oczywiście bez diety i ćwiczeń nie spodziewajmy się cudów, ale przy regularnym stosowaniu śmiało można zauważyć napięcie skóry, wzmocnienie i i wygładzenie. Ja stosowałam go głównie na nogi i brzuch i tu efekty są naprawdę zaskakujące!



Phenome, Protective Face Cream SPF30 - trudno o dobry krem do twarzy z filtrem, tym bardziej mineralnym lecz jest jeden taki, który okazał się doskonały. Phenome stworzyło krem, który łączy w sobie działanie ochronne jak i odżywcze. Wody roślinne: migdałowa i aloesowa, filtry mineralne, roślinny kompleks anti-aging, masła shea oraz babassu, ekstrakty: z żurawiny, owoców goji, a także oleje: jojoba, kokosowy, ze słodkich migdałów - miks tych składników sprawia, że kosmetyk jest i bezpieczny i skuteczny. Zastosowane tu filtry mineralne nie wnikają w głąb skóry, tworząc na jej powierzchni warstwę ochronną, która to odbija szkodliwe promieniowanie, zarówno UVA jak i UVB. Pozostałe składniki natomiast odżywiają, nawilżają i dbają o skórę zapobiegając jej starzeniu. Krem jest dość gęsty i trudny w rozsmarowaniu, ale gdy już to zrobimy szybko się wchłania pozostawiając na skórze jedynie delikatny film. Dobrze sprawdza się pod makijażem, zdecydowanie nie wpływa na jego trwałość i nie powoduje przetłuszczania się skóry. Co więcej, rzeczywiście świetnie nawilża zapewniając skórze komfort. Testowałam go głównie w miejskich warunkach, lecz ostatnio miałam możliwość sprawdzić go również i nad morzem gdzie pogoda naprawdę dopisała, całe dnie spacerowaliśmy w słońcu, krem zapewnił mi i nawilżenie i super ochronę. Szczerze polecam! 





Bare Mineralns, Bareskin Complete Coverage Serum Concealer - dobry korektor to myślę, że niezbędnik każde młodej mamy, ale i nie tylko bo niestety, ale większość z nas, kobiet, boryka się z zasinieniami pod oczami. Ten od BareMinerals jest lekki, a zarazem skuteczny. Mocno kryjący i jednocześnie odżywczy. Nawilża skórę pod oczami, kamufluje zasinienia, rozświetla tym samym odświeżając spojrzenie i przywracając mu młodość. Do tego jest super fajny w aplikacji, pięknie stapia się ze skórą i jest mega wydajny. Dla mnie doskonały! 

Annabelle Minerlas, Podkład Matujący - podkład, który jest moim absolutnym hitem od dawna. Zdradzam go czasem z innymi, ale w trudnych sytuacjach, jak teraz gdy na całej twarzy wysyp, wracam do niego potulnie. Po pierwsze fantastycznie maskuje wszystkie niedoskonałości, po drugie pięknie stapia się z cerą, po trzecie dzięki niby sypkiej, ale jednocześnie kremowej konsystencji nie stwarza problemów podczas aplikacji, po czwarte ma genialny skład, który nie obciążą i nie zapycha cery pozwalając jej jednocześnie oddychać. Powodów mojego uwielbienia byłoby więcej, ale pozostawię nutkę niedopowiedzenia. Po prostu trzeba go przetestować!

Caudalie, Vine Activ krem i serum - lekkie konsystencje, ziołowe zapachy i świetnie działanie to to co wyróżnia kosmetyki z serii Vine Active, ale nie tylko bo seria ta to coś więcej. To ochrona przeciw zanieczyszczeniom środowiska i szybkiemu starzeniu się skóry. Vine Active zostało stworzone głównie dla 20-30 latek, które żyją w biegu i nie mają zbyt wiele czasu na pielęgnację. Na serię składa się 4 kosmetyki z czego ja przetestowałam narazie dwa: krem nawilżający do twarzy i przeciwzmarszczkowe serum. Oba lekkie, szybko wchłaniające się i dające poczucie komfortu. Oba produkty stosowałam zawsze w duecie, taki miks nie obciążył mojej mieszanej cery, nie wzmagał przetłuszczania, stosowany na dzień był świetną bazą pod makijaż natomiast aplikowany na noc sprawiał, że budziłam się z promienną, odżywioną i rozświetloną skórą. Nie wiem jak ten duet sprawdziłby się na cerze suchej i wymagającej, ale dla cer normalnych i mieszanych mocno polecam! 

Rimmel, Brow Styling Gel - mogę nie malować rzęs, ale brwi muszą być podkreślone. Brow Styling Gel to produkt nieidealny, ale gdy już nauczycie się z nim pracować stworzycie efekty o jakich marzycie. Podkreśli, ujarzmi, wyrówna i utrzyma się na miejscu do czasu demakijażu. Ja nie polubiłam się z nim od razu. Dość duża szczoteczka i bardzo mokra konsystencja potrafią wyczarować efekt wręcz przerysowany, ale wystarczy kilka aplikacji aby dojść do wprawy. Lubię za kolor, za trwałość i za dobrą cenę też!

Resibo,  Kojący balsam do ust. Perfector 3w1 - zachwycałam się nim już raz, pozachwycam się kolejny ponieważ ten balsam ma naprawdę genialne działanie. Pełen dobroczynnych substancji jak ekstrakt z kiełków żółtej gorczycy, olej abisyński, masło shea , woski z kwiatów mimozy oraz z jojoby i słonecznika, za zadanie ma chronić, regenerować, nawilżać oraz odżywiać skórę ust i dokładnie to robi. U mnie wystarczy zastosowanie raz dziennie, na noc, abym mogła cieszyć się nawilżonymi, gładkimi i wypielęgnowanymi ustami przez cały dzień! Jednak przyznam szczerze, że sięgam po niego częściej ze względu na przyjemny aromat i pyszny smak, który to balsam zawdzięcza stewii. Jeśli borykacie się z przesuszonymi i popękanymi wargami zdecydowanie polecam, szczególnie, że zbliża się jesień, a on tworzy świetny opatrunek, który chroni usta też przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Zresztą sprawdźcie i przekonajcie się same!




Resibo, Multifunkcyjny peeling dla twarzy - kolejny produkt marki Resibo, ale cóż zrobić, uwielbiam ich kosmetyki. Tym razem to peeling, ale nie byle jaki bo, jak już sama nazwa wskazuje, wielofunkcyjny. W zależności od typu skóry i potrzeb można go stosować jako peeling mechaniczny lub enzymatyczny. Gęsty, pełen ścierających drobinek, skuteczny, a jednocześnie delikatny dla skóry. Dzięki trójpeptydowi PerfectionPeptide P3 przyspiesza odnowę naskórka, owoc papai degraduje komórki wierzchnie warstw skóry tym samym poprawiając jej koloryt i jednocześnie nawilżając, koloidalna mąka z owsa działa przeciwutleniająco i łagodzi, natomiast biała glinka oczyszcza, wygładza i absorbuje nadmiar sebum. Powiem Wam, że ja działaniem peelingu jestem zachwycona! Cera po jego zastosowaniu jest wyraźnie oczyszczona, wygładzona, delikatnie napięta i odmłodzona, sam peeling w ogóle nie podrażnia, a wręcz nawilża. Do tego bosko pachnie. Resibo - naprawdę mistrzowska robota! Warto tu podkreślić, że kosmetyk jest w 98% naturalny i całkowicie wegański.

Diptyque, Eau Geranium Odorata - tak pachnie lato! Lekko, kwiatowo, a jednocześnie drzewnie, trochę pikantnie, a przy tym zwiewnie. Dwie odmiany geranium: afrykańskiego z Egiptu oraz burbońskiego z Wyspy Reunion przeplatają się tu z bergamotą, zielonym kardamonem, cedrem, tonkowcem wonnym i pieprzem różowym tworząc naprawdę przyjemną, zrównoważoną kompozycję., która zachwyca i idealnie współgra z letnią aurą. Płakać chce się jedynie nad trwałością, ale i tak używam ich z radością! 

Alba 1913, Galeniczny regenerujący krem do stóp - chcecie poznać najlepszy krem do stóp? Oto on! Gęsty, treściwy i przede wszystkim mocno odżywczy. Zastosowane tu masło kakaowe, olejek oregano, olej kokosowy oraz tlenek cynku dają niemalże natychmiastowe efekty. Krem zmiękcza, zmniejsza podrażnienia, a także przynosi ulgę bez nadmiernego efektu chłodzeniu. Mając małe dziecko dość dużo czasu spędzam na nogach, spacery, noszenie itd. po całym dniu są one zmęczone, często spuchnięte i obolałe. Krem rzeczywiście łagodzi obciążenia, przynosi ulgę zmęczonym stopom, a dzięki treściwej, nieco tłustej konsystencji pozwala wykonać krótki masaż, który dodatkowo wpływa na ich komfort. Prz regularnym stosowaniu szybko można zauważyć efekty, kosmetyk wyraźnie zwiększa elastyczność skóry czyniąc ją tym samym gładszą, regeneruje i zapobiega nadmiernemu rogowaceniu co przekłada się na wygląd, a jak wiadomo zadbane stopy to piękne stopy. Co więcej, ziołowy zapach zdecydowanie uprzyjemnia stosowanie, a duża wydajność sprawia, że krem posłuży nam naprawdę długi czas!

John Masters Organics, Krem do rąk Świerk&Limonka - jeśli czytacie mnie od dawna na pewno wicie, że krem do rąk to dla mnie must have. Przetestowałam ich już naprawdę wiele lecz niewiele mnie zachwyciło bo i wymagania mam naprawdę spore. Taki krem musi przede wszystkim doskonale pielęgnować, nawilżać, odżywiać, regenerować, wygładzać, dobrze też gdy szybko się wchłania, a jeszcze lepiej gdy dodatkowo pięknie pachnie i ten taki właśnie jest. Lekki, dobrze wchłaniający się, a jednocześnie bardzo odżywczy. Nawilża, uelastycznia i wygładza. No i zapach, świeży, leśny, idealny! Tak samo jak skład!

Sporo się tego przez te 3 miesiące uzbierało. Myślałam żeby coś skrócić, pominąć, ale nie mogłam tego zrobić. Wszystkie wymienione kosmetyki szczerze polecam. Ja używałam ich z przyjemnością, z większości wciąż korzystam, a jeśli już coś mi się skończyło to na pewno ponowie zakup. 

Dajcie znać na co się skusicie po mojej rekomendacji? A jeśli już coś znacie to napiszcie czy macie takie same czy inne odczucia? Czekam na Wasze komentarze :)


27.11.16

Ulubieńcy ostatnich tygodni

Nie było ulubieńców września, ulubieńców października też nie pokazałam, a że to już zaraz koniec listopada postanowiłam zaprezentować Wam, jak już się domyślacie, ulubieńców ostatnich kilku tygodni. Są to kosmetyki regularnie przeze mnie stosowane, dobrze już przetestowane i takie, które polecam niemalże każdemu.







NCLA, Lakier i Top Coat - lakiery bez toksyn wiodą u mnie prym, a ten duet od NCLA jest naprawdę świetny. Idealna konsystencja, szerokie wygodne pędzelki,  doskonały skład to tylko kilka z zalet tych produktów. Do wyboru jest mnóstwo kolorów, ale mnie obecnie uwiódł ten kryjący się pod nazwą Rodeo Drive Royalty. Ciemna, żurawinowa czerwień, idealna na okres jesienno - zimowy, pasująca do wszystkiego i wszędzie. Nie tylko zdobi paznokcie, ale też pięknie komponuje się z grubymi swetrami i wełnianym płaszczem, a pokryta topem Gelous? zapewnia trwały, błyszczący manicure przez kilka dni! Ja już poluję na kolejne butelki, a Was zachęcam do zapoznania się z ofertą marki.

Diptyque, Tam Dao - nie umiem opisywać zapachów i nie będę udawała, że tak jest, ale te perfumy musiałam tu pokazać ponieważ odkąd je tylko dostałam oczarowały mnie totalnie. Tam Dao to zapach zbudowany wokół drzewa sandałowego. W pierwszej chwili mocny, odurzający, łagodniejący z minuty na minutę aby połączyć się ze skórą i stworzyć z nią jedność. Miękki, mleczny, niepowtarzalny, nieco słodki i orientalny. Idealny na te chłodne, szare dni. Rozgrzewa i otula jak ulubiony, ciepły sweter. Nie jest zbyt trwały, trwa na skórze od 4 do 6 godzin po czym się ulatnia, za to na ubraniach trzyma się znacznie dłużej. Uwielbiam, a wręcz jestem od niego uzależniona!




Fig&Yarrow, Facial Scrub - mechaniczny scrub, który jednocześnie złuszcza i fantastycznie odżywia. Przy pierwszym spotkaniu trochę mnie zaskoczył, przede wszystkim konsystencją, nieco tłustą, zwartą, ale już chwilę po aplikacji byłam totalnie oczarowana. Za środek ścierny robią tu płatki owsiane i odwalają naprawdę kawał dobrej roboty. Złuszczają, oczyszczają i świetnie wygładzają nie podrażniając przy tym skóry, natomiast olejki zawarte w peelingu wpływają na cerę nawilżająco. Po 2-3 minutowym masażu jest ona gładka, promienna, delikatnie zaróżowiona, oczyszczona i jędrna. Ja po takim zabiegu nie nakładam na skórę już absolutnie nic ponieważ nie ma takiej potrzeby. No mega!

Naturativ, Otulający Żel pod Prysznic - nie ma lepszego żelu na okres jesienno-zimowy. Gęsty, w 100% naturalny, niezwykle łagodny i pachnący tak pięknie, że można się uzależnić. Karmelowo-waniliowy zapach z nutą cytryny otula, rozgrzewa, wprowadza w pozytywny nastrój i zdecydowanie uprzyjemnia te zimne wieczory. Sam żel natomiast delikatnie acz skutecznie oczyszcza pozostawiając skórę miękką i pachnącą. Uwielbiam!




Iossi, Mgiełka/Tonik Róża Damasceńska (brak na zdjęciu) - tonik to dla mnie must-have w pielęgnacji cery, a ten sprawdza się więcej niż świetnie. Tonizuje, wyrównuje ph skóry, łagodzi podrażnienia i odświeża pozostawiając cerę promienną, delikatnie nawilżoną i gotową na nałożenie kolejnych preparatów pielęgnacyjnych. Ponadto pięknie pachnie! różami oczywiście, a atomizer działa sprawnie i bez zarzutu rozpylając na skórę delikatną mgiełkę. 100% natury i zadowolenia :)

Ministerstwo Dobrego Mydła, Peeling Śliwkowy - moim zdecydowanym faworytem są peelingi kawowe, ale ten cukrowy od MDM też ma moc! Drobinki cukru w kilka chwil pomagają pozbyć się martwego naskórka, zawarte olejki odżywiają skórę, a słodki śliwkowy zapach relaksuje i uwaga, zdecydowanie wzmaga apetyt! W efekcie, po użyciu peelingu, skóra jest super gładka, jędrna i nawilżona tak dobrze, że po osuszeniu jej ręcznikiem możemy od razu wskoczyć w ulubioną piżamę! Bardzo polecam <3



Iossi, Krem Nawilżający Naffi - kolejny kosmetyk naszej rodzimej marki, który pozytywnie mnie zaskoczył. Niesamowicie delikatny w konsystencji, po brzegi wypakowany substancjami odżywczymi jak oleje z awokado, pachniotki, rokitnika oraz wit. C i E, a przy tym super szybko wchłaniający się i nie wzmagający przetłuszczania skóry. Nie tylko nawilża, odżywia i regeneruje, ale też wzmacnia ścianki naczyń krwionośnych wyrównując tym samym koloryt skóry dzięki czemu wygląda pięknie i zdrowo! Zapach też  jest na plus, tak samo jak wydajność. A komu go polecam? Szczególnie osobom z cerą wrażliwą, mieszaną, tłustą i naczynkową. Dla mnie póki co nr. 1!

Bikor, Ziemia Egipska - kultowy kosmetyk marki, po który osobiście sięgam codziennie i nie wyobrażam sobie bez niego żadnego makijażu.  Po pierwsze idealnie się aplikuje, po drugie trwa na skórze cały dzień, a po trzecie dodaje twarzy wyrazu. Natychmiast po nałożeniu ożywia, modeluje, rozpromienia, ukrywa szary koloryt i zmęczenie, a teraz w te ponure dni przywołuje też słońce. Co więcej, wydajność jet tu ogromna, kolor mimo iż ciemny w opakowaniu naprawdę nie robi krzywdy, a świetny skład z zawartością olei, witamin oraz kwasu hialuronowego dodatkowo korzystnie wpływa na cerę. Gorąco polecam!



Oway, Szampon Przeciw Wypadającym Włosom - organiczny szampon włoskiej profesjonalniej marki, który jest jednocześnie łagodny, a przy tym super skuteczny co dla mnie, posiadaczki wrażliwej skóry głowy i szybko przetłuszczających się włosów jest bardzo ważne. W składzie znajdziemy m.in. biodynamiczną miętę, organiczny kasztanowiec, drzewo tekowe oraz machoń. Mieszanka tych składników działa na włosy wzmacniająco, witalizująco, odbija je od nasady, dodaje blasku i objętości, natomiast skórę głowy nawilża i koi. Co więcej, mimo naturalnego składu genialnie się pieni i naprawdę doskonale oczyszcza co docenią szczególnie osoby stosujące środki do stylizacji. Mnie kupił już niemalże po pierwszym użyciu. Pomógł mi pozbyć się łupieżu, złagodził podrażnienia, a stosowany regularnie wzmocnił moje mocno wypadające włosy. Co tu dużo pisać, genialny i już!

Resibo, Serum Naturalnie Wygładzające - kosmetyk, który podbił już serca wielu kobiet i mężczyzn też, a także i moje. Mowa tu o serum, które dzięki doskonale dobranym składnikom działa jak za dotknięciem magicznej różdżki. Nawilża, odżywia, regeneruje, wygładza, rozjaśnia przebarwienia, wyrównuje koloryt oraz rozpromienia i to nie żart! Ważna jest tylko regularność, a szybko można odnotować zaskakujące efekty. U mnie ląduje na skórze szyi oraz twarzy 2 razy dziennie, rano oraz wieczorem. Mimo oleistej konsystencji zaskakująco szybko się wchłania, nie przetłuszcza cery i bajecznie sprawdza się pod makijaż dodając skórze blasku, zdrowego blasku! Zdecydowanie HIT, który musicie wypróbować ;)



Phenome, Olejek Mommy To Be - w ostatnim czasie częściej niż zwykle nawilżam skórę całego ciała i stosuję do tego celu kilka kosmetyków na zmianę, ale olejek Phenome jest moim zdecydowanym ulubieńcem. Lekki, ale doskonale nawilżający, szybko wchłaniający się, o delikatnym zapachu i genialnym, naturalnym składzie. Cóż chcieć więcej? Ja aplikuję go od razu po kąpieli, osuszam ciało delikatnie ręcznikiem i ciesze się super nawilżoną skórą przez cały dzień. Jak możecie się domyślić olejek przeznaczony jest dla kobiet w ciąży, ale myślę, że sprawdzi się u każdej kobiety, która potrzebuje dogłębnego nawilżenia i ujędrnienia skóry.

Który z kosmetyków już znacie, a który macie ochotę przetestować? Dajcie znać :)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl