Hej,
dawno mnie tutaj nie było. W sumie to tylko kilka dni, ale mam wrażenie, że minęły wieki. W każdym bądź razie postanowiłam wrócić i dzisiaj zapraszam Was na krótki przegląd instagramowych fotek, a w następnym poście zaprezentuje swoich ulubieńców października ;)
1. Relaks 2. Dinner time 3. Nowości kosmetyczne 4. Absolutnie uwielbiam <3
5. Kolacja 6. New in 7. Rozgrzewam się 8. Jesiennie
9. Nowe 10. Kolejne nowości 11. Wieczorna pielęgnacja 12. Taka nagroda od Kasi (Obsession)
13. Bałagan 14. Tea time 15. Słonecznie 16. Czerwień zawsze spoko
17. Ulubiony duet 18. Pod kocem najlepiej 19. Takie cuda na niebie 20. Nowa lektura
21. Domowe Spa 22. W łóżku... 23. Ziiimno 24. Najlepsze!
Więcej zdjęć znajdziecie na moim Instagramie >klik<, zapraszam :)
31.10.14
19.10.14
Moje peelingi (nie tylko do twarzy) - Rituals, Yoskine, Pat&Rub, Organique, Phenome
Kiedyś >klik< pisałam o swoich maseczkach, co prawda od tamtego czasu co nie co się pozmieniało i w sumie powinnam zaktualizować ten post, ale ostatnio nie mam ich za wiele poza tym w najbliższym czasie planuję zakup przynajmniej jeszcze dwóch sztuk dlatego obecnie wstrzymuje się z aktualizacją. Jednak dzisiaj post o peelingach, a więc tego się trzymajmy ;) Co prawda tutaj również niedługo troszkę się pozmienia ponieważ kilka sztuk z tej gromadki dobija dna, ale są to produkty warte uwagi dlatego też postanowiłam o nich napisać. Jak same widzicie nie mam tego za dużo, ale taka ilość w zupełności mi wystarcza. Ok, zaczynamy prezentacje :)
RITUALS..., Himalaya Scrub - co tu dużo mówić, rewelacyjny peeling solny o przepięknym zapachu i genialnym działaniu. Jednak to jeszcze nie wszystkie plusy. Plusem jest tutaj też wydajność, która jest przeogromna. Tzn. u każdego na pewno będzie różna, ale naprawdę niewielka ilość peelingu wystarcza żeby dokładnie "złuszczyć" nogi, brzuch, plecy oraz ręce. Do dekoltu go nie polecam ponieważ jest bardzo mocny, a jednak w tym miejscu skóra jest cienka i delikatna. Na pozostałych częściach ciała sprawdza się wyśmienicie. Rewelacyjnie złuszcza martwy naskórek pozostawiając skórę gładką, miękka, jakby jędrniejszą oraz nawilżoną i pachnącą. Dla mnie rewelacja. Więcej na jego temat przeczytacie tutaj >klik<.
Organique/Basic Cleaner, Peeling Enzymatyczny z Ziołami - gdy moja cera jest podrażniona czy też przesuszona lubię zrobić przerwę od peelingu mechanicznego i wtedy właśnie sięgam po peeling enzymatyczny. Obecnie towarzyszy mi ten od Organique i muszę przyznać, że bardzo się polubiliśmy. Jest łagodny (choć, wiem, że niektórym wyrządził krzywdę więc warto dorwać gdzieś próbkę jeżeli jest taka możliwość), ale skuteczny. Pozostawiony na 10-15 minut (producent zaleca pozostawić na 5 minut, a następnie przez 5 minut masować skórę, ale ja tak nie robię) sprawia, że po zmyciu ukazuje się nam jaśniejsza i piękniejsza skóra. Pory są oczyszczone, obkurczone, a sama skóra jest oczyszczona, matowa i gładka, a po suchych skórkach nie ma śladu. Kosmetyk ma przyjemny, delikatny zapach, a także ciekawy skład, w którym znajdziemy takie składniki aktywne jak: papaina, bromelaina, kaolin, prawoślaz, krwawnik, kwas cytrynowy, glikolowy, mlekowy. Moim zdaniem to świetny peeling i warto się nim zainteresować ;)
Yoskine, Mikrodermabrazja/Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy - mój zdecydowany faworyt jeżeli chodzi o peelingi mechaniczne. Moja cera, mieszana, z rozszerzonymi porami oraz zaskórnikami kocha ten peeling, a ja kocham efekt jaki otrzymuje po jego zastosowaniu. Peeling skutecznie złuszcza martwy naskórek, a także dobrze oczyszcza pory i zdecydowanie je obkurcza. Po zaledwie dwóch minutach oczyszczania skóra jest niesamowicie wygładzona, rozjaśniona, a także zmatowiona i gotowa na przyjęcie składników aktywnych zawartych w kremie bądź maseczce. Nie jest to jednak kosmetyk dla każdego ponieważ jest bardzo mocny. Mojej wrażliwej cery nie podrażnia, ale po jego zastosowaniu jest ona delikatnie zaczerwieniona, na szczęście tylko przez chwilę. Pełna recenzja >klik<.
Phenome/Green Tea, Fresh Mint Heel Pumice - zadbane stopy w kilka minut? Z tym peelingiem/pumeksem to możliwe! Oczywiście jeśli lubicie seanse z moczeniem stóp w wodzie z solą itd. potrwa to troszkę dłużej niż kilka minut ;) Ja najczęściej używam tego peelingu/pumeksu pod prysznicem. Oczywiście zawsze pod koniec kąpieli gdy skóra jest zmiękczona. Masuję, przez ok. minutę, może dwie, najpierw jedną stopę, następnie drugą i już po chwili mogę cieszyć się gładką i miękką skórą. Po takim zabiegu martwy, zrogowaciały naskórek jest dokładnie usunięty, a stopy są odprężone. Teraz pozostaje tylko pomalować paznokcie, nałożyć treściwy krem i pedicure zrobiony. Więcej o tym kosmetyku możecie przeczytać tutaj >klik<. Moja tubka już dobija dna, ale kiedyś na pewno skuszę się na następną ;)
Pat&Rub/Home Spa, Kremowy Peeling do Dłoni - niby do dłoni można użyć tego samego peelingu co do ciała, ale dla mnie to nie to samo. Skóra na dłoniach, a na ciele jest troszkę inna i ma też inne wymagania, a peeling Pat&Rub doskonale się w nie wpisuje. zawarte w kosmetyku drobinki z bamusa oraz pestek moreli, są malutkie, nie rozpuszczają się pod wpływem wody i delikatnie masują skórę co czyni ten zabieg bardzo przyjemnym, a także skutecznym. Peeling bardzo dobrze złuszcza martwy naskórek co w rezultacie daje nam miękką, gładką oraz rozjaśnioną skórę dłoni. Producent wspomina także o nawilżeniu, jednak ja takowego nie wyczuwam i zawsze aplikuje krem. Jeśli chodzi o zapach to fanki serii Home Spa mogą czuć się rozczarowane. Nie ma tutaj relaksacyjnego aromatu ziół i cytrusów. Dla mnie ten zapach jest po prostu nijaki, ale w cale mi to nie przeszkadza ponieważ działanie spełnia moje oczekiwania i to mi wystarcza.
Pat&Rub, Peeling do Ust - kiedyś uważałam, że peeling do ust to zbędny kosmetyk, a teraz po prostu nie mogę bez niego żyć i jest w użyciu praktycznie codziennie. Wiem, że można zrobić własnoręcznie taki peeling w domu, ja jednak bardzo polubiłam "gotowce" od Pat&Rub. Miałam już wersję pomarańczową, o której wspominałam w tym poście >klik<, i w sumie była troszkę lepsza od tej różanej ponieważ miała olejki. Tutaj tego nie mamy. Ta wersja jest sucha i troszkę kłopotliwa podczas aplikacji. Jednak gdy już kosmetyk zaaplikujemy wystarczy wykonać kilka ruchów ustami, zmyć pozostałości lub po prostu zlizać (tak, tak, ten peeling jest jadalny :)) i gotowe. Usta są wygładzone, odżywione i gotowe na nałożenie pomadki, koniecznie w jakimś szalonym kolorze ;) lub odżywczego balsamu. Cena tego cuda to 49 zł, troszkę dużo, ale kosmetyk jest szalenie wydajny, a po otwarciu mamy aż 12 miesięcy na jego zużycie.
RITUALS..., Himalaya Scrub - co tu dużo mówić, rewelacyjny peeling solny o przepięknym zapachu i genialnym działaniu. Jednak to jeszcze nie wszystkie plusy. Plusem jest tutaj też wydajność, która jest przeogromna. Tzn. u każdego na pewno będzie różna, ale naprawdę niewielka ilość peelingu wystarcza żeby dokładnie "złuszczyć" nogi, brzuch, plecy oraz ręce. Do dekoltu go nie polecam ponieważ jest bardzo mocny, a jednak w tym miejscu skóra jest cienka i delikatna. Na pozostałych częściach ciała sprawdza się wyśmienicie. Rewelacyjnie złuszcza martwy naskórek pozostawiając skórę gładką, miękka, jakby jędrniejszą oraz nawilżoną i pachnącą. Dla mnie rewelacja. Więcej na jego temat przeczytacie tutaj >klik<.
Organique/Basic Cleaner, Peeling Enzymatyczny z Ziołami - gdy moja cera jest podrażniona czy też przesuszona lubię zrobić przerwę od peelingu mechanicznego i wtedy właśnie sięgam po peeling enzymatyczny. Obecnie towarzyszy mi ten od Organique i muszę przyznać, że bardzo się polubiliśmy. Jest łagodny (choć, wiem, że niektórym wyrządził krzywdę więc warto dorwać gdzieś próbkę jeżeli jest taka możliwość), ale skuteczny. Pozostawiony na 10-15 minut (producent zaleca pozostawić na 5 minut, a następnie przez 5 minut masować skórę, ale ja tak nie robię) sprawia, że po zmyciu ukazuje się nam jaśniejsza i piękniejsza skóra. Pory są oczyszczone, obkurczone, a sama skóra jest oczyszczona, matowa i gładka, a po suchych skórkach nie ma śladu. Kosmetyk ma przyjemny, delikatny zapach, a także ciekawy skład, w którym znajdziemy takie składniki aktywne jak: papaina, bromelaina, kaolin, prawoślaz, krwawnik, kwas cytrynowy, glikolowy, mlekowy. Moim zdaniem to świetny peeling i warto się nim zainteresować ;)
Yoskine, Mikrodermabrazja/Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy - mój zdecydowany faworyt jeżeli chodzi o peelingi mechaniczne. Moja cera, mieszana, z rozszerzonymi porami oraz zaskórnikami kocha ten peeling, a ja kocham efekt jaki otrzymuje po jego zastosowaniu. Peeling skutecznie złuszcza martwy naskórek, a także dobrze oczyszcza pory i zdecydowanie je obkurcza. Po zaledwie dwóch minutach oczyszczania skóra jest niesamowicie wygładzona, rozjaśniona, a także zmatowiona i gotowa na przyjęcie składników aktywnych zawartych w kremie bądź maseczce. Nie jest to jednak kosmetyk dla każdego ponieważ jest bardzo mocny. Mojej wrażliwej cery nie podrażnia, ale po jego zastosowaniu jest ona delikatnie zaczerwieniona, na szczęście tylko przez chwilę. Pełna recenzja >klik<.
Phenome/Green Tea, Fresh Mint Heel Pumice - zadbane stopy w kilka minut? Z tym peelingiem/pumeksem to możliwe! Oczywiście jeśli lubicie seanse z moczeniem stóp w wodzie z solą itd. potrwa to troszkę dłużej niż kilka minut ;) Ja najczęściej używam tego peelingu/pumeksu pod prysznicem. Oczywiście zawsze pod koniec kąpieli gdy skóra jest zmiękczona. Masuję, przez ok. minutę, może dwie, najpierw jedną stopę, następnie drugą i już po chwili mogę cieszyć się gładką i miękką skórą. Po takim zabiegu martwy, zrogowaciały naskórek jest dokładnie usunięty, a stopy są odprężone. Teraz pozostaje tylko pomalować paznokcie, nałożyć treściwy krem i pedicure zrobiony. Więcej o tym kosmetyku możecie przeczytać tutaj >klik<. Moja tubka już dobija dna, ale kiedyś na pewno skuszę się na następną ;)
Pat&Rub/Home Spa, Kremowy Peeling do Dłoni - niby do dłoni można użyć tego samego peelingu co do ciała, ale dla mnie to nie to samo. Skóra na dłoniach, a na ciele jest troszkę inna i ma też inne wymagania, a peeling Pat&Rub doskonale się w nie wpisuje. zawarte w kosmetyku drobinki z bamusa oraz pestek moreli, są malutkie, nie rozpuszczają się pod wpływem wody i delikatnie masują skórę co czyni ten zabieg bardzo przyjemnym, a także skutecznym. Peeling bardzo dobrze złuszcza martwy naskórek co w rezultacie daje nam miękką, gładką oraz rozjaśnioną skórę dłoni. Producent wspomina także o nawilżeniu, jednak ja takowego nie wyczuwam i zawsze aplikuje krem. Jeśli chodzi o zapach to fanki serii Home Spa mogą czuć się rozczarowane. Nie ma tutaj relaksacyjnego aromatu ziół i cytrusów. Dla mnie ten zapach jest po prostu nijaki, ale w cale mi to nie przeszkadza ponieważ działanie spełnia moje oczekiwania i to mi wystarcza.
Pat&Rub, Peeling do Ust - kiedyś uważałam, że peeling do ust to zbędny kosmetyk, a teraz po prostu nie mogę bez niego żyć i jest w użyciu praktycznie codziennie. Wiem, że można zrobić własnoręcznie taki peeling w domu, ja jednak bardzo polubiłam "gotowce" od Pat&Rub. Miałam już wersję pomarańczową, o której wspominałam w tym poście >klik<, i w sumie była troszkę lepsza od tej różanej ponieważ miała olejki. Tutaj tego nie mamy. Ta wersja jest sucha i troszkę kłopotliwa podczas aplikacji. Jednak gdy już kosmetyk zaaplikujemy wystarczy wykonać kilka ruchów ustami, zmyć pozostałości lub po prostu zlizać (tak, tak, ten peeling jest jadalny :)) i gotowe. Usta są wygładzone, odżywione i gotowe na nałożenie pomadki, koniecznie w jakimś szalonym kolorze ;) lub odżywczego balsamu. Cena tego cuda to 49 zł, troszkę dużo, ale kosmetyk jest szalenie wydajny, a po otwarciu mamy aż 12 miesięcy na jego zużycie.
Poniżej możecie zobaczyć jak mniej więcej wygląda konsystencja wszystkich peelingów. Zaczynając od nadgarstka mamy: Szafirowy Peeling - Yoskine, Pumeks - Phenome, Peeling do Dłoni - Pat&Rub, Peeling do Ust - Pat&Rub, Peeling Enzymatyczny - Organique i Himalaya Scrub - Rituals.
Znacie któryś z moich peelingów? A może któryś Was szczególnie zainteresował? Ile peelingów Wy macie w swojej kolekcji? :) Pochwalcie się koniecznie :)
16.10.14
(Krótki) trening na nogi i pośladki
Po kilku miesiącach lenistwa postanowiłam wrócić do regularnych treningów. Na początek skupiłam się głównie na pośladkach oraz nogach ponieważ te części ciała mam najbardziej problematyczne. Za jakiś czas dołożę do tego ćwiczenia na brzuch, ale jeszcze nie teraz. Komponując trening wybierałam głównie ćwiczenia, które są łatwe i w miarę przyjemne, a także nie obciążają kolan. Moja kondycja wynosi 0, dlatego też nie chciałam już na samym starcie się wykończyć i zniechęcić. Zależało mi żeby żeby zacząć po mału i na spokojnie. Jeśli jesteście ciekawe jak wygląda mój trening zapraszam dalej.
Całośc trwa ok. 30 minut, może troszkę mniej, a może troszkę ponad. Szczerze mówiąc nigdy nie sprawdzałam ;)
Na początek rozgrzewka. Ja wybrałam rozgrzewkę z Mel B >klik<, która trwa ok. 5 minut i angażuje praktycznie wszystkie partie ciała. Ćwiczenia są tutaj łatwe do wykonania i przyjemne, a także robią to co mają robić czyli rozgrzewają.
Po rozgrzewce czas na nogi. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się łatwe i wygląda przyjemnie. Niestety, jak już wspominałam wyżej, moja kondycja wynosi zero i podczas pierwszego treningu po 3 serii pajacyków "wysiadłam" i miałam dość. Teraz, po kilku treningach, jest już ok i bez problemu wykonuję wszystkie ćwiczenia, choć przedostatnia pozycja czyli "krzesło pod ścianą" daje mi cały czas nieźle w kość. Niby to tylko minuta, ale jest to najdłuższa i najbardziej bolesna minuta jaką można sobie wyobrazić ;)
Teraz czas na pośladki i tutaj ponownie wybrałam Mel B >klik<. Bardzo lubię te ćwiczenia, są łatwe do wykonania, ale skuteczne (po pierwszym treningu zakwasy murowane). Podczas treningu czuć jak mięśnie pracują, wręcz nawet trochę "palą". Lubię to uczucie. Całość trwa 10 minut, ale jest to przyjemny czas i mija bardzo szybko.
Ostatnie ćwiczenia to program Ewy Chodakowskiej >klik<, który angażuje mięśnie pośladków, nóg, a w szczególności mięśnie przywodziciele ud czyli wewnętrzne partie ud. Mamy tutaj 5 ćwiczeń, każde z nich trwa minute i jest wykonywane na macie. Jest to z pozoru łatwy trening, ale wyciska (ze mnie) siódme poty. No, ale o to w końcu chodzi, prawda?
I to już wszystko. Ja jeszcze, po każdym treningu, obowiązkowo się rozciągam. Jest to ważny punkt, tak samo jak rozgrzewka.
Co do efektów to jeszcze za wcześnie żeby o jakichkolwiek mówić ponieważ za mną dopiero 5 czy 6, a może 7 treningów. Jedyne co widać to to, że skóra staje się coraz bardziej napięta, ale w tym pomaga mi też szczotkowanie ciała na sucho >klik<, no i pośladki zaczynają się troszkę podnosić i wyglądać coraz lepiej ;) Jednak jeszcze długa droga przede mną, mam nadzieję, że się nie poddam i osiągnę wymarzony efekt :)
Na koniec bonus, czyli ja po jednym z treningów. Zmęczona, ale szczęśliwa ;)
Wiem, wiem, wszystko opisałam beznadziejnie, niestety nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale bardzo chciałam pokazać Wam swój trening. A nuż komuś się przyda :)
PS. Pisałam ten post 2 razy. Za pierwszym razem coś wcisnęłam, sama nie wiem co, i wszystko przepadło :(
Całośc trwa ok. 30 minut, może troszkę mniej, a może troszkę ponad. Szczerze mówiąc nigdy nie sprawdzałam ;)
Na początek rozgrzewka. Ja wybrałam rozgrzewkę z Mel B >klik<, która trwa ok. 5 minut i angażuje praktycznie wszystkie partie ciała. Ćwiczenia są tutaj łatwe do wykonania i przyjemne, a także robią to co mają robić czyli rozgrzewają.
Po rozgrzewce czas na nogi. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się łatwe i wygląda przyjemnie. Niestety, jak już wspominałam wyżej, moja kondycja wynosi zero i podczas pierwszego treningu po 3 serii pajacyków "wysiadłam" i miałam dość. Teraz, po kilku treningach, jest już ok i bez problemu wykonuję wszystkie ćwiczenia, choć przedostatnia pozycja czyli "krzesło pod ścianą" daje mi cały czas nieźle w kość. Niby to tylko minuta, ale jest to najdłuższa i najbardziej bolesna minuta jaką można sobie wyobrazić ;)
Teraz czas na pośladki i tutaj ponownie wybrałam Mel B >klik<. Bardzo lubię te ćwiczenia, są łatwe do wykonania, ale skuteczne (po pierwszym treningu zakwasy murowane). Podczas treningu czuć jak mięśnie pracują, wręcz nawet trochę "palą". Lubię to uczucie. Całość trwa 10 minut, ale jest to przyjemny czas i mija bardzo szybko.
Ostatnie ćwiczenia to program Ewy Chodakowskiej >klik<, który angażuje mięśnie pośladków, nóg, a w szczególności mięśnie przywodziciele ud czyli wewnętrzne partie ud. Mamy tutaj 5 ćwiczeń, każde z nich trwa minute i jest wykonywane na macie. Jest to z pozoru łatwy trening, ale wyciska (ze mnie) siódme poty. No, ale o to w końcu chodzi, prawda?
I to już wszystko. Ja jeszcze, po każdym treningu, obowiązkowo się rozciągam. Jest to ważny punkt, tak samo jak rozgrzewka.
Co do efektów to jeszcze za wcześnie żeby o jakichkolwiek mówić ponieważ za mną dopiero 5 czy 6, a może 7 treningów. Jedyne co widać to to, że skóra staje się coraz bardziej napięta, ale w tym pomaga mi też szczotkowanie ciała na sucho >klik<, no i pośladki zaczynają się troszkę podnosić i wyglądać coraz lepiej ;) Jednak jeszcze długa droga przede mną, mam nadzieję, że się nie poddam i osiągnę wymarzony efekt :)
Na koniec bonus, czyli ja po jednym z treningów. Zmęczona, ale szczęśliwa ;)
Wiem, wiem, wszystko opisałam beznadziejnie, niestety nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale bardzo chciałam pokazać Wam swój trening. A nuż komuś się przyda :)
PS. Pisałam ten post 2 razy. Za pierwszym razem coś wcisnęłam, sama nie wiem co, i wszystko przepadło :(
Subskrybuj:
Posty (Atom)