Moje usta są często suche i spierzchnięte, z tego też względu przez moje ręce przewinęło się wiele pielęgnacyjnych mazideł. Większość z nich okazała się kiepska, ale trafiłam też na takie, które okazały się świetne i godne polecenia. Dzisiaj napiszę Wam o kosmetyku, który należy do tej drugiej grupy, i z którym bardzo się polubiłam. A mowa tutaj o Lip Butter firmy Korres w wersji Wild Rose. Jest to masełko, które intensywnie pielęgnuje usta, a także delikatnie je barwi.
Masełko ma treściwą maślaną konsystencję, którą bez problemu nabrać możemy na palec (tak wiem, mało to higieniczne, ale od czego mamy żele antybakteryjne;)). Już niewielka ilość produktu wystarcza do pokrycia całych ust przez co jest też bardzo wydajne. Kosmetyk po nałożeniu nie lepi się, nie ma też żadnego smaku, a jego zapach, w tym przypadku różany, wyczuwalny jest tylko w opakowaniu. Kolor masełka może wydawać się ciemny jednak po aplikacji na usta staje się subtelniejszy. Intensywność koloru możemy stopniować dodając kolejne warstwy, tym sposobem uzyskać możemy bardzo delikatny i naturalny kolor ust bądź też nadać im troszkę mocniejszego koloru.
Masełko zaaplikowane na usta tworzy warstwę ochronną i utrzymuje się naprawdę długo nawet gdy pijemy, jedzenia niestety nie przetrwa. Świetnie odżywia, zmiękcza i nawilża. Efekt wyczuwalny jest jeszcze długo po zniknięciu produktu. Gdy usta są spierzchnięte i popękane rewelacyjnie koi i regeneruje. W składzie kosmetyku nie znajdziemy zbędnych substancji takich jak: olej mineralny, silikony, glikol propylenowy i etanoloamina. Znaleźć natomiast możemy masło Shea, które nawilża i chroni usta oraz wosk ryżowy. Masełko po otwarciu ważne jest przez 24 miesiące czyli całkiem długo. W słoiczku znajduje się 6g produktu, za które musimy zapłacić 55 zł, ale biorąc pod uwagę świetną wydajność i działanie, myślę, że to niedużo.
Na koniec bonus, na którym zobaczyć możecie jak masełko prezentuje się na ustach nałożone grubszą warstwą ;)
Znacie ten produkt? Lubicie? Jakie są wasze ulubione produkty pielęgnacyjne do ust? :)
6.5.14
4.5.14
Clarins - Multi Blush / 02 Candy
Kiedyś obawiałam się kremowych róży, jednak po udanej przygodzie z Le Blush Creme de Chanel od Chanel ;), który stał się moim ulubieńcem i, o którym pisałam już tutaj >klik< i tutaj >klik<, coraz częściej sięgam po kosmetyki o takiej formule. Niedawno moje zbiory kosmetyczne zasilił Multi - Blush od Clarins i dzisiaj kilka słów o nim.
Multi - Blush to wyjątkowy i wielofunkcyjny róż w kremie. Jego zadaniem jest sprawić aby policzki wyglądały naturalnie i promiennie. Formuła różu wzbogacona jest o woski kwiatowe, dzięki czemu kosmetyk dba o skórę i zapobiega jej odwodnieniu. Dostępny jest w 4 odcieniach, ja posiadam kolor Candy z numerkiem 02. Jest to piękny odcień różu (ciężko było mi uchwycić go na zdjęciach i w zależności od ustawień monitora kolor może się różnić), taki faktycznie troszkę cukierkowy, który cudownie ożywia twarz. Konsystencja Multi - Blush jest kremowo - pudrowa, niemalże satynowa. Pigmentacja różu jest dobra, a intensywność koloru możemy stopniować dodając kolejne warstwy. Dla delikatnego efektu producent zaleca nakładać róż palcami, a dla mocniejszego pędzlem. Ja osobiście preferuję nakładanie tego różu pędzlem. U mnie świetnie sprawdza się Hakuro H13, który wykonany jest z naturalnego włosia. Próbowałam nakładać ten róż także palcami jednak nie wychodziło mi to najlepiej.
Kosmetyk naniesiony na kości policzkowe i roztarty, pięknie wtapia się w skórę, nie tworzy plam ani prześwitów. Daje natomiast bardzo naturalny efekt. Róż zawiera mnóstwo małych drobinek rozświetlających, które są widoczne dopiero po bliższym przyjrzeniu się. Jednak bez obaw, są one bardzo dyskretne i nie tworzą efektu bombki, dają natomiast piękne rozświetlenie. Trwałość różu jest rewelacyjna, trwa on na policzkach od rana aż do wieczornego makijażu, a twarz przez cały dzień wygląda promiennie i świeżo. Multi -Blush może być stosowany także na usta. Wypróbowałam i nie polecam. Po aplikacji róż staje się bardzo suchy, daje matowe wykończenie i zmienia się w blady, niezbyt ładny kolor. Natomiast dużo lepiej sprawdza się na powiekach i sprawdzi się idealnie w delikatnym, wiosenno - letnim makijażu :)
Na koniec mały bonus. Na policzkach róż w kolorze Candy, który mam nadzieję choć trochę widać ;), a na ustach Natural Lip Perfector w kolorze Candy Shimmer.
I jak Wam się podoba ten róż? Lubicie kosmetyki o kremowej formule czy nie możecie się do nich przekonać?
Multi - Blush to wyjątkowy i wielofunkcyjny róż w kremie. Jego zadaniem jest sprawić aby policzki wyglądały naturalnie i promiennie. Formuła różu wzbogacona jest o woski kwiatowe, dzięki czemu kosmetyk dba o skórę i zapobiega jej odwodnieniu. Dostępny jest w 4 odcieniach, ja posiadam kolor Candy z numerkiem 02. Jest to piękny odcień różu (ciężko było mi uchwycić go na zdjęciach i w zależności od ustawień monitora kolor może się różnić), taki faktycznie troszkę cukierkowy, który cudownie ożywia twarz. Konsystencja Multi - Blush jest kremowo - pudrowa, niemalże satynowa. Pigmentacja różu jest dobra, a intensywność koloru możemy stopniować dodając kolejne warstwy. Dla delikatnego efektu producent zaleca nakładać róż palcami, a dla mocniejszego pędzlem. Ja osobiście preferuję nakładanie tego różu pędzlem. U mnie świetnie sprawdza się Hakuro H13, który wykonany jest z naturalnego włosia. Próbowałam nakładać ten róż także palcami jednak nie wychodziło mi to najlepiej.
Kosmetyk naniesiony na kości policzkowe i roztarty, pięknie wtapia się w skórę, nie tworzy plam ani prześwitów. Daje natomiast bardzo naturalny efekt. Róż zawiera mnóstwo małych drobinek rozświetlających, które są widoczne dopiero po bliższym przyjrzeniu się. Jednak bez obaw, są one bardzo dyskretne i nie tworzą efektu bombki, dają natomiast piękne rozświetlenie. Trwałość różu jest rewelacyjna, trwa on na policzkach od rana aż do wieczornego makijażu, a twarz przez cały dzień wygląda promiennie i świeżo. Multi -Blush może być stosowany także na usta. Wypróbowałam i nie polecam. Po aplikacji róż staje się bardzo suchy, daje matowe wykończenie i zmienia się w blady, niezbyt ładny kolor. Natomiast dużo lepiej sprawdza się na powiekach i sprawdzi się idealnie w delikatnym, wiosenno - letnim makijażu :)
Na koniec mały bonus. Na policzkach róż w kolorze Candy, który mam nadzieję choć trochę widać ;), a na ustach Natural Lip Perfector w kolorze Candy Shimmer.
I jak Wam się podoba ten róż? Lubicie kosmetyki o kremowej formule czy nie możecie się do nich przekonać?
Labels:
beauty,
Clarins,
Cream Blush,
kremowy róż,
Multi Blush,
recenzja,
róż,
róż w kremie
2.5.14
Denko - kwiecień 2014
W kwietniu liczyłam na więcej zużyć ponieważ dużo używanych przeze mnie kosmetyków dobija już dna. Wychodzi jednak na to, że skończą się dopiero w tym miesiącu. Kwietniowe denko jest więc skromne, ale najważniejsze, że do przodu :)
REN, Maroccan Rose Otto / Balsam do Ciała i Żel pod Prysznic - duet idealny o pięknym zapachu. Żel delikatnie myje, dobrze się pieni, nie podrażnia oraz nie wysusza, a wręcz pozostawia skórę nawilżoną. Balsam ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania nie pozostawiając tłustej czy lepkiej warstwy na skórze. Świetnie nawilża, delikatnie ujędrnia i wygładza skórę. Więcej o tych kosmetykach pisałam tutaj >klik<. Jeśli trafię na dobrą promocję to kupię ponownie.
Seboradin Niger, Ampułki - produkt ten ma za zadanie przede wszystkim zmniejszyć wypadanie włosów, wzmocnić cebulki (oczywiście włosów ;)) oraz zahamować rozwój mikroorganizmów w mieszkach włosowych. Trudno jest mi stwierdzić czy te ampułki tak faktycznie działają ponieważ stosuję całą kurację Niger jednocześnie. Mogę jednak napisać, że moje włosy są ostatnio w dużo lepszym stanie, a wypadanie zostało ograniczone. Myślę, że te ampułki również się trochę do tego przyczyniły. Ogólnie są wygodne w stosowaniu. Buteleczki nie trzeba rozłamywać ponieważ jest odkręcana. Jedna ampułka spokojnie wystarcza na pokrycie całej głowy i co najważniejsze nie powoduje przetłuszczania. Jeśli zajdzie potrzeba kupię je ponownie.
Pat&Rub, Tonik Hipoalergiczny - zdecydowanie mój ulubiony tonik, którego nie może zabraknąć na mojej łazienkowej półce. Wspominałam już o nim tutaj>klik<. Tonik przede wszystkim rewelacyjnie koi i łagodzi podrażnienia. Zawsze mnie ratuje gdy przesadzę z maseczkami oczyszczającymi. Skóra w kilka chwil jest uspokojona. Produkt także świetnie nawilża, po jego zastosowaniu nie czuję potrzeby nałożenia kremu. W dodatku ma delikatny, przyjemny zapach oraz wygodne opakowanie. Kolejna butelka jest już w użyciu.
Ole Henriksen, Grease Relief Tonic - bardzo fajny tonik z zawartością kwasu mlekowego. Świetnie oczyszcza i delikatnie złuszcza. Przy regularnym stosowaniu zmniejsza widoczność porów oraz delikatnie wygładza i rozjaśnia skórę. Pomimo zawartości kwasu nie podrażnia oraz nie przesusza. Jedynym minusem tego produktu jest pozostawienie troszkę lepkiej warstwy na twarzy. Kilka słów więcej na jego temat znajdziecie tutaj >klik<. Możliwe, że kupię ponownie.
Palette, Salon Colors / 4.0 - rewelacyjna farba i zdecydowanie moja ulubiona. Jest łatwa w stosowaniu, nie podrażnia mojej wrażliwej skóry głowy oraz nie nasila wypadania włosów. A co najważniejsze świetnie pokrywa odrosty, nadaje włosom piękny, głęboki odcień pełen blasku oraz nie wypłukuje się zbyt szybko. Muszę zaznaczyć, że kolor wychodzi ciemniejszy niż na opakowaniu, ale mi to akurat odpowiada. Na pewno kupię ponownie.
Rexona, Maximum Protection Everyday Fresh - bardzo fajny antyperspirant, który działa trochę na zasadzie blokera. Skutecznie chroni przed wydzielaniem potu, a przy tym nie podrażnia oraz nie wysusza skóry pod pachami. Bez obaw stosować go możemy także po depilacji. Poza tym ma delikatny zapach, który jest słabo wyczuwalny i nie gryzie się z perfumami, a także jest bardzo wydajny i wygodny w aplikacji. Wspominałam już kiedyś o nim tutaj >kilk<. Jeszcze kiedyś go kupię.
Joanna, Peeling Myjący z Kawą - tani i bardzo fajny peeling. Pisałam o nim tutaj >klik<. Delikatnie, ale skutecznie złuszcza martwy naskórek pozostawiając skórę wygładzoną. Nie przesusza oraz nie podrażnia. Może być stosowany nawet codziennie jako peeling antycellulitowy. Jak na małą pojemność jest bardzo wydajny Mam już kolejne opakowanie w użyciu.
Annabelle Minerals, Podkład Matujący - ostatnio mój ulubiony podkład, po który sięgam prawie codziennie (kolejne opakowanie już w użyciu). Idealnie kryje, już nawet przy jednej warstwie, świetnie matuje na kilka godzin, jest trwały oraz nie podkreśla rozszerzonych porów. Plusem jest także to, że jest to produkt w 100% mineralny. Nie powoduje powstawania zaskórników oraz nie zapycha. Muszę także wspomnieć, że jest niesamowicie wydajny. Pisałam już o nim w tym poście >klik<. Jak już wspomniałam kolejne opakowanie jest już w użyciu (tym razem większe) i jak się skończy kupię kolejne z przyjemnością.
Phenome Green Tea, Żel pod Prysznic - całkiem fajny żel. Ma gęstą konsystencję, która nie ucieka między palcami, dobrze się pieni i ładnie pachnie, ale bardzo delikatnie. Przyznam szczerze, że podziewałam się mocniejszego zapachu. Delikatnie, ale skutecznie myje. Po jego zastosowaniu skóra jest nawilżona i gładka. Mała buteleczka o pojemności 50 ml wystarczyła mi na kilka użyć, a więc jest całkiem wydajny. Możliwe, że kupię ponownie w większej pojemności.
REN, Maroccan Rose Otto / Balsam do Ciała i Żel pod Prysznic - duet idealny o pięknym zapachu. Żel delikatnie myje, dobrze się pieni, nie podrażnia oraz nie wysusza, a wręcz pozostawia skórę nawilżoną. Balsam ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania nie pozostawiając tłustej czy lepkiej warstwy na skórze. Świetnie nawilża, delikatnie ujędrnia i wygładza skórę. Więcej o tych kosmetykach pisałam tutaj >klik<. Jeśli trafię na dobrą promocję to kupię ponownie.
Seboradin Niger, Ampułki - produkt ten ma za zadanie przede wszystkim zmniejszyć wypadanie włosów, wzmocnić cebulki (oczywiście włosów ;)) oraz zahamować rozwój mikroorganizmów w mieszkach włosowych. Trudno jest mi stwierdzić czy te ampułki tak faktycznie działają ponieważ stosuję całą kurację Niger jednocześnie. Mogę jednak napisać, że moje włosy są ostatnio w dużo lepszym stanie, a wypadanie zostało ograniczone. Myślę, że te ampułki również się trochę do tego przyczyniły. Ogólnie są wygodne w stosowaniu. Buteleczki nie trzeba rozłamywać ponieważ jest odkręcana. Jedna ampułka spokojnie wystarcza na pokrycie całej głowy i co najważniejsze nie powoduje przetłuszczania. Jeśli zajdzie potrzeba kupię je ponownie.
Pat&Rub, Tonik Hipoalergiczny - zdecydowanie mój ulubiony tonik, którego nie może zabraknąć na mojej łazienkowej półce. Wspominałam już o nim tutaj
Ole Henriksen, Grease Relief Tonic - bardzo fajny tonik z zawartością kwasu mlekowego. Świetnie oczyszcza i delikatnie złuszcza. Przy regularnym stosowaniu zmniejsza widoczność porów oraz delikatnie wygładza i rozjaśnia skórę. Pomimo zawartości kwasu nie podrażnia oraz nie przesusza. Jedynym minusem tego produktu jest pozostawienie troszkę lepkiej warstwy na twarzy. Kilka słów więcej na jego temat znajdziecie tutaj >klik<. Możliwe, że kupię ponownie.
Palette, Salon Colors / 4.0 - rewelacyjna farba i zdecydowanie moja ulubiona. Jest łatwa w stosowaniu, nie podrażnia mojej wrażliwej skóry głowy oraz nie nasila wypadania włosów. A co najważniejsze świetnie pokrywa odrosty, nadaje włosom piękny, głęboki odcień pełen blasku oraz nie wypłukuje się zbyt szybko. Muszę zaznaczyć, że kolor wychodzi ciemniejszy niż na opakowaniu, ale mi to akurat odpowiada. Na pewno kupię ponownie.
Rexona, Maximum Protection Everyday Fresh - bardzo fajny antyperspirant, który działa trochę na zasadzie blokera. Skutecznie chroni przed wydzielaniem potu, a przy tym nie podrażnia oraz nie wysusza skóry pod pachami. Bez obaw stosować go możemy także po depilacji. Poza tym ma delikatny zapach, który jest słabo wyczuwalny i nie gryzie się z perfumami, a także jest bardzo wydajny i wygodny w aplikacji. Wspominałam już kiedyś o nim tutaj >kilk<. Jeszcze kiedyś go kupię.
Joanna, Peeling Myjący z Kawą - tani i bardzo fajny peeling. Pisałam o nim tutaj >klik<. Delikatnie, ale skutecznie złuszcza martwy naskórek pozostawiając skórę wygładzoną. Nie przesusza oraz nie podrażnia. Może być stosowany nawet codziennie jako peeling antycellulitowy. Jak na małą pojemność jest bardzo wydajny Mam już kolejne opakowanie w użyciu.
Annabelle Minerals, Podkład Matujący - ostatnio mój ulubiony podkład, po który sięgam prawie codziennie (kolejne opakowanie już w użyciu). Idealnie kryje, już nawet przy jednej warstwie, świetnie matuje na kilka godzin, jest trwały oraz nie podkreśla rozszerzonych porów. Plusem jest także to, że jest to produkt w 100% mineralny. Nie powoduje powstawania zaskórników oraz nie zapycha. Muszę także wspomnieć, że jest niesamowicie wydajny. Pisałam już o nim w tym poście >klik<. Jak już wspomniałam kolejne opakowanie jest już w użyciu (tym razem większe) i jak się skończy kupię kolejne z przyjemnością.
Phenome Green Tea, Żel pod Prysznic - całkiem fajny żel. Ma gęstą konsystencję, która nie ucieka między palcami, dobrze się pieni i ładnie pachnie, ale bardzo delikatnie. Przyznam szczerze, że podziewałam się mocniejszego zapachu. Delikatnie, ale skutecznie myje. Po jego zastosowaniu skóra jest nawilżona i gładka. Mała buteleczka o pojemności 50 ml wystarczyła mi na kilka użyć, a więc jest całkiem wydajny. Możliwe, że kupię ponownie w większej pojemności.
Subskrybuj:
Posty (Atom)